Rozdział 1. - Czary znikąd

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Privet Drive 4. Zwyczajna, angielska ulica na przedmieściach Surrey. Jednopiętrowy domek pomalowany zwykłym, żółtym kolorem. Nic specjalnego. Czego można się spodziewać po okolicy zamieszkiwanej przez mugoli? Z pewnością żadnej magii ani żadnych czarów. Czego mógł się spodziewać zwykły szesnastolatek zamieszkujący wyżej wspomnianych domek? Z pewnością mnóstwa obelg usłyszanych od kuzyna. I nie tylko.

Harry Potter mógł zatem bezwstydnie uznać, że absolutnie nie pasuje do tego miejsca. Począwszy od bardzo niezwykłej przeszłości i zadziwiającego dzieciństwa, a skończywszy na ciekawym miejscu nauki i niekonwencjonalnych znajomościach. No i ogólnie mówiąc o jego stylu bycia, który niejeden mugol z pewnością uznałby za nienormalny.

Tak też uważała jego rodzina. Harry siedział teraz z ,,zapaloną" różdżką w łóżku pod kołdrą i pochłaniał kolejny kawałek tortu. Gdyby ktoś głośno pomyślał teraz, że dostał od ciotki i wuja, z którymi mieszkał, z pewnością zostałby wyśmiany. Tak się złożyło, że chłopak kilka dni temu obchodził szesnaste urodziny i wbrew pozorom otrzymał niemałą ilość prezentów, lecz nie od rodziny. W każdym razie niecałej. Czy ojca chrzestnego można nazwać rodziną? Nawet jeśli nie, to Harry'ego bez wątpienia łączy z nim większa więź niż z wujem Vernonem, ciotką Petunią oraz kuzynem Dudleyem. Na przykład dlatego, że to właśnie od Syriusza Blacka otrzymał jeden z rodowych albumów Blacków. Księga była bardzo gruba i zawierała zdjęcia, w których istnienie nie uwierzyłaby reszta domowników. Na każdej stronie znajdowała się poruszająca się fotografia oraz niewielka podstawowa kartoteka danego członka rodziny Blacków. Lista była posegregowana od najstarszego do najmłodszego, a z powodu pokaźnej liczby osobników Harry'emu ciężko było mu dotrzeć do najbardziej znanych mu osób. Album był tak zaczarowany, że z narodzeniem każdego nowego członka rodu, ,,wyrastała" kolejna kartka z gotowymi informacjami. Mieściła się w nim chyba każda osoba pochodząca od Blacków, nawet poprzez żonę, męża czy dziecko. Harry znalazł w książce nawet wydziedziczonych członków rodziny (chociażby z powodu małżeństwa z mugolem), co zostało wyraźnie zaznaczone. Niestety, siebie ani swoich rodziców i przyjaciół chłopak tam nie znalazł, choć sądząc po tak dużej ilości powiązań między rodzinami, istniało duże prawdopodobieństwo, że w choćby najmniejszym stopniu jego i Syriusza łączy jakaś rodzinna więź. Harry starał się mieć teraz z nim jak najlepszy kontakt, bo wciąż obwiniał się, że przez własną nieuwagę jego ojciec chrzestny mógł zginąć. Pod koniec ubiegłego roku w Hogwarcie on i piątka jego przyjaciół uczestniczyła w bitwie w Departamencie Tajemnic, między innymi, aby uratować Syriusza. Szybko jednak w tym miejscu zjawili się śmierciożercy, a gdyby nie późniejsza pomoc członków Zakonu Feniksa, mężczyzna zginąłby z rąk jednej z najgorszych śmierciożerczyń - Bellatriks Lestrange. W porę jednak pomógł mu przyjaciel Syriusza i dawny nauczyciel Harry'ego, Remus Lupin - szybko rozbroił niedoszłą morderczynię i deportował się wraz z nim do siedziby Zakonu. Harry nie mógł uwierzyć, że tyle minut dzieliło go od utraty najbliższego mu krewnego. Pocieszał się marzeniami, że może i tę resztę wakacji spędzi przy Grimmauld Place 12.

Od swojego najlepszego przyjaciela, Rona Weasleya, dostał natomiast tort z żółto-czerwonym kremem (upieczony przez mamę Rona) oraz pomarańczowy wełniany szalik z logo drużyny quidditcha Armaty z Chudley, której Ron był zawziętym kibicem. Do tego Hermiona Granger - jego najlepsza przyjaciółka - podarowała mu paczkę Fasolek Wszystkich Smaków Bertiego Botta oraz coś, co mugole (a zatem rodzina i znajomi Hermiony) nazywają fiszkami. Dziwnie, bo Harry nigdy nie ujrzał czegoś takiego u Dudleya, ale to pewnie dlatego, że kuzyn nie przywiązywał zbyt dużej wagi do nauki. Owe fiszki były bowiem stołem karteczek, bardzo przydatnym do nauki zaklęć - z jednej strony była nazwa zaklęcia wraz z jego inkantacją, a z drugiej jego opis i prawidłowy ruch różdżką. Harry pomyślał, że na pewno mu się to przyda, mimo że nie był jakoś bardzo słaby z zaklęć. Otrzymał również podarunek od drugiego przyjaciela - Hagrida. Prezentem okazała się dość stara książka Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć, autorstwa Newta Skamandera oraz pudełko z jedenastoma czekoladowymi ciastkami tworzącymi jego imię i nazwisko. Jak widać, przyjaciele dbali przede wszystkim o to, by Harry nie umarł z głodu. Przysmaki bowiem, które od nich dostał, nie były w niczym podobne do tego, co podawali mu Dursleyowie (którzy wbrew pozorom wcale Harry'ego nie głodzili).

Harry, przeżuwając ostatni kawałek tortu, schował resztę smakołyków pod obluzowaną deską w podłodze. Musiał tak robić, gdyż nie wiadomo, jak Dursleyowie zareagowaliby na jedzenie, które przechowuje. Zerknął na zegarek. Wpół do trzeciej w nocy. Postanowił się jeszcze zdrzemnąć do szóstej rano, kiedy to znów obudzi go poranna wrzawa jego wujostwa.

*

Nie mylił się. Parę minut po szóstej do drzwi jego sypialni załomotała ciotka Petunia.

- Wstawaj! Na śniadanie, natychmiast! - krzyknęła.

Harry przeciągnął się w łóżku, zastanawiając się, dlaczego tak stanowczo kazała mu zejść do salonu. Na odpowiedź nie czekał długo. Gdy tylko zszedł po schodach, usłyszał dźwięk imprezowych piszczałek. Jak mógł o tym zapomnieć? Przecież dziś są urodziny wuja Vernona!

Chłopak usiadł przy stole w salonie. Jak zwykle - jego ,,rodzina" zdawała się kompletnie go nie zauważyć, do czego Harry zdążył się już przyzwyczaić. Tym razem jednak, ze względu na rodzinne święto, Dudley postanowił pierwszy zacząć rozmowę z kuzynem. Bynajmniej nie miała być ona sympatyczna.

- Wiesz, co dzisiaj jest? - zapytał, zajmując cały bok kwadratowego stołu blisko Harry'ego.

- Sobota, o ile się nie mylę - odparł śmiało chłopak.

- Głupi jesteś. Dziś są urodziny mojego taty, a twojego wuja. Mógłbyś okazać mu choć trochę więcej szacunku niż zwykle - mruknął Dudley, łypiąc na niego pogardliwie.

Jakby obaj okazywali mi choć połowę tego szacunku, na ile mnie stać, pomyślał Harry.

- Skąd wiesz, że nie zamierzam tego uczynić? Może mam dla niego jakiś prezent? - spytał Harry zdawkowo.

- Wyczuwam ironię. I powiem ci coś jeszcze - rzekł Dudley, nachylając się do Harry'ego, jakby nie chciał, by krzątająca się w kuchni ciotka Petunia coś usłyszała. - Wiem, że parę dni temu to ty miałeś urodziny. Nikt ci nie złożył życzeń, bo nie masz żadnych przyjaciół ani nikogo nie obchodzisz. Dlatego nie dziwię się, że nie chcesz być dziś miły dla mojego taty. Mimo wszystko to ty codziennie robisz mu problemy, podczas gdy on razem z mamą wyłażą ze skóry, by tobie było dobrze. Należy im się odrobina wdzięczności. A dziś szczególnie. Bo tata ma urodziny.

Harry usiłował nie parsknąć śmiechem na te wzruszającą wypowiedź. Już miał coś odpowiedzieć, gdy do pokoju wszedł wuj Vernon, ubrany w swoją najlepszą letnią koszulę. Dudley szybko odsunął się od Harry'ego. On ze swoją mamą przygotowali bowiem dla jubilata niespodziankę. Rzecz jasna Harry'emu nie pisnęli o niej ani słowem.

- Witam, rodzino! - zawołał wuj Vernon, spoglądając wesoło na żonę i syna.

- Cześć, tato! - zapiszczał Dudley, podbiegając do mężczyzny. - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!

- Stokrotne wszystkiego najlepszego, kochanie - powiedziała ciotka Petunia, obdarzając męża trzema pocałunkami w oba policzki.

- Najlepsze życzenia - bąknał Harry niezbyt głośno, ale na tyle, by wuj go usłyszał. Już minęły czasy, kiedy jako mały chłopczyk uparcie nie zamierzał składać mu życzeń.

- Czyżbyście szykowali dla mnie coś interesującego z tej okazji? - uśmiechnął się wuj Vernon z ciekawością, ignorując Harry'ego zupełnie.

- Może tak, może nie... Wszystkiego się dowiesz w swoim czasie - odrzekła ciotka Petunia z tajemniczym uśmiechem.

Wuj Vernon usiadł na kanapie w salonie, chwycił pilota i zaczął szukać czegoś ciekawego w telewizji. Korzystając z okazji, Petunia przywołała Harry'ego do siebie wzrokiem. Chłopak bardzo się zdziwił, ale posłusznie podszedł do ciotki.

- Słucham, ciociu?

- Wiesz pewnie, chłopcze, że dziś są urodziny twojego wuja?

- Oczywiście, przed chwilą złożyłem mu życzenia - odparł Harry posłusznie. Praktycznie patrzył z góry na ciotkę, gdyż on w trakcie wakacji podrósł do metra siedemdziesięciu, natomiast Petunia była od niego niższa o jakieś dwa centymetry.

- Nie były to najładniejsze życzenia, ale nie o tym - warknęła ciotka. - Razem z Dudleyem chcemy zabrać twojego wuja na kręgielnię. Siedzi codziennie w tej firmie, więc należy mu się trochę urlopu. Musimy cię, niestety, zabrać ze sobą. Pani Figg znów złamała nogę, cała rodzina powyjeżdżała na wakacje, a ciebie nie zostawimy tutaj samego, bo jeszcze dom do góry nogami wyrzucisz. Jedziesz z nami, ale jeśli znów zrobisz z kogoś balona, uwolnisz jakąś niebezpieczną bestię lub w inny sposób popsujesz ten dzień swojemu wujowi, zapewniam cię, że nie będzie z tobą dobrze. Zapanuj nad tą swoją nienormalnością. Zrozumiano?

- Owszem, ciociu. Nie byłbym sobą, gdybym zrobił coś nie tak w ten ważny dla was dzień - odrzekł Harry z powagą, lecz wiedział, że to ani trochę nie uspokoiło ciotki.

Prawdę mówiąc, Harry głęboko zastanawiał się, czy na pewno nie chce z własnej woli popsuć Dursleyom ich rodzinnego święta. Nie przejmowała się już groźbami, że ,,nie będzie z nim dobrze", bo wiedział, że mugole nie byliby w stanie mu nic zrobić. Z drugiej strony obawiał się, czy ,,nieświadome" rzeczy wykonane w obecności mugoli nie byłyby źle potraktowane przez Ministerstwo Magii. W każdym razie Harry postanowił nie narażać się nikomu.

Punktualnie o piętnastej wraz z Dursleyami wsiadł na tylne siedzenie w samochodzie i pojechali do centrum miasta. Przechadzając się ulicami Surrey w drodze do galerii, Dudley spotkał przynajmniej trzech szkolnych kolegów, stanął przy witrynach przynajmniej pięciu sklepów z grami komputerowymi, a także starał się namówić rodziców na wizytę w dwóch lodziarniach, jednej budce z hamburgerami i trzech restauracjach. Niestety nie posłuchano żadnej z jego prośb, gdyż zgodnie ze szkolnymi nakazami, chłopak musiał wciąż przestrzegać wyznaczonej diety. Jedyne, czym poczęstowano jego i Harry'ego to po butelce soku owocowego.

W końcu doszli do domu towarowego The Atrium, a następnie do kręgielni. Wybrali zarezerwowany tor i zaczęli grać. Harry zamierzał - a przynajmniej miał nadzieję - być lepszym od kuzyna. Jako następny po nim w kolejce, chłopak chwycił kulę trzema palcami, zamachnął się i rzucił nią przed siebie. Jak łatwo się domyślić, po chwili wszystkie dziesięć kręgli znalazło się poniżej toru. Niestety, nie spotkało się to z nieuwagą Dudleya.

- Tato, tato! On oszukuje! Wcale nie zamachnął się tak mocno! To pewnie przez te jego nieludzkie zdolności... - krzyczał płaczliwym głosem.

Vernon i Petunia niespecjalnie przejęli się zwycięstwem Harry'ego nad Dudleyem, a raczej tym, że ludzie wokół mogliby usłyszeć o nienormalności siostrzeńca. Kazali zatem Dudleyowi nie mówić o tym tak głośno, a na to, że Harry świetnie sobie radzi z kręglami, postanowili nie zwracać uwagi. Równie dobrze mógłby przecież najzwyczajniej w świecie być w tym dobrym.

Jednak właśnie wtedy zaczęło się coś komplikować. Harry usiadł przy stole obok toru, na którym spoczywało dużo urodzinowych przysmaków i wziął sobie dwa ciastka. Dudley patrzył z utęsknieniem na słodycze, lecz nie dał za wygraną. Usiadł obok Harry'ego i popijając wodę, zaczął uprawiać swoją ulubioną dyscyplinę sportu, jaką było dokuczanie kuzynowi.

- Pewnie myślisz, że jesteś taki fajny, bo co chwilę zbijasz wszystkie kręgle, co? - zadrwił chłopak.

- Myślę, że jestem z siebie dość dumny i nie wątpię, że ty czułbyś się tak samo - odparł Harry ze śmiałością w głosie.

Dudley zagryzł wargę i mruknął:

- Ja wiem, że ty po prostu używasz tych głupich czarów. Może masz w kieszeni ten swój patyk i sama pomaga ci w grze? No, pokaż kieszenie!

- Nie mam nic do ukrycia - powiedział Harry niewinnie, wywracając kieszenie spodni na drugą stronę. - Ale jeśli chcesz, mogę cię zaczarować tak, że będziesz rzucał jeszcze lepiej.

- Nie wolno ci tego robić! - pisnął Dudley, machając rękami. - Nie wolno ci poza szkołą! Zresztą już dwa razy prawie cię wywalili. A raczej bym tego nie chciał, bo każdego roku mam przynajmniej dziesięć miesięcy wolności.

- Gdybyś miał trochę więcej oleju w głowie, wiedziałbyś, że bez różdżki nie dałbym rady cię zaczarować. Tak potrafią tylko wyjątkowo wykwalifikowani czarodzieje - rzekł Harry poblażliwie, wiedząc, że taki potok dziwnych słów zdenerwuje Dudleya. Nie mylił się.

- Poczekaj! Idę rzucić kulą. I nie waż się mnie dotykać! Sam cię ogram - warknął Dudley.

Harry założył ręce na piersi, spoglądając na Dudleya drwiąco. Jego kuzyn nie miał pojęcia, że Harry tak naprawdę samowolnie nigdy by nie zrobił nic przeciwko niemu za pomocą czarów. Miał szczerą nadzieję, że dzisiejszego popołudnia nie uda mu się wyładować emocji w niecodzienny sposób. Chociaż...

- Dudley! Dawaj, pogramy przeciwko sobie, raz ty, raz ja! - zawołał Harry, podchodząc do kuzyna, który już schylał się, by wziąć kulę do ręki. Wuj Vernon i ciotka Petunia wyszli chyba po coś do jedzenia do sąsiedniego sklepu.

- Tylko nie próbuj oszukiwać - powiedział stanowczo Dudley.

Wziął pierwszą lepszą kulę, zamachnął się i rzucił. Udało mu się zepchnąć aż pięć kręgli. Harry mocno się teraz skupił jednocześnie na ruchach Dudleya i swoich myślach. Przecież Ministerstwo nie może czytać mu w myślach, więc niewielkie zamieszanie nie zaszkodzi. Gdy kuzyn sięgał po kolejną kulę, Harry głęboko się nad czymś zastanowił, po czym Dudley przewrócił się całym ciałem na rynnę z kulami, jakby niewidzialna noga dała mu mocnego kopniaka.

- Hej, co jest?! - krzyknął Dudley, obrzucając Harry'ego niemiłym spojrzeniem. - To ty? Przecież nie masz tej swojej różdżki!

- O widzisz. A jednak się czegoś nauczyłeś - mruknął Harry z drwiącym uśmiechem. - Zatem to nie ja. To ty nie umiesz utrzymać równowagi.

Dudley dźwignął się na nogi, rozcierając obolałe kolana od spotkania z kulami do kręgli i chwycił kolejną. Harry w myślach śmiał się, że to tylko początek małej zabawy, nie wiedząc, że wkrótce rozpęta dużą katastrofę. Sam się zresztą zastanawiał, od kiedy zna się na zaklęciach niewerbalnych.

Natomiast jego kuzyn, z lekkim strachem w oczach, szybko rzucił kulę, która równie szybko znalazła się w rynnie przy torze. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby razem z kulą w rynnie, rozciągnięty jak długi, nie znalazł się Dudley.

- To nienormalne! To znowu twoja sprawka? - wrzasnął Dudley. - Słuchaj, Potter, starałem się wybić mamie z głowy pomysł, abyś szedł z nami i widzę, że miałem rację! Po co z nami szedłeś? No?

Harry zaczynał się poważnie zastanawiać, czy nie przesadził, ale duma, jaka go rozpierała z powodu nieodkrytego talentu, była silniejsza. Nie wiedział tylko, skąd to się u niego wzięło.

Nie odpowiedział Dudleyowi na tę zaczepkę. Podszedł bliżej toru, gdyż teraz była jego kolej. Chwycił kulę w palce, zamachnął się i rzucił. Po chwili mocno pożałował tego, co zrobił. Kula, zamiast potoczyć się po torze, poszybowała ku górze i z łoskotem spadła na ziemię. O co, do Merlina jasnego, chodziło? Harry'ego powoli opuszczała duma, a więcej przybywało strachu. Harry zerknął z ukosa na Dudleya, który zbliżał się do niego ze wściekłym spojrzeniem, zaciskając pięści. Po chwili spojrzał na kule spoczywające blisko toru. To się stało w ułamek sekundy. Kule wzleciały w powietrze i rozpętały prawdziwą katastrofę. Ludzie wokół zaczęli krzyczeć przeraźliwie. Nagle Harry usłyszał ostatnią rzecz, na którą miałby teraz ochotę. Jego głowę wypełnił dziwny szum i świszczący, wstrętnie piskliwy głos:

- Haaaaaarry Pottttttter...

Ostatnią sceną, jaką dostrzegł, był wuj Vernon ze wściekłym wyrazem twarzy oraz przerażona ciotka Petunia, podbiegająca do Dudleya. Po chwili dźwięk uderzenia w głowę wypełnił mu uszy, a ciemność ogarnęła jego oczy.

***
Tak tak, moi drodzy, właśnie doczekaliście się pierwszego rozdziału mojej drugiej wattpadowskiej opowieści 😘😘 Bardzo bym chciała, aby to ff odniosło większy sukces niż "Stara Tajemnica Nory" i aby lepiej wyszło, bo naprawdę - ma mega oklepaną fabułę! 😃 Zajrzyjcie też do filmu u góry, to zwiastun stworzony przeze mnie i jestem z niego mega dumna, naprawdę mi się podoba ❤ W przyszłości powinien się też pojawić zwiastun nr 2, wykonany przez inną osobę, mam nadzieję, że wyjdzie równie świetnie 🌸 Jeśli Wam się spodoba, będzie mi bardzo miło, jeśli polecicie książkę znajomym 😅👌

Do następnego ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro