Rozdział 23. - Braterska troska

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ron i Hermiona stali jak słupy soli, wpatrując się w Harry'ego. Dziewczyna od razu spytała:

— Co tu się przed chwilą wydarzyło?

— Zaraz... jak długo tu stoicie? — zdziwił się Harry.

— Od chwili, gdy Ginny powiedziała, że coś ci się nie udało z Cho, ale z nią się udało — odparł Ron, lekko poirytowany.

— Ona... ona... — zaczął Harry, nie wiedząc, czy dobrze zrobi, jeśli powie przyjaciołom o całym zajściu. W końcu uznał, że zupełnie nie warto tego ukrywać, więc powiedział wprost — ...pocałowała mnie. W usta. A ja ją... odepchnąłem.

Ron był widoczne mocno zmieszany całą sytuacją. Wpatrywał się w Harry'ego, jakby zobaczył ducha, kompletnie nie wiedząc, co powiedzieć. W końcu podszedł zdecydowanym krokiem do dziury pod portretem, rzucił Grubej Damie hasło („Piwo kremowe") i szybko wszedł do pokoju wspólnego. Harry i Hermiona ruszyli za nim. Ron stanął nad Ginny, która spokojnie siedziała na kanapie i czytała książkę. Podniosła wzrok znad lektury i rzuciła Ronowi pytające spojrzenie.

— Siostrzyczko — zaczął chłopak. Starał się, aby ton jego głosu był spokojny, ale tym bardziej słychać było w nim poirytowanie. — Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz?

— A co, nie można sobie wszystko w spokoju czytać książki? — odrzekła Ginny.

— Nie o to mi chodzi! — warknął Ron. — Całujesz się z moim kumplem na korytarzu, prawie na moich oczach, w miejscu, gdzie wszyscy mogą was zobaczyć! Nawet nie jesteście...

— Słuchaj — rzekła Ginny zdenerwowana. — Nie będziesz mi mówił, z kim mam się całować, a z kim nie. Jakoś Harry nie narzekał. Prawda, Harry?

— Eee... ja... — Harry zaczął się jąkać, przez to, że został postawiony w dość dziwnej sytuacji. — Byłem dość zaskoczony, sama rozumiesz.

Ron wydał dźwięk przypominający prychnięcie pomieszane ze śmiechem i krzyknął:

— Ale przecież nikt nie lubi, gdy się kogoś całuje wbrew jego woli! Dobrze mówię czy nie?

— No, to fakt. Trochę to było dziwne — mruknął Harry nieśmiało.

Ginny zaczerwieniła się jak burak. Otworzyła na krótko usta, by jeszcze coś powiedzieć, ale zamiast tego gwałtownie stanęła na równe nogi i wybiegła z pokoju wspólnego przez dziurę pod portretem.

Hermiona spojrzała na Rona z niedowierzaniem i spytała cicho:

— Jak mogłeś? Ośmieszyć własną siostrę przy tylu ludziach?

— To niech następnym razem się zastanowi, zanim zrobi coś podobnego, bo to nie pierwszy raz, kiedy tak flirtuje z Harrym — oświadczył Ron sucho.

— Pójdę jej poszukać. A ty, Harry — dziewczyna położyła mu rękę na ramieniu — niczym się nie przejmuj. To nie jest twoja wina. I zrobisz, co będziesz uważał za stosowne w stosunku do niej.

Po tych słowach Hermiona opuściła Wieżę Gryffindoru, nie spojrzawszy już na Rona. On zaś opadł na kanapę i westchnął głęboko, po czym popatrzył na Harry'ego i zapytał:

— Powiedz mi, stary, dlaczego dziewczyny zawsze wymagają tak wielkiego zrozumienia?

— Może faktycznie nie potraktowałeś Ginny najlepiej. Jako jej brat mogłaś zachować się milej — stwierdził Harry.

— Wiem o tym. Po prostu się na nią zdenerwowałem... — odparł Ron zniesmaczony. — Ale... Harry?

— Hmm?

— Ty do niej nic... No wiesz?

— Nie. Raczej nie.

— To dobrze. Znaczy... — Ron się trochę zawahał. — Nie mogę ci zabronić, żebyś był z moją siostrą, ale sam rozumiesz...

— Ale ja naprawę nic do niej nie czuję. Nie masz się o co martwić — powiedział Harry. — Przykro mi, jeśli będę musiał ją odrzucić, ale ona jest dla mnie tylko dobrą koleżanką.

— No dobra. Jestem jakoś spokojniejszy — wymamrotał Ron. — Co robimy?

— Trening quidditcha zaplanowałem dopiero na szesnastą... Teraz pada deszcz, więc nie ma sensu wychodzić na błonia...

Chłopak zapatrzył się w drobne krople deszczu uderzające w szyby. Wyobraził sobie, jak przy takiej pogodzie będzie wyglądał ich trening. Na samo wspomnienie podobnych treningów i meczów z poprzednich lat, Harry od razu drżał z zimna.

— Może po prostu zostańmy w pokoju wspólnym i odróbmy lekcje? — zaproponował Ron.

— I ty to mówisz? Myślałem, że to Hermiona jest od planowania takich rzeczy. — Harry parsknął śmiechem. — Ale to dobry pomysł, możemy... AAACH!

Na jego głowie wylądowała sowa. Gryfon szybko pozbył się nieproszonego gościa z włosów i zauważył, że ptak nie jest wcale zmęczony, co oznaczało, że list został wysłany z zamku. Harry miał wówczas też dziwne przeczucie, że wie, od kogo jest list.

— Od kogo to? — zapytał Ron.

— Od Slughorna — westchnął Harry, patrząc na kopertę. Wyjął list z koperty i zaczął czytać.

Szanowny Panie Potter,

kolejne spotkanie Klubu Ślimaka odbędzie się dzisiejszego wieczora o godz. 18, w moim gabinecie w lochach.
Bardzo liczę na Pańską obecność.

Z wyrazami szacunku, Horacy Slughorn

Harry spojrzał na Rona z kwaśną miną. Drugi Gryfon zaś uniósł brwi z udawanym poszanowaniem i rzekł:

— I co, Harry? Cieszysz się na romantyczne spotkanie z profesorem Slughornem przy blasku świec, wsłuchując się w jego oraz rodzin naszych kochanych znajomych czarodziejskie wyczyny?

— Niezmiernie się cieszę — odrzekł Harry, jednak bezbarwny ton jego głosu zupełnie na to nie wskazywał. — Z tej radości aż skaczę. Tylko że chyba z mostu.

— Nie przesadzaj, na pewno nie będzie tak źle — mruknął Ron, po czym dodał już poważnie. — Myślisz, że zdążymy się uwinąć z treningiem w niecałe dwie godziny?

— W dwie godziny na pewno... Ale nie chciałbym, żebyśmy z Ginny przychodzili do Slughorna mokrzy, brudni i spoceni. Chyba dobrze by było przesunąć trening na piętnastą. Czekaj chwilę...

Harry szybko złapał byle jaki kawałek pergaminu oraz pozostawione poprzedniego wieczora pióro i atrament, po czym napisał krótką informację dotyczącą nowej godziny treningu quidditcha. Przyczepił ją do tablicy ogłoszeń i zamyślił się na krótko.

— Co jest? — spytał Ron.

— Chciałbym tak zaczarować tę kartkę, żeby, gdy obok będzie przechodził ktoś z drużyny, dała mu ona jakiś znak. Coś, żeby przyciągnęło jego uwagę.

— Na pewno Hermiona zna coś takiego... ooo, Hermiona! — zawołał Ron z zaskoczeniem, kiedy, niczym na zawołanie, dziewczyna weszła przez dziurę pod portretem do salonu Gryfonów.

— Co się stało? Ktoś umarł? — rzuciła Hermiona opryskliwie.

— Nie, ale... — Harry wyjaśnił swój cały zamysł, na co, ku jego radości, Gryfonka pokiwała głową.

— Ach, rozumiem. Pewnie, że jest na to zaklęcie. Daj mi chwilę...

Hermiona odwróciła się w stronę tablicy ogłoszeń, na której wisiała informacja dla drużyny Gryfonów. Wyjęła różdżkę z kieszeni i skierowała ją na kartkę, zamruczała jakąś formułkę pod nosem, przez co kartka na moment zalśniła. Hermiona zwróciła się do Harry'ego:

— Powinno działać. Harry, przejdź się obok tej ściany.

Harry posłusznie przeszedł od dziury pod portretem wzdłuż ściany, a w tym samym czasie kawałek pergaminu zalśnił tak samo, jak wcześniej.

— Dzięki, Hermiono. — Harry się uśmiechnął. — Znalazłaś Ginny?

— Tak, jest w bibliotece. Ale nie chciała ze mną rozmawiać, była naprawdę zawiedziona — odpowiedziała Hermiona, obrzucając Rona nieprzyjemnym spojrzeniem.

— Dobra, już dobra, nie obwiniaj mnie tak! — zawołał Ron, unosząc ręce, jakby się poddawał. — Wiem, że źle ją potraktowałem. Mogę do niej iść i ją przeprosić nawet teraz.

— Lepiej nie, Ron — rzekła Hermiona. Jej głos już lekko złagodniał, a kąciki ust zadrżały, jakby powstrzymywała się od uśmiechu. — Gdy wychodziłam z biblioteki, kątem oka dostrzegłam, jak do Ginny dosiadał się Dean Thomas.

Ronowi szczęka opadła z wrażenia.

— Żartujesz! — parsknął Ron. — Nie no, ja już naprawdę nie nadążam nad obiektami jej westchnień. I szczerze mówiąc, dopóki się nie zdecyduje na jeden, mnie to mało obchodzi.

Hermiona zerknęła na Harry'ego, który swoje rozbawienie reakcją Rona na sprawę próbował ukryć nagłym napadem kaszlu, czego dziewczyna nie mogła pozostawić bez szerokiego uśmiechu.

Kiedy Harry się w końcu opanował, powiedział do Hermiony:

— Pewnie dostałaś już list od Slughorna?

— Taaak — odrzekła Hermiona. — Nie możemy się doczekać, prawda?

— No jasne — skłamał Harry. Jednocześnie ciekawiło go, o czym tym razem mają rozmawiać podczas spotkania Klubu Ślimaka. — Wiesz, Ron wpadł na godny pochwalenia przez ciebie pomysł.

— Jaki? — zaciekawiła się Hermiona, wlepiając wzrok w Rona.

— Zanim pójdziemy na trening, możemy odrobić lekcje — wyjaśnił Ron.

Hermiona uniosła brwi z zaskoczenia i uśmiechnęła się szeroko.

*

— Dobra, na dzisiaj kończymy! — zawołał Harry, kiedy Katie Bell strzeliła ostatnią bramkę. Cała drużyna Gryfonów wylądowała na mokrej trawie i rozchlapując błoto wokół siebie, czym prędzej pobiegła do szatni. W trakcie treningu deszcz rozpadał się na dobre i teraz wszyscy byli przemoczeni do suchej nitki. Harry poważnie zastanawiał się, czy zdąży wyschnąć do spotkania Klubu Ślimaka i po raz kolejny pożałował, że w Hogwarcie nie działają mugolskie przedmioty, bo wówczas naprawdę przydałaby mu się suszarka. Podzielił się tym stwierdzeniem z Ronem, tłumacząc mu, jak się korzysta z takiej suszarki do włosów. Jego reakcja była dość przewidywalna.

— No coś ty! Kolejny mugolski gadżet, do którego potrzeba gniazdka i prądu? I to ma suszyć ludzi?

— Tak, bo z wnętrza suszarki wydostaje się powietrze napędzane przez prąd — tłumaczył mu Harry.

— Kurczę... czego to ci mugole nie wymyślą... Przy najbliższej okazji musisz koniecznie opowiedzieć o tym mojemu tacie!

— Z chęcią, ale najpierw chciałbym się dowiedzieć, czy istnieje jakieś zaklęcie, które działa tak samo — mruknął Harry niepocieszony.

Ktoś zapukał trzykrotnie w drzwi szatni. Ron, który siedział najbliżej, podszedł do drzwi i je uchylił i aż lekko podskoczył ze zdziwienia, bo zobaczył Hermionę.

— Och, cześć! Jesteś pewna, że możesz tu wchodzić?

— A czemu nie?

— No nie wiem... w każdym razie co ty tu robisz? My zaraz przyjdziemy do Wieży, aż tak się za nami stęskniłaś? — zapytał Ron ironicznie.

— Pomyślałam, że Harry'emu i Ginny przyda się moja pomoc.

— Twoja pomoc? — krzyknął Harry. — A w czym miałabyś nam pomóc po treningu, kiedy jesteśmy przemoczeni, brudni i zmęczeni?

— No właśnie. Przemoczeni i brudni. — Hermiona wsunęła się nieśmiało do pomieszczenia, a Ron, wciąż mocno zdziwiony, zamknął za nią drzwi. — Chyba nie chcecie tak wyglądać u Slughorna?

— Oczywiście, że nie — przyznał Harry i spojrzał na Ginny, oczekując od niej poparcia, lecz ta uparcie nie zwracała na niego uwagi i przyglądała się Hermionie z zaciekawieniem.

Hermiona podeszła najpierw do Harry'ego i stuknęła różdżką w jego ramię. Chłopak dotknął się w paru miejscach i z dużym zdziwieniem stwierdził, że jest całkowicie suchy. Tego samego szoku doświadczyła Ginny, gdy Hermiona użyła na niej tego samego nieznanego zaklęcia. Ron obserwował to z mieszaniną zazdrości i podziwu na twarzy, a gdy Hermiona zmierzała ku wyjściu, zawołał:

— Hermiona! A nie chciałabyś też...

— Nie, Ron. Ty zdążysz jeszcze wyschnąć — oświadczyła Hermiona z przekąsem. — Chyba że się dokądś wybierasz?

— No, nie. — Ron spochmurniał i zajął się przebieraniem w normalne ubrania.

Dziewczyna obrzuciła całą drużynę Gryfonów uśmiechem i opuściła szatnię.

Harry powiedział:

— Muszę od niej wyciągnąć, co to za zaklęcie. I jeszcze, gdyby istniało jakieś zaklęcie do układania włosów, byłoby świetnie.

— Co? Ach, tak, oczywiście... — mruknął Ron.

— Dobra, Ron, idziesz do Wieży? Bo muszę się już zacząć szykować do Slughorna, może jednak dam radę zrobić coś z tymi włosami.

— Wiesz co, idź sam. Ja zaraz tam dojdę — rzekł Ron.

— Wszystko w porządku, stary?

— Pewnie — odparł Ron, na co Harry uniósł brwi z powątpiewaniem. — Mówię ci, że zaraz przyjdę do dormitorium.

— To na razie — powiedział Harry, po czym wziął miotłę i strój do quidditcha pod pachę i wyszedł z szatni.

Kiedy znalazł się w dormitorium chłopców, otworzył swój kufer w celu poszukiwania koszuli, która nadałaby się na tę okazję. W końcu przystał na ciemnozieloną w czarną kratę. Podczas gdy stał przed lustrem i przygładzał sterczące włosy mokrą ręką, do dormitorium wszedł Ron.

— Cześć, Harry — powiedział, po czym schował miotłę pod łóżko, a strój do quidditcha złożył do kufra. Popatrzył na zmagania Harry'emu ze swoją czupryną i dodał — Naprawdę, nie musisz wyglądać idealnie. Nie idziesz na randkę!

— Niby nie, ale dobre wrażenie u nauczyciela może działać cuda — mruknął Harry, ale i tak dał sobie spokój z włosami i usiadł na łóżku.

— Harry, Slughorn cię uwielbia. — Brunet prychnął pod nosem z rozbawieniem. — Nie sądzę, żeby zwrócił uwagę na to, jak masz ułożone włosy. Poza tym nie wiem, czemu się tak stresujesz tym spotkaniem.

— A ty na pewno nie chcesz o czymś pogadać? — zapytał Harry niepewnie.

— Właśnie gadamy. — Ron wyszczerzył zęby.

Harry obrzucił go spojrzeniem mówiącym „Przecież wiesz, o czym mówie".

— Nic się nie dzieje. Lepiej schodź już do lochów, bo zbliża się osiemnasta — poradził Ron.

— Faktycznie! Jak ten czas szybko leci — westchnął Harry. — Może jeszcze złapię Hermionę w pokoju wspólnym, to pójdziemy razem...

Po tych słowach szybko wyszedł z dormitorium i zszedł na dół do pokoju wspólnego. Żadnego z Gryfonów należących do Klubu Ślimaka tam nie było. Harry wzruszył ramionami i samotnie przeszedł przez dziurę pod portretem. Udał się do lochów, gdzie przy gabinecie profesora Slughorna kręciła się już większość uczniów. Obrzucił wzrokiem zebranych i rozpoznał Hermionę machającą do niego z uśmiechem, Marcusa Belby'ego z Ravenclawu, Blaise'a Zabiniego i bliźniaczki Carrow ze Slytherinu oraz innego, dotąd niezidentyfikowanego Ślizgona, a także Cormaca McLaggena z Gryffindoru, który tym razem trzymał się z boku i chyba ani myślał zagadywać do Hermiony.

— Czemu nie poczekałaś na mnie w pokoju wspólnym? Mogliśmy pójść razem — zwrócił się Harry do przyjaciółki.

— Wyszykowałam się dużo wcześniej i czekałam w salonie jeszcze jakieś piętnaście minut — odrzekła Hermiona. — Poza tym... miałam taką sprawę, przez którą musiałam wyjść wcześniej. Natomiast nie wiem, gdzie podziewają Ginny i Neville. W Wieży ich nie było?

— Nie widziałem Ginny, od kiedy wyszedłem z szatni po treningu. Neville'a od rana spotykałem tylko na posiłkach w Wielkiej Sali.

— No trudno, pewnie zaraz dotrą. A, Harry... — Tu Hermiona ściszyła głos i skrzywiła się lekko. — Nie przejmuj się żadną osobą, którą tutaj zobaczysz.

Harry uniósł brwi pytająco.

— Chodzi o to, żebyś nie dawał się sprowokować jakimś mniej lubianym tutaj osobom. Wiesz, na przykład McLaggenowi albo któremuś Ślizgonowi.

— Ja tych Ślizgonów prawie nie znam. Nawet z nimi słowa nie zamieniłem...

— No właśnie nie do końca. Ale nie przejmuj się, bo jeśli nie dasz po sobie poznać, że...

— Co to znaczy „właśnie nie do końca"? — zapytał Harry lekko poirytowany. Nie słuchał już wyjaśnień Hermiony, tylko stawał na palcach, żeby dostrzec osobę, która do tej pory była zasłaniana przez Blaise'a Zabiniego. Gdy osoba pokiwała głową, Harry zauważył fragment krótkich, bardzo jasnych włosów.

Gryfon skrzyżował ręce na piersi i prychnął pod nosem.

— Serio? Na niego miałem nie zwracać uwagi?

— Harry, nie przejmuj się. Nie daj po sobie poznać, że cię interesuje jego obecność...

— Bo mnie nie interesuje! — zawołał Harry z rozbawieniem. — Dlaczego Slughorn go w ogóle zaprosił?

— Możecie wchodzić, moi drodzy! — Głos profesora dobiegł z jego gabinetu.

***
Wielki powrót za mną! Jak tam, macie czerwone paski na świadectwach? Jak Wam mijają wakacje? Ja mam nadzieję, że w ciągu tych dwóch miesięcy - tak jak rok temu - będę cześciej wstawiać rozdziały 😃 Ten może i nie jest najciekawszy, natomiast następny powinien być lepszy, tak myślę 😉

Do następnego ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro