Rozdział 32. - Złości, miłości i pyszności

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Do końca dnia Harry i Ron zgodnie (choć wzajemnie nieświadomie) postanowili nie wchodzić sobie w drogę. Harry przez resztę wieczoru siedział na kanapie w salonie ze śpiącym Krzywołapem obok i odrabiał prace domowe zadane na ferie. Hermiona kilka razy do niego zaglądała i obrzucała go zmartwionymi spojrzeniami, wiedząc, że coś jest nie tak. Na pytanie, czy potrzebuje pomocy lub, czy wszystko gra zbywał ją krótkim „Tak”, „Nie”lub „Jestem zajęty”. Po którejś z kolei takiej sytuacji Harry tak mocno postawił kropkę na końcu zdania, że prawie przedziurawił kartkę. Gdy minęły już jakieś trzy godziny, znad stosu książek i pergaminów, młody Potter znów dostrzegł postać zbliżającą się do niego.

— Mówiłem, że wszystko w porządku. Jestem... zajęty.

Tą osobą bowiem nie była Hermiona, lecz Ginny. Przez głowę Harry'ego przeleciało tysiące myśli, ale postanowił nie owijać w bawełnę.

— Wynoś się stąd.

— Harry, chcę z tobą porozmawiać — rzekła Ginny.

— Nie mam ci nic do powiedzenia. Wynoś się.

— Harry, proszę cię... — szepnęła Ginny błagalnym tonem, a w jej oczach zalśniły łzy.

— Co, już się dowiedziałaś, że wiem, jak cudowną masz wyobraźnię?

— Hermiona mi powiedziała, że jesteś nie w sosie, więc...

— Och, nie w sosie jestem, tak? A powiedz mi, jak mam się czuć, skoro mój przyjaciel uważa mnie za nadętego buca, który nie szanuje uczuć innych? Skoro jego własna siostra posunęła się do takiego kłamstwa, żeby... No właśnie, po co?! Po co to zrobiłaś? Dla zemsty, czy co?

— Byłam zła! — zawołała Ginny z żalem. — Byłam zła, że tak się starałam, żebyś mnie zauważył, a wszystko to poszło na marne!

— Trzeba było zrozumieć, że ludzie, na których nam zależy, nie zawsze muszą odwzajemnić te uczucia! Czasem trzeba pomyśleć o uczuciach innych, a nie tylko o sobie.

Ginny patrzyła na Harryʼego z rozczarowaniem w oczach, a po jej policzkach spływały strużki łez. Słowa młodego Gryfona wyraźnie zbiły ją z tropu, dlatego ten nie czekał na zawołanie i kontynuował.

— Ty byłaś zła, że twoje czyny nie przynosiły skutku i próbowałaś wymusić we mnie zazdrość i zwrócenie uwagi na ciebie. Nie pomyślałaś, jak Cho mogła się przez to czuć?

Harry szybko zrozumiał, że wzmianka starszej Krukonki nie była dobrym pomysłem. Ginny roześmiała się gorzko przez łzy i zawołała:

— Och, tak, przepraszam, zapomniałam o cudownej Cho! Jak mogłam nie pomyśleć, że jej uczucia tak ucierpią!

— Nie chodzi o to, czy „cudowna” czy niecudowna Cho. Powiedziałbym to o każdej innej osobie. — Ginny prychnęła z rozbawieniem. Była w tak dziwnym stanie, że Harry sam poczuł się niekomfortowo w rozmowie z nią.

Przez kilka chwil siedzieli w milczeniu. Aby przerwać tę napiętą atmosferę, Harry powiedział tylko:

— Dopóki tego wszystkiego nie odkręcisz, nie odzywaj się do mnie. Prawda ma wyjść na jaw i nie obchodzi mnie, jak to zrobisz.

Ginny westchnęła ciężko, po czym otarła łzy z policzka i podniosła się z kanapy. Podeszła do drzwi i odwróciła się do Harryʼego, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć. Zamiast tego wyszła z pokoju.

Harry wypuścił powoli powietrze z ust. Najpierw planował powrócić do odrabiania lekcji, ale był zbyt przepełniony mnóstwem sprzecznych emocji, żeby się tym zająć. Zwinął zatem pergaminy i pozamykał książki (zrobił to dużo głośniej i szybciej niż zwykle) i zostawił je na stole, po czym wstał i wyszedł z pomieszczenia. Chciał od razu iść do swojego pokoju na górze, lecz zaskoczył go widok Freda i Georgeʼa stojących przy barierce na schodach. Po chwili nie był już wcale zaskoczony, ponieważ dostrzegł między nimi długi sznurek sięgający parteru. Bliźniaki wyczuli jego obecność i kiwnęli do niego głową na znak, by podszedł. Harryʼego nie trzeba było dwa razy prosić, wiedział bowiem, że najprawdopodobniej trwa teraz zebranie Zakonu Feniksa, a bracia Weasley próbują poznać jego szczegóły. Fred podał mu jedno Ucho Dalekiego Zasięgu, a sam zaczął korzystać z jednego razem z George'em. W tym samym momencie Harry usłyszał stanowczy głos Lupina.

— To nie jest zabawne! Osoby z zewnątrz, których nie znamy, nie powinny znać adresu naszej siedziby! Harry zachował się wyjątkowo nieodpowiedzialnie, niezależnie od tego, komu ten adres podał.

— Chyba przesadzasz, Remusie. Harry to mądry chłopak, nie wyjawił tajemnic Zakonu byle komu — powiedziała Tonks.

— Masz rację, Tonks. Skoro dziewczyna jest w Gwardii Dumbledore'a, to na pewno można jej ufać — dodał Syriusz. — Gdyby chciała, mogłaby nawet dołączyć do nas, gdy skończy siedemnaście lat.

— Syriuszu, powtarzam, że to nie chodzi o to, czy ta dziewczyna jest godna zaufania, czy nie. Po prostu uważam, że posunięcie Harryʼego nie jest godne pochwalenia — upierał się Lupin.

— No, ale dlaczego by nie zwracać uwagi, komu o tym powiedział? - zapytała Tonks. — Przecież tak jak Harry wspomniał, dziewczyna jest w GD, więc chce walczyć z Sami-Wiecie-Kim. Jeżeli byłaby gotowa na takie niebezpieczeństwo, mogłaby dołączyć do naszych szeregów.

Kolejnych słów ani Harry, ani bliźniacy nie zdołali usłyszeć, ponieważ zza pleców usłyszeli chrząknięcie. Odwrócili się, po czym Harry zrozumiał, że zdecydowanie nie powinni tak obnosić się z podsłuchiwaniem zebrania Zakonu.

— No, no, no. Cóż za przejaw kultury — powiedział cicho Snape, splatając ręce na brzuchu. — Czy ty, Potter, nie powinieneś odrabiać prac domowych, między innymi z obrony przed czarną magią?

— Otóż przed chwilą skończyłem wszystkie prace domowe — oświadczył Harry, obrzucając nauczyciela nieprzyjemnym spojrzeniem.

— Pełen podziw, Potter, naprawdę, pełen podziw — odrzekł Snape z uśmiechem świadczącym o tym, że wcale tak nie myśli. — A wy, nie powinniście dokonywać kolejnych zamówień do swojego wspaniałego sklepu?

Fred i George nie czuli się ani zestresowani, ani specjalnie poirytowani z tego względu, że Snape nie był już ich nauczycielem i w istocie mogli mu odpowiedzieć, co tylko chcieli, nie ponosząc żadnych konsekwencji. Toteż Fred odrzekł:

— Z naszym sklepem jest wszystko w najlepszym porządku i wszystkie potrzebne zamówienia są wykonane, ale dziękujemy za troskę.

Snape zmrużył oczy i spoglądał podejrzliwie na bliźniaków, po czym powiedział:

— Naprawdę nie widzę powodu, dla którego którykolwiek z was miał tu stać i podsłuchiwać ważne spotkania Zakonu. Nie ma tu nic, co was powinno interesować. Szczególnie tyczy się to ciebie, Potter.

Harry odwzajemnił nieprzyjemne spojrzenie, krzyżując ręce na piersi, podczas gdy George, niczym nieskrępowanie, odparł:

— Całe szczęście nie jesteśmy już pańskimi uczniami i odpowiadamy sami za siebie, ale fakt, nie musimy tu już stać, bo spotkanie właśnie się kończy i niedługo będziemy mieli kolację. Chodźmy, Harry.

Fred i George z uśmiechami na twarzach zeszli po schodach do kuchni, a Harry jeszcze obejrzał się za Snapeʼem i z podwójnie zepsutym humorem poszedł na kolację.

Okazało się, że kolacja wcale nie była gotowa, dlatego Harry zrozumiał, że bliźniacy po prostu chcieli mieć pretekst, by czym prędzej zakończyć konwersację ze Snapeʼem. Pani Weasley jednak bardzo się cieszyła, widząc swoich synów oraz Harry'ego.

— Siadaj, Harry, siadaj. Chcesz może herbaty, kawy? — zaśpiewała Molly.

— Eee... Nie, dziękuję, pani Weasley — odrzekł lekko zdumiony Harry. — Chyba niedługo będzie kolacja, więc i tak...

— Wiesz, Harry, zanim wszyscy się zejdą, chcielibyśmy z tobą o czymś porozmawiać — rzekła pani Weasley, lekko utraciwszy pogodę ducha. Jak na zawołanie, do kuchni weszli pan Weasley, Syriusz, Lupin oraz Tonks. Harry pojął, że sprawa jest dość poważna.

— Tak? Czyli co mi tym razem zagraża? — zapytał Harry znudzonym głosem.

— Ten to chyba jest mądrzejszy od nas wszystkich razem wziętych... — mruknęła bezapelacyjnie Tonks, lecz ucichła, gdy pozostali syknęli, co świadczyło o tym, że nie powinna była tego powiedzieć.

— Dora, na spokojnie — powiedział Lupin, po czym zwrócił się do Harryʼego. — Dumbledore sam chciał ci to powiedzieć po powrocie do szkoły, ale stwierdziliśmy, że lepiej będzie, jeśli usłyszysz to od nas teraz.

Harry oparł się bezwładnie o krzesło, rozkładając ręce w lekkim poirytowaniu. Męczyło go już to, że zawsze Zakon Feniksa przekazywał mu najgorsze informacje. Chłopak zerknął kątem oka na Syriusza, który miał dziwnie i delikatnie rozbawioną twarz. Zdecydował zapytać o to ojca chrzestnego później.

— No, to słucham. Co macie mi do powiedzenia?

— Harry, kochaneczku, pamiętaj, że o nic nie musisz się martwić. Zakon zapewni ci najlepszą ochronę niezależnie od sytuacji...

Tonks wywróciła oczami, po czym nachyliła się do Harryʼego i bez słowa wstępu oświadczyła:

— Sam-Wiesz-Kto i śmierciożercy planują nasłać na ciebie dementorów, by mieć większą szansę na zabicie ciebie.

Harry czuł, że napływa do niego mieszanka sprzecznych uczuć. Z jednej strony wiedział, że prędzej czy później dowie się o nowym planie swego śmiertelnego wroga względem siebie. Z drugiej jednak strony nie sądził, że taka informacja dotrze do niego już w połowie roku szkolnego. Był zaskoczony i spokojny jednocześnie. Niestety pozostali obecni czarodzieje nie podzielali jego emocji.

— Tonks! Po co tak szybko go denerwujesz? Trzeba było zrobić to bardziej subtelnie! — zawołała pani Weasley.

— Zanim wy byście mu to powiedzieli, to Sam-Wiesz-Kto już dawno by tu był — powiedziała Tonks oschle.

— I bardzo dobrze zrobiłaś! — stwierdził Syriusz. — Harry nie jest już małym dzieckiem, Molly, może wiedzieć takie rzeczy normalnie.

— Za to ty jak zwykle traktujesz go jak dorosłego — odparła nieprzyjemnie Molly.

— Bo nie chcę cię martwić, ale za kilka miesięcy Harry już będzie dorosły — mruknął Syriusz, puszczając oczko do syna chrzestnego.

— Przestańcie się tak kłócić! — zawołał wreszcie Harry, nie mogąc słuchać tych przekomarzań.

— Pani Weasley, ja naprawdę doceniam pani starania, ale Syriusz ma rację, nie potrzebuję specjalnego traktowania w kryzysowych sytuacjach. Tonks, bardzo ci dziękuję za tę informację. Czy po powrocie do szkoły mam zachowywać się jakoś inaczej?

— Oczywiście nie — odrzekła szybko Tonks, chcąc zapobiec dalszej kłótni Syriusza i Molly, która już widocznie chciała coś powiedzieć. — Po prostu zachowuj ostrożność i nie szwendaj się po błoniach wieczorami. Ron i Hermiona na pewno cię dopilnują.

Na wspomnienie Rona Harryʼego lekko rozbolał brzuch, lecz nie dał tego po sobie poznać. Mimo wszystko miał nadzieję, że jednak da radę porozmawiać z przyjacielem i wszystko sobie na spokojnie wyjaśnić.

— Naprawdę tak ich sobie podporządkował? — zdumiał się Harry, zwracając się do członków Zakonu Feniksa.

— Nam również ciężko uwierzyć, że może on mieć wpływ nawet na takie istoty. Pozostaje nam tylko mieć stałą czujność — powiedział Lupin.

Dwa ostatnie słowa skojarzyły się Harryʼemu z tym, czego go uczył – a raczej nie uczył, bo nie osobiście – Szalonooki dwa lata wcześniej. Nieważne, czy mówił to sam Moody, czy ktoś podszywający się pod niego – miał absolutną rację, a jego słowa były niezwykle uniwersalne.
Pani Weasley wyraźnie oczekiwała, kiedy nastanie dłuższa cisza, by móc zakończyć temat dementorów i Voldemorta i zawołać:

— Dobrze, kochani, pomóżcie mi nakryć stół do kolacji. Remusie, zostajecie?

— I tak jestem bardzo głodny, więc nie mamy wyjścia. — Lupin parsknął śmiechem, a Tonks mu szczerze zawtórowała.

— Harry, rozłóż, proszę, talerze — rzekła Molly.

— Co dziś pani nam przygotowała? — zagadał Harry.

— Jak zwykle: zapiekanka z ziemniaków, kanapki, ale mam też sałatkę warzywną. Chcę, by Ron zaczął się lepiej odżywiać. Hermiona opowiadała mi, że w szkole to on wręcz pożera te półmiski, a przecież to szkolne jedzenie bywa tak tłuste i niezdrowe.

— Może niezdrowe, ale za to da się najeść na długo — mruknął Harry, starając się nie pokazywać, że między nim a Ronem nie jest w porządku.

— Na pewno tak, jednak gdyby miało więcej wartości odżywczych, to z pewnością moglibyście się nie tylko najeść do syta, ale i bylibyście zdrowsi.

Niczym na zawołanie, w tym samym momencie do kuchni zbiegli Ron, Hermiona oraz Ginny. Na widok Harryʼego cała trójka zrobiła po sobie dziwne miny i niestety wcale tego nie ukrywali. Harry czuł się przez to, jakby zrobił coś strasznie złego, bo rówieśnicy zachowywali się właśnie w ten sposób.

W końcu jednak wszyscy spokojnie usiedli przy stole, najwyraźniej udając, że nic się nie dzieje. Harry niespodziewanie znalazł się obok Rona, przez co nie wiedział, gdzie podziać wzrok. Zdecydował zatem, że skupi się przede wszystkim na kolacji. Wiedział jednak, że mimo wszystko z racji rewelacji zaprowadzonych w kuchni przez panią Weasley ta część dnia spędzona z „rodziną” oraz „domownikami” może być zapewne dość zabawna i ciekawa.

— Mamo, to kolorowe w misce to też dla nas? — zapytał Ron.

— To tylko sałatka, Ron. Twoja mama widocznie stara się, byś jadł zdrowiej i pożywniej niż na co dzień — powiedziała szybko Hermiona. — Ja chętnie skosztuję, moja mama często takie robi. — Po czym z uśmiechem skierowanym do pani Weasley sięgnęła po miskę sałatki i nałożyła dwie łyżki na talerz.

— Ale co tu właściwie jest? — zapytał Ron nieprzyzwyczajony do tego typu potraw w kuchni swojej mamy, gdzie jednak w innych domach bywało to zupełnie normalne.

— Sałata, pomidory, kukurydza, oliwki, pierś z kurczaka... — wymieniała pani Weasley, jakby to były najzwyklejsze składniki na świecie — ...jogurt naturalny, sól i pieprz. Nic nadzwyczajnego.

— Czyli to takie zdrowe jest, tak? — wypytywał Ron.

— Tak, Ron, na pewno ci się to przyda — rzekła Hermiona, posyłając mu uroczy uśmiech mogący być też uznany za fałszywy. Harry parsknął śmiechem pod nosem w reakcji na przekomarzanki przyjaciół, zapominając, że miał nie zwracać na siebie uwagi, co właśnie przestało mu się udawać. Ron zerknął na niego kątem oka, a Harry dostrzegł, że ten mimo wszystko zareagował klasycznym, przyjacielskim, wesołym uśmiechem. „Chyba jednak da radę to wszystko odkręcić”, pomyślał Harry i mógłby przysiąc, że Ron pomyślał dokładnie to samo, miał bowiem podobny wyraz twarzy. Po chwili Harry zauważył wzrok Syriusza na sobie i uśmiechnął się do niego przyjaźnie. Syriusz jednak spuścił wzrok z syna chrzestnego i powrócił do kolacji, co zrobił również Harry.

Po dłuższym czasie spożywania posiłku okazało się, że zdecydowaną większość i tak dużej miski sałatki przygotowanej przez panią Weasley zjadł nie kto inny, jak Ron. Mało tego, okazało się, że on sam nie tknął niczego innego, prócz herbaty, a Ginny oraz pan Weasley w ogóle nie mieli okazji jej spróbować. Ron oparł się o krzesło z błogim uśmiechem, kładząc się po brzuchu, po czym zwrócił się do swojej mamy:

— Mamo, muszę ci powiedzieć, że ta sałatka była świetnym pomysłem. Rób ją częściej, serio.

Pani Weasley nie ukrywała, że jest z siebie zadowolona. Było wiadome, że takie zwykłe gesty, w postaci, chociażby zaproponowania innej potrawy niż na co dzień oraz zadowolenia z tego, były czymś cudownym. To podpowiedziało Harryʼemu, że naprawdę warto spróbować zagadać do Rona w celu pogodzenia się.

Tuż po zakończeniu kolacji, Lupin i Tonks podziękowali za gościnę i szybko pożegnali się z przyjaciółmi. Państwo Weasley i Syriusz zostali w kuchni, a młodzież pobiegła do swoich pokoi. Jednak Harry postanowił zatrzymać Rona jeszcze na schodach, gdy tylko dziewczęta ukryły się w swoim pokoju.

— Ron... — zagadał Harry, a Ron spojrzał na niego tak, jakby tylko na to czekał. — Ty wiesz, że ja nic takiego jej nie powiedziałem.

— Wiem — odparł Ron bez cienia wątpliwości. — Nie wiem, co we mnie wstąpiło.

Harry i Ron patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę, po czym uścisnęli się po przyjacielsku, jak zawsze.

***
WITAM WSZYSTKIE DOBRE DUSZYCZKI! Jak tam zdrówko? Wirus Was jeszcze nie dopadł? 🤪 Tak, tak, powracam z rozdziałem po dokładnie dziewięciu miesiącach i trzech tygodniach! Naprawdę myślałam, że pisanie opowieści w trakcie kwarantanny, epidemii oraz wakacji będzie łatwiejsze i będzie się łatwiej do tego zabrać, ale dokładnie wczoraj naszła mnie wena i się rozpisałam tak, że dziś daje Wam rozdział 😁 Mam nadzieje, że jeszcze nie zapomnieliście o tym fanfiku i ktoś się tym zainteresuje, hahahah xD

Nie sądziłam, że ten rozdział wyjdzie tak długi! Zdaje sobie sprawę, że nie za wiele się w nim działo, ale za to oprócz rewelacji naszych drama queens (Ginny, Rona oraz Harry'ego) mamy całkiem miłą i rodzinną atmosferę 😉

Mam nadzieje, że następny rozdział pojawi się jeszcze w te wakacje 🥰

Do następnego ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro