Rozdział 7. - Wracamy do Hogwartu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kilka tygodni później Harry, Ron, Hermiona i Ginny o siódmej rano jedli śniadanie i czekali na sygnał od państwa Weasley, że pora wybierać się na King's Cross. Niedaleko kuchni stali Tonks i Lupin i ze ściszonymi głosami zawzięcie o czymś dyskutowali. Przed powrotem z Pokątnej na Grimmauld Place trzeba było długo przekonywać Hermionę, aby zamieszkała z nimi na resztę wakacji. Mimo iż jej rodzice nie mieli nic przeciwko temu, dziewczyna ewidentnie miała jakieś konkretne powody, aby wymigać się od tego pomysłu. Argumentowała to między innymi tym, że przecież nie wzięła ze sobą walizki z potrzebnymi rzeczami. Po czym Harry i Ron zdołali ją przekonać, że może przecież wrócić z rodzicami do domu, zabrać kufer i pojechać prosto na Grimmauld Place 12. Tak też zrobiła Hermiona i dlatego teraz mogą tu być całą czwórką. Przez cały swój pobyt dziewczyna znów zachowywała się dość dziwnie — raz była tajemnicza i praktycznie się nie odzywała, a innym razem stawała się bardzo towarzyska i głośna. Naturalnym by więc było, gdyby dziś przy śniadaniu zaprezentowała jeszcze inną postawę. Ale nie. Dziś była prawie całkowicie normalna.

— Jak myślisz? Jaki będzie ten rok w Hogwarcie? — zapytała.

— Mam nadzieję, że zupełnie zwyczajny. Chociaż czym byłby Hogwart, gdyby nie krył w sobie tylu dziwnych spraw? — odrzekł Ron.

— Ja też wierze w zwyczajność tego roku, ale wiem, że najmniejsza sprawa do wyjaśnienia musi się pojawić — dodał Harry.

— A później ta najmniejsza sprawa zamieni się w największą — powiedziała Hermiona.

— I tak w skrócie podsumowałbym naszą naukę w Hogwarcie — roześmiał się Ron.

Nagle do kuchni weszli Molly i Artur Weasleyowie, a za nimi zaspany Syriusz. Mężczyzna usiadł obok Harry'ego, potężnie ziewnął i nalał sobie kawy do kubka. Po chwili ktoś zadzwonił do drzwi, a następnie rozległy się krzyki pani Black. Pani Weasley zerwała się na równe nogi i pomknęła ku drzwiom.

Okazało się, że odwiedził ich Alastor Moody. Kuśtykając na swojej sztucznej nodze, dosiadł się do Syriusza i powiedział:

— Dzień dobry, dzień dobry. Nie wiem, czy wam to pasuje, i szczerze mówiąc, nie bardzo mnie to obchodzi, ale będę was dziś odprowadzał King's Cross.

— Z naszą pomocą! Prawda, Remusie? — zawołała Tonks podekscytowana, ściskając Lupina za rękę. Lupin uśmiechnął się blado, lecz potem popatrzył się na dwudziestotrzylatkę ze zmartwieniem w oczach. Tonks wyglądała, jakby zrobiła coś bardzo niestosownego i przybrała normalną postawę.

— Eeee... tak. Właśnie. — Moody najwidoczniej zapomniał, co miał powiedzieć. — Punktualnie o godzinie dziesiątej wychodzimy i skorzystamy z mugolskiej komunikacji miejskiej, to znaczy z metra. Zdaje się, że mamy tu dwa wybryki natury, które doskonale wiedzą, czym jest ten środek transportu — dodał, spoglądając swoich sztucznym okiem na Harry'ego i Hermionę. Obaj zgodnie pokiwali głowami.

— Z tym że my dokładnie tak samo dojechaliśmy na peron w zeszłym roku, Alastorze — wtrąciła Molly.

— Ach tak, no tak, przecież — zająkał się Moody. — No co, stary jestem, mogłem zapomnieć. W każdym razie tak to wygląda. Wszystko jasne?

Przez kuchnię przebiegł szmer przytakiwania. Moody pokiwał głową i rzekł:

— Świetnie. To ja może coś przekąszę.

około trzech godzin później

— Harry? — spytał Syriusz, podchodząc do chrześniaka, który stał w przedpokoju. Od jakiegoś czasu wszyscy domownicy chodzili po mieszkaniu podenerwowani, wpadając na siebie co chwila. Moody często zwracał uwagę innym czarodziejom, że powinni się szybciej szykować do wyjścia. Dlatego też w tym zamieszaniu Syriusz znalazł czas na krótką rozmowę z Harrym.

— Słucham? — odrzekł Harry, stanąwszy przy Syriuszu.

— Wiesz dobrze, że nie mogę cię odprowadzić na peron. Jako pies jestem również dość charakterystyczny, a chyba nie chcesz, bym znów został rozpoznany przez któregoś z twoich... znajomych.

— Jasne — odparł Harry, któremu na myśl o owym znajomym momentalnie zrobiło się niedobrze.

— Przede wszystkim chciałbym ci więc życzyć udanego roku szkolnego. Chcę cię też poprosić, żebyś w tym roku bardzo na siebie uważał. — Syriusz położył ręce na barkach Harry'ego.

— Nawet nie będę pytał, dlaczego, bo pewnie i tak mi nie odpowiesz — mruknął Harry.

— Ja... ale dlaczego?

— Myślisz, że nie widać, jak razem z całym Zakonem ciągle coś planujecie? — zapytał Harry. — Od początku mojego pobytu tutaj zachowujecie się strasznie dziwnie. Podejrzewam, że było tak również, zanim się tu pojawiłem. Tonks i Lupin ostatnio ciągle o czymś dyskutują. Szalonooki... chyba nigdy nie widziałem, żeby czegokolwiek zapomniał... a inni członkowie Zakonu? Co chwila okazuje się, że macie jakieś nadzwyczajne zebrania. I ja miałbym się zdziwić, że chcesz mnie ostrzec przed czymś, czego i tak nie mogę wiedzieć?

— Dyskusje Tonks i Remusa, które akurat zauważałeś, raczej nigdy nie miały nic wspólnego z tym, o czym rozmawia sam Zakon — wyjaśnił Syriusz po chwili namysłu. — Szalonooki, jak sam powiedział, po prostu się starzeje, ale myślę, że też trochę stresuje go ta cała sytuacja, kiedy to tak naprawdę robi za zastępcę Dumbledore'a w Zakonie. I oczywiście, że cię rozumiem, bo też bym się trochę zdenerwował, gdyby ludzie, z którymi mieszkam pod jednym dachem, zatajali przede mną jakieś ważne rzeczy.

W tym samym momencie Moody zawołał, że już czas wychodzić. Harry wziął do jednej ręki Błyskawicę, do drugiej klatkę z Hedwigą, ale nie miał już jak zabrać walizki.

— Tonks! Hej, Tonks? — Chłopak skorzystał z tego, że aurorka właśnie pojawiła się w pobliżu. — Chciałabyś wziąć mój kufer? Masz tylko torbę...

— Och, jasne, nie ma problemu! — odparła Tonks i od razu to zrobiła.

— Szybko, szybko, nie ociągać się! — syknął Moody, machając ręką w stronę drzwi.

— No to, Harry, jeszcze raz udanego roku. Myślę, że na święta się zobaczymy. — Syriusz się uśmiechnął i uściskał Harry'ego.

— Ile można powtarzać?! — warknął Moody.

— Do zobaczenia — rzucił Harry i szybko opuścił dom.

*

Na peronie 9¾ jak zwykle było bardzo tłoczno. Harry, Ron, Hermiona i Ginny już nie raz spotykali się ze swoimi znajomymi z Hogwartu. Gdy przeładowali swoje bagaże do wózków, wszyscy zaczęli przechodzić przez barierkę dwójkami. Harry zrobił to razem z Ronem, Hermiona z Ginny, Tonks z Lupinem, Molly z Arturem, a Szalonooki sam. Czwórka uczniów stanęła niedaleko czerwonego pociągu, z którego komina buchała para. Pani Weasley popatrzyła na zegar i spytała:

— Wiecie, że macie jeszcze jakieś dziesięć minut do odjazdu?

— To świetna wiadomość, Molly. Mamy dobry czas. Lepiej być dużo wcześniej, niż dużo za późno — stwierdził Moody.

— Będziemy już się chyba żegnać, co? — zaproponowała Tonks ze smutnym uśmiechem, po czym wyciągnęła ręce do całej czwórki naraz i ich przytuliła. — Spotkamy się na święta, po pierwszym semestrze. To już jest zapewnione.

— A cała wasza trójka — dodał Lupin, wskazując Harry'ego, Rona i Hermionę. — niech już lepiej nie pakuje się w żadne kłopoty. Proszę was, żebyście nie interesowali się tym, co was nie dotyczy. A przynajmniej jeśli się domyślacie, że was nie dotyczy. Gdyby was dotyczyło, to byście się o tym dowiedzieli z czasem...

— Remusie, daj spokój. Oni to wiedzą — wtrąciła Tonks.

— No to udanego roku. — Lupin uściskał rękę każdemu z osobna.

Pani Weasley podbiegła najpierw do Rona i Ginny, potem do Harry'ego, a na końcu do Hermiony.

— Tylko bądźcie grzeczni! — zawołała. — Zwróćcie uwagę na to, co powiedział Remus. To nie są żarty. Wiem, że w obecnych czasach wszystko może was zaciekawić, ale lepiej bądźcie czujni na niebezpieczeństwo. Tak, nawet w Hogwarcie. — Pani Weasley westchnęła i kontynuowała. — Harry, kochaneczku, tak miło było mi ciebie znowu gościć. Ciebie, kochaniutka, oczywiście też.

Zegar wybił godzinę, która oznaczała pięć minut to odjazdu pociągu.

— No, zmykajcie już! Do zobaczenia! — Pani Weasley się pożegnała, co zrobili też Tonks, Lupin i pan Weasley.

Harry, Ron, Hermiona i Ginny pomachali na pożegnanie i ciągnąć za sobą kufry weszli do pociągu.

— Ginny? Szukasz z nami przedziału? — zapytał Harry.

— Ja? Och... ja się już umówiłam z... koleżankami. Zobaczymy się później. — I bez słowa odeszła w głąb pociągu.

Ron obserwował siostrę, marszcząc czoło i rzekł zdumiony:

— Z koleżankami? To ona ma jakieś koleżanki? — Na co Harry i Hermiona wybuchli śmiechem.

Całą trójką szli wzdłuż pociągu, szukając wolnego przedziału. Na szczęście znaleźli taki, prawie na samym końcu pierwszego wagonu. Odłożyli bagaże na półkę i usiedli.

Ron westchnął głęboko i powiedział:

— Padam z nóg. Chyba zaraz się prześpię.

Zajął połowę fotela, na wpół leżąc. Harry szykował się do tego samego, kiedy to do ich przedziału zajrzała jakaś dziewczyna w towarzystwie dwóch innych koleżanek. Bardzo ładna dziewczyna o długich, czarnych włosach, ciemnych, skośnych oczach, ubrana w ciemnoniebieski płaszczyk.

— Może ten jest wolny?... och, cześć, Harry. — powiedziała Cho Chang, zerkając na Harry'ego niepewnie.

Harry popatrzył się na nią trochę niepewnie, a trochę z tęsknotą. Trwało to dwie sekundy, po czym zdołał wydusić z siebie krótkie cześć.

— To... chyba... idziemy szukać dalej — powiedziała cicho Cho i odeszła razem z koleżankami.

Hermiona popatrzyła z politowaniem na Harry'ego, który nadal był w głębokim szoku, po czym rzekła:

— Tylko mi nie mów, że znów się w niej zakochałeś.

— Co? Nie! Skąd ten pomysł? Ja tylko... — jęknął Harry, gubiąc słowa.

— Nie czepiaj się go, Hermiona. Nie może się nawet przywitać ze swoją byłą? — zapytał Ron, na co Hermiona parsknęła śmiechem.

Harry sam nie wiedział, jak to skomentować. Wreszcie pociąg ruszył. Ron wyjrzał przez okno, żeby zobaczyć, czy ich komitet odprowadzający jest jeszcze na peronie. Jednak nie. Już pojechali. Wzdłuż pociągu widać było machające ręce dzieci wystające zza okien. Korytarzem przejeżdżała właśnie pani z wózkiem. Zajrzała to przedziału i zagadała:

— Coś z wózka, kochaneczki?

— Ja będę chciała. — Hermiona wstała z fotela i wyszła na korytarz. Gdy Harry również zaczął się podnosić z miejsca, dziewczyna pokręciła głową. — Ty siadaj. Ja nam kupię, co trzeba.

Harry spojrzał ze zdziwieniem na Rona, który, mimo iż prawie zasypiał, w istocie dostrzegł zachowanie Hermiony, które już się powtórzyło.

Dziewczyna grzecznie podziękowała sprzedawczyni, po czym wróciła to przedziału z mnóstwem smakołyków.

Harry obrzucił długim spojrzeniem cały towar, potem popatrzył na Hermionę i spytał:

— Pewnie to będzie pytanie retoryczne, ale muszę je zadać. Ile mamy ci oddać?

— Oczywiście, że to pytanie retoryczne — odparła Hermiona z uśmiechem. — Nic nie musicie oddawać.

— A teraz powiedz tak szczerze, jeśli mogę spytać — wtrącił Ron, siadając na fotelu. — Skąd ty masz tyle forsy, że ciągle chcesz na coś wydawać? I to jeszcze na nas?

— Nie jesteśmy godni twojej hojności, Hermiona — powiedział Harry z udawanym żalem.

— Och, przestańcie. Chcę być po prostu miła — wyjaśniła Hermiona. — A mam tyle forsy, bo zanim zamieszkałam z wami na Grimmauld Place, dorabiałam sobie tu i tam.

— Że co?! — zdziwił się Ron, już teraz kompletnie tracąc ochotę na sen.

— Koleżanki mojej mamy z sąsiedztwa wiedziały, że jestem dobra w nauce i chciały, bym trochę pomogła im dzieciom. Chętnie to przyjęłam, ale to, żeby mi za to płacić, same proponowały.

— Czyli za udzielanie korków zarobiłaś tyle pieniędzy? To ja się chyba zacznę lepiej uczyć — stwierdził Ron.

— Nie tylko za korki — sprostowała Hermiona. — Dodatkowo zrywałam truskawki i maliny takim dwóm starszym paniom z mojego osiedla. Podlewałam kwiaty w ich ogródkach i takie tam. Czy ty wiesz, Ron, jak to wszystko się fajnie robi bez użycia magii?

— Wyobrażam sobie. — Ron westchnął ze zdumienia i znów się położył. — Chyba jednak pójdę spać. Obudźcie mnie, jakby coś się działo.

Ron zamknął oczy i po kilku chwilach jego klatka piersiowa zaczęła się równomiernie unosić. Hermiona wyjęła ze swojej walizki pierwszy lepszy podręcznik. Harry również się położył i zamknął oczy. Przez krótki czas myślał o tych wszystkich dziwactwach, które Hermiona opowiadała, zastanawiając się nad ich prawdziwością. Spał pięć minut później.

***
I znowu zmieściłam się idealnie w dwóch tygodniach! Jak Wam minął ten rok szkolny? Było świadectwo z paskiem? U mnie niestety nie 😝 Kibicujecie Polakom na Mistrzostwach Świata? Dziś grają z Kolumbią i mam wielką nadzieję, że zagra Fabiański 😅❤

Mam dla Was też inną bardzo ważną wiadomość. Jeśli sami nie chcecie z niej skorzystać, to koniecznie przekażcie komuś, kto się tym zainteresuje. Jest to dość nietypowa propozycja, więc powiem wprost: mam do oddania dwie opowieści z cyklu HP. Wymyśliłam ogólny zarys, ale stwierdziłam, że na pierwszą nie za bardzo mam pomysł, a drugiej po prostu nie chcę pisać. Za to myślę, że świetnie sprawdą się w innych rękach, bo szkoda, żeby się zmarnowały! 😆 Jedna opowieść dotyczy Jily (James Potter x Lily Evans, jakby ktoś nie wiedział :P), a druga Drarry. Na pierwszą mam już nawet okładkę oraz opis, więc gdyby ktoś się po nią zgłosił, to mogę podesłać. Na drugą mam jedynie zarys w głowie. Te dwie opowieści oddam dwóm osobom, co oznacza, że jedna osoba napisze jedną opowieść 👌 Wolałabym też, aby osoba, która się zgłosi, miała już jakieś doświadczenie w pisaniu, żeby to nie była "ałtoreczka z piętnastoma wyświetleniami, dwiema gwiazdkami, a jej opowieść miała status zawieszony". Wiem, że to się mogło wydać niemiłe, bo sama nie jestem jakąś mega wspaniałą autorką, ale zrozumcie, że chciałabym, by te dwie opowieści zostały oddane w dobre ręce. Także będzie mi miło, każdemu kto nawet się nie zgłosi po tę opowieść, ale przekaże to komuś innemu 😙 Oczywiście wszystkie te informacje na temat tego, o czym konkretnie miałyby być te opowieści napiszę na priv (najlepiej nie tu, lecz na Messengerze, jeśli macie).

A jak się podobał rozdział? 😍

Do następnego ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro