[Ś] Największe grzechy autorów opek (1)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Ekspozycja

Słyszałaś o niej, prawda?

Nie powinno być jej za dużo, ale przecież świat przedstawiony trzeba pokazać. Jak się za to zabrać, aby nie zanudzić i nie przytłoczyć? Spróbujmy się przekonać.

* Uwaga: w tekście znajdują się bezpośrednie zwroty do Czytelnika, lecz chodzi o abstrakcyjny byt, a nie jakieś personalne przekomarzanki do Ciebie. Gdybym miała powiedzieć, kogo opierdalam i komu zarzucam nudę - odpowiedziałabym, że sobie. Sobie sprzed lat, kiedy toporną ekspozycją męczyłam znajomych i obcych ludzi w Internecie.

Wspominki autorki - można pominąć, ot histeryczne gadanie o minionych czasach

Pamiętam, jak milion lat temu wzięłam udział w warsztatach literackich, prowadzonych przez Ważnego Redaktora. Przedstawiłam kilkustronnicowy fragment „powieści" - jednak przed właściwą akcją była scena, w której regent stał przed mapą i przyglądał się jej. W to były wplecione liczne narratorskie uwagi o widzianych przez mężczyznę krainach i historii świata.

Wtedy uważałam, że jest to absolutnie super-hiper-duper pomysł na pokazanie czytelnikowi, co we mnie żyje i jak funkcjonuje przedstawiona rzeczywistość. Chyba nie muszę nikomu mówić, że nikogo to nie obchodziło i dostałam uwagę, że to jest niesamowicie nudna, amatorska ekspozycja, którą zapomina się po kilku minutach prześliźnięcia się wzrokiem?

Cóż, teraz wiem, że tak było.

Żeby było śmieszniej, napisałam "powieść" na ponad 700k zzs, która była istnym Atakiem Pierdolca™, bo było tam wszystko - oczywiście, oprócz zakończonych, rozpoczętych wątków na przestrzeni stron. Ubzdurałam sobie, że to będzie wielotomowa powieść-rzeka z uniwersum tak szerokim, że wszyscy pospadają z krzeseł, gdy to przeczytają. Była perspektywa wielu bohaterów, akcja działa się na kilku kontynentach, część była o Magicznej Szkole, część o upadającym królestwie, część o randomowej babie, część o boskich interwencjach i rozpadającym się świecie, i... o Borze Szumiący, czego tam nie było.

Chyba nie będziecie zaskoczeni, gdy powiem, że jeśli ludzie przebrnęli przez te kocopoły, to rzucali uwagi w stylu: „Po pewnym czasie już nie wiedziałam, kto z kim i po co, tak nasrałaś tymi bohaterami i wydarzeniami", albo że niektóre fragmenty po prostu pomijali, bo były toporną ekspozycją, tłumaczącą dlaczego bohaterowie zachowują się tak, jak się zachowują, okraszoną ciekawostkami o wydmuszkowym świecie przedstawionym. Nie było miejsca do interpretacji, czytelnik nie musiał łuskać informacji o otaczającej postaci rzeczywistości - wszystko było podane na tacy i to w encyklopedyczno-streszczający sposób.

Ups, I did it again.

Koniec wspominek, jedziemy z koksem

Tak, wiem. W świecie przedstawionym chcesz pokazać wszystko. NAPRAWDĘ wszystko. Systemy polityczne, gospodarcze, społeczne, religie danych kontynentów i krajów, wojny - zarówno minione, jak i nadchodzące. Piszesz więc toporne, encyklopedyczne wprowadzenie, łudząc się, że kogoś to zainteresuje. Łopatologicznie wplatasz w dialogi, że dwa tysiące sto trzydzieści siedem lat temu istniała Bestia, która pożerała dzieci, a teraz, to ma to taki wpływ na fabułę, że no, ten, czekaj, przytoczę Ci sześćdziesiąt dziewięć legend o niej.

Bohaterowie - od lat żyjący w rzeczywistości, którą opisujesz - z najdrobniejszymi detalami opowiadają sobie, kto rządzi, kto nie, a kto komu dzieci robi. W dużym skrócie wygląda to tak:

- Cześć. Wiedziałeś, że poprowadzono zamach na naszego króla Pawła Jana, Zawsze Trzeciego, nazywanego Kremówkową Bestią? Odkąd wygrał w Wielkiej Wojnie Grzybów nikt mu nie podskakiwał. Choć był okrutny, stale podwyższał podatki, kąpał się w krwi niemowląt, tak i miał swoje zalety. Na przykład kiedyś widziałem go podczas pochodu, on na mnie spojrzał i mógł zabić, ale tego nie zrobił!

- Witaj. O, nie. Nie mów. Czy król nie żyje? Pamiętam, jak za czasów dynastii Jebiewdenko żyło się lepiej. Funkcjonowała ona przed tysiącami lat, ale pamiętam o niej wszystko, ponieważ stary mi opowiadał. Niestety, nie mam już czasu na pogawędki, muszę iść kupić rybę. Niestety, ale żyję w systemie klasowym, który zakazuje mi spożywania ciał innych zwierząt, więc zadowolę się właśnie jedzeniem tego stworzenia.

- Zaczekaj. Chwila. Też należę do tego systemu klasowego, ale możesz mi opowiedzieć o nim więcej? Funkcjonuję w nim zaledwie od czterdziestu lat.

- Oczywiście, mój drogi przyjacielu, którego poznałem dziesięć lat temu na jednej potańcówce, na której była i moja przyszła żona, w której zakochałem się od pierwszego włożenia. Otóż za dynastii Jebiewdenko wprowadzono podział. Ci, którzy mieli wychodek przed chałupą stawali się członkami Lepszej Kasty, z kolei ci, którzy chodzili srać za chałupę, byli gorsi. Zostało tak do dzisiaj i tylko czasami, łkając po nocach, marzę, aby funkcjonować w innym świecie. Mam nadzieję, że pewnego dnia będzie żyło mi się lepiej, nie to co teraz. Bo jestem tak biedny, jak tylko być mogę i z biedoty dostaję zgryzoty oraz planuję przeprowadzić zamach na nowego króla, gdy tylko go wybiorą.

* O ekspozycyjnych dialogach, jak i samych dialogach, będzie w innym fragmencie. Wtedy wyłuskam, o co mi chodzi.

Oczywiście, dostajemy też wtręty narratorskie (i to nie w opisie!), tłumaczące absolutnie wszystko.

„W tym świecie nigdy nie było spokoju. Gdy jedna wojna się kończyła, natychmiast zaczynała się druga. Przed pięćdziesięcioma laty wybrano młodego króla, który pragnął, aby zapanował pokój. Dlatego planował liczne intrygi, które pomagały mu wyeliminować niechciane elementy. Po kolejnych dwudziestu latach osiągnął szczyt. Urodziła mu się córka. Niestety, ale w tym kraju kobiety nie mogą dziedziczyć, więc bąbelek miał przejebane. Potem król zachorował i umarł. A gdy umarł, liczni przeciwnicy rzucili się sobie do gardeł i wybuchła wojna domowa. Następnie przybył Tajemniczy Stary, który ich pogodził."

Oczywiście, aby oddać realizm opek, zarówno w dialogu, jak i we fragmencie powinno znaleźć się pierdyliard nazw własnych; od krain geograficznych po setki imion postaci. Nie może zabraknąć także konkursu przymiotników w określaniu bohaterów.

Na świętą makrelę, czemu robisz to sobie i mi? Upychasz coraz więcej informacji i robisz to w najgorszy i najnudniejszy sposób. Wszystko ma ukryć tylko jedno - nie umiesz/nie chcesz budować scen, w których przedstawisz najistotniejsze rzeczy, zwyczajnie skracasz i chcesz pchnąć fabułę do tego momentu, w którym czujesz się lepiej. Na odczepnego jednak piszesz jakieś „backstory", żeby nikt się nie mówił, że świat przedstawiony zawieszony jest w próżni.

Tylko że to nie działa.

Uwaga: będą dwie bolesne prawdy.

Twój świat przedstawiony nie obchodzi czytelnika, który dopiero zaczyna przygodę z tekstem. Poważnie. Dlatego zasypywanie informacjami nic nie da.

Części tego i tak nigdy nie pokażesz na przestrzeni jednej książki. Bo albo będzie nieprzydatne, albo nudne, albo zabraknie na nie miejsca, albo źle ją poprowadzisz i niektóre motywy będą wypaczać inne, co poskutkuje potężnymi dziurami fabularnymi. A także... czytelnik błyskawicznie zapomni. Albo prześlizgnie się wzrokiem, szukając czegoś innego niż ekspozycji. Ty także będziesz zapominać, że kilkadziesiąt tysięcy znaków temu rządził król Y z dynastii Meh, ale został obalony przez Huncwotkę i choć miało być ciekawostką, że świat ma już jakąś historię, było tylko nic nieznaczącym wtrętem.

W równie toporny sposób można wprowadzać i bohaterów. Zamiast po prostu dać akcji płynąć i stopniowo odkrywać sekrety postaci oraz ich preferencje, przeszłość i cele, w ciągu kilku akapitów STRESZCZASZ WSZYSTKO.

Pamiętam tekst, w którym przez trzydzieści tysięcy znaków autor topornie opisywał, co wydarzyło się w życiu jego czterdziestoletniej postaci. Nie działo się nic szczególnego. Po prostu pisarz postanowił dać upust weny twórczej i rozpoczął „przygodę" bohatera od encyklopedycznego opisu narodzin, dzieciństwa, nastolęctwa, młodej dorosłości i wieku średniego. Dopiero potem przeszedł do akcji właściwej, tj. kryminalnego wątku i rozpoczęła się zabawa.

„Dzięki temu można lepiej poznać bohatera".

Nie, nie można.

Po pierwsze - autor boleśnie (a można nieboleśnie?) strzelił sobie w kolano i na kilkunastu początkowych stronach odarł bohatera z tajemnicy. Wiedziałam o nim wszystko, gdzie i z kim się wychowywał, o czym marzył i co mu się nie udało. Nie zabrakło również znajomości #drama_story, która w pełni tłumaczyła, dlaczego postać jest powierzchownie nieprzystępna i samotna.

Po drugie - to było niesamowicie nudne. Nie wątpię, że gdyby ktoś pracował nad warsztatem, mógłby wyczarować z tego krótkie opowiadanie o jakiejś abstrakcji w stylu „przemijanie", „niespełnione marzenia", czy „tęsknota".

Jednak nie pracował.

Dlatego pozwól czytelnikowi stopniowo odkrywać zarówno świat przedstawiony, jak i bohaterów. Drocz się odbiorcą, baw, gdy trzeba. Niech samodzielnie szuka wskazówek, niech się zastanawia, dlaczego coś działa, a coś nie.

Wyobraź sobie, że prowadzisz restaurację i ktoś zamówił u Ciebie trzydaniowy obiad. Z nadmierną ekspozycją i upychaniem absolutnie wszystkiego w pierwsze rozdziały jesteś niczym ktoś, kto wylał wszystko na jeden talerz, zagniótł i właśnie wpycha czytelnikowi do gęby.

Można to zrobić? Absolutnie tak! Jednak nie dziw się, że gość ucieknie z krzykiem.

No dobrze, to może złośliwie zapytasz - TO MAM NIC NIE MÓWIĆ O ŚWIECIE PRZEDSTAWIONYM, TAK?! TEGO WŁAŚNIE CHCESZ?!

Umówmy się, istnieje ogromne spektrum między subtelnym prowadzeniem tła świata a waleniem ekspozycyjnym młotem. To nie jest system binarny, że albo wszystko, albo nic!

Wywal męczącego, tłumaczącego każde wydarzenie narratora do kosza - lub sięgaj po niego tylko, gdy jest to naprawdę niezbędne. Można założyć, że na jeden rozdział, mający koło trzy tysiące słów, narratora ekspozycyjnego możesz użyć tylko raz. I nie może panować on nad fragmentem dłuższym niż trzy zdania (jak się popiszecie, to cały rozdział może być napisany w trzech zdaniach, jest wyjście!)

Co zatem pozostaje? Akcja, dzienniki, dialogi (tak, można je prowadzić w inny sposób niż kukiełkowe wystąpienia w szkolnym teatrzyku), przemyślenia bohaterów.

Chcesz pokazać system klasowy?

Nie sięgaj po nudny opis, że pierdiliard lat temu go wynaleziono na skutek interwencji boga Sralutanu, istniało pięć kast A-E, którym przysługiwano X, Z, T, do ich obowiązków należało Y, Q, E, a zakazane było O, P, R, C, H, W, D, P.

Zamień to na akcję. Jeśli napiszesz, że bohater musiał coś ukraść, bo inaczej by mu tego nie sprzedano, choć inni mogą to kupować, moje dwa zwoje mózgowe zaczną się zastanawiać dlaczego tak. Gdy dodasz, że istnieje specjalna policja - pałująca jednych, ale przepuszczająca innych - będę myślała o systemowej nierówności społecznej.

Nie obawiaj się, jeśli pokazywanie niuansów klasowych zajmie całą książkę. W zasadzie - to świetnie, gdy będzie wypełniona takimi ciekawostkami. Wplecione między właściwą akcję będą smaczkiem, który chcę skosztować. A nie czymś cierpkim i obślizgłym, wyciągniętym z podręcznika do HiTu.

Teraz wyobraź sobie, że sięgasz po JEDNĄ KSIĄŻKĘ, w której opisana jest historia, religia, polityka i system gospodarczy całego kraju/kontynentu niemalże od początku jego istnienia. Albo będzie to bardzo, bardzo gruba książka, albo będzie traktowała informacje po macoszemu, nastawiona wyłącznie na jedyną, słuszną interpretację. Właśnie to robisz swojemu światu, gdy chcesz opisać WSZYSTKO.

Wiesz, co jest wspaniałe?

Gdy autor pozostawia miejsce na swobodną interpretację.

Ekspozycja jest świetna, jeśli opisujemy światy dla samych siebie. Aby nie pogubić się w zasadach nim panujących i wprowadzać ciekawostki do akcji właściwej.

Jednak nigdy, przenigdy, nie powinna dominować w tekście właściwym, który będziecie przedstawiać odbiorcy.

Jak wygląda BARDZO ZŁA ekspozycja?

- Gdy tłumaczysz zasady rządzące światem przedstawionym, zamiast za pomocy akcji i bohaterów je pokazać.

- Gdy streszczasz historię jakiejś postaci, chcąc na szybko stworzyć jej „backstory".

Wygląda to mniej-więcej w ten sposób:

„Kot Henryk od lat wychowywał się u królowej Bubafiny z rodu Blabla, która zapanowała przed dwu tysięcznym sto trzydziestym rokiem ery Słońca. Mawiano, że królowa jest najpiękniejszą kobietą na świecie. Czy tak naprawdę było? Tego nie wiedział nikt. Bo żyła w cieniu Henryka.

Ten urokliwy zwierzak był bardzo inteligentny, tajemniczy, rozwiązywał każdą dworską intrygę, a ludzie bali się go, gdy tylko na nich spojrzał. Szeptano, że zawarł pakt z demonami - na co natychmiast pojawiła się odpowiedź, że nawet te stwory za bardzo bały się o swoją głowę, aby paktować z Henrykiem. O świcie Henryk rozpoczynał swój codzienny rytuał: lizanie jąder i bebzola. Unosił nogę i zanurzał chropowaty język w futerku. Oprócz tego Henryk miał partnerkę, psią księżniczkę Henriettę. Jednak nie kochał jej, chciał tylko jej majątku. Henrietta nigdy nie opuszczała swojego domu i stale oczekiwała na przybycie towarzysza życia, któremu bezgranicznie wierzyła."

Dobra, co tu jest nie tak?

Po pierwsze - wymuszony został odbiór bohaterów. Za pomocą najbanalniejszego sposobu - wymienienia przymiotników - narzucam konkretny odbiór czytelnikowi kota Henryka.

Nie masz swobody zastanowienia się nad tym, czy Henryk naprawdę jest inteligentny, nie daję na to żadnego dowodu i choć nie masz powodu, by uznawać kota za bystrego; zrobisz to, dzięki nadanej mi boskiej mocy, nazywanej imperatywem narratorskim. (O kreacji bohaterów będzie później!)

Po drugie - tak naprawdę nie ma tu żadnej sceny. Mamy trzy postacie: Henryka, Bubafinę i Henriettę. W teorii mogłabym stworzyć urokliwe dialogi i opisy, jak Henryk gasi Bubafinę niczym peta, dowodząc, że jest nie tylko inteligentny, ale i złośliwy - oraz trzyma krótko samą królową

Co z tego?

A no nic.

Droga Czytelniczko, w tym krótkim fragmencie, w którym zebrałam tyle informacji, nie ma naprawdę nic, oprócz wymuszeniem w Ciebie konkretnego odbioru. To kolejna "opowieść" o doradcy, którzy potrząsa królestwem i marionetkowymi władcami. Chciałabyś zobaczyć, jak Henryk naprawdę się zachowuje? Jak odzywa, porusza, wygląda? Co sprawia, że dworzanie się go obawiają?

TAKIEGO WAŁA, OTO STAROŻYTNE BÓSTWO „BO TAK" PRZEMÓWIŁO I RZUCIŁO ZAKLĘCIE EKSPOZYCJI.

Ćwiczenie dla chętnych: Opisz przykładowe spotkanie kota Henryka i królowej Bubafiny. Nie streszczaj podanych informacji, niech wspólnie jedzą obiad i rozmawiają, albo robią cokolwiek, co przyjdzie Ci do głowy.

Dobra, lecimy dalej.

Kiedy tron objęła Bubafina i z jakiej dynastii pochodzi oraz czym się wyróżnia?

Tak, to pytanie do Ciebie.

Już wiesz?

DOSKONALE

Prawidłowa odpowiedź to „yeee, co?"

Choć - w teorii - Bubafina będzie dla mnie ważną postacią w historii, przedstawiłam ją w tak toporny sposób, że po prostu zlała się w tło. Niby jest, ale jej nie ma.

Wniosek jest jeden: nie umiałam stworzyć sceny, w której będą Henryk i Bubafina, a oprócz tego wepchnęłam oknem i Henriettę. W dwóch akapitach poruszyłam wiele wątków: dynastii, wypaczonego przywództwa, intryganta, uległych postaci, niespełnionej miłości, ale tak naprawdę... nic z tego wynika.

To zaledwie wpis do dziennika, notatka dla mnie, jak chcę prowadzić postacie, a nie prawdziwe opko, które warto czytać i rozwijać.

To sceny są ważne. Subtelne opisy zachowań, niejednoznaczne prowadzenie postaci, dialogi i niedopowiedzenia. Psssst, zdecydowanie lepiej pozostawiać po sobie niedosyt niż przesyt.

Jednak co w sytuacji, w której chcesz opisać, np. przeklęte ziemie do których udają się bohaterowie? Klątwa spadła na nie sześćdziesiąt dziewięć lat temu, od tego czasu są jałowe i lęgną się w nich tajemnicze byty? Wolno streścić czy nie?

Oczywiście, moje uwagi nie są „jedyną słuszną opcją" - ba, nawet nie wiem, czy są dobre. Obstawiam, że to tylko majaki chorego człowieka, ale... No hej, jesteśmy w Internecie. Jak się nie znam, to tym bardziej się wypowiem:

Niech Cię Starożytne Bóstwo chroni przed wprowadzeniem podobnego, topornego opisu. Zrób sobie pole (hehehe), w którym cichcem będziesz przemycać na przestrzeni tekstu ważne informacje.

Ot, ktoś wtrącił, że pogoda tak beznadziejna, jak sprzed sześćdziesięciu dziewięciu lat, gdy spadła klątwa.

Albo ktoś sobie czyta podręcznik i jest tam wtrącenie o tym. Albo kupiec marudzi, że musi przemierzyć przez te ziemie. Albo ktoś zaginął i inni go poszukują, prosząc głównego bohatera o pomoc.

Możliwości jest naprawdę wiele.

Bij narratora ekspozycyjnego po łbie aż się schowa. Dzięki scenom będzie lepiej, uwierz mi.

Skąd to wiem?

Nie wiem, bredzę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro