[W] Sceny erotyczne dla opornych (18+)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Walentynkowy specjał! Wiadomo, co rządzi światem - PINIONSZKI I SEGZ. Założę się o dziesięć groszy, że ten fragment „poradnika" będzie miał wyjątkowo dużą poczytalność, zbereźnicy! Trzymajcie rączki na kocykach i omówmy to, co misiaczki lubią najbardziej, choć nie zawsze chcą się do tego przyznać.

Zacznijmy jednak poważnie. (Tak naprawdę to nie, nie bierzcie "na poważnie" czegokolwiek, co u mnie znajdziecie).

Co można przedstawić poprzez dobrą scenę erotyczną?

- relacje i emocje bohaterów,

- fragment świata przedstawionego (samo podejście do seksu i stref erogennych, ewentualne tabu kulturowe),

- pchać ( ͡° ͜ʖ ͡°) fabułę naprzód - i tutaj zaznaczmy: niektórzy lubią czytać kiczowate erotyki, bazujące na „fapule", bo... czemu nie?

Oczywiście, nie zapominajmy także o tym, że idealna scena erotyczna, to taka, która nie wywołuje dreszczy zażenowania i obrzydzenia u czytelnika - lecz przyprawia go o nieco szybszy oddech i zamglone spojrzenie. Wbrew pozorom, jest to bardzo trudne, a autorzy wolą iść oklepanymi, niczym tyłek głównej bohaterki, schematami.

Tutaj przechodzimy do kilku złotych zasad, które sprawiają, że spotkanie postaci w malinowym chruśniaku nie zakończy się traumą u odbiorców.

1. Jeśli się wstydzisz, to odpuść

Zmuszanie się do pisania scen erotycznych nie jest dobrym wyjściem. Jasne, można stopniowo się przełamywać i szlifować warsztat, jednak nie wszystko należy publikować. W przeciwnym razie możesz tylko skrzywdzić swoją powieść.

Anegdoty, można pominąć:

Współpracowałam kiedyś z autorem, którego opisy były minimalistyczne. Nie złe, w żadnym razie! Lecz ironiczne, krótkie, pozbawione poetyczności i patosu. Gdy doszło do opisu pochędóżki bohaterów, miałam wrażenie, że czytam tekst kogoś zupełnie innego.

Jakie to było rozwlekłe, pełne dziwacznych (a zarazem wyświechtanych) metafor i porównań w stylu „kwiat/soki kobiecości, spływające po dziewiczych płatkach", „orgiastyczne sploty dusz" opisywane na kilkanaście akapitów. Niby wiedziałam, że postacie się ryćkały, ale sposób przedstawienia tego tak wybijał z imersji, że miałam tylko jeden wniosek - autor się wstydził. Sam przyznał, że "nie czuł się dobrze pisząc o seksie".

Cóż, gdybym miała to podsumować - jeśli sięgasz po bogate opisy i kwieciste słownictwo, trzymaj się tego. Jeśli jednak piszesz tak tylko po to, by ukryć w nich słowa „penis" czy „wargi sromowe", bo odczuwasz dyskomfort, to... może nie tędy droga? Wychodzi naprawdę niezręcznie i nieco śmiesznie.

Oczywiście, można też pisać pikantnie bez szczegółowych określeń, pozostając w strefie niedopowiedzeń, subtelności i gry słów. Jednak to o wiele, wiele wyższy poziom. No i hej - chcemy chleba, igrzysk i ryćkania.

Kiedy indziej betowałam powieść, w której autorka napisała... cóż, zabawną scenę erotyczną. Cały tekst miał łączyć pochędóżkę z kryminałem. Gdy bohaterowie w końcu poszli pod pierzynę, dostałam opis w stylu: „Rozebrał mnie, pocałował między nogami, wsadził od razu całego kutasa, przyspieszył, krzyczałam i wiłam się z rozkoszy, a Marek skończył mi na brzuchu".

Przyznaję, „pieprzny fragment" miał nie więcej niż dwa zdania i nie do końca wiedziałam, po co on jest. W zasadzie, wywaliłabym to z książki całkiem, ale hej - nikt nie lubi marudzących bet.

Niekiedy lepiej sobie odpuścić, serio.

2. Szalony gnomie, wjedź w mój tunel rozkoszy!

Czasami mam wrażenie, że autorzy grają w czytelnikiem w grę „powiedz słowo „penis", bez mówienia słowa „penis". Wymyślają absurdalne określenia na genitalia i strefy erogenne, niekiedy wywołując tym napady śmiechu u czytelników.

Nawet czytałam dyskusję pisarzy, którzy uważali, że w języku polskim nie ma właściwych słów „NA TO!", bo albo są wulgarne, albo zbyt medyczne. Może to kwestia osłuchania się, ale naprawdę nie widzę nic złego w „cipce", „wargach sromowych", „penisie", „pośladkach", „piersiach", „sutkach". Tak, to już bardzo indywidualne odczucie. Może przy użyciu „kutasa" nieco się waham, zwłaszcza w narracji trzecioosobowej (dobra, zostawiam to sformułowanie jak jest xD).

Nie wątpię, że można wymyślić określenia z pieprzykiem i jednocześnie uniknąć... no właśnie, nawet nie wiem, jak to określić.

„Wszedł naprężoną męskością w mój tunel rozkoszy".

„Wilgotna grota", „półkule na klatce piersiowej", „była mokra tam na dole" (znaczy, że jej się stopy spociły?), „potężny wojownik", „kakaowe oko" (dobrze, że nie cyklopa), „nabrzmiała szpara", „fałdy" (nazywanie tak warg sromowych chyba stało się klasyką), „płatki kobiecości", to zaledwie część określeń, które są zbyt specyficzne, aby brać je na poważnie.

Nie zapominajmy także o traktowaniu męskich genitaliów jako... niezależnego bytu (koniecznie z imieniem, które wywołuje ciary żenady!)

3. Wład Palownik w natarciu

Po czym poznać, że jesteś głównym bohaterem w symulacji, zwanej życiem? BO MASZ POTĘŻNEGO PYTONGA-ZAGANIACZA W SPODNIACH. Gdy wchodzisz po schodach, to się o niego potykasz. Wkładasz babie pod pachę - i od razu myśli, że dywan niesie.

I najważniejsze - gra wstępna to szybki pocałunek, następnie zadzierasz babie sukienkę i „wchodzisz jednym ruchem do końca".

O, borze szumiący...

Powiem tylko jedno - ała.

Nieprawidłowo przeprowadzone badanie ginekologiczne z użyciem wziernika może skończyć się otarciami i krwawieniem. A tu wszak mowa o POGROMCY ŚWIATÓW, PYTONGU DUSICIELU, NISZCZYCIELU KOCIAKÓW.

Jasne, porównanie może słabe (choć nie do końca), bo - teoretycznie - bohaterka w takiej sytuacji chce seksu, niby jest podniecona, a nie spięta siedzi na samolocie.

Mimo wszystko - AŁA.

W dodatku to ciągłe powtarzanie, że PAMBU POCHĘDÓŻKI wchodzi jednym ruchem. Aż przypomina mi się kiczowaty, wujaszkowy tekst - „Trzy ruchy i wór suchy".

Po pierwsze - uznałabym, że pisanie/ciągłe przypominanie, kto jak duże ma genitalia jest... bardzo wtórne. Tak, wiem, główni bohaterowie muszą być piękni, młodzi, bogaci i POTĘŻNIE wyposażeni. ALE ILE MOŻNA O TYM SAMYM.

Po drugie - czy na dobry seks nie składa się również otoczka: od wstępnych pieszczot, po bawienie się i droczenie partnerów, aż wreszcie następuje moment kulminacyjny, który również może trwać nieco więcej niż kilka sekund? Dobra, pewnie ktoś zaraz rzuci - A MOŻE ONI MAJĄ OCHOTĘ NA SZYBKI NUMEREK, RACHU-CIACHU I PO STRACHU?!

Może i tak. ALE CO WTEDY, GDY TAK WYGLĄDA KAŻDA SCENA EROTYCZNA?!

„Włożenie jednym ruchem", a następnie dodanie, że „ból błyskawicznie stał się nieziemską rozkoszą" jest niczym spisanie zadania domowego na szkolnym korytarzu. Niby można, ale zrobione na odpiernicz.

4.Anatomiczne akrobacje

W jednej wyjątkowo śliskiej powieści jest specyficzna scena. Bohater odwraca babę plecami do siebie, przyciska do łóżka, klepie w zad, jak rasową klacz przystało, i jedzie niczym typowy stary po mleko. Najlepsze następuje po chwili - z ręką na jej karku, wciąż dociskając do materaca, nachyla się i gryzie w sutek.

Tak, to jest ten moment w którym mówicie „ŁEJT A MINUT, to w jakiej oni są pozycji?".

Mam kilka opcji:

A) Bohaterkę, niczym tico na zakręcie, potężnie zarzuciło w bok.

B) Chłop ugryzł własnego suta

Teoretycznie mogli się odwrócić, albo coś zostało niedopowiedziane.

Niestety, na „niedopowiedzeniach" bazuje sporo scen erotycznych. Niekiedy można przerwać czytanie i zastanowić się nad tym, co też takiego wyprawia się. Bo sposoby, w jaki przedstawiają to autorzy, są absurdalnie i niesamowicie niekonsekwentne.

Wyobraźmy sobie taką scenę walki:

„Halyna została otoczona przez wrogów. Bezbronna, chwyciła za miecz przy pasie i ich pozabijała. Gdy jeden z nich zaatakował, odparła cios, ścinając głowę pojedynczym cięciem. Następnie pozostali mężczyźni rozpierzchli się i uciekli. Dogorywający przeciwnik wciąż krwawił, więc Halyna z litości go dobiła".

Można? Można. Ale co tu się stało?

Pisząc szczegółowe ślizgacze pamiętaj, aby móc w stanie stwierdzić, w jakiej pozycji są bohaterowie - co wiąże się także z możliwościami pieszczenia jednych miejsc i niemożliwością sięgnięcia do innych. Inaczej okazuje się, że wiecznie dziewicza bohaterka ma cyce na plecach, trzy nogi, a lokalny Don Żuan nieintencjonalnie posiada zaganiacza na pół metra i jednocześnie wchodzi w partnerkę, robiąc przy tym palcówkę i minetę. Zdolna bestia.

5.Bóg seksu zna tylko dwie pozycje i ciągle gada

Powiedzmy to wprost - niektóre książki posiadają wyłącznie „fapułę" i są po prostu pornografią. Oczywiście, to nic złego. Ba, to jest niesamowicie chwytliwe! Sęk w tym, że autorzy, którzy stawiają na ten wariant i co kilka(naście) stron wplatają sceny erotyczne powinni powiedzieć sobie - i czytelnikom - wprost, co robią. A tym samym sprawić, żeby śliskie sceny naprawdę były dopracowane.

Niestety - jak to na ludzi przystało - chcą zjeść ciastko, mieć ciastko i zrobić wszystko na odpiernicz.

Gdybym miała napisać schemat literackiego ryćkadła, które wykwitają w sezonie ogórkowym, wyglądałby tak:

- Ona: uległa dziewica z dwoma szarymi komórkami i zarazem pozbawiona zwojów mózgowych.

- On: potężny i wpływowy, którego podnieca dominacja, jest przy tym cholernie zaborczy i nie skłoni od przemocy.

Ryćkanie: nigdy nie może być świadomie inicjowane przez babę. NIGDY. Ona może co najwyżej „prowokować", czyli po prostu istnieć w pobliżu maczo i ewentualnie spojrzeć na niego, aby konar zapłonął. Aż trochę szkoda, bo z chęcią poczytałabym coś, w czym bohaterka świadomie inicjuje zbliżenie, jest stroną aktywną, wie, co sprawia jej przyjemność w ryćkaniu i ma ochotę po to sięgnąć. Nieważne...

Gdy następuje kopulacja, ograniczona jest do dwóch pozycji. Misjonarskiej, gdzie Don Żuan „wchodzi jednym ruchem", ona oplata go biodrami w pasie, wijąc się w rozkoszy, a on młóci zboże bydlakiem-zaganiaczem tak wielkim, że ten jest widoczny z orbity ziemskiej.

Żeby nie było zbyt nudno: Don Żuan niekiedy pokazuje samczą dominację, odwracając partnerkę plecami do siebie, i wciskając ją w jakąkolwiek płaską powierzchnię, klepie w dupsko (czasami i pasem!), rozpoczynając wykonywanie ruchów ssąco-tłoczących.

Jeśli autorzy ryćkadła chcą wejść na „wyższy poziom pikanterii", to dodają niepokojącą scenę seksu oralnego, która polega na wepchnięciu bydlaka-zaganiacza w usta partnerki i krochmaleniu jej migdałków, jamy brzusznej, kręgosłupa i chodnika jednocześnie. Aż dziwne, że żadna nigdy nie dostała od tego odruchu wymiotnego lub szczękościsku!

Koniec pierwszej części ryćkadła, ale nie zapominajmy, że powstanie jeszcze 365 części! Ba, być może doczekamy się nawet i tego, że Jaśnie Pan spróbuje zaspokoić swoją Panią oralnie. Jednak nie przesadzajmy - takie bezeceństwa dopiero po ślubie.

Pssst, powiem coś w sekrecie: W trakcie seksu można zmieniać pozycje! Jednak osoby, które piszą, zbyt często o tym zapominają.

Tym, co zdecydowanie powoduje u mnie napady śmiechu, są... wyjątkowo głupie dialogi, podczas kopulacji bohaterów. Jasne, seks-rozmówki mogą być stymulujące. Jednak w ryćkadłach wchodzą na nowe poziomy absurdu.

Głupiutkie wstawki, jak to pan i władca za chwilę ukarze damę swych lędźwi, po opowiadanie ze szczegółami, co i gdzie za chwilę jej wsadzi. Oczywiście - ona musi wstydzić się odpowiedzieć, więc tylko nieśmiało wzdycha.

Tak, to ten moment, kiedy w głowie rozbrzmiewa mi „Ouuuu, you touch my tralala la. My ding-ding-dong". Albo „I'VE GOT SOMETHING TO PUT IN YOU" i zaczynam nerwowo chichotać. (linki do piosenek w komentarzu!)*

Naprawdę, ciężko to brać na poważnie. Bo ten sexting jest taki... amatorski i niezręczny. „Wyrucham cię tak, że aż poczujesz to w kręgosłupie" (przy rozmiarze sprzętu, to pewnie i strąci satelity na orbicie), albo „Gdzie mam wsadzić ci kutasa? Mów. W tyłek, cipkę, usta?! MÓW".

Mem z: https://www.facebook.com/bdsmzwierzaczki (funpage: Teksty z forum BDSM na zdjęciach uroczych zwierzaczków).

I chłop gada, i gada, i gada, baba wstydzi się odpowiedzieć, a narrator wszechwiedzący łka w kącie. Podobnie, jak i moja psychika. Najlepsze jest to, że bohater tyle gada, niby buduje „napięcie", a i tak puentą zostaje „wsadził jednym ruchem".

Oto i finisz, creme de la creme!

Mianowicie - orgazm. Tak. Każda scena erotyczna musi go zwieńczać. Nieważne, że „chłop włożył jednym ruchem do końca i gwałtownie się poruszał". Baba już wije się z rozkoszy, odlatuje, stęka, miota nią jak Szatan wskazówkami zegara, wstrząsana dreszczami, podejrzanie przypominającymi połączenie ataku padaczki i wścieklizny.

Nie zapominajmy o tym, że bohaterowie muszą „dochodzić jednocześnie". Nawet, jeśli baba finiszuje już kilka razy - ten ostatni raz będzie synchroniczny! Przypomina to sceny rodem z taniego porno, gdzie wszyscy udają? Jeszcze jak!

Miałam w notatkach coś o BDSM, ale uznałam, że to - hehe - za gruby temat i wychodzi mi nieco moralizatorskie pierdololo.

Na dzisiaj to wszystko, moi wymyśleni przyjaciele! Trzymajcie się, schowajcie rączki pod kołderką i zastanówcie się nad sobą.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro