𖦹rozdział X𖦹

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witajcie.
Kiedy to pisze jest piątek po egzaminach, więc piszcie jak poszły.

Pozdrawiam wszystkich moich czytelników i zapraszam bo ten rozdział, mam nadzieję, że będzie ciekawy.

<><><>

18.10.2021
POV Gabriele

Jak zawsze w poniedziałek wstałem około szóstej czterdzieści. Do pracy mam na ósmą, ale muszę ogarnąć moje małe kaszojady i zawieść je do żłobka, bo rodzice mają dzisiaj spotkanie dotyczące jakiejś inwestycji w Weronie.

Po siódmej byłem już ubrany w czarny garnitur i czarny krawat. Wszedłem do pokoju bliźniaków. Na razie mają go razem, ale coś czuję że nie długo zrobimy im remont dwóch pokoi i będą mieć oddzielnie. Obudziłem synka i córkę. Nico był mała kopia mnie, a Lina była bardzo podobna do mnie, ale oczy ma po mamie.

Po trzydziestu minutach oboje mieli już umyte zęby, ubrane luźne ubrania i uczesane włosy. Nie jestem takim chorym biznesmenem żeby dzieci ubierać w garnitur lub sukienkę. Fakt mają takie ubrania, i dziś je ubiorą, ale dopiero popołudniu. Włosy Caroline spięła fann, ulubiona ciocia. Miała pięknego warkocza w kształcie ślaczka na głowie.

Po śniadaniu o ósmej wyjechałem z domu. Za mną jechała ochrona, bo jakże inaczej. Odprowadziłem kaszojady do budynku i zostawiłem ulubionego ochroniarza dzieci, bo również muszą być pilnowane. Sam pojechałem do głównej siedziby.

Obiad miał być o szesnastej w mojej włoskiej restauracji. Mieli być tam wszyscy z bliskiej rodziny. Rodzice czyli Margherita i Giuseppe Mancini. Rodzeństwo, czyli Fanny, Marco i Luca Mancini. Dziadkowie, czyli Sergio Mancini i Alessio i Elisabetta Tacco. Mieli też przyjść przyjaciele, czyli Davide i Martina D'Este i Paulo Farnase.

Po czternastej wyszedłem z samochodu po brzdące. Jak zobaczyłem co wyprawiają się uśmiechnąłem. Nico uwiesił się Vitala za szyję jak małpa, a Lina wspinała się po nodze. Przez to że miał około dwa metry, a ona miała niecały metr mogła się wspinać. Gdy zobaczyłem minę ochroniarza i zarazem mojego przyjaciela parsknąłem śmiechem.

- Witam. Dzieci dajcie mu żyć i nie bawcie się w małpy, bo w końcu wujek Luca was wywiezie do zoo. - To zawsze działa. Nie chcą tam jechać z nim bo raz chciał przerzucić Fann przez ogrodzenie, bo marudziła.

Posadziłem maluchy w fotelikach i ruszyłem do domu. Wjechałem do garażu, wyjąłem bliźniaki i ruszyliśmy się przebrać. Jak zwykle cali brudni, ale co się dziwić to dzieci. Pamiętam jak powiedziałem dosadnie, że ta dwójka zawsze ma być brudna jeśli się pobrudzą, bo bez tego nie ma dzieciństwa.

Nicolas został ubrany w garnitur teki sam jaki mam ja, ale zamiast krawatu miał czerwona myszkę. Caroline miała znowu różową sukieneczkę, która była cudowna. Oboje ubrali adidasy, bo nie będę ich męczył w lakierkach czy balerinach. Założyłem jeszcze im łańcuszki z literkami imion. O piętnastej byliśmy gotowi. Jeszcze w razie wypadku zabrałem torbę z zapasowymi ubraniami.

Równo o szesnastej weszliśmy do budynku. Nico pełen energii podbiegł do dziadka Giuseppe i wskoczył mu na kolana. Ja za to z córeczką na rękach, bo w samochodzie przysnęła powoli podchodzę do stołu. Sadzam na krześle obok siebie Line. Po pół godzinie dostaliśmy zamówione dania, czyli włoska pizza. Lina i Nico zaczęli biegać po restauracji, bo kochani bracia powiedzieli ze tu pracuje ciocia Carrie. Kto to nie wiem, ale przypomniał mi mój brat Marco pokazując jej zdjęcie.

Po osiemnastej zacząłem szukać dzieci. Kiedy je znalazłem wpadłem na piękną szatynkę z zielonymi oczami.

- Emm przepraszam. - zawstydziła się i spojrzała na buty.

- Nic się nie stało. Szukam moich dzieci gdzieś się ukryli, a powinniśmy wracać do domu.

- Mogę jakoś pomóc. Jak wyglądają może ich widziałam. - szatynka uśmiechnęła się miło

- Chłopiec mała kopia mnie i dziewczynka. Czarne włosy i oczy podobne do tych pani.

Czy ty właśnie z nią flirtujesz?

Możliwe. Ale to silniejsze ode mnie.

- Zaraz. Pana dzieci ukrywają się za ladą. Nicolas i Caroline? Za chwilę po nich pójdę, ale zanim miałam pójść do przyjaciela po moja legitymację, bo ja znalazł.

Zaufałem jej i wróciłem do stołu. Po minucie podeszła ta sama dziewczyna i uśmiechnęła się miło.

- Podać coś jeszcze? - moje rodzeństwo wstało i się z nią przywitało. Zaraz to jakiś nie śmieszy żart? Przecież dziewczyna z zdjęć była blondynką.

Luca wyjął z kieszeni legitymację i podał kobiecie.

- Gabriel? To jest ta Carrie. Żyjesz? - Marco pomachał mi ręka przed twarzą.

- Zaraz przyprowadzę pańskie dzieci. - oznajmiła i odeszła.

Po pięciu minutach przyszła z dziećmi. Były tak grzeczne jak nie one. Co ona z nimi zrobiła?

- Proszę dwa diabełki przybyły.

- Dlaczego diabełki? - zapytała moja mama

- Chłopak prawie udusił ochroniarza, bo się na nim uwiesił. A dziewczynka później uderzyła brata i powiedziała cytuje czy ty zawsze musisz przynosić wstyd, idioto? Mniej więcej tak. A teraz jeżeli już wszystko zostało wyjaśnione wrócę się do kuchni po kolejne zamówienia. - jest bardzo podobna do mojego kolegi Dolan'a z Irlandii.

Kiedy odeszła zabrałem rodzeństwo na stronę.

- Czy ona ma brata Dolan'a?

- Tak, a co? - odpowiedzieli chórem

- To że go znam i mam plany robić z nim interesy. Ale to tylko plany. Najpierw chce przejąć firmę po ojcu i przekazać udziały siostrze. Która teraz mieszka w Bari i ma na imię... - kurwa! Przecież to ona! Idioto jak on da jej udziały to będziecie wspólnikami.

- Carrie Anna Walsh? - zapytał Marco

- Tak. Boże. Czy to jest ta szatynka?

- Tak to ona. Nasza przyjaciółka. Pasujecie do siebie.

Niedowierzając w słowa siostry odwróciłem się, zabrałem dzieci i wróciłem do domu.

POV Carrie

Jak zwykle praca była spokojna. Dostałam wiadomość od Luca że ma moja legitymację z czego się ucieszyłam bo wyrobienie nowej to szkoda gadać. Miałam do niego podejść około osiemnastej.

Około godziny szóstej po południu postanowiłam pójść po mój dokument. Ale niestety moje szczęście musi być dla mnie szydercze i postawiło przede na bruneta z miodowymi oczami. Naprawdę wyglądał jak chrześniak Marco. Zaraz czy to on?

- Emm przepraszam - odezwałam się nieśmiało i popatrzyłam na buty. Jezu on jest taki wysoki i podobny do moich przyjaciół.

- Nic się nie stało. Szukam moich dzieci gdzieś się ukryli, a powinniśmy wracać do domu.

- Mogę jakoś pomóc. Jak wyglądają może ich widziałam. - uśmiechnęłam się miło

- Chłopiec mała kopia mnie i dziewczynka. Czarne włosy i oczy podobne do tych pani. - czy on pochwalił moje oczy?

- Zaraz. Pana dzieci ukrywają się za ladą. Nicolas i Caroline? Za chwilę po nich pójdę, ale zanim miałam pójść do przyjaciela po moja legitymację, bo ja znalazł.

Poszłam do stolika gdzie siedzi mój przyjaciel i zobaczyłam bruneta, który nie wierzył w to co widzi.

- Podać coś jeszcze? - zapytałam bo to w końcu moja praca. Po chwili wstali przyjaciele i się przywitali. Z Davidem, Paulo i Marti wymieniłam spojrzenia tylko bo po mojej pracy mieliśmy iść do klubu. Po chwili Luca podał mi legitymację. I powiedziałam.

- Zaraz przyprowadzę pańskie dzieci. - oznajmiłam i odeszłam kątem oka widziałam jak Marco mówi mi coś szeptem.

Po pięciu minutach przyszłam z dziećmi Pana Mancini'ego

- Proszę dwa diabełki przybyły.

- Dlaczego diabełki? - zapytała kobieta wyglądająca na około czterdzieści lat.

- Chłopak prawie udusił ochroniarza, bo się na nim uwiesił. A dziewczynka później uderzyła brata i powiedziała cytuje czy ty zawsze musisz przynosić wstyd, idioto? Mniej więcej tak. A teraz jeżeli już wszystko zostało wyjaśnione wrócę się do kuchni po kolejne zamówienia. - Odpowiedziałam i ruszyłam dalej pracować

Po chwili widziałam jak biznesmen wychodzi i odjeżdża. Po pracy przebrałam się w ciuchy które zabrałam z mieszkania i ruszyliśmy ma imprezę razem z Martina, Davidem i Paolo. Bawiliśmy się tak pomimo poniedziałku, była okazja to korzystaliśmy. Po drugiej wróciłam i od razu padłam wykończona. Rano nie mam wykładów bo nam odwołali. Całe szczęście.

<><><>

Hej
Pisany na szybko, bo muszę napisać na zapas jeszcze kilka. Przez kilka dni nie pisałam. Wiem że dwa razy jest to samo, ale chciałam to napisać.

Kocham i do następnego

Stefanie 💜 💚 ♥️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro