2. Pierwsze dni w Szczecinie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Październik 95

AGNIESZKA

W akademiku miałam pokój dwuosobowy. Moją współlokatorką okazała się Ulka, dziewczyna z Gdańska, która studiowała na drugim roku. Studiowanie oznaczało dla niej zaliczanie kolejnych kolokwiów i egzaminów, przy jak najmniejszym wkładzie pracy i czasu. Prawdziwe studiowanie to dla niej było imprezowanie. Ulka była albo po imprezie, albo przed imprezą. Na początku próbowała wyciągać mnie ze sobą, nawet poszłam z nią parę razy, ale szybko się zniechęciłam. Imprezy polegały na piciu i obściskiwaniu się po kątach, albo wręcz umawianiu się na seks.

Do Ulki też często ktoś przychodził i wtedy ja musiałam zniknąć z naszego wspólnego pokoju. Chodziłam wtedy na długie spacery po mieście, albo przesiadywałam w bibliotece. Chyba zaczynałam odzyskiwać optymistyczne spojrzenie na świat, bo dostrzegałam dobre strony takiego stanu rzeczy. Powoli poznawałam miasto, a chodząc po nim, zwracałam też uwagę na dziko rosnące rośliny, popularnie zwane chwastami i porównywałam je z tymi, które dobrze znałam z moich rodzinnych stron.

Od wielu lat moim hobby było prowadzenie zielników. Rozpoznawałam, umiałam nazwać i opowiedzieć coś o każdej napotkanej, polnej roślinie. Na wszystkich, którzy mieli okazję sie o tym przekonać, robiło to duże wrażenie. Kochałam rośliny i z tego powodu zdecydowałam się na studiowanie Botaniki. Różnice między roślinami rosnącymi w moich rodzinnych stronach, a w Szczecinie były niewielkie, znalazłam jednak kilka okazów, które zainteresowały mnie. W bibliotece uczyłam się i przeglądałam książki, do których wcześniej nie miałam dostępu, a dzięki którym uzupełniłam moje zielniki o dodatkowe informacje.

Szybko zaaklimatyzowałam się na uczelni. Lubiłam się uczyć i  zależało mi, żeby materiał z zajęć opanować do perfekcji. Zawsze byłam przygotowana do zajęć, a każdy wykład, czy ćwiczenia ponownie przerabiałam w bibliotece. Sprawiało mi to dużo satysfakcji i już po miesiącu nauki wiedziałam, że wybór kierunku studiów był strzałem w dziesiątkę.

Uczyłam się bardzo dużo i nie miałam zbyt wiele czasu na zawieranie nowych znajomości. Oczywiście poznałam ludzi z roku, jednak były to bardzo powierzchowne kontakty, ograniczające się do wymiany kilku zdań przed zajęciami.

— Hej, ludzie, co powiecie na kolejne, integracyjne piwko wieczorem? — zapytał Marcin, jeden z kolegów, z mojej grupy, na jednej z przerw między zajęciami.

— Super pomysł! Gdzie się umawiamy? Tam, gdzie ostatnio? — propozycja Marcina spotkała się z ogólnym entuzjazmem.

— Może być! Agnieszka, dołączysz do nas tym razem?

— Dzięki, ale nie... Bawcie się dobrze. — odpowiedziałam.

Kolejnego dnia, w planie, było laboratorium z chemii. Chciałam się pouczyć, bo po moim liceum miałam braki z tego przedmiotu i wiedziałam, że muszę je nadrobić, co wcale nie było łatwym zadaniem. Wieczorne wyjścia towarzyskie, postanowiłam odłożyć w czasie, dopóki nie poczuję się pewnie na uczelni.

— U was, na wschodzie, ludzie nie chodzą na piwo? — zapytał z ironią w głosie Marcin.

— Na prowincji co innego się pije. Jak byśmy zaprosili Agnieszkę na bimberek, zgodziłaby się od razu! — ktoś powiedział, a wszyscy się roześmiali.

— Nie, to nie, twoja strata. Powiedz przynajmniej, jakie, tam na wsi, na wschodzie, macie rozrywki.

— Wypasanie krów w rowach?

— Darcie pierza?

— Może dyskusje o tym, który model gumofilców jest modny w tym sezonie?

Wszyscy bawili się świetnie moim kosztem. Opuściłam głowę i spokojnie słuchałam drwin z życia na wsi, nic nie mówiłam.

Byłam jedyną osobą na roku ze wschodu Polski. Podobno mówiłam z wyraźnym, wschodnim akcentem, chociaż ja tego nie słyszałam. Powiedziałam, że pochodzę ze wsi i teraz byłam traktowana jak prowincjuszka. Nikt nigdy nie był w moich rodzinnych stronach, żartowali na ich temat, byli przekonani, że u nas, na wschodzie, nie ma cywilizacji, a po ulicach chodzą białe niedźwiedzie. Nie protestowałam, gdy tak mówili, niczego nie próbowałam prostować, ani nikogo uświadamiać. Było mi przykro, ale nie przejmowałam się tym. Nie z takimi przykrościami musiałam zmierzyć się całkiem niedawno! Okazało się, że teraz wszystkie przykre żarty moich znajomych spływają po mnie, jak woda po kaczce! Nawet, w pewnym sensie, cieszyłam się z samotności. Ciągle jeszcze nie byłam gotowa na rozrywki i zabawę.

Tym sposobem odizolowałam się od ludzi i po raz pierwszy w życiu byłam odbierana jako mało kontaktowa samotniczka.

Tęskniłam za domem, rodziną, przyjaciółmi. Czułam się samotna, bardzo samotna. Nie miałam nikogo, z kim mogłabym porozmawiać, nie mówiąc już o tym, żeby ktoś, po przyjacielsku i z życzliwością mnie przytulił. Tak jak obiecywałam, napisałam list do domu, w którym celowo pominęłam trudne dla mnie tematy, w tym brak życia osobistego, które nie istniało.

"Szczecin, 15 listopada 1995 r.

Kochana Mamo, Kochany Tato, Ulubiony Bracie!

Trudno mi uwierzyć, że minął już ponad miesiąc od wyjazdu z domu. Nadal mam wrażenie, że zobaczę się z Wami za chwilę, zjemy razem kolację, pogadamy, pośmiejemy się. Gdy zamykam oczy, widzę nasz dom i całą naszą rodzinkę siedzącą przy kuchennym stole. Czuję nawet zapachy smakołyków szykowanych przez mamę!

Z grubsza poznałam już Szczecin, chociaż kilka razy się w nim zgubiłam. W wolnych chwilach spaceruję po mieście i oglądam je z ciekawością. Bardzo fajnie jest oswajać dla siebie nową przestrzeń. Staram się zapamiętywać, jakie wrażenie wywarły na mnie po raz pierwszy oglądane budynki place, parki, ale też maleńkie skwerki, czy nawet po raz pierwszy odwiedzone sklepy.

Szczecin jest wielkością podobny do naszego Lublina, ale to zupełnie inne miasto. Nie jest takie przytulne i kameralne, lecz bardziej przestronne, z dużą ilością zieleni. Największą różnicę robi jednak Odra, która przez nie przepływa. Mam nadzieję, że kiedyś odwiedzicie mnie tutaj wszyscy i będę mogła oprowadzić Was po mieście.

Powoli przyzwyczajam się też do uczelni. Podoba mi się system pracy, bardzo lubię wykłady i inne zajęcia. Sporo się uczę i sprawia mi to dużo przyjemności. Bez problemu radzę sobie z materiałem, momentami nawet chciałabym, żeby było go więcej i żeby był bardziej skomplikowany. Oczywiście nie dzielę się tymi przemyśleniami z moimi kolegami i koleżankami z roku, bo wszyscy uznaliby, że jestem chora na głowę! Już i tak patrzą na mnie z podejrzliwością, że przyjechałam na studia z tak daleka.

Mam przeczucie, że dobrze wybrałam kierunek. Dużo czasu spędzam w Bibliotece, gdzie uczę się, przeglądam przeróżne książki, dzięki którym uzupełniam moje zielniki.

Bez problemu ogarnęłam też sprawy zakupów i wyżywienia, nie musisz więc mamo martwić się, że przymieram głodem, czy odżywiam się nieprawidłowo. Mamy tutaj fajne stołówki, gdzie można, za niewielkie pieniądze, kupić smaczny obiad.

Ciekawa jestem, czy chociaż troszkę za mną tęsknicie tak jak ja za Wami. Dajcie znać co u Was słychać. Z niecierpliwością czekam na list.

Kocham Was najmocniej i ściskam serdecznie!

Agnieszka"

Nie byłam w stanie bawić się, zawierać nowych znajomości, bo w głowie miałam kompletny chaos. Całkowicie pogubiłam się, sama nie wiedziałam, jaka jestem, co myślę, za czym tęsknię, co wspominam, a co chcę zapomnieć, jakbym straciła kontrolę nad własnymi emocjami.

Często, choć tego nie chciałam, oddawałam się wspomnieniom szczęśliwych chwil, które kiedyś spędziłam z Michałem. Był on moim pierwszym chłopakiem, wielką miłością! Wspominałam nasze pierwsze randki, pełne czułości chwile, kiedy poznawaliśmy się, również własne ciała, z dnia na dzień coraz lepiej. Wspominałam nasz pierwszy seks, pierwszy w moim życiu, a później te wszystkie chwile, kiedy byłam przekonana, że jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, bo znalazłam drugą połówkę jabłka, kogoś, kto jest stworzony dla mnie i z kim będę już na zawsze!

Do tych wspomnień dołączało niechciane wspomnienie niezwykłej rozkoszy, jakiej zaznałam z Krzysztofem. Nie chciałam tego, ale nie umiałam opanować marzeń, żeby jeszcze raz doświadczyć tego niezwykłego uczucia, które unosi ponad ziemię i zamienia świat w tęczę. Jednocześnie, za wszelką cenę, chciałam zapomnieć, nie myśleć, nie zastanawiać się jak mogło dojść do tego co zrobiliśmy z ojcem Michała. Obiecaliśmy sobie, że to się nie powtórzy, że nigdy już o tym nie wspomnimy. Udawałam przed sobą, że to wszystko nie miało miejsca, że to, co wspominam, to dawno oglądany film, którego tytuł zatarł mi się w pamięci.

Postanowiłam odciąć całą moją uczuciową przeszłość grubą kreską, odzyskać równowagę wewnętrzną i dopiero potem zająć się budowaniem nowego życia od początku.

Skuteczną ucieczką od samotności i własnego pogubienia była dla mnie tylko nauka. W ten sposób potrafiłam zapomnieć o moich kłopotach i nie myśleć za dużo. Nauka była moją terapią i tylko ona dawała mi spokój i swego rodzaju spełnienie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro