22. Specjalna seria cydru

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Październik 98

AGNIESZKA

Igor odwiedził mnie na początku października. Jak zwykle przywiózł mi z domu mnóstwo pyszności produkcji mamy i taty. Miał też ze sobą pudło cydrów od Michała.

— Naprawdę nie wiem, po co on nadal zawraca ci głowę. Spokojnie mogłabyś się obyć bez tych jego cydrów. Nie przesadzajmy, nie jest to znowu taki rarytas! — Igor był ciągle trochę uprzedzony i nieufny w stosunku do Michała.

— Wiesz, obiecał, że mi je da, wtedy, jak byliśmy ze znajomymi u nich i pewnie głupio było mu się teraz nie wywiązać. Ale szacunek dla ciebie, że nie wywaliłeś ich po drodze do rowu —zaśmiałam się. — Chcesz spróbować? — zapytałam pokazując na pudło.

— Nie, dzięki, wolę się napić tradycyjnie piwka! A jeśli chodzi o Michała, to już dawno mu odpuściłem, życie toczy się dalej. Było, minęło. Jego strata, wystarczy spojrzeć na tę jego dziewczynę, a potem na ciebie, żeby przekonać się, ile stracił.

— Oj, bez przesady! Wiesz, że nie lubię takiego gadania.

— Ale taka jest prawda! Może nawet dobrze się stało. On niech się teraz prowadza z tą swoją nudną i skrzywioną Elżbietą, a my lecimy do Rio!

Po wizycie w moim domu rodzinnym Rodrigo nalegał, żeby przyjechać do niego, do Rio, na święta i karnawał. Zapewniał, że ugości nas, mamy zapewnione noclegi i całkowitą opiekę, musimy tylko przylecieć. Zapraszał mnie, Igora, Grześka i Ewę z mężem. Loty do Rio były jednak poza naszym zasięgiem finansowym. Miałam co prawda odłożone pieniądze z pracy w Poczdamie, Igor też coś tam miał, ale musielibyśmy wydać wszystko do zera, a i tak byłoby za mało. Nie chcieliśmy brać pieniędzy od rodziców i wyglądało na to, że do wyjazdu nie dojdzie. Dlatego zdziwiły mnie słowa brata.

— Lecimy? — zapytałam — Wygrałeś w totka?

— Wyobraź sobie, że pan Roman, postanowił kupić dla nas wszystkich bilety na samolot! Powiedział, że taka okazja, jak ten wyjazd może się już nie powtórzyć, a skoro ty załatwiasz darmowe noclegi i darmowego przewodnika, to on kupuje bilety!

— Nie wiem, czy możemy się na to zgodzić... — miałam wątpliwości — to bardzo dużo kasy!

— Też tak mu powiedziałem, ale wiesz, jaki on jest. Tak się zapalił do tego pomysłu, że nic nie zrobisz. Mówi, że na coś trzeba wydawać pieniądze i że to jest prezent od niego, a on sam decyduje komu i jakie robi prezenty. Zresztą wiesz, dla nas to są duże pieniądze, a dla niego takie sobie. Dla Sądeckich na przykład, to tyle, co nic — tłumaczył mi Igor.

— Widzę, że ciebie przekonał? Ja ciągle mam wątpliwości...

— To, co on mówi, ma sens, wyjazd do Rio na własną rękę to dopiero jest kasa! Przelot, noclegi, posiłki, a w dodatku nie wiadomo co tam robić, jak i gdzie się poruszać. Chodzi mu też o Ewę.

— A co jest nie tak z Ewą?

— Zaczyna świrować, bo od paru lat nie może zajść w ciążę — opowiadał brat. — Robili badania, lekarze mówią, że wszystko jest okej, że potrzebny jest jej relaks, zmiana nastawienia, oderwanie się od rzeczywistości i myślenia, tylko tym, ale ona jest podłamana z miesiąca na miesiąc coraz bardziej. Odcięła się od ludzi, z domu nie chce wychodzić. 

— Nie wiedziałam...

— Ewa bardzo napaliła się na ten wyjazd, a pan Roman twierdzi, że to wielka nadzieja dla niej! Mnie ten argument przekonał. Jestem w stanie poświęcić się i polecieć na drugi koniec świata i tam zwiedzać i się zabawiać, żeby pomóc siostrze przyjaciela! — roześmiał się — Jakby na tym polegała pomoc ludziom, to świat by był pełen dobrych Samarytan! Wszystko teraz zależy od ciebie. Mówiąc poważnie, ja wiem, że to spora kasa i też wolałbym nie brać jej od obcej osoby, ale jest jak jest. My z Grześkiem odpracujemy część tej kasy w warsztacie.

Jeszcze tego samego dnia napisałam list do Rodrigo i drugi, z podziękowaniami dla pana Romana. Napisałam mu, że zakup biletu traktujemy obydwoje z Igorem jako pożyczkę i postaramy się jak najszybciej ją spłacić.

Następnego dnia Igor szykował się do wyjazdu. Siedzieliśmy w mojej kuchni i jedliśmy śniadanie.

— Wiesz siostra, nie mówiłem ci tego wcześniej, ale musisz wiedzieć, że podobno Michał chce się niedługo ożenić z Elżbietą — widziałam, że przekazanie mi tej wiadomości nie było dla mojego brata łatwym zadaniem.

— Tak? Skąd wiesz? — zapytałam.

— Grzesiek mi mówił — odpowiedział Igor — Michał zaprosił Elżbietę do Paryża, lecą w listopadzie, podobno tam chce się oświadczyć.

Igor przyglądał mi się uważnie, a ja poczułam się, jakby ktoś uderzył mnie pięścią w brzuch. W oczach stanęły mi łzy.

— Hej, siostra, co się dzieje? — mój brat od razu zauważył, że coś jest nie tak.

— Dlaczego on mi to robi? — wyszeptałam, miałam łzy w oczach.

— Ale o co chodzi? — dopytywał Igor.

Nic nie mogłam powiedzieć. W piersiach poczułam ciężar i ból, niemal tak samo mocny, jak tuż po rozstaniu z Michałem, gardło miałam ściśnięte, a oczy pełne łez.

— Aga, co się dzieje, o co chodzi? Powiedz mi wreszcie!

— Kiedyś, gdy byliśmy z Michałem razem, mieliśmy taką ulubioną piosenkę, o Paryżu, Gary'ego Moore'a, może kojarzysz — mówiłam z trudem. — Właściwie to ja uwielbiałam tę piosenkę, zawsze wprowadzała mnie w romantyczny nastrój i wiele razy katowałam nią Michała. Na naszym ostatnim, wspólnym balu też była ta piosenka, tańczyliśmy z Michałem i on wtedy powiedział mi, że za jakiś czas polecimy razem do Paryża i on poprosi mnie tam o rękę. Bardzo się wtedy wzruszyłam... To jest jedno z najpiękniejszych wspomnień, jakie mam z tamtego czasu... *

Igor patrzył na mnie długo. Myślał o tym co mu powiedziałam. Wyglądał na zmartwionego, zatroskanego.

— Aga, tobie ciągle zależy na Michale — powiedział w końcu łagodnie.

— Nie! To nie tak! Nie chodzi o to, że to była wiążąca obietnica, ani wtedy tak nie myślałam, ani tym bardziej teraz. Ja nie mam problemu z tym, że on się ożeni z inną dziewczyną, dla mnie to oczywiste! Michał to jest fajny chłopak przystojny, bogaty, przywiązany do tradycyjnego modelu życia. Ale przecież mógł zabrać ją wszędzie, jest tyle pięknych miast! Dlaczego wybrał akurat Paryż?! Przecież wiedział, że ja się o tym dowiem. Powiedz mi to!

— Nie wiem...

Milczeliśmy przez dłuższą chwilę. Powoli odzyskiwałam równowagę, chociaż czułam smutek, który powoli wnikał do każdego zakamarka mojego serca. Mimo tego uśmiechnęłam się do brata.

— Widzisz? Już dochodzę do siebie, nic mi nie jest. Jestem zahartowana. Nie tak łatwo teraz mnie złamać!

— Nie rozsypiesz się z powodu tego wszystkiego? —zapytał bez przekonania.

— Nie, no coś ty! Skąd w ogóle ten pomysł?

— Znam cię siostra. Ale wiesz co? Jak on się oświadczy, ożeni, to może w końcu ty będziesz mogła normalnie żyć, znajdziesz sobie normalnego chłopaka. Dopiero wtedy będziesz mogła ruszyć z miejsca — przekonywał mnie brat.

— Nie musisz mnie pocieszać. Wiedziałam, że Michał w końcu założy rodzinę. Żałuję tylko, że wybrał Elżbietę, nie lubię tej dziewczyny, ale w końcu to nie ja będę z nią żyła... Tyle że kontakt z Michałem urwie mi się definitywnie.

— Za nią nikt nie przepada. Ale coś musi w sobie mieć, skoro to ją wybrał. A co do kontaktu, to lepiej, żeby w tej sytuacji, urwał się wam całkowicie, tego to akurat jestem pewien na stówkę!

Igor wyjechał, a ja długo rozmyślałam, nad tym, co mi powiedział. Poruszyła mnie ta wiadomość, posmutniałam, poczułam, że ostatecznie zamyka się ważny rozdział mojego życia i poczułam żal...

Po południu rozpakowałam prezent od Michała.

Już pierwszy rzut oka wystarczył, żebym zrozumiała co to znaczy edycja specjalna z myślą o mnie. Wszystkie butelki, których kształt znałam z degustacji w domu Michała, miały zupełnie inne, wyjątkowe etykiety. Przede wszystkim wzrok przyciągał duży napis, hasło, które dla każdego, kto patrzył na butelkę, wydawało się zabawne, lekkie. Dla każdego oprócz mnie. Poza napisem na etykietach była kompozycja kolorów, zdjęć, grafik. Wyjęłam wszystkie butelki z pudeł i ustawiłam na stole. Butelek było osiem, cztery rodzaje cydru, otrzymałam po dwie butelki każdego rodzaju. Zaczęłam dokładnie oglądać etykiety, było na nich wiele szczegółów, które tylko ja i Michał mogliśmy zrozumieć.

Byłam poruszona. Serce zaczęło mi mocniej bić. Michał zawarł na cydrach swoiste podsumowanie naszej miłości. Ustawiłam butelki w kolejności chronologicznej.

Pierwsza etykieta była utrzymana w tonacji majowej, świeżej zieleni. Była misterną kombinacją zdjęć, nakładających się na siebie, przenikających się nawzajem, na których widać było fragmenty liści, traw, kwiatów, widoków. Rozpoznałam moje wzgórze, na które zabrałam Michała na nasz pierwszy spacer, ale też gałązki wierzby płaczącej i fragment aksamitnej poduszki w zielone pasy z jego samotni na drzewie. Na środku widniał duży napis: "CAŁA PRZYJEMNOŚĆ PO MOJEJ STRONIE". Pamiętam, że dokładnie tych słów użyłam, gdy Michał dziękował mi za pokazanie mu Wzgórza Agnieszki, a później powiedział je on, kiedy oglądałam, po raz pierwszy, jego budowlę ukrytą w gałęziach wierzby płaczącej. Były też zdania i pojedyncze słowa, niektóre napisane maleńką czcionką, na samym brzegu etykiety, lub, wkomponowane w zdjęcia, których nikt postronny nawet by nie zauważył, a już na pewno nie zrozumiał: „moje ulubione miejsce w okolicy", „czuję się jak w bajce".

Druga etykieta była kolorowa i radosna. Opowiadała o weselu, na które się wspólnie wybraliśmy. Główny napis brzmiał: "PRZED CZYM TY SIĘ CZŁOWIEKU BRONISZ?" i tylko ja dokładnie wiedziałam, co oznaczają te słowa. Na zdjęciach, niezwykle zgrabnie ze sobą splecionych, przechodzących jedno w drugie, oddany był weselny klimat, ale zauważyłam też złoty łańcuszek na tle ciemnozielonego aksamitu, co jednoznacznie było nawiązaniem do mojej sukienki. Był też ludowy wzór, który odczytałam jako analogię do wygranego przeze mnie konkursu weselnego. W górnym rogu etykiety można było dostrzec Amora z łukiem i rozproszone wśród nocy światło lampy, co jednoznacznie skojarzyło mi się z naszym pierwszym pocałunkiem. Na etykiecie, z trudem, z pomocą lupy, odnalazłam kilka mniejszych napisów ukrytych między zdjęciami „wariuję przy tobie", „zwolnijmy", „będzie najpiękniej".

Trzecia etykieta była prostsza, choć równie piękna. Całość stanowiło tylko jedno zdjęcie utrzymane w pastelowej tonacji. Były na nim wysokie, lekko pożółkłe już trawy na tle błękitnego nieba i powiewające na wietrze jasne, rozświetlone przez słońce nitki. Pastelowe kolory przywodziły na myśl gorący, letni dzień i ja dokładnie wiedziałam, że właśnie wtedy było zrobione to zdjęcie. Rozświetlone nitki, to były moje włosy powiewające na wietrze. Pamiętam, jak Michał robił to zdjęcie! Przypomniał mi się nasz romantyczny, pełen pieszczot i pocałunków dzień spędzony na pikniku, na moim wzgórzu, kiedy po raz pierwszy odsłanialiśmy przed sobą swoje ciała i poznawaliśmy je centymetr, po centymetrze... Na środku etykiety widniał duży napis „MOŻESZ ZROBIĆ ZE MNĄ, CO TYLKO ZECHCESZ", a z drugiej strony niewielki, ale czytelny napis „ja ciebie też".

Czwarta, ostatnia etykieta była inna. Zdjęcie przedstawiało dwa płatki śniegu na szaro-czarno-błękitnym tle. Jeden płatek był widoczny w całej okazałości, w dużym zbliżeniu. Drugi był inny, nieco mniejszy i pokazany jedynie częściowo, wychodził poza kadr zdjęcia. Zdjęcie było niezwykle piękne, płatki skrzyły się w świetle, wyglądały magicznie. Pierwszy płatek uwodził regularną, heksagonalną strukturą, doskonałością, kryształową bielą, delikatnością. Na dole etykiety widać było jasną, lekko różową, pastelową plamę, po dokładnym przyjrzeniu się dostrzegłam na niej linie papilarne i domyśliłam się, że jest to fragment ludzkiego palca. Płatek śniegu spadał na dół, wprost na ciepłą, ludzką skórę. Na środku etykiety widniał duży napis: „NIGDZIE NIE MUSIMY SIĘ SPIESZYĆ, CAŁE ŻYCIE PRZED NAMI".

Nie pamiętam, kiedy wcześniej coś, cokolwiek, zrobiło na mnie tak duże wrażenie. Bywałam przecież na wystawach, w galeriach, odwiedzałam muzea, a zdecydowanie nigdy nie czułam tego, co teraz, na widok jakiegokolwiek przedmiotu. Byłam głęboko wzruszona, wręcz zszokowana, poczułam łzy płynące po policzku i zaciśnięte gardło, przez które nie wydobyłoby się teraz ani jedno słowo!

Te etykiety były dla mnie arcydziełami. Sama jakość artystyczna zwalała z nóg, zaprojektowanie tak misternych grafik wymagało wiedzy, warsztatu, czasu, ale przede wszystkim ogromnego talentu! Czy to możliwe, że Michał samodzielnie je stworzył?

Z drugiej strony był przekaz etykiet, inny dla mnie i Michała, a zupełnie inny dla całej reszty świata. Mogłam odczytywać znaczenie poszczególnych etykiet bez końca, domyślać się, co dokładnie Michał miał na myśli, tworząc każdą z nich. Zapragnęłam mieć go teraz obok siebie, porozmawiać z nim, podzielić się moim wzruszeniem i uczuciami.

Za chwilę zrozumiałam, że specjalna seria cydru jest prezentem pożegnalnym dla mnie. Michał postanowił zamknąć w ten wyrafinowany sposób naszą wspólną przeszłość, zanim oświadczy się i zacznie wspólne życie w małżeństwie z Elżbietą. Specjalnie wybrał na miejsce oświadczyn Paryż. To taki symbol, że nowe wchodzi na miejsce starego i jak bardzo by to nie bolało, trzeba zaakceptować fakty i żyć dalej.

Teraz ruch należy do mnie. Muszę napisać do niego obiecany list, który też powinien być listem pożegnalnym.

"Drogi Michale,

Napisanie listu do Ciebie okazało się dla mnie trudniejsze, niż sądziłam, a już na pewno trudniejsze, niż samo zaoferowanie zrobienia tego, po kilku lampkach Twojego, pysznego cydru. Nie mogłam jednak porzucić tego pomysłu, bo, jak sam kiedyś ładnie to ująłeś „słowo się rzekło" i należy wywiązać się ze złożonej obietnicy.

Na początku nie mogłam zdecydować, o czym pisać, jest bowiem wiele tematów, które miałabym ochotę szczegółowo Ci opowiedzieć, czy wyjaśnić. Problem rozwiązał się sam, w momencie, kiedy rozpakowałam prezent od Ciebie.

Nie umiem znaleźć odpowiednich słów, żeby wyrazić, jak wielkie wrażenie wywarło na mnie to, co zobaczyłam po otwarciu pudła! Oglądanie prezentu od Ciebie całkowicie odcięło mnie od świata, nawet nie wiem na jak długo, czas przestał istnieć. Wszystkie butelki cydrów obejrzałam bardzo dokładnie, centymetr po centymetrze. Jak zawsze robiłam to z czułością. Byłam potem tak wzruszona, że gardło zacisnęło mi się w ciasny węzeł, a z oczu, poza moją wolą i kontrolą, płynęły łzy.

Moją głowę, w stu procentach wypełniły wspomnienia i uczucia, jestem bardzo ciekawa, czy pokrywały się one z tym co Ty wspominałeś i czułeś, tworząc te przepiękne etykiety.

Mam teraz taką wątpliwość... i wiele pytań. Marzę o długiej rozmowie z Tobą! Wiem jednak, że taka rozmowa nie wchodzi w grę...

Słyszałam o Twoich listopadowych, najpoważniejszych w życiu planach, życzę powodzenia! Cieszę się, że znalazłeś kogoś, z kim chcesz związać się na stałe. Z całych sił kibicuję Ci i będę szczęśliwa, jeśli odwiedzając rodzinę i wieś, usłyszę dobre wieści o Tobie i Twojej rodzinie, którą planujesz założyć.

A ja...? Niebawem wyjeżdżam, a później... będzie nowy rok i nowa rzeczywistość dla Ciebie, a może i mnie, bardzo bym sobie tego życzyła, też przyniesie coś równie dobrego.

Pozwól, że pożegnam się z Tobą, Twoimi własnymi słowami: wszystko, co najlepsze, ciągle jest przed nami. Będąc razem, podnieśliśmy wysoko poprzeczkę, czasami myślę, że trudno będzie do niej dorównać, a co dopiero podnieść ją jeszcze wyżej. Mnie się to jeszcze nie udało, ale Tobie i Twojej przyszłej żonie tego właśnie życzę!

Bardzo dziękuję ci za ten niezwykły prezent. Na zawsze pozostanie on dla mnie najpiękniejszą pamiątką i generatorem wspomnień z cudownych siedmiu miesięcy, jakie miałam szczęście przeżyć, przed kilkoma laty. Nigdy nie zapomnę tamtego niezwykłego, bajkowego czasu!

Chcę, żebyś wiedział, że cokolwiek będzie się działo w Twoim, czy moim życiu, czy będziemy związani z innymi osobami, czy nie, Ty na zawsze pozostaniesz w moim sercu.

                                                                                                                                                         Agnieszka"

Zaadresowałam kopertę, poszłam na pocztę i wrzuciłam list do skrzynki. Później wróciłam do domu, położyłam się na łóżku i myślałam o Michale. On jeden mimo że był oddalony o setki kilometrów ode mnie, potrafił w ciągu kilku chwil, wywołać u mnie skrajnie różne i niezwykle silne emocje! To za sprawą prezentu od niego mój świat się zatrzymał, a serce ścisnęło się ze wzruszenia! A wcześniej, świadomie z pełną premedytacją mnie zranił... Odtwarzałam w myślach moją ukochaną piosenkę o Paryżu. Zdecydowałam, że już nigdy jej nie posłucham. Straciłam ją. Michał mi ją odebrał, może słucha jej teraz ze swoją dziewczyną? Zastąpił mnie kimś innym, wygumkował mnie i wkleił w to miejsce nową dziewczynę! Nie mogłam pojąć, jak mógł zrobić mi coś tak okrutnego!

Znowu leżałam i płakałam, godzina po godzinie. Kolejny raz wpadłam w dół na kilka długich dni.

Po tym czasie nowa rana w sercu zaczęła się goić. Jak zwykle, z dołu pomogły mi się wydostać książki i nauka. Przygotowywałam się do obrony pracy magisterskiej. Praca wymagała ostatnich szlifów, zanim oddałam ja do recenzji.

Nie chciałam myśleć o Michale, jego dziewczynie i Paryżu, ale nie zawsze mi się to udawało. Męczyły mnie te myśli. Na przemian byłam zła na niego, albo rozżalona. W końcu pomyślałam, że Michała już nie ma, on już nie istnieje. To co zrobił było kroplą, która przelała czarę goryczy. Michał umarł dla mnie.

MICHAŁ

Wielokrotnie przeczytałem list od Agnieszki. Rozbił mnie on. Już samo czytanie słów, które ona sformułowała specjalnie dla mnie, wywoływało u mnie dreszcze. Miałem ochotę wstać z fotela, wziąć kluczyki od samochodu i bez oglądania się na nic pojechać do niej. A później wziąć ją w ramiona i zapewnić, że od dawna należę do niej i tylko z nią mogę być szczęśliwy. Może powinienem był tak zrobić, jednak odezwała się racjonalna część mojego umysłu i zrozumiałem, że trzymam w rękach list pożegnalny. 

Kolejny raz musiałem otrząsnąć się i przyjąć wreszcie do wiadomości, że muszę pożegnać się z nią na zawsze. Utwierdziłem się w przekonaniu, że nie mam już u Agnieszki żadnych szans. Jej życie jest tak bardzo różne od mojego, że nie ma się co już dłużej oszukiwać i mamić nadziejami. Ona ma znajomych z różnych stron świata, a ja z trudem radzę sobie z językiem angielskim. Ona mieszka na drugim końcu Polski, chce podróżować, a ja jestem przywiązany do mojej ziemi. Ja chcę od niej tylko miłości, a ona może mi dać, co najwyżej, przyjaźń. Czas się z tym pogodzić. Agnieszka zawsze będzie w moich wspomnieniach i marzeniach, na samym dnie serca, nigdy nie przestanę jej kochać, ale ja muszę żyć dalej, chcę mieć rodzinę.

Podjąłem życiową decyzję. Postanowiłem oświadczyć się Elżbiecie i przestać dłużej miotać się w życiu. Lubiłem Elę, szanowałem ją, a ona dbała o mnie. Dobrze się nam razem pracowało przy produkcji cydrów. Było mi z nią dobrze, byłem przy niej spokojny. Chciałem, żeby ona została moją żoną i zamieszkała ze mną. Razem moglibyśmy pracować i żyć spokojnie. Moje życie byłoby w końcu normalne, takie, jak powinno być od dawna.

Listopad 98

MICHAŁ

Zaprosiłem Elżbietę na tygodniowy wyjazd do Paryża. Specjalnie wybrałem Paryż. Chciałem zabić wszystkie wspomnienia związane z Agnieszką, odczarować to miasto.

Powiedziałem kiedyś Agnieszce, kiedy tańczyliśmy w rytm piosenki "Parisienne Walkways", którą ona wprost uwielbiała, że pojedziemy razem do Paryża i ja tam jej się oświadczę. Pamiętam, że miałem wtedy dłonie wplecione w jej włosy i czoło oparte o jej czoło, a ona bardzo się wzruszyła, miała łzy w oczach i pocałowała mnie. Od tamtej pory, zawsze gdy słyszałem słowo Paryż, albo widziałem w telewizji, czy gazecie obrazek z tego miasta, wracały wspomnienia i nachodziły mnie wizje mojego życia z Agnieszką w roli mojej żony. Paryż prześladował mnie od lat i chciałem raz na zawsze to zmienić. Polecieliśmy więc z Elżbietą do Paryża. Obydwoje byliśmy w tym mieście po raz pierwszy.

Na miejscu okazało się jednak, że wizyta w tym mieście i to w takim, a nie innym celu, to był bardzo zły pomysł. Elżbieta, jak to ona, była poważna i przez większość czasu milcząca, przez co moje myśli płynęły swobodnie, lecz w kierunku, jakiego nie chciałem. Tydzień zwiedzania, ostatni tydzień mojego życia w roli wolnego faceta, niezwiązanego słowem z kobietą, był dla mnie koszmarem! Nie dość, że nie udało mi się zabić wspomnień, to na każdej uliczce, w każdym zaułku tego miasta, przy każdej witrynie, moja chora wyobraźnia podsuwa mi obraz mnie i Agnieszki razem, szczęśliwych, trzymających się za ręce, tuż przed tym, jak to jej się oświadczam. Obecność Elżbiety nie zmieniła tego. Brałem ją za rękę, ale to nie była ta właściwa ręka. Oglądaliśmy dzieła sztuki w Luwrze, a ja wyobrażałem sobie, jak reagowałaby na nie Agnieszka, spacerowaliśmy nad Sekwaną i brakowało mi uśmiechu i spontaniczności Agnieszki. Nie potrafiłem otrząsnąć się z tych myśli i z dnia na dzień pogrążałem się w marzeniach coraz bardziej. Elżbieta przyglądała mi się uważnie, wiedziała, że coś jest nie tak, ale nic nie mówiła na ten temat.

Ostatniego dnia przed wylotem poszliśmy na kolację, którą wcześniej zarezerwowałem w niedużej, przytulnej restauracji. Miałem ze sobą pierścionek zaręczynowy, poprosiłem obsługę o zamówienie bukietu kwiatów i postawieniu ich na stole. Nie spodziewałem się odmowy z jej strony.

Po posiłku wyjąłem z kieszeni pierścionek.

— Elu, chcę zadać ci ważne pytanie — powiedziałem uroczyście — Czy zgodzisz się zostać moja żoną? Wyjdziesz za mnie? 

Popatrzyła na mnie zdziwiona.

— Naprawdę, chcesz ze mną spędzić resztę życia? — zapytała.

— Tak, naprawdę tego chcę — odpowiedziałem z uśmiechem — Dlaczego jesteś zdziwiona?

Patrzyła na mnie długo, poważnie, bez emocji.

— Michał, myślisz, że ja nie wiem z kim tak naprawdę chciałbyś spędzić życie?

Zaskoczyła mnie tym co powiedziała i spokojem, z jakim to zrobiła. Elżbieta to inteligentna dziewczyna, musiała dowiedzieć się o tym, co łączyło mnie z Agnieszką, ale niczego nie dała poznać po sobie. Teraz też nie okazywała żadnych emocji. Emocje nigdy nie były dla niej ważne. Liczyły się tylko fakty.

— Elu, czy ty widzisz tutaj kogoś innego? — odpowiedziałem — To tobie sie oświadczam.

— Ale tylko ją będziesz kochał — powiedziała.

W jej głosie nie było smutku, czy pretensji. Ona po prostu stwierdzała fakty. Byłem zdezorientowany, nie bardzo wiedziałem jak powinienem się teraz zachować. Postanowiłem grać z nią w otwarte karty.

— To wszystko jest bardziej skomplikowane. Nie wiem co wiesz i od kogo, ale tamta sprawa jest od lat za mną, to co było już nie jest ważne. Nie chcę cały czas oglądać się za siebie. Chcę patrzeć przed siebie i widzę tam nas, razem.

Patrzyła na mnie bez słów i bez uśmiechu, poważnie i w skupieniu. Po długiej chwili powiedziała:

— Odkąd cię poznałam marzyłam tylko o tym, żebyśmy zostali małżeństwem. Tylko do tego dążyłam. Trochę się musiałam dostosować do ciebie i szczególnie do twojej rodziny. Nie było to dla mnie łatwe, ale wiedziałam, że muszę to zrobić i liczyłam, na szczęśliwy finał moich starań. Tak było do momentu, kiedy poznałam twoją byłą dziewczynę. Nigdy mi o niej nie mówiłeś i nie dziwię ci się. Nie potrafiłbyś tego zrobić. Inaczej się przy niej zachowujesz, inaczej patrzysz, inaczej mówisz, nawet inaczej wyglądasz. Przy niej jesteś innym człowiekiem.

— Musisz wiedzieć, że tamta sprawa jest definitywnie skończona i to dawno temu, minęło już wiele lat, nigdy nic z niej więcej nie będzie. To przeszłość. Mam dwadzieścia pięć lat i nie ukrywam, że parę rzeczy mam już za sobą. A ja chcę myśleć o przyszłości.

— Powiedz mi jedno. Byłeś z nią w Paryżu? — zapytała niespodziewanie.

— Nie — odparłem krótko.

— W takim razie miałeś takie plany. Chciałeś tutaj z nią przyjechać i to jej się oświadczyć. Dlatego od kilku dni jesteś nieobecny, bo ty o niczym innym nie możesz myśleć. Mylę się?

— Nawet jeśli tak było, to wiesz przecież, jak jest dzisiaj. Dzisiaj proszę ciebie, żebyś została moją żoną. Dokładnie to przemyślałem, tego pragnę. Jesteśmy tutaj tylko ty i ja.

— Ona, Agnieszka, też jest z nami — powiedziała zdecydowanie. — Ona jest w tobie i nie umiesz jej wyrzucić, chociaż wierzę, że chcesz to zrobić. Teraz widzę to bardzo wyraźnie, wszystko co robisz, robisz z myślą o niej, ona steruje twoim życiem, czy tego chcesz, czy nie. Ani ja, ani nikt inny nie jest w stanie ci pomóc.

Nie wiedziałem co więcej powiedzieć, czy ją przekonywać.

— Jesteś całkowicie pod jej wpływem, nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę. Ja nigdy jej ci nie zastąpię, nigdy z nią nie wygram. Cokolwiek było między wami, nie oszukuj się, że to jest już za tobą. Tak naprawdę, nie sądzę, żeby kiedykolwiek miało być... Nie byłbyś ze mną szczęśliwy a ja nie byłabym szczęśliwa z tobą, w takim małżeństwie. Czy da się tak żyć? Nie wiem... Daj mi czas do namysłu. Odpowiem ci po świętach — powiedziała na koniec rozmowy.

Zamknąłem pudełko z pierścionkiem i schowałem je do kieszeni kurtki.

KRZYSZTOF

Michał od kilku dni był z Elżbietą w Paryżu. Zaprosił ją niedawno, wyjazd wyglądał na nagły.

— To poważna sprawa — mówiła Bożena — Myślisz, że Michał się jej oświadczy? Nic ci nie mówił?

— Nie. Nic nie mówił, ale też tak przypuszczam — odpowiedziałem.

— Dziwna jest z nich para. Dogadują się, ale nie widać w tym związku bliskości. Może spodziewają się dziecka i stąd ta decyzja? — zastanawiała się na głos żona.

— Nie mam pojęcia. Każdą decyzję Michała musimy uszanować.

— Tak, oczywiście. Chciałabym tylko tego, żeby miał spokojne, szczęśliwe życie — mówiła Bożena. 

— Będziemy żyli obok siebie. Teoretycznie moglibyśmy się nawet przyjaźnić z synową, ale z nią nie ma na to szans — odparłem ponuro.

— Ja nie muszę się przyjaźnić, wystarczy, że będziemy się lubili i szanowali. Chcę tylko, żeby Michał był sobą. 

Pomyślałem, że Michał od dawna nie jest sobą. Zmienił się przy Elżbiecie, ale czy na długo? Czy kobieta taka jak Elżbieta, zamknięta w sobie, małomówna, stroniąca od ludzi, nielubiąca się bawić jest w stanie utrzymać przy sobie chłopaka takiego, jak mój syn? Miałem wątpliwości i obawy, że Michał, wiążąc się na stałe z Elżbietą, wpakuje się w kłopoty. Po powrocie Michał nic nie mówił o oświadczynach, zaręczynach, ciąży, ani o planach na przyszłość.

Poszedłem do niego, do jego pokoju, żeby pogadać. Zachowywał się dziwnie, inaczej, był jakiś przytępiony, jakby przygniatał go ciężar, którego nie potrafi zrzucić.

Na pytanie jak było w Paryżu, tylko wzruszył ramionami. Nie wiedziałem co o tym sądzić. Próbowałem pogadać z Michałem, ale on nie chciał rozmawiać na temat Elżbiety, ani o swojej przyszłości z nią, czy bez niej. Ponownie zaprosił ją na święta, można było się więc domyślić, że sprawy między nimi przybierają naprawdę poważny obrót.


---------------------------------------------------------------------------

* Chcesz sobie przypomnieć Bal i taniec bohaterów do piosenki "Parissiene Walkways" Gary Moora, zapraszam do rodziału 35 Pierwszej Części. link: https://www.wattpad.com/1425317125-jak-trzy-po%C5%82%C3%B3wki-jab%C5%82ka-cz%C4%99%C5%9B%C4%87-pierwsza-35-nami%C4%99tna

link do piosenki: https://youtu.be/AuMZJTm1GJA?feature=shared

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro