3. Pozornie zwykłe życie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Listopad 95

KRZYSZTOF

Mijały tygodnie, a nasza codzienność, pozornie, toczyła się swoim zwykłym rytmem. Ja odzyskałem spokój i panowanie nad własnym życiem. Trzymałem się tego mocno. Zafundowałem Bożenie generalny remont kuchni, o czym marzyła od dawna. Chciałem uszczęśliwić żonę, a po cichu liczyłem, że dzięki zmianom umeblowania uwolnię się od obrazów, które wracały do mnie w najmniej oczekiwanych momentach, np. kiedy pochyliłem się nad stołem, aby nakryć go przed śniadaniem... Bożena z zapałem przystąpiła do planowania nowej kuchni, co zajęło jej czas i uwagę, a mnie dało chwile wytchnienia i samotności.

Dręczyły mnie wyrzuty sumienia.

Zdradziłem żonę. Nie czułem się z tym dobrze, ale nie to było najgorsze. Bożena nie ucierpiała, nadal była najważniejszą kobietą w moim życiu i ją jedną kochałem. Co prawda zdrada fizyczna zdarzyła mi się po raz pierwszy w małżeństwie, ale miałem już wcześniej przed Bożeną tajemnice. Nie wiedziała nic o dziewczynach, z którymi byłem przed ślubem, w czasach studenckich, ani o moich grzesznych myślach, w których byłem z różnymi kobietami, w tym z dziewczyną własnego syna, z czasów, kiedy już byliśmy małżeństwem.

Gorsze były wyrzuty sumienia w odniesieniu do Michała. Wiedziałem bardzo dobrze, kim jest i ile znaczy dla niego Agnieszka. On mi się zwierzał, traktował mnie nie tylko jak ojca, ale też jak przyjaciela. Dużo czasu spędziłem z synem i jego dziewczyną we trójkę. Wiedziałem bardzo dobrze o głębokiej, uczuciowej i fizycznej relacji, jaka ich łączyła. Gdyby Michał dowiedział się, co zaszło między mną a Agnieszką, to w najlepszym razie, nigdy już w swoim życiu nie zobaczyłbym go na oczy!

Najgorsze wyrzuty sumienia odczuwałem jednak w stosunku do Agnieszki. Wykorzystałem tę młodą dziewczynę, która mi ufała. Przyszła do mojego domu w zupełnie innym celu, a ja bez minuty zastanowienia skorzystałem z okazji, żeby zaspokoić swoje chore żądze. Dziewczyna była w kiepskim stanie, z trudem radziła sobie z sobą i sytuacją, w której się znalazła. W ciągu kilku miesięcy przeżyła zawód miłosny, została porzucona, odtrącona, poniżona, a później była proszona o wybaczenie, musiała podjąć trudne życiowe decyzje, w międzyczasie zdawała maturę, wybierała studia. Wykorzystałem jej pogubienie, słabość, tęsknotę za Michałem i męskimi ramionami, a może też strach przed wyjazdem z domu, w nieznane miejsce, między nieznajomych ludzi.

Przyszła do mojego domu, ale przecież nie wiedziała, że cała moja rodzina jest na wyjazdach, że zastała tylko mnie.

Zawsze bardzo lubiłem Agnieszkę, podobało mi się w niej wszystko: inteligencja, naturalna, niewymuszona klasa, łagodność, no i oczywiście jej delikatna, zmysłowa uroda. Ujęła mnie swoim ciepłem, pogodnym usposobieniem, poczuciem humoru. Wniosła w moje życie coś, czego nie czułem już od dawna i za czym tęskniłem: radość, spontaniczność. Moja żona była od zawsze osobą poważną, zdystansowaną i powściągliwą w okazywaniu uczuć i przywykłem, przez lata do tego. Dziewczyna mojego syna uzmysłowiła mi, że relacja może być zupełnie inna, pełna ciepła, czystej przyjemności i czułości. Często myślałem o jej związku z moim synem, wyobrażałem ją sobie w moim domu, u jego boku w charakterze jego żony, a później coraz częściej myślałem tylko o niej, aż w końcu zacząłem o niej marzyć. Wiedziałem, że to, co robię jest bardzo złe, ale nie umiałem się powstrzymać i wystarczyła sprzyjająca okoliczność, a stało się, to co się stało... Powinienem był porozmawiać z nią, dodać otuchy, zapewnić o swojej przyjaźni i ponownie zaoferować, że w razie potrzeby, zawsze może na mnie liczyć.

„Co by było, gdyby ona zaszła w ciążę? Zachowałem się jak gówniarz, jak ostatni kretyn! Straciłem głowę do tego stopnia, że nie pomyślałem również o zabezpieczeniu!  Jak odciśnie się na jej życiu to, co między nami zaszło? Przecież ona może teraz zwątpić we wszystkich facetów. Najpierw uwiódł, wykorzystał i porzucił ją mój syn, a później zawiodłem ją ja." — myślałem.

Najgorsze, że z powodu złożonej obietnicy, nie mogłem z nią o tym porozmawiać. Wciąż miałem w pamięci obraz jej oczu pełnych łez, kiedy wychodziła z mojego domu. Nie umiałem odpędzić od siebie wspomnień. Odtwarzałem w głowie, minuta po minucie, wszystko, co wydarzyło się tamtego dnia i zawsze, wbrew sobie, czułem wtedy podniecające mrowienie w ciele. Nie umiałem znaleźć wytłumaczenia na to, co się wydarzyło, ale musiałem nauczyć się z tym żyć, tak jak nauczyłem się żyć z moimi wyrzutami sumienia. Wmawiałem sobie, że każdy człowiek ma przecież jakieś tajemnice, grzechy, ukryte w najdalszym zakątku duszy.

MICHAŁ

Straciłem Agnieszkę, a nawet straciłem okazję, żeby czasami ją zobaczyć. Ona wyjechała na drugi koniec Polski i teraz tam jest jej życie. Tam rozmawia z ludźmi, śmieje się z czyichś żartów, dzieli się z kimś swoimi myślami, chodzi po tamtych ulicach.

Byłem na zmianę albo zły, albo załamany. Miotałem się jak dzikie zwierzę zamknięte w klatce. Zadręczałem się, wręcz sam siebie torturowałem wspomnieniami, wyrzutami sumienia.

Nic i nikt nie było dla mnie ważne. Nie byłem w stanie uczyć się, znowu przestałem jeździć na uczelnię, właściwie przestałem wychodzić z domu. Cały czas spędzałem albo w swoim pokoju, albo w piwnicy, gdzie miałem pracownię fotograficzną.

Wywołałem wszystkie zdjęcia, które zrobiłem w czasie, gdy byliśmy z Agnieszką razem. Oglądałem je bez przerwy! Patrzyłem na nią, na moją dziewczynę, taką piękną i szczęśliwą! Wspominałem chwile, w których robiłem zdjęcia, ciągle jeszcze pamiętałem, jak czułem się wtedy i tym mocniej docierało do mnie, jak czuję się teraz.

Rodzice próbowali jakoś dotrzeć do mnie, pocieszyć mnie.

— Michał, potrzebujesz pomocy — mówiła mama. — Mam coś, co pomoże ci się pozbierać.

— Niczego nie potrzebuję. Zostaw mnie! Po prostu daj mi spokój!

Mama obawiała się, że wpadłem w depresję, podsuwała jakieś tabletki, zapisane przez zaprzyjaźnioną doktorkę, które jej zdaniem miały mi pomóc. Mieliśmy w rodzinie kuzyna, który po rozstaniu z dziewczyną odciął się od świata na kilkanaście długich lat. Rodzice bali się, że zajmę miejsce Wojtka, który dopiero co, po długich latach, wrócił do świata żywych.

Ojciec próbował ze mną rozmawiać. Namawiał, żebym przestał się zadręczać, żebym schował zdjęcia i nie zaglądał do nich przez jakiś czas.

— Ona wyjechała na studia jako wolna dziewczyna, bez zobowiązań — mówiłem do ojca —szybko pozna tam kogoś, zakocha się, a ja nic nie mogę na to poradzić. Nawet nie wiem, gdzie ona jest, nie zostawiła mi adresu, telefonu. Ona nie chce, żebym się z nią kontaktował.

— A ty nadal chcesz? Od waszego rozstania minął już prawie rok. Może już czas odpuścić, synu. Głową muru nie przebijesz.

Zaczynało do mnie docierać, że ojciec ma rację...

AGNIESZKA

W Bibliotece często spotykałam grupę studentów z czwartego, piątego roku studiów, z mojego kierunku. Pracowali razem, omawiali jakieś zagadnienia. Często oprócz mnie i tej grupy, w bibliotece nie było nikogo innego. Czasami dołączał do nich któryś z profesorów, z którymi ja też miałam zajęcia.

W grudniu byłam już po pierwszych kolokwiach i zaliczeniach. Wszystkie zdałam śpiewająco. Profesor Kaliński, u którego zaliczałam ustnie materiał z zajęć, rozpoznał mnie w bibliotece.

— O! Witam ponownie moją najbardziej pilną studentkę. — powiedział widząc mnie w bibliotece nad książką. — Teraz już wiem skąd u pani taka wiedza. Co pani dzisiaj studiuje?

— Dobry wieczór. Teraz akurat czytam o ziołach rosnących w Polsce — odpowiedziałam krótko.

— Tego chyba nie ma w programie studiów?

— Nie wiem, chyba nie ma.

— Robi pani notatki? Mogę wiedzieć do czego ich pani użyje? — zaciekawił się.

— Zapewniam, że nie zamierzam sporządzać żadnej mikstury o niezwykłych właściwościach —chciałam wykręcić się od odpowiedzi.

Profesor zaśmiał się gromkim śmiechem.

— A my tutaj mamy spotkanie Koła Botaników, może chciałaby pani do nas dołączyć? — zapytał niespodziewanie — Co prawda koło zrzesza studentów starszych roczników, ale może pani w nim uczestniczyć jako wolny słuchacz.

— Naprawdę mogłabym? Dziękuję bardzo, chętnie dołączę — bardzo ucieszyłam się z tej propozycji.

Zebrałam ze stołu swoje notatki i razem z profesorem podeszłam do grupy siedzącej w drugim kącie sali. Grupa liczyła siedem osób, czterech chłopaków i trzy dziewczyny, wszyscy wyglądali na zaprzyjaźnionych ze sobą. Profesor przedstawił mnie jako swoją studentkę z pierwszego roku, przedstawiłam się imieniem i nazwiskiem. Chłopaki zaczęli żartować, że powinnam zasłużyć na udział w ich spotkaniu i zaproponowali, że sprawdzą moja wiedzę na temat roślin. Wiedziałam, że to tylko żarty, ale podsunęłam im pomysł rozmowy o ziołach. Złapali się na ten haczyk i wtedy byłam już spokojna, o ziołach rosnących w Polsce wiedziałam niemal wszystko! Na początku podawali nazwy powszechnie znanych ziół, a ja podawałam nazwę łacińską, dzieliłam je na odmiany, opowiadałam o ich pochodzeniu, właściwościach. Później, z własnej inicjatywy przedstawiłam kilka roślin o ciekawych właściwościach, które nie są powszechnie znane. Na koniec, w wielkim skrócie, opowiedziałam o ludowych zwyczajach, obrzędach i tradycjach związanych z ziołami. Wszyscy, z profesorem na czele, byli pod wrażeniem, a ja poczułam się wspaniale!

— Skąd u pani taka wiedza na ten temat? — zapytał wyraźnie zainteresowany profesor.

— Ale to nie jest nic niezwykłego. To zaledwie czubek góry lodowej. Na ten temat mogłabym mówić o wiele dłużej i ciekawiej. — odpowiedziałam — Cóż, mam takie dziwne hobby.

— Jeszcze wrócimy do tego tematu, ale egzamin zdałaś i możesz dołączyć do nas dzisiaj —powiedziała jedna z dziewczyn.

Bardzo podobała mi się atmosfera spotkania. Dyskusja była na wysokim poziomie merytorycznym, ale też bardzo sympatyczna. Niewiele wiedziałam o temacie, który był omawiany, ale widziałam, jak padają różne propozycje i argumenty na ich poparcie, a temat posuwa się naprzód. Robiłam notatki, żeby później zapoznać się z tematyką spotkania. Spotkanie trwało około dwóch godzin, pod koniec ludzie zaczęli umawiać się następny termin.

— Mogłabym też przyjść? — postanowiłam zawalczyć o swoje.

— Chyba nie ma takiej potrzeby — odpowiedziała Nina, jedna z dziewczyn — stracisz tylko czas.

— Bardzo proszę, pozwólcie mi przyjść. Będę waszą asystentką, będę robiła kawę, herbatę, a później umyję wszystkie naczynia — prosiłam — Będę robiła wam notatki i wogóle wszystko, o co poprosicie. Obiecuję, że będę przydatna i nie będę przeszkadzała.

Mój zapał ich zaciekawił i rozbawił.

— W sumie to nigdy nie mieliśmy asystentki. Skoro dziewczyna chce zrobić wszystko, o co ją poprosimy, to ja się zgadzam — żartował jeden z chłopaków, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.

— Nie możemy odtrącić młodszej koleżanki z takim zapałem do pracy — zgodził się kolejny chłopak.

— Dlaczego tak ci zależy, przecież nie masz pojęcia o czym rozmawiamy?

— Podoba mi się naukowa atmosfera waszego spotkania, a tutaj nie mam co ze sobą zrobić. Jestem z drugiego końca Polski, rzadko jeżdżę do domu, nie zna tutaj nikogo. Wieczorami moja współlokatorka z akademika obściskuje się ze swoim chłopakiem, a ja błąkam się bez celu po okolicy. Proszę, zgódźcie się.

— To wasza decyzja — powiedział profesor — ale ja uważam, że trzeba dać szansę pani Agnieszce.

— Okej. Następne spotkanie będzie w środę wieczorem u mnie w domu. — jeden z chłopaków napisał na kartce adres i mi go podał — Widzimy się o osiemnastej.

Wkrótce okazało się, że był to dla mnie przełomowy dzień. Dołączyłam do Koła Botaników i szybko znalazłam tam dla siebie miejsce. Oczywiście na początku, zgodnie z obietnicą, byłam asystentką wszystkich. Na umówione spotkanie przyszłam prawie godzinę wcześniej, poprosiłam o możliwość skorzystania z kuchni i upiekłam szarlotkę z przyniesionych ze sobą składników, czym wkradłam się w ich łaski, a później z przyjemnością podawałam herbatę, kawę. Szybko zapoznałam się z wszystkimi i od razu ich polubiłam. Byli to ludzie, którzy tak jak ja, kochali się uczyć. Lubili trudne tematy, wyzwania, mogli omawiać jedno zagadnienie całymi godzinami. Przy tym byli kulturalni, z klasą i przyjacielsko nastawieni do siebie nawzajem, chociaż zupełnie nie zainteresowani studenckim życiem towarzyskim.

Następnego dnia umówiłam się z dziewczynami na zakupy. Kuzyn jednej z nich sprowadzał tanie ciuchy ze Stanów i można było przejrzeć nową dostawę, zanim trafi do sklepu. Byłam absolutnie zachwycona ciuchami! Różne style, tkaniny, kolory, fasony! Do tego ich cena było wiele razy niższa niż w sklepie. Dziewczyny wybrały dla mnie kilka rzeczy, w których, ich zdaniem wyglądałam świetnie, ale były też zupełnie inne od tych, które nosiłam zazwyczaj. Kupiłam je i postanowiłam nałożyć je w czasie świąt. Kupiłam też, w ramach prezentu pod choinkę coś dla mamy, taty i brata.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro