12. Spojrzeć prawdzie w oczy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Marzec 97

KRZYSZTOF

Po ślubie Adama, na wiosnę, Michał wrócił do domu. Szlifował pracę magisterską, dużo czasu spędzaliśmy razem. Cieszyło mnie to, liczyłem, że nasza synowsko-ojcowska przyjaźń zyska nowe oblicze męskiej przyjaźni.

Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że na tej przyjaźni kładzie się cień tego co wydarzyło się między mną i Agnieszką przed niemal dwoma laty. Wiele razy zastanawiałem się, czy inaczej ułożyłyby się ich relacje, gdyby nie doszło wtedy do tego, do czego doszło? Na to pytanie nikt nie znał odpowiedzi. Musiałem żyć z tą tajemnicą tak jak dotąd.

Dawno zrozumiałem też, że nie mam prawa oceniać mojego syna, bo ja sam nie byłem kryształowy. Bez wahania, bez cienia zastanowienia skorzystałem z okazji, żeby uprawiać seks z dziewczyną młodszą o parę lat od moich synów, która co prawda, niby tego chciała, ale jednak była wtedy w nie najlepszej kondycji psychicznej... Przy okazji, za jednym zamachem zdradziłem żonę i syna. Cała złość, jaką czułem do Michała, uleciała.

Przez ostatni czas, kiedy mieszkał on praktycznie w mieście, brakowało mi go w domu. Zawsze czułem z nim szczególną więź, dzięki czemu rozumiałem dobrze jego nastroje. Dlatego wiedziałem, że dziewczyny, które zmieniał tak często i cały ten jego imprezowy styl życia, nie są zgodne z jego charakterem. Rozumiałem, że chce odreagować rozstanie z Agnieszką, szuka nowego impulsu w swoim życiu, ale nie byłem pewien, jak to odciśnie się na nim.

Teraz, po powrocie, nie robił wrażenia wybawionego, zrelaksowanego, niegrzecznego chłopca. Przeciwnie, widziałem w nim poważnego mężczyznę, niestety zbyt poważnego i niezbyt szczęśliwego... 

Kwiecień 97

Michał

Imprezowe, miejskie życie od dawna przestało mnie już bawić. Mieszkanie w mieście męczyło mnie. Dotarło do mnie, że jestem żałosny. Wczesną wiosną zrezygnowałem z wynajmowanego mieszkania i wróciłem do domu.

Wieczorami, jak dawniej, często spędzałem czas z ojcem. Mama od wielu lat wiedziała, że lubimy pogadać od serca, w cztery oczy, ceniła naszą przyjaźń i chętnie zostawiała nas samych, na przykład zamykała się z książką w sypialni.

Nie wychodziłem wieczorami, nie miałem przecież dziewczyny, a do kolegów też mnie nie ciągnęło. Potrzebowałem odpoczynku.

Dużo rozmawialiśmy o przyszłości naszego gospodarstwa, możliwościach jego rozwoju, czasami oglądaliśmy jakiś film. Czasami, w tajemnicy przed mamą, piliśmy mocnego drinka.

— Wiesz coś o Agnieszce? — zapytał mnie jednego wieczora ojciec, kiedy obydwaj byliśmy już rozluźnieni whisky.

Doskonale wiedziałem, że ten temat w końcu wróci. Ojciec znał mnie dobrze, wiedział, że jest to zadra, która tkwi w moim sercu i nie pozwala mi ruszyć z miejsca.

Popatrzyłem na niego z wyrazem udręczenia we wzroku.

— Niewiele... Docierają do mnie jakieś strzępy informacji, głównie od Grześka... nie wiem, ile w nich jest prawdy.

— Ona praktycznie nie bywa tutaj na wsi, w domu- chciał pociągnąć temat.

— Tak, podobno skupiła się na karierze. Sam słyszałeś, że dostała stypendium naukowe, a nawet propozycję pracy na uczelni, pomimo że jest dopiero na drugim roku. Nie dziwi mnie to, ona zawsze dostaje to czego chce. Słyszałem, że po studiach chce zostać na uczelni. Podobno w jej życiu jest teraz tylko nauka i praca, również w wolnym czasie, nawet w wakacje.

— Tylko? A jakiś chłopak? — zapytał delikatnie.

— Ponoć nie narzeka na brak powodzenia, nawet miała kogoś, ale nie było to nic poważnego. Być może to przez to co jej zrobiłem, nie może się teraz z nikim związać i nie przyjeżdża tutaj?

— Nie masz z nią kontaktu?

— Nie... Nie widziałem jej przeszło rok... Nie rozmawiałem z nią, tak dłużej i na poważnie, prawie dwa lata... — odparłem.

— Ale? Bo jest jakieś "ale", prawda?

— Tak. Jest — spojrzałem na ojca, postanowiłem powiedzieć mu całą prawdę — Widzisz tato, ona ciągle jest w mojej głowie i nie mogę się jej pozbyć, chociaż próbowałem.

— Randkowaniem z innymi dziewczynami? — bardziej stwierdził niż zapytał.

— Chciałem tak jak ogień ogniem, klin klinem, wiesz, znaleźć sobie kogoś. Najpierw szukałem kogoś podobnego. Okazuje się, że długowłose, szczupłe blondynki, nawet te ładnie uśmiechnięte, mogą być tak strasznie nudne, albo puste, że nie da się z nimi wytrzymać dłużej niż kilka wieczorów, z czego tylko pierwszy jeszcze bez seksu. Sorry za szczerość. — dodałem i dolałem sobie alkoholu. — Z kolei te bardziej pewne siebie, które potrafią żartować i śmiać się głośno, bywają wulgarne, albo tak niechlujne, że nawet na seks nie było ochoty... Później wybierałem już skrajnie inne od niej dziewczyny: wysokie brunetki, laski z siłowni, intelektualistki, zwyczajne dziewczyny, ciepłe jak domowa drożdżówka, ale bez radości życia, albo tak zakompleksione, że seks z nimi był prawdziwym wyzwaniem.

— Wyjątkowo szybko znajdowałeś sobie kolejne dziewczyny — zauważył.

— Zdziwiłbyś się jakie to łatwe! Wiele dziewczyn szuka chłopaka na jedną, dwie noce bez zobowiązań. Inne szukają kogoś na dłużej. Są otwarte i chętne, wystarczy podejść i wziąć je. Ta jedna, o której nie umiem przestać myśleć, jest dla mnie niedostępna i mnie nie chce.

— Jakie z tego wnioski? — zapytał.

— Moja sytuacja wygląda dzisiaj następująco: wiele dziewczyn przewinęło się przez moje łóżko, żadna nie zagościła w moim sercu i nie ma na to żadnych szans.

— Może jednak powinieneś podejść do tematu od innej strony. Może łóżko to nie jest dobry początek budowania czegoś poważniejszego? — zapytał ojciec.

— To nie o to chodzi. Prawda jest taka, że żadna inna dziewczyna poza Agnieszką mi nie pasuje, żadna nie może się z nią równać...

— Minęło dużo czasu synu, ona może nie być już tą samą dziewczyną, którą pamiętasz. Może idealizujesz wspomnienie o niej? Wy byliście razem dosyć krótko, zaledwie kilka miesięcy. Ona miała wtedy tylko osiemnaście lat! Teraz jest studentką, mieszka w mieście, ma nowych znajomych, nie wiadomo jak ją to zmieniło. A ty sam, czy te wszystkie dziewczyny, które tak szybko zmieniałeś, nie zmieniły cię? Jak to się ma do tego, co łączyło cię kiedyś z Agnieszką?

— Ja patrzę na to inaczej. My trafiliśmy na siebie kiedy ona miała osiemnaście lat, ja dwadzieścia jeden, niezbyt dużo, to fakt, ale ostatecznie obydwoje byliśmy już wtedy dorośli. Byliśmy ze sobą nieco ponad siedem miesięcy, zgadzam się, że to nie jest zbyt długo. Moim zdaniem jednak to nie ma znaczenia, ludzie albo do siebie pasują, albo nie. My pasowaliśmy do siebie idealnie!

— To prawda, ale to było dawno, trzy lata temu. Przez ten czas ty się zmieniłeś, ona pewnie też! Na pewno wydoroślała, nabrała nowych doświadczeń.

— Byłem jej pierwszym chłopakiem w pełnym tego słowa znaczeniu, wiesz, co mam na myśli. Byliśmy trochę nieporadni, ale to nam nie przeszkadzało, bo z nią zawsze, wszystko było idealne! Dzisiaj ja jestem po różnych przejściach i tak, miałeś rację, wiele z nich było totalną głupotą, jestem też bardziej doświadczony w tych sprawach, ale czy się zmieniłem? A ona? Nawet jeśli się zmieniła, to jak ją znam, to jest to zmiana na lepsze, nadal jest idealna... Być może ktoś jej pokazał, na czym tak naprawdę polega seks, bo tego czym jest miłość, nauczyła się przy mnie... Jestem pewien, że nadal idealnie pasujemy do siebie! Tyle że w międzyczasie ja wszystko spierdoliłem!

Przestałem mówić, poczułem, jak gardło zaciska mi się z żalu, znowu napiłem się drinka. Ojciec też się napił, nic nie mówił.

— I teraz powiedz mi, co ja mam robić? — kontynuowałem — Ona jest na drugim końcu Polski, albo może nawet za granicą, z tego co wiem, chce zostać tam na stałe. Pewnie ma kogoś, przecież tam też są faceci i nie sądzę, że są ślepi i głupi... Ja jestem tutaj, prawie po studiach, chciałbym tutaj osiąść, pracować w gospodarstwie, założyć rodzinę... Jak i z kim ja mam założyć rodzinę, skoro żadna dziewczyna mnie nie interesuje, każda mnie nudzi, a myślę tylko o niej? I najważniejsze, dla niej ja już nie istnieję! — dodałem na koniec

— Tego nie wiesz i nie możesz tak mówić. Nie widzieliście się długo, skąd wiesz, co ona myśli o tobie, mówiła przecież, że między wami jest czysta kartka, że być może zostanie zapisana na nowo.

— Nigdy nie wierzyłem w tę czystą kartkę! Zresztą co miałoby się na niej pojawić, skoro nie mam z nią żadnego kontaktu!

— Właściwie, dlaczego nigdy nie próbowałeś się z nią kontaktować? — zapytał.

— Tato, ona wyjechała bez słowa, bez pożegnania, nie zostawiła namiarów na siebie. Nie przyjeżdżała na nasze wiejskie spotkania, na których wiedziała, że ja będę na nią czekał. Igor i jej rodzice niby już mi odpuścili, ale w życiu nie daliby mi jej adresu, ani nie przekazali wiadomości ode mnie.

— No nie wiem... Nie jestem przekonany... Moim zdaniem ona dała ci szansę. Wyjechała bez pożegnania, bo ty na to pozwoliłeś. Jakby ci zależało, to bez trudu zdobyłbyś namiar na nią. Powiedziała, że możecie pisać swoją historię od nowa, ale ty nie zrobiłeś nic w tej sprawie, zupełnie nic! Zająłeś się za to, bardzo intensywnie, zupełnie czymś innym, zaliczaniem kolejnych dziewczyn, o czym ona z pewnością się dowiedziała.

— Nie rozumiesz. Ona powiedziała mi wprost, że zamierza ułożyć sobie życie w Szczecinie na nowo, a potem, po kilku miesiącach potwierdziła, że idzie jej to nieźle.

— Mogła mówić o uczelni i ogólnie o organizacji wszystkiego w Szczecinie. Przecież ona dosłownie musiała tam od nowa zbudować całe swoje życie! Pojechała do obcego miasta, w którym nie znała ani jednej osoby, bardzo daleko od domu i bliskich. Na pewno nie było jej łatwo. Musiała poznać obce miasto, zaaklimatyzować się na studiach, zapoznać się z innymi studentami, nauczyć się żyć samodzielnie, ogarnąć takie zwykłe rzeczy jak mieszkanie, jedzenie, zakupy! Myślisz, że pojechała tam i od pierwszego dnia rzuciła się na nieznajomych chłopaków, żeby któregoś rozkochać w sobie? Jakbyś jej nie znał...

— Możesz tak mówić, a ja jestem przekonany, że chciała wyrzucić mnie ze swojego życia. Myślisz, że dlaczego zmieniła plany i zamiast do Lublina, wyjechała na studia do Szczecina? Nie chciała mnie widywać, ani spotykać się ze mną, nawet przypadkowo. Jestem pewien, że chciała mnie zapomnieć. Ja też próbowałem... Tyle że jej się to udało, a mnie nie.

— Słyszysz siebie? Dwa lata z nią nie rozmawiałeś, znasz, jak sam to powiedziałeś, strzępy informacji o niej. Nie masz pojęcia, jak ona żyje, a tym bardziej co myśli! Może czekała, albo nadal czeka na twój ruch?... A może rzeczywiście próbowała cię zapomnieć, tak jak ty próbowałeś zapomnieć ją..., Może faktycznie jej się to udało? Nie wiadomo... Zapowiedzi w kościele dotąd nie było.

Zamyśliłem się. Nie myślałem o tym w ten sposób. Może ojciec ma rację?.

— Minęło dużo czasu, może to uczucie samo minie? Mówi się przecież, że czas bywa najlepszym lekarstwem — zapytał bez przekonania.

— Też tak myślałem, ale w tym przypadku to nie działa... Tato, co bym nie robił, żeby ją zapomnieć, to nic z tego nie wychodzi. Nie mam się co oszukiwać, wygląda na to, że ja nadal ją kocham!

Ojciec nic nie mógł mi doradzić. Jednak nasza rozmowa dała mi dużo do myślenia. On miał rację! Nie zrobiłem nic, żeby odzyskać Agnieszkę. Zrobiłem wszystko, żeby ją przeprosić i to mi się udało, chociaż nie było łatwo! A później wmówiłem sobie, że nic więcej nie mogę zrobić. Nawet jeśli ja nie wierzyłem w czystą kartkę, to ona w nią wierzyła, w końcu sama to zaproponowała. Dała mi szansę, ale ja nie zrobiłem nic, a nawet gorzej, pokazałem jej, że nie chce mi się już o nią starać. 

KRZYSZTOF

Od dawna przypuszczałem, że Michał nie pogodził się do końca z tym, że stracił Agnieszkę. Coś w jego zachowaniu i trybie życia, jakie prowadził w ostatnich miesiącach, nie zgadzało mi się. Znałem go naprawdę dobrze, patrzyłem na niego, jak udaje wyluzowanego, świetnie bawiącego się, niegrzecznego chłopca i nie poznawałem go. Mimo tego bardzo chciałem, żeby taki tryb życia pozwolił mu zapomnieć o byłej dziewczynie. Chciałem tego z własnych, egoistycznych pobudek. Po tym, co wydarzyło się między mną a Agnieszką, wolałem, żeby ona była daleko, ode mnie i od mojego syna.

Teraz, po rozmowie z Michałem stało się jasne, że Agnieszka nie zniknęła z jego życia, nie udało mu się jej zapomnieć, bo on ciągle ją kocha!

Poczułem ulgę. Mój syn sprawił, że sam przestałem udawać. Też chciałem, żeby ona znowu pojawiła się w naszym życiu. Tak, bardzo tego chciałem! 

AGNIESZKA

W kwietniu miałam za sobą już cztery, pokonkursowe wykłady. Wszystkie wygłosiłam na mojej uczelni.

— Co u Ciebie, Siostra? Żyjesz tylko swoimi wykładami? — pytał mnie przez telefon Igor.

— Tak! — potwierdziłam — Wiem, wiem! Zaraz powiesz, że przez wykłady życie mi ucieka, albo, że ja uciekam w nie przed życiem... — z Igorem zawsze mogłam podzielić się najskrytszymi myślami.

— A tak jest? — zapytał tylko.

— Nie! Nie rozdwoję się, ani nie wydłużę doby. Na razie na nic innego nie starcza mi czasu.

— Uuuu..., a więc nie usłyszę żadnej pikantnej opowieści z twojego życia uczuciowego? Przereklamowane jest to studenckie życie!

Roześmiałam się.

— Niestety nie mam nic pikantnego, ale jakbyś chciał usłyszeć coś śmiesznego, to mogę ci zdradzić, że otrzymuję liściki miłosne.

— No! Dawaj! Opowiedz mi! — zaciekawił się brat.

— Mówiłam ci, że na wykłady zabieram pudełko i każdy, kto chce, może wrzucić tam dowolne pytanie do mnie, a po wykładzie odpowiadam na te pytania. Myślałam, że pytania będą dotyczyły wykładu, ale powiedziałam „dowolne", no i teraz mam mały problem...

— O co cię pytają? — zaśmiał się Igor.

— Czy mam chłopaka, partnera, narzeczonego — to jest standard, za każdym razem. Inne oczywiste pytanie, to czy jest możliwość umówienia się ze mną sam na sam. I tutaj są różne opcje: na kawę, na kolację, na spacer, do kina. Ostatnio jednak otrzymałam naprawdę zabawne pytanie: „Zakochałem się w Pani od pierwszego wejrzenia, czy zgodzi się Pani zostać moją żoną?" — zachichotałam na wspomnienie — Wiesz, co jest najśmieszniejsze? Pytanie było anonimowe!

— Aga, to nie jest śmieszne! Może to jakiś psychol! Proszę cię, uważaj na siebie! — Igora wcale nie rozśmieszyła moja historyjka.

— Nie, ja myślę, że to był żart. Głupi żart jakiegoś studenciaka. Wszyscy się śmiali.

— Szkoda, że to tak daleko, gdybym mógł, to przyjeżdżałbym na każdy twój wykład. Jak ci idzie?

— Nieźle! Chociaż za każdym razem boję się, czy ktokolwiek przyjdzie, aby mnie posłuchać...

— I co? Aula zawsze jest pełna?

— Niesamowite, ale tak! Za każdym razem ludzi jest więcej!

— Kim są ci ludzie? — zapytał brat.

— Niektórych już rozpoznaję, są zawsze! Siadają na tych samych miejscach — zaśmiałam się — Jest sporo młodzieży z liceów, starsze dzieciaki z podstawówek, oni przychodzą z rodzicami, nauczycielami, jest trochę emerytów, no i oczywiście studenci.

— A twoi nauczyciele też się pojawiają?

— Tak, zawsze jest ktoś z uczelni. Pewnie to ich obowiązek i muszą przychodzić.

— Muszą trzymać rękę na pulsie, żeby wiedzieć, kto ich niedługo prześcignie! Czują na karku oddech konkurencji!— żartował Igor.

— Śmiej się, śmiej! Nie masz pojęcia, jak się stresuję mówić, gdy oni są na auli. A teraz muszę pojechać z wykładem do Krakowa! Nie wiem, jak ja to przeżyję!

Piąty, z kolei wykład, miałam wygłosić w Krakowie, w Instytucie Botaniki, na Wydziale Biologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Bardzo stresowałam się tym wyjazdem. Na mojej uczelni czułam się w miarę swojsko i bezpiecznie, ale Krakowa nie znałam, nie wiedziałam czego się spodziewać i strach niemal mnie paraliżował.

— Śpiewająco, jak to ty! Nie martw się, będzie dobrze! — pocieszał mnie Igor  —Miałem się wybrać, żeby cię tam wspierać i podziwiać, ale, kurcze, nie mogę... Przyjadę za to do Szczecina w czerwcu, na ostatni twój wykład, a zaraz po nim zabiorę cię do domu!

— Naprawdę? Cudownie! Już nie mogę się doczekać!


Wykład w Krakowie poszedł mi bardzo dobrze. Ludzi było mniej, niż w Szczecinie, ale ci którzy przyszli, byli zainteresowani treścią, formą wykładu i moją osobą. Otrzymałam kilka interesujących, merytorycznych pytań, na które z przyjemnością odpowiedziałam. Po wykładzie byłam pytana o warsztat, w jaki sposób pracuję nad przygotowaniem wykładów, skąd czerpię pomysły i materiały. Rozmowy przeciągnęły do późnego popołudnia. Poznałam studentów Botaniki i ich opiekuna naukowego, zjedliśmy razem obiad.

Wieczorem wybrałam się na spacer po Starym Mieście.

— Agnieszka? — usłyszałam znajomy głos i spojrzałam w jego kierunku.

— Basia!

Stałyśmy naprzeciwko siebie, nieco zakłopotane. Basia trzymała pod ramię chłopaka. Był wysoki, dobrze zbudowany, miał czarne, kręcone włosy. Z całą pewnością mógł podobać się kobietom. Domyśliłam się, że jest to jej obecny chłopak, Andrzej, o którym opowiadali mi przyjaciele z liceum.

— Mogę cię uścisnąć na powitanie? — powiedziałam i podeszłam do niej, uścisnęłyśmy się mocno — Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że cię widzę!

— Ja też chcę być tak powitany! — powiedział chłopak Basi i mocno przycisnął mnie do siebie.

— Agnieszko, poznaj mojego chłopaka, Andrzeja — powiedziała Basia.

— Cześć! Jestem Agnieszka, miło cię poznać — podałam rękę Andrzejowi i uśmiechnęłam się do niego.

— Basiu, jak mogłaś nie wspomnieć, że masz w Krakowie tak piękną koleżankę! Nieładnie z twojej strony! — powiedział z udawanym wyrzutem w głosie do Baśki, ale cały czas patrzył na mnie i uśmiechał się zadowolony z siebie.

— Bo Agnieszka nie jest z Krakowa — zaczęła tłumaczyć się Basia.

— Nie zaczyna się zdania od "bo" — przerwał jej, a ona spuściła oczy, jak przedszkolak skarcony przez nauczyciela, była to żenująca scena.

— Kolega, zdaje się, jest filologiem? Cóż za dbałość, o poprawną polszczyznę!

— Jestem humanistą — zaczął mówić— Moją słabością jest to, że nie mogę przejść w milczeniu obok tych, którzy kaleczą język polski, albo nie dbają o dobre maniery.

Parsknęłam śmiechem. Już dawno nikt, nie rozśmieszył mnie tak bardzo. Na końcu języka miałam ostrą ripostę, ale ze względu na Baśkę, postanowiłam odpuścić.

— Domyślam się, że przysparza ci to przyjaciół? — powiedziałam tylko, nie wyobrażałam sobie, żeby taki arogant i dupek, był lubiany przez kogokolwiek.

— Co robisz w Krakowie Agnieszko? — Basia postanowiła przerwać naszą wymianę zdań.

— Przyjechałam jako reprezentantka mojej uczelni na wykład. Długo by opowiadać! Chodzi o projekt, w którym brało udział kilka uczelni, między innymi moja i UJ'ot.

— Gdzie studiujesz? — zapytał Andrzej.

— W Szczecinie.

— Pytam o uczelnię — doprecyzował swoje pytanie.

— Ach, jako że jesteś osobą dbającą o poprawną polszczyznę, spodziewałam się precyzji w twoich słowach. Powinieneś był zapytać raczej "na jakiej uczelni studiujesz?", albo chociażby „co studiujesz?". — skrzywił się na te słowa, widocznie źle znosił krytykę, a już na pewno nie potrafił śmiać się z siebie  —Botanika, Uniwersytet Szczeciński — odpowiedziałam na jego pytanie.

— Aga, odpuść sobie dobrze? — zaatakowała mnie Baśka — Nie wyleczyłaś się jeszcze z tego, że twoje zawsze musi być na wierzchu? — po czym zwróciła się do swojego chłopaka — Nikt, nigdy jej nie przegadał, ani w szkole, ani poza szkołą.

— Chodziłyście razem do szkoły? — tym razem to Andrzej postanowił zmienić temat.

— Tak, do liceum. — odparła Baśka — Przyjaźniłyśmy się w tamtych czasach.

— Dziewczyny, chodźmy na piwo. Porozmawiamy dłużej, poznamy się lepiej. Ja stawiam. — popatrzył na Baśkę władczym wzrokiem, nie pytał jej o zdanie.

— Dobrze — powiedziała tylko.

— Okej — tez się zgodziłam.

Chciałam dłużej pobyć z tą parą, żeby jak najwięcej dowiedzieć się o tym, jak żyje się mojej byłej przyjaciółce. Igor urwałby mi głowę, jakbym odrzuciła to zaproszenie na piwo.

Wkrótce siedzieliśmy przy maleńkim, okrągłym stoliku, w ogródku jednej z licznych, krakowskich knajpek. Szybko przekonałam się, skąd u moich licealnych przyjaciół, wzięła się niechęć do Andrzeja. Był on zarozumialcem, bufonem, przekonanym święcie o swojej nieomylności, zdecydowanie przeceniającym swoje zalety. Dużo mówił o sobie i liczył, że będę go podziwiała, chociaż zupełnie nie było ku temu powodów. Studiował socjologię i niewiele miał do powiedzenia na ten temat, bo studia niezbyt go pasjonowały. Ślizgał się po różnych tematach, ale w żaden nie potrafił się zagłębić. Był pusty i próżny! Igorowi nie dorastał do pięt! Baśce też, choć ona patrzyła w niego jak w obrazek.

Pod koniec, zaczął mnie komplementować, wręcz adorować, zupełnie ignorując obecność Basi. Jednocześnie trącał mnie pod swoim kolanem, co ostatecznie zniechęciło mnie do spędzenia w jego towarzystwie choćby minuty dłużej. Pożegnałam się więc i zniesmaczona odeszłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro