16. Michał kończy studia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czerwiec 97

KRZYSZTOF

W czerwcu mój syn został dyplomowanym absolwentem Wydziału Ogrodnictwa! Tuż przed dniem obrony pracy magisterskiej rozmawialiśmy poważnie, dlatego doskonale wiedziałem, jak on się czuje.

— Skończę studia i skończy się moja młodość — mówił przygnębiony i to wcale nie były żarty.

— No jasne! Zaraz po obronie musisz zapuścić wąsy, kupić sweterek w romby i kaszkiet — śmiałem się z niego — Koniecznie zrób też rozeznanie, co wypada, a czego nie wypada robić panom w średnim wieku.

— Śmiej się! Serio czuję, że coś mija bezpowrotnie.

— Takie życie synu, coś się kończy, coś zaczyna. Ale w twoim przypadku, znacznie więcej jest przed tobą! Masz czystą kartę, tyle cię czeka nowego i fajnego! Mogę ci tylko pozazdrościć! — powiedziałem zgodnie z prawdą.

— Z tą czystą kartą to jednak bym nie przesadzał. Trochę ją spaprałem.

— Nie masz żadnych zobowiązań. Możesz robić, co chcesz. Kurcze, możesz wszystko!

— Wiesz, jaki mam plan na najbliższą przyszłość? Jest prosty, ma tylko dwa punkty. Koniec ze staniem w miejscu! Po pierwsze: na sto procent zajmę się pracą. Mam nowy, świetny pomysł, myślę, że ci się spodoba. Po drugie: zamykam i kończę definitywnie temat Agnieszki. Nasze drogi na dobre się rozeszły. Teraz gdy już to wiem na pewno, otworzę się na nowe, poważne znajomości. Może znajdę kogoś, z kim będzie mi znośnie?

Przykro było tego słuchać. Mój dorosły, mądry, wykształcony, przystojny i naprawdę fajny syn, nie oczekiwał miłości, ani przyjaźni, a jedynie znośnej relacji...

Z okazji obronionej pracy Michała, Bożena zaplanowała świętowanie w gronie rodziny i przyjaciół. Przyjechali Adam z Magdą, zaprosiliśmy też Romana z całą rodziną. 

AGNIESZKA

Pod koniec czerwca, na tydzień przyjechał do mnie Igor.

— Czemu ty nawet trochę nie stresujesz się przed egzaminem? — pytał, gdy rano, po śniadaniu wychodziłam z domu na uczelnię — Normalni ludzie nie mogą spać w nocy, boją się, proszą, żeby za nich kciuki trzymać!

— A wiesz, z czego jest ten egzamin? "Systematyka zbiorowisk roślinnych Polski". Już w liceum, a może nawet w podstawówce mogłabym to zdawać! — roześmiałam się.

— Czyli będzie piątka?

— Nie wyobrażam sobie, żeby miało być inaczej! Systematykę, od lat mam w małym paluszku!

— Będę musiał postawić ci lody — z westchnieniem udającym zmartwienie powiedział Igor — Tata kazał mi po każdym zdanym egzaminie zabrać cię na lody.

— A jakbym nie zdała?

— To wtedy na coś z górnej półki. Jeśli lody to największe, najdroższe i w najlepszej kawiarni. Ale równie dobrze mógłby powiedzieć, że jak nie zdasz, to mam cię zabrać na księżyc. Obie te rzeczy są równie mało prawdopodobne. Kujonka! — powiedział i rzucił we mnie poduszką, a ja, jak w dzieciństwie, pokazałam mu język.

Rzeczywiście, egzaminy zdawałam, jeden po drugim, wszystkie w zerowych terminach i oczywiście wszystkie na piątkę.

Na piątek był zaplanowany mój ostatni, autorski wykład, kończący projekt i potem byłam już wolna, mogłam jechać do domu! Spakowałam wszystko wcześniej, żeby bezpośrednio po wykładzie po prostu wsiąść do auta i ruszać w drogę. Igor dziwił się, że nie chcę zabawić się, pójść gdzieś ze znajomymi, zwłaszcza że na uczelni jest wielka, trzydniowa impreza z okazji Nocy Kupały. Przekonałam go jednak, że po pierwsze moi znajomi ciągle są jeszcze w trakcie sesji, bo mało kto zdaje wszystko w zerówkach, a po drugie jedyne czego chcę, to znaleźć się jak najszybciej w domu. Udało mi się go zwieść, aż samą mnie to zdziwiło.

Igor uczestniczył w moim wykładzie, a po nim, tak jak się umówiliśmy, czekał na mnie w aucie zaparkowanym na tyłach uczelni, szczelnie wypełnionym moimi bagażami.

— Jedźmy! - powiedziałam, jak tylko wsiadłam do środka — Przebiorę się gdzieś po drodze.

Odwrócił się w moim kierunku i patrzył na mnie okrągłymi oczami.

— Co to było?! — powiedział — Po tym co przed chwilą zrobiłaś, albo wylecisz z uczelni, albo zostaniesz tutaj celebrytką! Rozwaliłaś system! To było, kurde, niesamowite!

— Przesadzasz! Po wakacjach będą nowe projekty, nowe konkursy, nowe wykłady. Nikt nie będzie się tym przejmował.

— Ale dzisiaj zwyczajnie uciekasz!

— Trochę tak... Nie chcę tego całego gadania, odpowiadania na komentarze. Myślisz, że udało mi się wprowadzić ludzi w miłosny nastrój? — ciągle byłam podekscytowana po wykładzie i bardzo zadowolona z efektu, jaki wywołałam.

— Jeszcze się zastanawiasz? Kurde, siostra, naprawdę dałaś czadu! Jesteś niesamowita!

Jechaliśmy od godziny, a mój brat cały czas przeżywał wykład.

Rzeczywiście, nie był to typowy wykład. Zrobiłam prawdziwe show i wszystko wyszło lepiej, niż planowałam. Na auli rozstawiłam kilka lamp, które zorganizowali dla mnie ludzie z Samorządu i wyłączyłam mało nastrojowe świetlówki, będące górnym oświetleniem sali. Włączyłam też muzykę. Wybrałam utwory, które, moim zdaniem, nadałyby się jako tło muzyczne do sypialni i seksu. Ubrałam się inaczej. Zamiast zielonej, nałożyłam czerwoną, dopasowaną do ciała sukienkę i czerwone szpilki. Usta pomalowałam intensywnie czerwoną szminką. Wyglądałam mocno i bardzo seksownie. Sama przed sobą musiałam to przyznać.

Tematyką nawiązałam do Nocy Kupały i uczelnianej imprezy, jaką z tej okazji zorganizował Samorząd Studencki, od którego dostałam zaproszenie. Jak wiadomo, Noc Kupały, to odpowiednik amerykańskich Walentynek. Jest to święto zakochanych. Przewodnim tematem studenckiej imprezy były miłość i erotyzm, a każde wydarzenie miało być ich pełne.
Był to mój ostatni, projektowy wykład, dlatego zdecydowałam, że pójdę na całość, za głosem serca, wyeksponuję erotyczny podtekst imprezy.

Już sam temat „Sekrety miłosnego życia kwiatów" i informacja, że na wykład zapraszam wyłącznie osoby pełnoletnie, wywołał spore zaciekawienie.

Szczerze mówiąc miałam chwilę zawahania, bo materiał, który wyszedł z moich rąk, był odważny, bardzo odważny! Kwiaty to początek nowego życia, a w naszym, ludzkim świecie, początek nowego życia to akt miłosny. Zrobiłam więc pełen nawiązań i dwuznaczności, erotyczny wykład o uwodzeniu, czarowaniu, kuszeniu, w którym wyspecjalizowały się kwiaty, o zapylaniu, które jest odpowiednikiem ludzkiego aktu seksualnego.

Gdyby w świecie roślin można było mówić o pornografii, to materiały, które zaprezentowałam, zdecydowanie były pornograficzne i to z gatunku tej ciężkiej pornografii, pokazującej z najmniejszymi szczegółami nie tylko organy płciowe, ale i sam akt miłosny. Zaprezentowałam więc na zdjęciach, filmach i sugestywnie opowiedziałam o żeńskich słupkach, ociekających lepkimi sokami, gotowych na przyjęcie męskiego nasienia oraz o męskich pręcikach, nabrzmiałych od pyłku, prężących się niespokojnie, kombinujących nieustannie, jak umieścić swoje nasienie we wnętrzu słupka. Opowiedziałam też i pokazałam, skupiając się na zmysłowości i erotycznym podtekście, sam moment zapylania, będący odpowiednikiem aktu miłosnego. Dodatkowo zaprezentowałam najróżniejsze odmiany, konfiguracje, pozycje, w których odbywa się ten akt, dając jasno do zrozumienia, że świat ludzi ma jeszcze wiele do nadrobienia w tym temacie.

Widziałam, jak ludziom obecnym na auli opadają szczęki i nakręcało mnie to jeszcze bardziej. Zaszokowałam wszystkich, w tym profesorów i innych pracowników mojej uczelni, którzy byli obecni na sali.

Na szczęście oficjalna część, czyli informacja o zakończeniu projektu, wręczenie dyplomu i podziękowania dla mnie, odbyła się na początku, przed wykładem. Dlatego wszystko zorganizowałam tak, żeby po zakończeniu wykładu zniknąć wszystkim z oczu. Wyszłam z auli, jak prawdziwa gwiazda, zanim umilkły brawa.

— Ciekaw jestem, co cię wprowadziło w taki miłosny nastrój? — zapytał Igor.

— Wiesz... — zaczęłam mówić — Noc Kupały...

— Dobra, dobra! — przerwał mi — Mnie nie musisz ściemniać. Zakochałaś się, czy co? A może widziałaś się z Michałem i wspomnienia wróciły?

Mój brat trafił w dziesiątkę! Nie miałam pojęcia, jak to zrobił, ale wiedziałam, że nie dam rady ukryć przed nim prawdy.

— Nie zakochałam się. Ciągle mi się to nie udaje! A jeśli chodzi o Michała, to nie mówiłam ci, ale był tutaj u mnie.

Nie mówiłam bratu o odwiedzinach Michała, mimo że rozmawialiśmy od tamtej pory przez telefon kilka razy. Igor ciągle nie znosił Michała, nie miałam pomysłu co mogłabym mu powiedzieć o tej wizycie, bo oczywiście nie zadowoliłyby go ogólniki. Sama nie wiedziałam, co myślę.

Igor zaśmiał się cicho i spojrzał na mnie z politowaniem.

— Oj siostra, siostra! Dlaczego mi nie powiedziałaś?

— Wkurzyłbyś się. Nie cierpisz Michała. — Igor nic na to nie odpowiedział.

— I to on wprowadził cię w taki erotyczny nastrój?

— Przed wykładem, jak się do niego przygotowywałam, dużo czytałam o dawnych zwyczajach związanych z miłością, płodnością i to na nie zadziałało. Ale wizyta Michała trochę też... Wspomnienia wróciły i nic nie mogę na to poradzić, więc nie wściekaj się na mnie.

— Spoko, nie zamierzam.

— On był u mnie trzy dni... — zaczęłam mówić.

— Jak to u ciebie? — przerwał mi — Spał z tobą?

— Bardzo śmieszne! — fuknęłam na brata — Nie spał ze mną, głupku, spał w moim mieszkaniu! Chciał poznać trochę miasto, więc mu zaproponowałam, żeby się u mnie zatrzymał. Jakbyś zapomniał, to przypominam, że mam w kuchni kanapę dla gości!

— Jezu, co się tak wściekasz? — śmiał się Igor — Czyżbym poruszył drażliwy temat?

— Daruj sobie, Igor. Od razu wyjaśniam, żeby wszystko było jasne, Michał jest już tylko moim kolegą, dawnym znajomym, tylko tyle. Możesz być spokojny, bo on już niczego więcej ode mnie nie chce. Dużo czasu minęło i uczucie wygasło.

— Co ty nie powiesz?! — powiedział Igor, śmiejąc się pod nosem — Tak ci powiedział?

— Nie, w ogóle nie rozmawialiśmy na takie tematy. Nie było żadnych wspominek, ani poważnych rozmów. Zwykła koleżeńska wizyta. Dobrze, że się odbyła. Atmosfera między nami się oczyściła.

— Będziesz chciała się z nim zobaczyć na wsi?

— Chciałabym..., ale nie sądzę, żeby była okazja.

Byłam pewna, że Igor zacznie mnie przekonywać, żebym trzymała się z daleka od Michała, ale myliłam się.

— No to jedź do niego, pogadaj z nim. Nie musisz go przecież unikać. Skoro jesteście dla siebie już tylko dawnymi znajomymi...?


Dawno nie było mnie na mojej wsi, dlatego miałam wiele tematów do obgadania z rodziną i wiele osób do odwiedzenia. Od Grześka dowiedziałam się, że Michał jest świeżo po obronie pracy magisterskiej. Uznałam, że jest to świetny pretekst, żeby odwiedzić go w jego domu. Chciałam się z nim zobaczyć i osobiście mu pogratulować.

Miałam ze sobą prezent na tę okazję. Był to suszony kwiat oprawiony w ramkę, pochodzący z Indii i uznawany tam za magiczny, będący pierwowzorm drzewa życzeń. Ponoć potrafiący spełniać marzenia, szczególnie te dotyczące miłości. W ramce umieściłam jedynie nazwę rośliny w trzech językach, jeśli Michał będzie dociekliwy, to dotrze do znaczenia tego prezentu bez trudu.

Od taty pożyczyłam samochód i pojechałam do domu Sądeckich. 

Drzwi otworzyła mi pani Bożena. Czułam się nieswojo w jej towarzystwie. Przypomniała mi się moja ostatnia wizyta w tym domu i wszystko, co się wtedy wydarzyło. Poczułam wyrzuty sumienia. W czasie, kiedy byliśmy z Michałem parą, poznałyśmy się i na swój sposób polubiłyśmy. Zawsze czułam z jej strony lekki dystans, ale wiedziałam dobrze, że ona po prostu nie jest osobą wylewną, szczególnie serdeczną, każdego traktowała podobnie.

Pani Bożena była niezmiernie zdziwiona na mój widok. Powiedziała, że reszta rodziny dochodzi do siebie po wczorajszej imprezie na cześć obronionej pracy magisterskiej Michała. Sam Michał wyszedł gdzieś rano, ale powinien niebawem wrócić. Zostałam zaproszona na kawę i poszłam z panią Bożeną do kuchni.

Kuchnia prezentowała się zupełnie inaczej, niż ją pamiętałam, musiała przejść generalny remont. Piłyśmy kawę, a Pani Bożena zaczęła mówić na temat remontu kuchni i właśnie wtedy w drzwiach stanął Krzysztof. Był tak zaszokowany moją obecnością, że aż zrobiło mi się go żal. 

KRZYSZTOF

Do późnej nocy siedzieliśmy na tarasie. Świętowanie było huczne, jak przystało na okazję. Wypiliśmy morze alkoholu, bawiliśmy się świetnie, jedynie Michał był nieco wycofany, chociaż starał się, żeby nie było tego widać i poza mną nikt inny tego nie zauważył.

Następnego dnia, około południa, z obolałą głową poszedłem do kuchni i zastałem tam Bożenę z Agnieszką! Otrzeźwiałem w jednej sekundzie!

— Dzień Dobry! Bardzo mi przykro, że przeszkadzam — powiedziała na powitanie.

— Nie ma mowy o przeszkadzaniu — odpowiedziałem bez zastanowienia, a Agnieszka uśmiechnęła się pod nosem. Od razu przypomniało mi się, że dokładnie tych samych słów użyłem wtedy, przed laty. Od tamtej pory tak często wspominałem, to co wtedy się stało, minuta po minucie, że te słowa wryły mi się w podświadomość. Agnieszka też musiała je pamiętać.

— Chciałam osobiście pogratulować Michałowi obronionego dyplomu, akurat jestem u rodziców, ale niestety nie zastałam go... — mówiła Agnieszka, dzięki czemu zatuszowała moje zmieszanie.

— Namawiam właśnie Agnieszkę, żeby chwilę poczekała, Michał na pewno zaraz wróci, zapraszam na kawę i pokazuję jej naszą nową kuchnię! — dodała Bożena, a mnie znowu zalały poty — Wiesz Agnieszko, w prezencie od Krzysztofa dostałam remont kuchni! — szczebiotała Bożena- —Radził, żebym zmieniła w niej wszystko i tak zrobiłam, podoba ci się?

— Tak, jest piękna, nowoczesna i gustowna! Bardzo mi się podoba! Jest równie wygodna jak poprzednia? — zapytała niewinnie i z uśmiechem przemknęła po mojej twarzy.

Zaskoczyła mnie, niemal przestałem oddychać. Wiedziałem jednak, że to jej sposób na ukrycie zmieszania i emocji, jakie na pewno czuła będąc ponownie w naszej kuchni. Już raz, w czasie spotkania opłatkowego zachowała się w ten sposób i było to skuteczne.

— O tak, nawet bardziej! — odpowiedziała żona.

Na szczęście, dokładnie w tym momencie do kuchni wszedł Michał.

AGNIESZKA

 Agnieszka?! — Michał był równie zaskoczony na mój widok, jak jego ojciec.

— Dowiedziałam się od Grześka, że obroniłeś pracę! Pomyślałam, że wpadnę osobiście ci pogratulować. — mówiłam — Mam dla ciebie prezent, jest w bagażniku. Pójdziesz ze mną?

— Tak, jasne! Chodźmy! — odpowiedział.

— Do widzenia państwu! Dziękuję za kawę! — pożegnałam się krótko z rodzicami Michała.

Wyszliśmy przed dom. Podziękowałam Michałowi za urodzinowe kwiaty. Powiedziałam, śmiejąc się, że przez nie, przez cały dzień myślałam tylko o nim. Popatrzył na mnie tak dziwnie, nie podjął tematu.

— Przejdziemy się chwilę? — zapytał, wzrokiem wskazując sad.

Szliśmy obok siebie, jak przed laty. Tyle że teraz byliśmy już zupełnie innymi ludźmi. Dzieliła nas wspólna przeszłość i to, co wydarzyło się później. Pytałam Michała o to jak przebiegł egzamin, opowiadał lakonicznie, jakby myślami był zupełnie w innym miejscu.

— Pamiętasz, jak pierwszy raz tędy szliśmy? — zapytał nagle.

— Wiesz, że też o tym pomyślałam? To było wieki temu! Jakby w innym, bajkowym życiu... — powiedziałam, a Michał rzucił mi szybkie spojrzenie, jakby chciał coś powiedzieć, jednak nie zrobił tego.

Poczułam się dziwnie. Dawniej, gdy byliśmy parą, często spacerowaliśmy po sadach należących do jego rodziny. Bardzo to lubiłam. Michał kochał swoje sady, a ja lubiłam obserwować go, jak się w nich zachowuje. Dbał o drzewa, pielęgnował je, był z nich dumny. Dużo opowiadał mi o swojej pracy, wyjaśniał, na czym polegają poszczególne zabiegi pielęgnacyjne, a ja zawsze dopytywałam o szczegóły, bo wiedziałam, że opowiadanie o sadach sprawia mu przyjemność. A ja lubiłam sprawiać mu przyjemność! Na samym końcu sadów, w konarach wielkiej, rozłożystej wierzby Michał wybudował swoją samotnię- jak nazywał to miejsce, niezwykłą budowlę, z platformą widokową na całą wieś. Bywaliśmy tam często, spędziliśmy tam razem dużo czułych, intymnych chwil...

A później, dwa i pół roku temu, tamtego feralnego dnia, w którym rozpadł się nasz związek, Michał wykrzyczał mi w twarz, że jestem dla niego za biedna i on nigdy nie traktował mnie poważnie, że oddałam mu się z wyrachowania, jak dziwka, bo interesują mnie tylko jego pieniądze i jego sady... Od tamtej pory nie byłam tutaj... Poczułam ukłucie w sercu. Na krótko wrócił ból i żal, jaki czułam jeszcze długo po naszym rozstaniu.

— Jak się ma twoja budowla na wierzbie? — postanowiłam skonfrontować się z własnymi demonami — Ciągle tam bywasz?

— Czasami... Chcesz zajrzeć?

— Sama nie wiem... — wymieniliśmy krótkie, dziwne, płochliwe spojrzenie.

— Mam tam coś, co powinnaś zobaczyć — wyjaśnił.

— Co takiego? — z ulgą zmieniłam temat.

— Zdjęcia, które robiłem tamtego lata. Czuję się nie fair, że nawet ich nie widziałaś.

Zainteresował mnie. Rzeczywiście, tamtego, pełnego miłości, lata, Michał robił wiele zdjęć. Lubił fotografować mnie, a ja chętnie mu na to pozwalałam, często mu nawet pozowałam. Bardzo chciałam zobaczyć te zdjęcia!

Poszliśmy pod wierzbę, a Michał przyniósł sporą, metalową skrzynię, zapełnioną zdjęciami i wieloma innymi  innymi przedmiotami, które zachowaliśmy na pamiątkę wspólnie spędzonego czasu. Zauważyłam kilka moich zdjęć oprawionych w ramki, które kiedyś wisiały w Michała pokoju. Zobaczyłam niedużą, jedwabną apaszkę, którą Michał mi zabrał i twierdził, że śpi z nią, bo na niej jest mój zapach. Widziałam kilka biletów z różnych, wspólnych imprez, które zachowaliśmy na pamiątkę, jakieś odręczne rysunki i nasze notatki. Dostrzegłam też piękny naszyjnik z kamieniami malachitu, który widziałam po raz pierwszy. Ciekawe co robił w tej skrzyni... Wyjmowałam zdjęcia po kolei, niektóre były już zniszczone, wiele razy musiały być w jego rękach. Na zdjęciach były różne rośliny, które zbierałam do moich zielników, widoki z miejsc, w których bywaliśmy. Byłam też ja. Pochylałam się nad roślinami, trzymałam je w dłoniach, wąchałam. Na niektórych widoczna była cała sylwetka, pomiędzy trawami, drzewami, na stojąco, siedząco, leżąco, albo zaledwie fragment mojej twarzy, włosy powiewające na wietrze, bose stopy i wiele innych. Na zdjęciach miałam uśmiechnięte oczy, łagodny wyraz twarzy. Ze zdjęć patrzyła na mnie młoda, ładna i bardzo szczęśliwa dziewczyna... Dokładnie tak się czułam tamtego lata...

Zdjęcia były piękne, świetnie skadrowane, skomponowane kolorystycznie, widać było rękę zdolnego fotografa.

Zdałam sobie sprawę, że im dłużej będę oglądała te zdjęcia, tym trudniej będzie mi się po tym pozbierać.

— Mogę zatrzymać kilka? — zapytałam.

— Oczywiście! Bierz, które chcesz. Są tak samo twoje, jak moje! Nawet bardziej — odpowiedział.

— Dziękuję. Są bardzo ładne — Wzięłam kilka zdjęć, na chybił-trafił i zamknęłam skrzynię — Mam nadzieję, że nadal fotografujesz. Masz do tego talent.

Szliśmy w stronę mojego samochodu.

— Tak myślisz? Zawsze to lubiłem, ale od jakiegoś czasu brakuje mi zapału. Zresztą nie tylko do tego...

— Teraz, po obronie, będziesz miał pewnie więcej czasu dla siebie. Rób, jak najczęściej, to co lubisz, to co sprawia ci przyjemność.

— A ty prowadzisz jeszcze swoje zielniki? Czasami zaglądam do księgarni i sprawdzam, czy ich nie wydałaś, tak jak planowałaś.

Popatrzyłam na niego zdziwiona. Jego słowa zabolały mnie. Nie pamięta już, czy nie chce pamiętać, że to były nasze wspólne plany... Ta książka, z moim tekstem i jego zdjęciami miała być naszym pierwszym, wspólnym dzieckiem. Posmutniałam i poczułam, jak gardło ściska mi się z żalu.

— Tak, nadal wierzę w magię suszonych roślin — tylko tyle zdołałam powiedzieć.

Podeszliśmy do samochodu, otworzyłam bagażnik i wyjęłam z niego, zawiniętą w ozdobny papier, ramkę. Nie mogłam opędzić od siebie myśli, że pewnie trafi prosto do skrzyni ze zdjęciami i pamiątkami po mnie. Ciekawe, czy Michał w ogóle zajrzy, co jest wewnątrz opakowania? Z ciężkim sercem wręczyłam mu prezent.

— Rozpakuj później. Jeszcze raz gratuluję! Życzę ci sukcesów na polu zawodowym. Nie bój się marzyć i spełniaj swoje marzenia. Bądź szczęśliwym człowiekiem Michał! Zawsze będę trzymała za ciebie kciuki! — powiedziałam szczerze, ale ze smutkiem.

Patrzył na mnie przenikliwie, długo, w milczeniu. Czekałam na jakiś gest, ale on nagle odwrócił wzrok.

— Dziękuję — powiedział i podał mi rękę na pożegnanie. — Pewnie nie będzie cię na sierpniowej imprezie na wsi?

— Nie, będę wtedy w pracy, w Niemczech.

— Tak myślałem — powiedział.

Zauważyłam, że przez jego twarz przemknął grymas lekkiego zniecierpliwienia. Chwilę staliśmy obok siebie bez słowa, zrobiło się niezręcznie.

— Pójdę już — powiedziałam po chwili, nie próbował mnie zatrzymać.

KRZYSZTOF

Obydwoje z Bożeną patrzyliśmy zza firanki, jak Agnieszka wsiada do swojego samochodu i odjeżdża. Podali sobie, z Michałem ręce, po koleżeńsku, oficjalnie. Znowu, w mojej głowie błysnęła myśl, że ona wykonała ruch w jego stronę, ale on nie podjął tematu. Bożena posmutniała, chciała porozmawiać na ten temat, ale wykręcając się bólem głowy i potrzebą posiedzenia w ciszy poszedłem do gabinetu.

Ogarnęła mnie złość na Michała. Nie rozumiałem, dlaczego on się wycofuje i odpycha ją od siebie.

Po jakimś czasie przyszedł do mnie Adam. Wyglądał, jakby wczorajsza impreza też dała mu się we znaki. W rękach niósł szklanki wody, w których buzował jakiś preparat, najpewniej na kaca. Podał mi jedną z nich.

— Podobno Agnieszka tutaj była? — zapytał, wszedł do mojego gabinetu, zamknął za sobą drzwi i usiadł na kanapie.

— Tak, przed chwilą pojechała.

— Po co przyjechała?

— Z gratulacjami dla Michała, mówiła, że akurat jest u rodziców i przypadkiem się dowiedziała o jego obronie. Przywiozła mu jakiś prezent.

— Akurat! Nie wierzę w takie przypadki! — zdecydowanie powiedział Adam — Ja pierdolę! To niesamowite, ale jej ciągle zależy na Michale.

— Tak sądzisz? — zapytałem.

— Uwierz mi, jakby jej nie zależało, to nikt nie miałby wątpliwości. Takie są dziewczyny — odpowiedział tonem eksperta — Chciałbyś, żeby znowu byli razem, co nie?

— Jakie to ma znaczenie, czego ja bym chciał... To jest wartościowa dziewczyna, a Michał był przy niej najlepszą wersją siebie.

— On jest idiotą! Miał taką dziewczynę i wszystko spieprzył! Ale każdemu może się zdarzyć, tylko że on, zamiast powalczyć o nią, najpierw robi z siebie widowisko, udaje pieprzonego Casanovę, a teraz wycofuje się, jak ostatni tchórz! Powinieneś chyba z nim pogadać, żeby się ogarnął, zrobił coś! Mnie nie chce słuchać.

— Nie Adam. Nie w tym przypadku. W kwestii uczuć nie można nikomu narzucać swojego punktu widzenia. Jeśli on sam do tego nie dojrzeje i czegoś nie zrobi, to znaczy, że nie zasługuje na nią, nie jest jej wart.

Adam milczał przez chwilę, wypił wodę, patrzył na mnie wzrokiem wskazującym, że myśli o czymś intensywnie.

— O co chodzi? — zapytałem

— Wiesz, miałem ci nie mówić, ale byliśmy z Magdą tydzień temu w Szczecinie — powiedział, lekko ociągając się.

— Po co? — zapytałem autentycznie zdziwiony.

— Mówiłem ci, że zamierzam dowiedzieć się czegoś więcej o niej, szczególnie co ją tam trzyma. Dlaczego odpuściła sobie wieś?

— I dowiedziałeś się? — zapytałem przełykając ślinę.

— Tak — zdecydowanie odpowiedział Adam, a ja starałem się zachować spokój, mimo że serce zaczęło mi mocniej bić — Pojechaliśmy, z Magdą, na jej wykład.

— Pojechaliście aż do Szczecina, żeby wziąć udział w wykładzie?! — zapytałem z niedowierzaniem.

— Tak. Szczecin nie leży przecież na końcu świata! To kawał drogi, ale warto było pojechać! — odpowiedział Adam.

— Widzieliście się z Agnieszką? — zapytałem.

— Nie. Nie chciałem, żeby ona nas zobaczyła przed wykładem, lub w trakcie. A później nie było okazji, bo ona zniknęła. Na wykładzie był Igor. Przed nim też się schowaliśmy. Usiedliśmy z boku. Na szczęście na tym wykładzie były przygaszone światła i prawdziwe tłumy ludzi. My ją doskonale widzieliśmy, a ona nas nie.

— Dlaczego? — dopytywałem.

— Chciałem się przekonać, jak to wszystko wygląda z boku. Michał mówił, że nie ma już u niej szans, bo ona odleciała mu w kosmos, jest tam jak gwiazda, nie do doścignięcia. Wszyscy ją podziwiają, faceci ślinią się na sam jej widok, a ona błyszczy i bryluje. Myślałem, że on grubo przesadza. Musiałem się sam przekonać.

— I co?

— Michał mówił prawdę. Wykład był niesamowity! Ona była niesamowita! Nie da się tego opowiedzieć. My wszyscy tutaj, razem wzięci, jesteśmy nikim przy tym, kim ona jest tam! Mówię serio! Wróciliśmy przekonani, że ona jest już w innej lidze, daleko poza zasięgiem Michała. Dlatego tak się zdziwiłem, że była tutaj dzisiaj i nadal jej zależy! — Adam na chwilę przestał mówić, napił się — Chciałbym działać, zawsze uważałem, że jak się czegoś chce, to trzeba działać, a nie czekać, nie wiadomo na co. A my obydwaj chcielibyśmy, żeby ona znowu pojawiła się w rodzinie. Ale może i masz rację, że tym razem trzeba odpuścić, bo może on zwyczajnie na nią nie zasługuje... Trudno mi się z tym pogodzić, odpuszczanie nie jest w moim stylu...

AGNIESZKA

Odjechałam zasmucona i rozczarowana. Upewniłam się, że Michał wyleczył się ze mnie bardziej niż ja z niego.

Liczyłam choćby na przyjacielski uścisk, cmoknięcie w policzek na pożegnanie. Chętnie umówiłabym się z nim wieczorem na piwo i przyjacielskie pogadanie, na przykład o planach na przyszłość po studiach, a nawet o naszej wspólnej przeszłości...

Pewnie tak właśnie musi być. On nie chce odnawiać bliskości, która kiedyś nas łączyła. Chyba nie chce nawet zwykłej koleżeńskiej znajomości, ani tym bardziej przyjaźni..., taka jest prawda... Nawet nie zapytał, co u mnie słychać.

Był zdziwiony moją wizytą, może nawet uznał ją za niepotrzebną i bezsensowną? Po raz pierwszy poczułam się przy Michale, w jego domu, jak intruz, jak nieproszony, uciążliwy gość. Nie było to przyjemne uczucie... Postanowiłam więcej mu się nie narzucać, ani przeszkadzać mu w zbudowaniu swojego życia po swojemu, założenia rodziny, przejęcia rodzinnego interesu. Dla mnie nie ma miejsca w tej układance, a na pewno nie ma w niej miejsca na moje zachcianki.

W domu obejrzałam zdjęcia, które od niego wzięłam.

Na jednym z nich byliśmy obydwoje, ja w letniej sukience, z bukietem polnych kwiatów w dłoni, a obok Michał obejmujący mnie ramieniem. To miało być zdjęcie na okładkę naszej wspólnej książki... Z bólem serca przeglądałam kolejne zdjęcia, aż trafiłam na takie, które sprawiło, że zdjęcia wypadły mi z rąk. Było na nim ognisko, a w tle ja, siedząca na ławeczce, pomiędzy pochylonymi w moim kierunku Michałem i Krzysztofem. 

MICHAŁ

W prezencie Agnieszka zostawiła oprawioną w ramkę, nieznaną mi suszoną roślinę, podpisaną zagadkowymi, pojedynczymi słowami. "कल्पवृक्ष"," kalpadaru", „paridźata". Pokazałem ją ojcu, pomyślałem, że może będzie wiedział, co oznaczają te słowa. Nie udało nam się znaleźć wyjaśnienia w żadnej z książek, które mieliśmy w domu. W poniedziałek, przy okazji pobytu w Lublinie, obydwaj pojechaliśmy do biblioteki wojewódzkiej i tam, po kilku godzinach wertowania różnych książek rozszyfrowaliśmy znaczenie prezentu.

Roślina w ramce, to odmiana jaśminu, kwitnącego nocą, pochodząca z Azji, szczególnie znana jest w Indiach. Jest uznawana za amulet kochanków, zwłaszcza tych, którym nie wiedzie się, którzy nie są spełnieni. Uznawana jest za pierwowzór uznawanego za boskie w Indiach drzewa, które przynosi szczęście i spełnia marzenia.

Jak to ona powiedziała, że wierzy w magię suszonych roślin? Zamyśliłem się na chwilę, po czym napisałem na małej karteczce moje marzenie. Zadowolony wsunąłem kartkę za ramkę.

— Nie zaszkodzi wypróbować tej hinduskiej magii — mrugnąłem do ojca.

Później, już w domu, jeszcze raz dokładnie obejrzałem prezent. Wpatrywałem się w zasuszony kwiat. Wyobrażałem sobie, jak Agnieszka pochyla się nad kartką papieru, kładzie na niej roślinę, podpisuje, w skupieniu i precyzyjnie umieszcza całą kompozycję w ramce, za szkłem, a wszystko to robi z myślą o mnie.

Ogarnęło mnie uczucie błogości, po czym wyjąłem zza ramki małą karteczkę, którą wsunąłem tam w bibliotece. Przeczytałem na głos mój odręczny napis:

"Marzę o tym, żeby kochać się z Agnieszką"

Zaśmiałem się sam z siebie. Jezu! Czy ja naprawdę jestem taki płytki? Pewnie, że ta dziewczyna działa na mnie jak żadna inna, ale to zdecydowanie nie jest moje jedyne marzenie! Wyjąłem z biurka więcej małych, żółtych karteczek. Na każdej napisałem oddzielne marzenie. Marzyć mogę z rozmachem i bez ograniczeń!

„Marzę, żeby Agnieszka powiedziała do mnie KOCHAM CIĘ MICHAŁ"

"Moim marzeniem jest wspólne życie razem z Agnieszką, dzielenie z nią codzienności, zasypianie i budzenie się przy niej"

"Marzę o tym, żeby Agnieszka została moją żoną"

Popatrzyłem na kartki i uśmiechnąłem się zadowolony z siebie. No, trzeba powiedzieć, że dałem czadu! Poszedłem na całość z tymi marzeniami! Czy ta niepozorna roślinka poradzi sobie z nimi? Agnieszka twierdzi, że wierzy w magię suszonych roślin, a ona na pewno wie, co mówi! Zadowolony wsunąłem wszystkie cztery kartki za ramę, a całość powiesiłem na ścianie w moim pokoju. Zdałem sobie sprawę, że wszystkie moje marzenia dotyczą Agnieszki. Tak..., gdybym był z nią, wszystko inne nie miałoby żadnego znaczenia!

Od tamtego momentu odzyskałem spokój. Co ma być, to będzie. Wszystko może się jeszcze wydarzyć, trzeba myśleć pozytywnie, ale żyć po swojemu, bez oglądania się za siebie, ani uciekania w marzenia. Magia niech sobie działa w swoim tempie. 

"Będę żył swoim życiem i jednocześnie czekał do skutku." - postanowiłem

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro