18. Wszystko jest OK?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Grudzień 97

MICHAŁ

Kolejny, trzeci już raz z rzędu odwiedziłem Elę w jej gospodarstwie. Lubiłem do niej przyjeżdżać. Mieszkała sama, więc czułem się u niej swobodnie, o wiele bardziej, niż ona w moim domu, gdzie mieszkali też moi rodzice. Z przyjemnością pomagałem dziewczynie w różnych pracach, wymagającej męskiej ręki. Czułem się potrzebny i dla niej ważny. 

Nasza relacja była dziwna, od początku byłem tego świadomy. Nie łączyło nas nic, a jednocześnie łączyło nas wszystko. Nigdy nie odbyliśmy rozmowy o nas, nawet takiej, którą można byłoby uznać za początek naszego związku. Nikt nikogo o nic nie prosił, na nic się nie zgadzał, niczego nie deklarował. Nie było wyznań, ani obietnic.

Nie było też między nami żadnej czułości, właściwie żadnego kontaktu fizycznego. Elżbieta nie lubiła pocałunków, objęć, trzymania się za rękę, czy choćby przelotnego dotyku. Nie spaliśmy w jednym łóżku. Jednocześnie codziennie uprawialiśmy seks i tak, upewniłem się, że z jej strony nie jest to zmuszanie się.

Podobnie było na poziomie emocjonalnym. Elżbieta nie lubiła rozmów dla samej przyjemności rozmawiania. Mówiła tylko po to, żeby przekazać informację. Żarty, słowne przekomarzania się, były jej całkowicie obce. Czasami udało mi się namówić ją na skomentowanie tej, czy innej sprawy, zawsze odpowiadała na pytania, ale zdecydowanie słowa nie były jej sposobem na komunikowanie się ze mną i światem. Spędzaliśmy czas razem,  pracowaliśmy, gotowaliśmy, oglądaliśmy filmy, spacerowaliśmy, kochaliśmy się, a wszystko w ciszy. Komunikacja między nami weszła na inny poziom, na którym liczyła się intuicja, zaufanie i gdzie można było zagłębić się w siebie, swoje myśli i przeżycia. 

Elżbieta nie przepadała też za wyjściami z domu, najbardziej lubiła spędzać czas na własnym, bezpiecznym terenie, z dala od innych ludzi. Trudno było ją namówić na wyjazd do restauracji, czy spacer po Krakowie. Nie lubiła hałasu, ani dużych grup ludzi, wszelkiego rodzaju imprezy taneczne były dla niej wyzwaniem, a udział w nich koszmarną perspektywą. Przyjmowała moje propozycje wspólnego wyjścia z domu, żeby nie robić mi przykrości. Była świadoma swojej odmienności i umiała sobie z nią radzić.

Byliśmy z Elżbietą razem, a jednocześnie osobno. Przy niej mogłem być w stu procentach sobą, czułem się spokojny i bezpieczny. Wiedziałem, że jestem dla niej ważny, dbała o mnie. Na swój sposób dobrze było mi z Elżbietą.

AGNIESZKA

Popularność moich wykładów rosła z miesiąca na miesiąc. Pojawiły się wzmianki o nich w lokalnych mediach, które o czymś muszą przecież pisać swoje artykuły. Przyjeżdżały na nie grupy młodzieży z odległych miast. Stałam się osobą rozpoznawalną na uczelni, w środowisku, a nawet w mieście. 

Nauka szła mi świetnie i nieodmiennie mnie fascynowała. Starałam się o przejście na indywidualny tok studiów.

— Szanowna pani Agnieszko — mówił profesor, opiekun Koła Naukowego, którego zapytałam o taką możliwość — W pani przypadku, indywidualny tok studiów, wydaje się czymś oczywistym. Sądzę, że temat pracy mógłby dotyczyć dydaktyki, tworzenia wartościowych treści z naszej dziedziny, ich źródeł, a później sposobów na skuteczne przekazanie ich słuchaczom.

— To jest dokładnie to, czym teraz się zajmuję! Z zamkniętymi oczami mogłabym napisać pracę na ten temat. Tyle że obligatoryjną częścią pracy magisterskiej, jest część badawcza, eksperymentalna, z analizą uzyskanych danych, a wykłady, nic takiego nie zawierają.

— Z pewnością trzeba byłoby sparametryzować pani prace, przeprowadzić analizy wyciągnąć wnioski. To jest temat na dłuższą rozmowę. Tymczasem porozmawiam z Dziekanem na pani temat.

— Och! Dziękuję bardzo! — powiedziałam szczerze wzruszona.

Chciałam wykorzystać dobrą passę na uczelni, obronić się najwcześniej jak to będzie możliwe i szybko zrobić doktorat. Wiedziałam na sto procent, że chcę związać swoją przyszłość z pracą naukową, w dziedzinie botaniki, chętnie na uczelni wyższej, albo w instytucie naukowym.

Byłam wdzięczna swojej intuicji, dzięki której jeździłam do pracy w Poczdamie, zamiast na wakacje do domu. Dzięki temu potrafiłam bez problemu komunikować się w języku niemieckim i angielskim. Zostałam wyznaczona do reprezentowania mojej uczelni na Uniwersytecie w Helsinkach. Wydział Nauk Biologicznych mieścił się tam w nowoczesnym budynku, z ogromnymi oknami, szklanymi ścianami, wypełnionym roślinami. Obejrzałam laboratoria, pracownie, eksperymentalne szklarnie, a nawet niektóre lokalne stacje terenowe, bo te najbardziej oddalone, jak się dowiedziałam, mieszczą się w Laponii i Kenii. Dowiedziałam się, jakie są możliwości prowadzenia badań. Wyobraziłam sobie siebie, pracującą w tym miejscu i nie było to fantazjowanie, a całkiem realna możliwość. Wtedy po raz pierwszy dotarło do mnie, że praca naukowa jest oknem na świat, a możliwości rozwoju i pracy są niemal nieograniczone, chociaż dotyczy to zapaleńców, tylko tych, którzy lubią dużo i ciężko pracować i nie oczekują za taką pracę kokosów. Nie miałam żadnych wątpliwości, że chcę takiej pracy.

Studia i wykłady nie przeszkodziły mi w realizacji nowego hobby, jakim stał się taniec. Treningi taneczne dawały mi dużo radości, zapewniały rozrywkę, zabawę i dzięki nim zyskałam nowych przyjaciół. Utrzymywałam kontakt ze znajomymi z Berlina, zaprosiłam ich na karnawałowy maraton salsy, jaki zorganizowaliśmy na mojej uczelni.

Mój czas wypełniony był maksymalnie, od rana, do nocy. Nie dawałam rady uczestniczyć we wszystkich wydarzeniach, na jakie byłam zapraszana.

Kolejny raz nie mogłam uczestniczyć w spotkaniu opłatkowym na wsi, zostałam na analogicznym spotkaniu na mojej uczelni, zorganizowanym przez biuro Rektora.

KRZYSZTOF

Znałem mojego syna bardzo dobrze, widziałem, że dzięki Elżbiecie znowu poczuł się spokojny, odzyskał swoje życie. Zaprosił ją do nas na święta.

Na spotkaniu opłatkowym, na które wybraliśmy się całą rodziną, rozmawiałem przez dłuższą chwilę z Krystyną, mamą Agnieszki.

— Mamy mądre dzieci — mówiła, spoglądając na Michała i Elżbietę — Przeszły wiele, ale co było, to było, widocznie nie była im pisana wspólna przyszłość. Najważniejsze, że umieli pogodzić się ze sobą i nadal się kolegują. Z całego serca życzę im, żeby ułożyli sobie życie. Mówiłam już to dzisiaj Michałowi.

— Dziękuję. Też mam taką nadzieję. — odpowiedziałem — Widzę, że Agnieszki dzisiaj nie ma, co u niej słychać?

— Co ja poradzę, że ona studiuje tak daleko! Dzisiaj ma spotkanie opłatkowe na swojej uczelni. Działa w studenckim Kole Naukowym i sam Rektor zaprosił ją do siebie, twierdzi, że nie mogła odmówić.

— To oczywiste! Zdolna dziewczyna, na pewno zajdzie daleko.

— Zdolna i ambitna. Daj Boże, niech jej marzenia się spełniają. A my z Jurkiem musimy się pogodzić, że ciągle nie ma jej w domu. To dobre dziecko, brakuje nam jej...

AGNIESZKA

Wracałam do domu ze spotkania opłatkowego u Rektora w doskonałym humorze. Byłam dumna z siebie, że w ogóle zostałam na nie zaproszona, a na miejscu okazało się, że wiele osób mnie zna,  kojarzy i chce ze mną porozmawiać. Podobała mi się koncepcja spotkania, na którym wszyscy krążą po sali z talerzykami, rozmawiają ze sobą swobodnie, bez tego formalnego tonu, żartują. Udało mi się wpasować w ten styl, lepiej niż sądziłam. Czułam się niemal jak ryba w wodzie!

Zrzuciłam buty i spojrzałam na szczelnie wypełnioną walizkę, z którą już jutro dotrę do mojego domu na święta. Bardzo stęskniłam się za rodzicami, bratem, moim pokojem, moim dawnym światem!

Usłyszałam pukanie do drzwi. Z ciężkim westchnieniem ruszyłam w ich kierunku.

— Cześć Kwiatuszku! — powiedział Andrzej i cmoknął mnie w policzek.

Spotykałam się z nim drugi miesiąc i z dnia na dzień czułam się coraz bardziej osaczona i przytłoczona tą znajomością. Pierwsze spotkania z Andrzejem były miłe i sympatyczne: poznałam dzieci z kółka biologicznego w jego szkole, chodziłam z nim na spacery, prowadziliśmy długie rozmowy przy herbacie. Andrzejowi szybko przestało to wystarczać. Chciał zbliżyć się do mnie i zmienić naszą znajomość z przyjacielskiej na miłosną. A ja nic do niego nie czułam...

— Mam dla ciebie prezent gwiazdkowy! — z uśmiechem wręczył mi papierową torebkę upominkową.

— Dziękuję! Nie trzeba było! Prosiłam, żebyś niczego mi nie kupował. — czułam się zakłopotana i lekko zirytowana jego zachowaniem. Jak zwykle nie słuchał mnie, tylko robił co chciał.

— Tak, wiem. Nie mogłem się jednak powstrzymać. Jak tylko zobaczyłem to cudo, od razu pomyślałem o tobie, Kwiatuszku! — skrzywiłam się z niesmakiem słysząc, jak mnie nazywał.

Andrzej wyjął z moich rąk torebkę z prezentem, którą dopiero co mi podarował i wyjął z niej kusą koszulkę nocną w zielonym kolorze. Podszedł bliżej i przyłożył ją do mnie, a później objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie.

— Będziesz wyglądała w niej cudownie! — powiedział i chciał mnie pocałować, ale odwróciłam głowę i zdecydowanym ruchem odsunęłam się od niego.

— Jestem zmęczona, chcę się położyć. — powiedziałam, unikając spojrzenia mu w oczy — Jutro, z samego rana mam pociąg do domu. Przepraszam, ale chcę zostać sama.

Andrzej patrzył na mnie uważnie. Był zniechęcony i rozczarowany.

— Nic  z tego nie będzie, prawda? — zapytał — Nie wiem, co z tobą jest nie tak, naprawdę liczyłem, że możemy być razem. Im bardziej się staram, tym bardziej cię wkurzam. Powiesz mi, o co chodzi?

— Porozmawiamy po świętach, dobrze? -—chciałam wymigać się od rozmowy na ten temat. 

— Nie, Agnieszko. Porozmawiamy dzisiaj. Nie chcę, żebyś bez końca mnie zwodziła. Chcę wiedzieć, na czym stoję — facet wydawał się zdeterminowany i dotarło do mnie, że on nie odpuści, dopóki nie usłyszy ode mnie prawdy. — Powiedz mi szczerze, czy ja chociaż trochę ci się podobam, co właściwie do mnie czujesz?

— Lubię cię Andrzej, naprawdę. Wiele rzeczy mi się w tobie podoba. Jesteś świetnym nauczycielem, wspaniałym rozmówcą, lubię twoje poczucie humoru — zaczęłam wymieniać.

— I tylko tyle, prawda? — nie zapytał, stwierdził — Nie pociągam cię, nigdy nie zamierzałaś być ze mną w związku? Starałaś się, ale nie potrafisz się zmusić do bliższej, fizycznej i emocjonalnej relacji ze mną?

— Przepraszam... — czułam się fatalnie — Nie chcę do niczego się zmuszać. Próbowałam już tego wcześniej i wiem, że to na nic... Nie da się w ten sposób zbudować związku. 

Opuściłam głowę. Naprawdę, nie zamierzałam sprawiać przykrości Andrzejowi. Nie potrafiłam jednak być z nim. W momentach, kiedy on próbował mnie przytulać, czy inaczej okazywać czułość, moje ciało sztywniało. Im bardziej on chciał być blisko, tym bardziej oddalałam się od niego. Ostatnio jego obecność drażniła mnie. Nie znosiłam, kiedy mówił do mnie "Kwiatuszku".

— Byłaś kiedyś zakochana? — zapytał niespodziewanie, a ja potwierdziłam skinieniem głowy — Opowiesz mi?

— Wolę nie — odparłam krótko.

— Kim on był? To ktoś z twoich rodzinnych stron? — Andrzej, jak zwykle nie wziął pod uwagę mojej odpowiedzi. Pokiwałam twierdząco głową, myślałam, że dzięki temu przestanie drążyć temat.

— Co was łączyło? — pytał dalej.

— Wszystko.

— Byłaś wtedy szczęśliwa?

— Tak.

Andrzej patrzył na mnie z uwagą. Chodził po pomieszczeniu i przetwarzał to, co mu powiedziałam.

— Wiesz co ci powiem? Zależało mi na tobie, fascynowałaś mnie, marzyłem o tobie, uwielbiałem spędzać z tobą czas. Jesteś piękna, mądra i zabawna, zasługujesz na wszystko co najlepsze Mała. Wiele razy zastanawiałem się dlaczego mnie odpychasz, miałem nawet podejrzenie, że ciebie po prostu nie pociągają faceci. Ale skoro już kiedyś kochałaś i byłaś szczęśliwa, to problem leży gdzieś indziej — Andrzej westchnął ciężko i potarł ręką czoło. — Nie wiem kim był tamten chłopak, ani co się wydarzyło, że cię stracił, ale szczerze mu zazdroszczę i współczuję jednocześnie. To była jego wina? — zapytał.

— Nie chcę o tym mówić — odparłam zdecydowanie.

— Nie chcesz, czy nie możesz? — zapytał, a ja wzruszyłam ramionami.

— Ty ciągle go kochasz! — oznajmił Andrzej tonem znawcy tematu, jakby stwierdzał fakt znany doskonale wszystkim oprócz mnie. Wkurzył mnie.

— Bzdura! — zaprzeczyłam gwałtownie.

— Dopóki nie wyrzucisz go z głowy i serca, z nikim nie będziesz szczęśliwa, bo... — zaczął mówić Andrzej, ale przerwałam mu w pół zdania.

— Czy ja prosiłam cię o psychoanalizę? — powiedziałam ze złością — Jakim prawem udzielasz mi rad, skoro nic nie wiesz o mnie i moim życiu?! Daruj sobie i daj mi wreszcie spokój! Mogę żyć tak jak chcę i nie zamierzam nikomu, z niczego się tłumaczyć! Na pewno nie tobie, bo nic mnie z tobą nie łączy i nie będzie łączyło!

Andrzej skierował się do wyjścia.

— I wszystko jasne! — powiedział otwierając drzwi —  Trzymaj się Kwiatuszku!

— Nie mów do mnie "Kwiatuszku", nie cierpię tego! I zabierz tę koszulkę, nie zamierzam jej używać! — wcisnęłam mu w ręce torebkę z prezentem i z hukiem zamknęłam za nim drzwi.

Nie miałam pojęcia skąd pojawił się u mnie ten wybuch złości. Było mi głupio i wstyd, ale nie na tyle, żeby wybiegać za Andrzejem i przepraszać go. Poczułam ulgę, że znajomość z nim mam juz za sobą. 

"Wolę być sama, niż w takiej mdłej relacji na pół gwizdka!" — pomyślałam.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro