21. Agnieszka poznaje Elżbietę

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sierpień 98

AGNIESZKA

Wakacje po trzecim roku studiów spędzałam ponownie w Poczdamie. Znałam tam już wszystkich, biegle mówiłam po niemiecku i angielsku. Miałam tam grupę dobrych znajomych, studentów, którzy tak jak ja, spędzali wakacje, pracując w Niemczech, a po pracy spotykaliśmy się i tańczyliśmy salsę. Chodziliśmy na imprezy, gdzie grana była nasza ukochana muzyka, urządzaliśmy sobie, w swoim gronie prywatne warsztaty taneczne. Jeździliśmy też na różne salsowe imprezy, w Berlinie i okolicy, których latem było naprawdę sporo. Nie wyobrażałam sobie, że można lepiej spędzić wakacje!

Będąc w Poczdamie, zatęskniłam za moją wsią i coroczną sierpniową imprezą, organizowaną na zakończenie wakacji. W maju, kiedy ostatni raz byłam w rodzinnych stronach, postanowiłam sobie, że będę przyjeżdżała częściej do domu, bo bardzo to lubię, a w życiu trzeba jak najczęściej robić to, co się lubi, podobno od tego zależy szczęście. Zamarzyłam pojechać na wiejską imprezę. A marzenia są przecież po to, żeby je spełniać! Opowiedziałam o nich moim przyjaciołom w Poczdamie. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że powinnam jechać, a część z nich postanowiła mi towarzyszyć.

Wyruszyliśmy więc kilkuosobową grupą, pociągiem z Berlina do Warszawy, a później do Lublina. Znajomi zatrzymali się w Lublinie, chcieli poznać miasto i pobalować w klubach, tylko jeden z nich, Rodrigo, uparł się, żeby pojechać ze mną na wieś.

— Cześć mamuś! — zaskoczyłam mamę w kuchni, w trakcie smażenia konfitur. Była tak zaskoczona moim widokiem, że z wrażenia wypuściła łyżkę z ręki. Rodrigo schylił się i podniósł ją z podłogi.

— Agniesia?! Boże jedyny! — mama mocno mnie przytuliła, a z jej oczu zaczęły płynąć łzy. — Skąd ty się tutaj wzięłaś? Dlaczego przyjechałaś, czy coś się stało? — z niepokojem popatrzyła na Rodrigo.

— Czy musi się coś stać, żebym mogła przyjechać do własnego domu rodzinnego? — śmiałam się — Mamo, to jest Rodrigo, student z Berlina, pracujemy razem w Niemczech.

Rodrigo uśmiechnął się szeroko i podał mamie rękę. Patrzyła na niego z podejrzliwością, podejrzewałam, co chodzi jej po głowie i roześmiałam się.

— Mamo, to tylko kolega, żadem chłopak, narzeczony, ani ślubny mąż. Przysięgam! — podniosłam dwa palce do góry w geście przysięgi.

— Widzisz, z własnej matki sobie żartuje! — mama zwróciła się do Rodrigo, a on ponownie szeroko się uśmiechnął i popatrzył na mnie wyczekująco, nie zdążyłam jednak przetłumaczyć mu słów mamy, bo w tym momencie do domu weszli tata i Igor.

Wyściskaliśmy się serdecznie. Wszystkim udzieliło się wzruszenie i radość ze spotkania. Rodrigo przyglądał nam się z boku, z wyraźną przyjemnością. Ponownie przedstawiłam go reszcie rodziny.

— Rodrigo nie mówi po polsku, jest Brazylijczykiem z pochodzenia, chociaż mieszka i studiuje w Berlinie. Będę jego tłumaczką — tłumaczyłam.

— To miło, że zaprosiłaś go do nas. Nigdy jeszcze nie gościliśmy nikogo z tak daleka! — powiedział tata.

— Jakby się dobrze zastanowić, to nie gościliśmy nikogo z zagranicy — dodał Igor. — Mam pomysł, ja oddam mu swój pokój i przeniosę się na ten czas do ciebie! Pogadamy sobie jak za starych, dobrych czasów! Chyba że to jednak ktoś więcej niż kolega i wolisz, żeby to on...

— Tylko kolega, serio Braciszku! — przerwałam bratu. — Pomysł z noclegiem jest świetny! Stęskniłam się za naszymi nocnymi pogaduszkami! A jeśli chodzi o gości zza granicy, to w niedzielę wieczorem, przyjadą do nas jeszcze trzy inne osoby, moi znajomi z Niemiec. Nie macie nic przeciwko, że ich do nas zaprosiłam...?

— No coś ty! Bardzo dobrze zrobiłaś! Gość w dom — Bóg w dom! Ugościlibyśmy nawet szwadron wojska, jeśli dzięki temu mielibyśmy cię w domu! — powiedział tata, a ja się wzruszyłam. Kochałam moją rodzinkę całym sercem!

— Zastanówmy się jakie atrakcje my zapewnimy twojemu koledze? Przyjechał do nas z drugiego końca świata! Trzeba jakoś należycie go ugościć — zastanawiała się na głos mama i uśmiechała się do Rodrigo. — Myślisz, że będzie chciał wybrać się jutro z nami na zabawę? Ale by się wszyscy zdziwili!

— Tak, oczywiście, że się wybierze! Właśnie z tego powodu jest teraz tutaj. Rodrigo interesuje się poznawaniem kultur, sposobów życia, w różnych krajach. Przyjazd do Polski, w której nigdy nie był, do naszego domu, wzięcie udziału w lokalnej imprezie, jest niego tak atrakcyjny, jak dla innych zwiedzanie najważniejszych zabytków na świecie! — zaśmiałam się i przetłumaczyłam naszą rozmowę na język niemiecki, a chłopak z zapałem przytaknął.

— Mam przeczucie, że będziesz jutro gwiazdą imprezy, Stary! — powiedział Igor i poklepał Rodrigo po plechach.

— Zobaczycie, on da jutro czadu! Kocha tańczyć i jest absolutnym mistrzem parkietu! Nawet bez znajomości polskiego będzie jutro królował! — dodałam, bo byłam pewna, że mój wesoły, pozytywnie nastawiony do świata i ludzi, kolega, do tego przystojny i niezwykle sympatyczny, kupi sobie uwagę i sympatię wszystkich w jedną chwilę!

Następnego dnia, po moim przyjeździe, poszliśmy z rodziną i Rodrigo na imprezę. Nie byłam na niej trzy lata z rzędu, dlatego cieszyłam się ogromnie, że zobaczę się ze wszystkimi ludźmi ze wsi. Chciałam się dowiedzieć, jakie zmiany zaszły pod moją nieobecność. Potrzebowałam porozmawiać z tymi, których dawno nie widziałam, dowiedzieć się co nowego wydarzyło się u nich. Dopiero teraz, po kilku latach nieobecności, dotarło do mnie, że czuję się związana z moją wsią i zwyczajnie tęskniłam za tym wszystkim, co znałam i lubiłam od dziecka. Miałam nadzieję, że przyjdą Sądeccy. Byłam ciekawa dziewczyny Michała, z którą był w związku dłużej, niż kiedyś ze mną. Tak naprawdę, był to jeden z głównych impulsów, który zdecydował o moim przyjeździe do domu. Chciałam na własne oczy zobaczyć, jak i z kim Michał buduje swoją przyszłość. Kim jest dziewczyna, która być może zostanie jego żoną, zamieszka z nim i urodzi mu dzieci. Przede wszystkim chciałam jednak zobaczyć, jak on teraz wygląda, co jest w jego oczach, czy jest szczęśliwy.

KRZYSZTOF

Michał zaprosił Elżbietę na sierpniową imprezę. Dziewczyna zachowywała się dziwnie, stres tak bardzo ją paraliżował, że ledwo chodziła. Wiedziała, że cała wieś, całe środowisko, w którym funkcjonuje Michał, bardzo dokładnie ją sobie obejrzy, tak, jak w grudniu, podczas spotkania przedświątecznego, a ona chyba nie przepadała za takimi imprezami. Zależało jej, żeby dobrze wypaść.

— Pani Bożeno, proszę mi podpowiedzieć, w co się ubrać, jakie są zwyczaje na tej imprezie? — dopytywała.

— Daj spokój, Elu, ubierz się swobodnie, żeby wygodnie było ci tańczyć, żebyś czuła się dobrze. Na tej imprezie nie obowiązują żadne reguły. To nie audiencja u Królowej — żona próbowała żartować. — A najważniejsze to bądź sobą, nie stresuj się, nie przejmuj się tak bardzo.

Rozumiałem, że dziewczyna ma prawo być trochę spięta, ale miałem wrażenie, że ona grubo przesadza, że stres ją przerasta. Zamiast współczucia czułem irytację i niestety nic nie mogłem na to poradzić.

Ostatecznie, tuż przed imprezą Elżbieta dostała torsji i Michał został z nią w domu. Nie był szczęśliwy z tego powodu.

— Dołączymy do was później, jak Ela poczuje się lepiej — powiedział.

Obydwoje z Bożeną pomyśleliśmy, że te takie objawy mogą oznaczać ciążę. Nie ucieszyłem się z takiej perspektywy i byłem niemal pewien, że zepsuje mi to całą imprezę.

AGNIESZKA

W dniu imprezy pogoda była znakomita. Ubrałam się w jasną, letnią, krótką sukienkę w kwiaty, z efektownymi falbanami, w której często tańczyłam salsę w Berlinie, włosy, lekko podkręciłam. Wiedziałam, że wyglądam dobrze i czułam się doskonale.

Na miejscu stawiliśmy się jako jedni z pierwszych. Wkrótce zaczęli schodzić się wszyscy, w tym moi znajomi ze szkoły, koleżanki ze swoimi chłopakami, narzeczonymi, sąsiedzi. Z wszystkimi chciałam się przywitać, porozmawiać. Krążyłam więc, z Rodrigo u boku, między ludźmi, rozmawiałam, pytałam o nowinki, opowiadałam o sobie, a wszystko tłumaczyłam na angielski, aby Rodrigo też wiedział, o czym rozmawiamy. Wszyscy mieli do niego wiele pytań, właściwie stał się główną atrakcją imprezy. Rodrigo to prawdziwy showman, świetnie czuł się w tej roli i mimo braku znajomości języka brylował na imprezie.

Kątem oka zauważyłam, że na imprezie pojawili się rodzice Michała i jego brat Adam z Magdą, jednak sam Michał z dziewczyną nie przyszli. Nie miałam jednak czasu zbytnio się nad tym zastanawiać, byłam całkowicie pochłonięta zabawą, zaczęły się bowiem tańce, a Rodrigo, tak jak ja, uwielbiał tańczyć! Daliśmy razem pokaz naszej ukochanej salsy. 

— Odbijany! — zawołali Magda i Adam już po zakończeniu piosenki. Rodrigo pochwycił dziewczynę do kolejnego tańca, a mnie objął Adam.

— Cześć Mała! — powiedział — Fajnie, że pojawiłaś się na imprezie! 

— Też się cieszę! Przyjechałam na nią specjalnie z Poczdamu! Miałeś świadomość, że sława naszej wiejskiej imprezy sięga tak daleko?! A od tego roku będzie się o niej mówiło nawet w Brazylii! — zaśmiałam się.

— Nie szukasz przypadkiem pracy? Z takim talentem do promocji kada firma by cię ozłociła!

— Widzę, że nawet na chwilę nie odpoczywasz od pracy, nawet na imprezie, podczas tańca robisz interesy? — zaśmiałam się. — Uwierz mi, na brak pracy nie narzekam. 

 — A wygląda, jakbyś poza tańcem nic innego nie robiła! Świetnie tańczysz! Czy to w klubie, czy na wiejskiej potańcówce, nie masz sobie równych! Gdzie ty się tego nauczyłaś? — pytał Adam.

— Dzięki! Czy ty, w ten pokrętny sposób chcesz powiedzieć, że kiedyś tańczyłam słabo? — żartowałam.

— Teraz wyglądasz na profesjonalistkę. Ty na pewno studiujesz?  — śmiał się Adam, a ja razem z nim, po chwili powiedział: — Nie zapytasz co u Michała?

— Liczyłam, że będę mogła osobiście go o to zapytać, ale widzę, że nie przyszedł. Pozdrów go ode mnie! — powiedziałam na koniec i piosenka się skończyła. Podeszła do nas Magda, uścisnęłyśmy się na powitanie, zamieniłyśmy kilka słów i przyłączyli się do nas moi znajomi ze wsi, szczególnie zauroczone Rodrigo moje koleżanki.

— Dziewczyny, Rodrigo jest do wzięcia, więc jeśli któraś z Was jest zainteresowana... — powiedziałam ze śmiechem do swoich koleżanek, a Rodrigo z dumą zaprezentował okazałe bicepsy.

MICHAŁ

Byłem trochę zły na Elżbietę. Wiedziałam doskonale, że ona nie ma ochoty iść na imprezę, tak jak na żadną inną. Liczyłem jednak, że tym razem przełamie się i wybierze się ze mną. Jednak zjadł ją stres, twierdziła, że źle się czuje. Nie mogłem zostawić jej w domu samej. Po jakimś czasie zadzwonił Adam. Od niedawna posiadał przenośny telefon, pierwszy na wsi, twierdził, że za parę lat wszyscy będą takimi się posługiwali. 

— Michał, zbieraj dupę w troki i przyjeżdżaj! — powiedział zdecydowanie. — I to nie jest sugestia. Przyjedź, nie pożałujesz! — powiedział i rozłączył się.

Zaintrygował mnie, choć i bez tego miałem ochotę wybrać się na imprezę. Przekonałem więc Elżbietę i pojechaliśmy.

AGNIESZKA

W czasie zabaw na parkiecie zobaczyłam, że na imprezę przybył Michał z dziewczyną.

Od czasu naszego ostatniego spotkania na wsi, w jego domu, minął ponad rok. Przypadkowego spotkania w klubie nie liczyłam, ponieważ niestety, niewiele pamiętałam z tamtej nocy... Michał wyglądał inaczej, jakby przez rok postarzał się o dziesięć lat. Nadal był bardzo przystojny, dla mnie to chyba nigdy się nie zmieni, ale był też poważny, zgaszony, bez energii, jak balon, z którego uszło powietrze.

Przyszedł z dziewczyną, która trzymała go pod ramię. Zerknęłam na nią z ciekawością. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to jej wzrost, była wysoka, prawie wzrostu Michała. Męska fryzura i oficjalny strój, na który składały się ciemne spodnie, jasna bluzka i szary żakiet, ale przede wszystkim poważna mina, bez cienia uśmiechu, sprawiał, że sprawiała wrażenie osoby poważnej, lekko wyniosłej. Michał rozglądał się, szukał wzrokiem swojego stolika, albo znajomych. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. 

MICHAŁ

Na miejscu od razu zobaczyłem Agnieszkę i w jednej chwili, wbrew sobie, poczułem dreszcz ekscytacji, serce mocniej mi zabiło. Nie spodziewałem się, że ona będzie na imprezie, chyba dlatego zareagowałem tak gwałtownie, uśmiechnąłem się, wyprostowałem, przeczesałem włosy palcami. Nie uszło to uwadze Eli. Agnieszka też mnie zauważyła i nie zastanawiając się ani minuty, zgarnęła z parkietu jakiegoś chłopaka i podeszła, żeby się z przywitać.

— Michał! Ciekawa byłam, czy przyjdziesz! — powiedziała, uśmiechając się tym swoim zaraźliwym, zniewalającym uśmiechem.

— Cześć Agnieszko. Kto by pomyślał, że cię dzisiaj tutaj zobaczę! Nawet przez myśl mi to nie przeszło! — odpowiedziałem, podaliśmy sobie dłonie, a ona, jak to miała w zwyczaju, wspięła się na palce i uścisnęła mnie po przyjacielsku.

— Poznaj mojego kolegę Rodrigo. Przyjechaliśmy na naszą imprezę specjalnie z Poczdamu! Rodrigo kocha takie lokalne wydarzenia i nie było opcji, żeby go ze sobą nie zabrać —  podaliśmy sobie ręce.

— A to jest Elżbieta, z którą współpracuję od jakiegoś czasu — przedstawiłem swoją dziewczynę.

Agnieszka uśmiechnęła się do niej, podała jej rękę. Elżbieta nie była zadowolona ze sposobu, w jaki ją przedstawiłem. Sam nie wiem, dlaczego nie powiedziałem, że to moja dziewczyna. Te słowa nie przeszłyby mi przy Agnieszce przez gardło.

— Nad czym pracujecie? Powiecie coś więcej, czy to tajemnica? — dopytywała Agnieszka.

Wyjaśniłem, że zająłem się produkcją cydru, a Elżbieta jest ekspertką w tym temacie i pracujemy razem. Bardzo zaciekawił ją ten temat. Uśmiechnąłem się, znałem ją dobrze, wiedziałem, że nie będzie mogła się powstrzymać i zacznie pytać o wszystko, o najmniejsze nawet szczegóły, nie odpuści, dopóki nie zrozumie i poczuje całego tematu. Wykorzystałem tę jej ciekawość i zaprosiłem ją z kolegą następnego dnia do siebie. Obiecałem, że pokażę wszystko i będzie też czas na degustację.

— Och! Bardzo żałuję, ale będę musiała odmówić. Jutro przyjeżdżają do mnie znajomi z Lublina. Z Poczdamu przyjechaliśmy w pięcioro, ale tylko Rodrigo był zainteresowany naszą wiejską imprezą. Reszta ekipy została w Lublinie i dopiero jutro zjadą na wieś.

— Zapraszam wszystkich! Wpadnijcie choćby na chwilę! — za nic nie chciałem, żeby okazja do spotkania przeszła obok.

Agnieszka wahała się chwilę, ale ostatecznie się zgodziła.

— Obiecuję, że nie będziemy za długo. Nie jestem w stanie odmówić sobie spotkania z wami i obejrzenia nowego przedsięwzięcia! Pewnie nieprędko taka okazja się powtórzy.

Przez resztę wieczoru siedziałem przy stole i obserwowałem, jak toczy się impreza. Nie spuszczałem wzroku z Agnieszki, wręcz chłonąłem jej obecność. Wychwytywałem pojedyncze słowa, które mówiła, słuchałem jej śmiechu, patrzyłem, jak gestykuluje, chodzi, tańczy. Znowu wyglądała piękniej niż ostatnio i jak zwykle otaczała ją ta niezwykła aura, która potrafiła zaczarować mnie i odciąć od reszty świata. Starałem się zachowywać jak zwykle, ukryć, jakie wrażenie robiła na mnie moja była dziewczyna, ale nie miałem pewności, czy to mi się udało. W jej obecności nie potrafiłem wejść w moją obecną rolę. Siedziałem przy stole jak obezwładniony. Elżbieta nie reagowała, spoglądała tylko na mnie dziwnym wzrokiem, prawdopodobnie zorientowała się, dlaczego zachowuję się inaczej niż zwykle.

Agnieszka dużo rozmawiała z wszystkimi, odpowiadała na pytania, sama dopytywała o wszystko. Widziałem, że znowu czuje się między ludźmi na wsi dobrze, jak u siebie i cieszyło mnie to. Cały czas miałem wrażenie, że jej wyjazd do Szczecina i bardzo rzadkie pojawianie się na wsi, to moja wina.

Ja sam niewiele tańczyłem, dosłownie raz, czy dwa byliśmy na parkiecie z Elżbietą, kilka razy zatańczyłem z Magdą, Ewą, a z innymi dziewczynami nie tańczyłem w ogóle. Nie miałem odwagi poprosić Agnieszkę o taniec. Nie byłem pewien, czy kilka minut blisko niej, nie zrujnowałoby mojego obecnego życia, które z takim trudem zbudowałem... Elżbieta nie brała udziału w rozmowach przy stole, z moimi znajomymi. Przysłuchiwała się tylko, obserwowała, uśmiechała się nieznacznie. Ciągle utrzymywała, że źle się czuje. Przez głowę przemknęła mi myśl, że może jest w ciąży. Odrzuciłem ją natychmiast. Dotarło do mnie, że bardzo bym tego nie chciał. Moja reakcja przygnębiła mnie, przecież myślałem o tym, żeby właśnie z nią związać na stałe swoją przyszłość.

AGNIESZKA

Po imprezie, dzięki temu, że Igor spał na rozkładanym łóżku w moim pokoju, mogliśmy, jak za dawnych czasów pogadać.

— Co sądzisz o dziewczynie Michała? — zapytał.

— Za słabo ją znam, żeby mieć zdanie, jedyne co rzuciło mi się w oczy, to, że ona jest skrajnie inna niż ja i to we wszystkim, od wyglądu, do zachowania, nie sądzisz? — odpowiedziałam.

— Nie da się ukryć.

— Widocznie zmienił mu się gust — chciałam, żeby moje słowa zabrzmiały lekko. — On ponoć miał wiele dziewczyn, więc miał okazję się przekonać, kto mu się naprawdę podoba.

— E tam! To nie tak było, Aga. Nigdy ci nie mówiłem, bo chciałem... sama wiesz, to był drażliwy temat dla ciebie, dla mnie. Nie chciałem wracać do tego.

— Jasne, rozumiem — przytaknęłam. — Teraz minęło już wystarczająco dużo czasu, możesz mi powiedzieć.

— Jesteś pewna, że chcesz o nim rozmawiać i wracać do tego wszystkiego? — upewniał się mój brat. — Co ty właściwie dzisiaj o nim myślisz, jak to wygląda tak naprawdę?

— Wiesz, powiem ci szczerze. Michał zawsze będzie dla mnie kimś ważnym. Nie wymażę wspomnień. Stało się, co się stało, ale od dawna nie mam już żalu. Bardzo dużo czasu minęło!

— Chcesz powiedzieć, że zgadzasz się z tym powiedzeniem, że czas uleczy każdą ranę? Jakoś mi to do ciebie nie pasuje...

— Czas pisze nowe scenariusze. Życie toczy się dalej, a ono nie lubi próżni. Michał ma dziewczynę, z którą jest dłużej, niż kiedyś był ze mną. To musi być coś poważnego. Może się z nią ożeni? Naprawdę, życzę mu dobrze.

— Nie wracasz do tego co was łączyło?

— Są takie chwile, kiedy czuję żal, że to się tak skończyło, było nam razem bardzo dobrze... czasami tęsknię... ale tylko czasami. Tylko tobie mogę to powiedzieć. Nic mnie już z Michałem nie łączy, krótka rozmowa, raz na wiele miesięcy i podanie sobie ręki. Jesteśmy tylko znajomymi z tej samej wsi, z której ja za chwilę wyjeżdżam.

— I to wszystko? — zapytał Igor.

— Tak. On ma dziewczynę, ja mam swoją naukę... Nie ma szans, żeby między mną i Michałem coś się zmieniło, chociaż był czas, całkiem niedawno, że miałam taką nadzieję... Dzisiaj, to już niemożliwe.

Brat słuchał mnie uważnie. Nie skomentował moich słów.

— Powiem ci, siostra, jak było, powinnaś wiedzieć. Po tym jak wyjechałaś na studia, Michał się rozsypał, przeżywał to wszystko, obwiniał się, zresztą słusznie, słabo z nim było, bardzo słabo. Załamał się. Nie pokazywał się na wsi, nawet na swoją uczelnię podobno nie jeździł, omal nie wyleciał ze studiów. Nie wiem, na co czekał, na co liczył, ale wszystko zmieniło się po Nowym Roku. Wtedy wyjechał do Adama. A potem wynajął sobie mieszkanie, na dobre zamieszkał w Lublinie i wajcha przekręciła mu się w drugą stronę. Przestał przyjeżdżać na wieś. Przesiadywał na siłowni, panienki pchały mu się do łóżka, a on żadnej nie odmawiał. Siłownia i dziewczyny, to był jego sposób na otrząśnięcie się, dowartościowanie. On wtedy nie był w żadnym związku, nie miał żadnej dziewczyny, miał tylko przygody. Dopiero później, jak już skończył studia, pojawiła się ta Elżbieta, a on znowu się zmienił, tym razem w poważnego i nudnego gościa. Tylko przy tobie był sobą.

— Wiesz, ludzie się zmieniają... Idę jutro do nich na cydr! Sama się przekonam czy są fajną parą. Na pewno nie chcesz iść ze mną?


Do domu Sądeckich poszliśmy całą grupą pieszo. Zostaliśmy zaproszeni na taras, który wyglądał przepięknie, na stole stały świece, kwiaty, różne przekąski, ciasto, no i oczywiście cydr. Dookoła stołu były ustawione rattanowe kanapy, fotele i krzesła. Wyczułam rękę pani Bożeny, zawsze miała doskonały gust do dekorowania!

Było już kilka osób: rodzice Michała, jego brat Adam z żoną Magdą, Ewa z mężem, Grzesiek, no i oczywiście Michał z dziewczyną.

Przedstawiłam moich przyjaciół, przywitaliśmy się z wszystkimi, większość nie radziła sobie dobrze z językiem angielskim, dlatego trzeba było tłumaczyć nasze rozmowy. Na szczęście oprócz mnie robiła to Ewa, która pracowała w szkole jako anglistka i Magda, nieźle mówiąca w tym języku. Z powodu problemów językowych, spotkanie w naturalny sposób, podzieliło się na dwie grupy. Ewa i Magda dosiadły się do moich znajomych i wypytywały ich o życie, studia, pracę w Berlinie. Rodrigo był ciekawy wszystkiego, co dotyczy naszej wsi, chciał poznać ludzi stąd, dlatego dołączył do tej części stołu, przy której siedzieli Sądeccy. Ja byłam łączniczką i starałam się, żeby nikt nie czuł się wykluczony, czy pominięty. 

KRZYSZTOF

Za sprawą zaproszenia Michała, do naszego domu, dzięki Agnieszce, na chwilę znowu wstąpiło słońce i świeże powietrze.

— Miło mi państwa widzieć! — powiedziała Agnieszka, witając się, jak zwykle serdecznie, z szerokim uśmiechem, ze mną i Bożeną — A was, nie licząc wczorajszej imprezy, to chyba sto lat nie widziałam! — dodała na widok Magdy i Adama — Gratuluję! Dotarły do mnie dobre wieści o waszym ślubie.

Agnieszka przedstawiła swoich znajomych. Wszyscy byli obcokrajowcami, rozmawiali ze sobą po angielsku lub niemiecku.

— Muszę was uprzedzić, że mój kolega jest bardzo ciekawski i będzie chciał się dowiedzieć wszystkiego o życiu na polskiej wsi — powiedziałam, patrząc na Rodrigo. — Poznawanie życia od podszewki w innych krajach, to jest jego hobby!

— Chętnie odpowiem na każde pytanie — odpowiedziałem. — A może kolega ma ochotę obejrzeć całe gospodarstwo? Możemy wybrać się na krótką wycieczkę.

Agnieszka chwilę porozmawiała z Rodrigo po angielsku. Z jego reakcji, szerokiego uśmiechu, wywnioskowałem, że pomysł mu się bardzo spodobał.

— Wasze gospodarstwo ma mu pokazać, jak wygląda życie na polskiej wsi? — zaśmiał się Grzesiek.

Rodrigo i reszta młodzieży, wraz z Ewą w roli tłumaczki, poszli ze mną i Michałem na krótki spacer po sadach. Elżbieta, swoim zwyczajem, zniknęła w kuchni, a Bożena poszła tam za nią.

Adam przekonał Agnieszkę, żeby została z nim i Magdą na tarasie.

AGNIESZKA

 Opowiadajcie co u was! — zwróciłam się do Magdy i Adama. — Udaje się wam realizować wasze ambitne plany biznesowe?

— Tak, wszystko idzie zgodnie z planem — odparł Adam. — Firma się rozwija.

— Miałeś nosa, Adam do tej informatyki. Komputery wkraczają wszędzie, nawet do botaniki, chociaż nie sądziłam, że tak się stanie!

— Uwierz mi, wszyscy jesteśmy dopiero na początku drogi. Komputery to tylko urządzenia, zaraz za nimi wkroczy Internet i oprogramowanie. Wtedy dopiero będą prawdziwe zmiany!

— Czyli przed wami rozwój i kolejne osiągnięcia? — zapytałam.

— Na to liczymy — potwierdził Adam.

— Ale na razie, daleko nam do takich spektakularnych osiągnięć jak twoje! — dodała ze śmiechem Magda, a widząc moje zdziwione spojrzenie dodała: — Mówię oczywiście o twoich sukcesach na uczelni.

— To zależy, z której strony się popatrzy. Nie jestem przekonana, czy moje uczelniane wyniki, w ogóle można porównać do waszych biznesowych — odpowiedziałam. — Wam zależało na zarabianiu dużych pieniędzy, ja nie mam na to najmniejszych szans!

— Serio tak o nas myślisz, że nam zależy tylko na kasie? — zapytał Adam.

— Nie! Oczywiście, że nie tylko! Sądzę jednak, że sukces firmy mierzy się liczbą klientów, ilością sprzedaży, a co za tym idzie również zarobionymi pieniędzmi. Nie jest tak?

— Dokładnie tak jest, lepiej bym tego nie ujął, ale na kasie to wszystko się nie kończy.

— A co jest dalej?

— Przede wszystkim satysfakcja. Przyjemność z budowania nowego, przyglądania się, że coś, co się lubi robić, sprzedaje się — zaczął mówić Adam, a Magda weszła mu w słowo.

— Niezależność! Wygodne życie, oddychanie pełną piersią, robienie wszystkiego po swojemu, bez oglądania się na innych, zwiedzanie świata. Tego byśmy chcieli.

— A więc tego wam życzę! Jesteście świetnym duetem, macie siebie nawzajem, to najważniejsze! Zawsze wiedziałam, że osiągniecie wszystko, co będziecie chcieli.

— Ja zawsze to samo mówiłem o tobie — powiedział Adam.

— Tak? — popatrzyłam zaskoczona na Adama. — Nie wiedziałam... Ja po prostu chciałabym robić to co lubię i robić to najlepiej jak się da. Nawet jeśli osiągnę w ten sposób sukces, to kasy z tego na pewno nie będzie. Ale pieniądze mają dla mnie mniejsze znaczenie. Liczy się satysfakcja.

— Nie bądź taka skromna! — powiedział Adam — Przecież ty już osiągnęłaś sukces!

— Aga, jesteśmy pod wrażeniem tego co zrobiłaś na swoich studiach. Jesteś niesamowita! — powiedziała Magda. — Wiesz, że byliśmy na jednym z twoich wykładów?

— Naprawdę?! — byłam autentycznie zdziwiona. — Na którym? Kiedy to było i gdzie? Dlaczego nie przyszliście po nim do mnie?

— W czerwcu zeszłego roku, wykład o kwiatach. Chcieliśmy pozostać incognito. Takie było założenie, ale i tak nie udałoby nam się dopchać do ciebie. Po wykładzie tłum ruszył w twoją stronę, a ty zniknęłaś! A nas zamurowało to co zobaczyliśmy, byliśmy w szoku! — powiedział Adam.

Roześmiałam się.

— Narobiłam trochę zamieszania tym wykładem. Nawet myślałam przez chwilę, że wyrzucą mnie z jego powodu z uczelni.

— Żartujesz! Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, że można zrobić coś lepiej, bardziej efektownie i efektywnie jednocześnie. Nadal pamiętam całe fragmenty.

— I nadal na nią działają lepiej niż wino! — zaśmiał się Adam i puścił do nas oczko.

— Jak najlepszy afrodyzjak! — dodała ze śmiechem Magda — Siedziałam na auli i byłam dumna, że znam ciebie osobiście. Poważnie, miałaś jakieś problemy?

— Nie, ale obawiałam się tego. Na uczelni nie ma pełnej niezależności, tak jak u was, w biznesie. Uczelnia to organizm, na który składają się indywidualności. Bałam się, że uraziłam kogoś, że, w opinii jakieś uczelnianego ważniaka zabawiłam się nauką, zbrukałam ją, że mój wykład był zbyt odważny.

— Ale tak się nie stało?

— Dziwne, ale nie. Po tym wykładzie dostałam propozycję wykładania na mojej uczelni przez kolejny semestr i to na moich własnych warunkach. Oczywiście nie finansowych — zaśmiałam się.

— Mnie to nie dziwi — powiedział Adam. — Byłaś bezkonkurencyjna! Zresztą ty zawsze, we wszystkim byłaś najlepsza.

— Jezu, dziewczyno, ty jesteś prawdziwą gwiazdą! — dodała Magda. — Mogłabyś prowadzić programy w telewizji. To, co zrobiłaś, było przepiękne, zmysłowe, niesamowite! Słów brak, żeby dobrze się wyrazić! Minęło tyle czasu, a ja naprawdę, nadal mam ciarki na plecach!

— Dzięki! Taki był mój zamiar — uśmiechnęłam się. — Jak trafiliście na mój wykład?

— Wiesz — uśmiechnęła się Magda — Adam lubi trzymać rękę na pulsie. Zawsze chce być na bieżąco z tym, co u kogo słychać. Oczywiście dotyczy to niektórych ludzi.

— Ale dlaczego mnie? Przecież my jesteśmy z różnych bajek, nic nas już nie łączy.

— Dla mnie to jest dokładnie ta sama bajka — odparł Adam. — Łączy nas więcej niż ci się zdaje.

— Tak uważasz?

— A ty nie? Robimy to co lubimy, staramy się być w tym najlepsi. Dążymy do sukcesu, który ma nam dać, tak jak Magda powiedziała, wolność, niezależność, robienie wszystkiego po swojemu, zwiedzanie świata. Tyle że póki co, tobie idzie lepiej, zaszłaś dalej, mimo że nawet studiów jeszcze nie skończyłaś. My w twoim wieku mieliśmy jeszcze mleko pod nosem. No i nas jest dwoje, a ty sama, na obcym terenie — powiedział Adam.

Roześmiałam się.

— Jeśli tak na to popatrzeć, to faktycznie, coś nas jednak łączy.

— A ja ciągle mam nadzieję, że będzie łączyło nas jeszcze więcej.

— Nic na to nie wskazuje, ale kto wie? Życie jest nieprzewidywalne, bardzo dobrze wiem, co mówię! —uśmiechnęłam się do swoich myśli, po czym dodałam dla żartu: — Jak już zarobicie tak dużo kasy, że nie będziecie wiedzieli, co z nią zrobić, to wtedy ja poproszę was o sfinansowanie moich badań naukowych! — zaśmiałam się.

— Ja już dzisiaj się zgadzam! — powiedział Adam.

— Ja też w to wchodzę w ciemno! — śmiała się Magda.

— Dziękuję wam za te wszystkie ciepłe słowa, nie spodziewałam się, że usłyszę dzisiaj coś podobnego.

Musieliśmy zakończyć rozmowę, bo reszta towarzystwa wracała ze spaceru.

— Fajnie widzieć cię znowu w naszym domu — powiedział na koniec Adam. — To zaszczyt! Wcale nie przesadzam! Pozostańmy w kontakcie, okej?

Bardzo miłe było, to usłyszałam od Adama i Magdy.

Rodrigo, gdziekolwiek się nie pojawia, zostaje duszą towarzystwa. U Sądeckich, mimo bariery językowej, było podobnie. Dużo mówił, żartował bez przerwy, śmiał się głośno, skupiał na sobie całą uwagę. Ja tłumaczyłam, ale miałam okazję, żeby poobserwować Michała i Elżbietę.

Siedzieli naprzeciwko mnie, po drugiej stronie stołu, obok siebie na jednej kanapie, ale bez kontaktu fizycznego. Ona milczała, na żarty reagowała nieznacznym uśmiechem, albo uprzejmym, wymuszonym śmiechem. Widać było wyraźnie, że takie spotkania, to nie jej klimaty. Sprawiała wrażenie osoby inteligentnej, wymagającej, wręcz dostojnej. Michał na początku zachowywał się podobnie jak ona, był wyciszony i zdystansowany, ale szybko zmienił mu się humor, wyraźnie się ożywił, odpowiadał na żarty, sam je inicjował i z minuty na minutę rozluźniał się. Zauważyłam, że przy Elżbiecie Michał czuje się dobrze, pewnie. Ona nie była takim typem dziewczyny, która okazuje otwarcie uczucia, przymila się, ale widać było wyraźnie, że ich związek jest silny i stabilny. 

Piliśmy cydr, butelkę za butelką, aż poczułam, że lekko kręci mi się w głowie. Chciałam porozmawiać z Elżbietą, nakłonić ją do jakiejkolwiek wypowiedzi.

— Jak to możliwe, że taka młoda osoba jak ty, jest już ekspertką w produkcji cydru? — zagadnęłam ją z przyjaznym uśmiechem.

— Co w tym dziwnego? Zajmuję się tym od kilku lat, jestem dokładna, eliminuję błędy, sporządzam precyzyjne receptury. Wyspecjalizowałam się w tym temacie — odpowiedziała krótko, niezbyt przyjemnym tonem, nie odpowiedziała na uśmiech.

— Eksperymentujesz trochę? — kontynuowałam.

— Nie, nie lubię eksperymentów. Opieram się na sprawdzonych przepisach.

— Opowiedz coś więcej — poprosiłam — Na przykład, od czego zależy smak cydru?

— Od kilku czynników. Nie sądzę, żeby interesowały cię prawy technologiczne — powiedziała z nutą wyższości w głosie — Smak zależy na przykład od odmiany użytych jabłek. Wiesz coś na ten temat, czym różnią poszczególne odmiany jabłek?

Natychmiast przypomniał mi się wieczór z Michałem i jego ojcem, zakończony wyjazdem na lody. Nie mogłam się powstrzymać i szeroko uśmiechnęłam się na te słowa. Obydwaj panowie Sądeccy pomyśleli dokładnie o tym samym co ja i zareagowali podobnie, wymieniliśmy spojrzenia.*

— Coś tam wiem... Na pewno nie tak dużo jak ty — odpowiedziałam z całej siły próbowałam opanować dwuznaczny uśmiech.

Elżbieta nie była głupia, zauważyła, że swoim pytaniem wywołała wspomnienia wspólne dla mnie i Michała. Krzysztof jej nie interesował. Przez jej twarz przemknął grymas niezadowolenia.

— Jak dobrze znacie się z Michałem? — zapytała nagle.

Zaskoczyła mnie tym pytaniem. Na ten temat mogłabym mówić długo, a i tak nie wyczerpałabym tematu. Znałam każdy centymetr jego ciała, wiedziałam, jak miękkie są jego włosy i jakie barwy mogą mieć jego oczy w zależności od nastroju. Wiedziałam, co go bawi, a co irytuje. Ciągle pamiętałam jego zapach, dotyk jego dłoni i smak jego ust.

Spojrzeliśmy przez chwilę z Michałem na siebie. Zrozumiałam, że Michał nic nie opowiadał jej o mnie, a już na pewno nie wspomniał, co kiedyś nas łączyło. Nie zamierzałam wyręczać go w tym temacie.

— Dosyć dobrze — odpowiedziałam. — Na wsi wszyscy dobrze się znają. Ty też pochodzisz ze wsi? — chciałam zmienić temat.

— Tak, ale nie każdego w mojej wsi znam dosyć dobrze. "Dosyć" to pojemne słowo — zdemaskowała moją wymijającą odpowiedź. — Chodziliście do tej samej szkoły? — dalej drążyła temat.

— Do liceum, ale tylko przez rok. Ja do pierwszej, Michał do czwartej klasy — odpowiedziałam.

— Byliście razem na studniówce? — dopytywała.

Trafiła mnie tym pytaniem. Wywołała jedno z najtrudniejszych moich wspomnień. Nigdy wcześniej, ani później nie byłam tak rozdygotana wewnętrznie, jak w styczniu dziewięćdziesiątego czwartego roku, kiedy to kilka dni przed studniówką, Michał rzucił mnie bez ostrzeżenia i powodu, w tak okrutny sposób, że przez wiele miesięcy nie mogłam pozbierać się do kupy. Nigdy nie odczuwałam najsilniej, jak się da tak skrajnych emocji, rozdzierającego serce smutku, braku wiary w siebie, palącego wstydu i wdzięczności za płynącą zewsząd pomoc. Nigdy nie byłam tak bezbronna, obnażona, słaba, a jednocześnie silna siłą, której się u siebie nie spodziewałam, jak w czasie mojej studniówki. Na chwilę spuściłam wzrok, przestałam się uśmiechać, a Michał z niepokojem poruszył się na swoim miejscu. Elżbieta to natychmiast wychwyciła.

— Nie — odpowiedziałam i żeby zatrzeć zmieszanie, dodałam — Byłam z Markiem, z kolegą z klasy — zrobiłam chwilę przerwy, po czym dodałam — To stare dzieje... Staram się patrzeć naprzód i nie wracać zbyt często do wspomnień.

W trakcie wymiany zdań między mną a Elżbietą inne rozmowy przy stole się wyciszyły. Jakby nie było moich znajomych, którzy nie rozumieli, o czym rozmawiamy, przy stole panowałaby kompletna cisza. Wszyscy, oprócz nich, słuchali naszej rozmowy. Atmosfera przy stole w jednej chwili stała się napięta, co również wychwyciła dziewczyna Michała.

— Masz złe wspomnienia z tamtych czasów? — nie odpuszczała.

— Różne. Zdecydowanie więcej dobrych — popatrzyłam jej prosto w oczy.

Ona też patrzyła na mnie, a w jej wzroku była hardość, wręcz wyzwanie i coś złego, ani śladu uśmiechu. Nie zamierzała odpuszczać. Przypuszczam, że, z jakiegoś powodu, zobaczyła we mnie swoją rywalkę i postanowiła walczyć, a przynajmniej dokładnie rozeznać się w sytuacji. Spodziewałam się, że usłyszę kolejne pytania. Michał siedział naprzeciwko mnie, prawie nie oddychał, miał lekko pochyloną głowę i nie spuszczał ze mnie wzroku spod swoich długich włosów. Zresztą wszyscy, cała jego rodzina patrzyła na mnie, niemal nie mrugając.

Tymczasem chciałam nadać inne znaczenie moim słowom, żeby temat dobrych i złych wspomnień, nie został odebrany wyłącznie w kontekście mojej znajomości z Michałem.

— Miałam cudowne dzieciństwo, które spędziłam ramię w ramię z moim ukochanym bratem bliźniakiem. W podstawówce chodziłam do jednej klasy z Grześkiem — wskazałam go ręką — mieliśmy fajną klasę, przyjaźniliśmy się w tamtych czasach i ta przyjaźń przetrwała do dzisiaj. Spędzaliśmy wspólnie urodziny, chodziliśmy razem na dyskoteki i wiele innych imprez. W liceum też poznałam fajnych ludzi i przyjaźnię się z nimi nadal.

— Utrzymujesz kontakt z tym Markiem, ze studniówki? — jej pytanie było dziwne, nie miałam pojęcia, po co jej ta wiedza.

— Oczywiście! Marek studiuje teraz fizykę w Warszawie. Niestety nie ma wielu okazji do spotkań, ale piszemy do siebie listy.

— Z Michałem też się zaprzyjaźniłaś? — szybko przeszła do ataku.

— Tak, z Michałem też — odparłam spokojnie.

Przy stole nadal panowała absolutna cisza. Elżbieta szybko się zorientowała, że to nie jest normalne.

— I ta przyjaźń trwa nadal? — drążyła.

Zaśmiałam się.

— Chyba dlatego tutaj dzisiaj jestem.

— Też piszecie do siebie listy?

— Nie — odparłam krótko.

— Dlaczego? Przecież powiedziałaś, że przyjaźnisz się z Michałem, tak jak z Markiem? — była bezwzględna.

Miałam ochotę trochę się z nią podroczyć i odpowiedzieć, że moja przyjaźń z Markiem, ani trochę nie przypomina przyjaźni z Michałem. Postanowiłam jednak odpuścić.

— Każda przyjaźń jest przynajmniej odrobinę inna. Z Michałem nie musimy pisać listów, doskonale wiemy co się u nas dzieje, w końcu pochodzimy z tej samej wsi, a na wsi, jak pewnie doskonale wiesz, wieści szybko się roznoszą — odpowiedziałam dyplomatycznie.

— Myślałam, że przyjaźń to coś więcej, niż tylko wymiana informacji o tym co u kogo się dzieje — powiedziała kąśliwie i bardzo trafnie.

— Absolutnie masz rację! — miałam coraz większą ochotę podjąć tę grę, którą ona prowokowała — Wymiana takich informacji ma sens wyłącznie, jeśli między dwiema osobami jest głębsza więź, tak jak między mną a Michałem — zrobiłam krótką przerwę, żeby te słowa mogły wybrzmieć odpowiednio mocno i popatrzyłam prosto w oczy Michała — albo Markiem — dodałam dla złagodzenia — Właśnie wtedy jest przyjaźń. Bez więzi to byłoby zwykłe plotkarstwo.

Zamilkła na chwilę, patrzyła na mnie przenikliwie. Przy stole nadal panowała całkowita cisza.

— Opowiedziałaś trochę o dobrych wspomnieniach, a te złe? — zapytała odważnie.

— Wybacz, ale nie zamierzam teraz opowiadać ci całego mojego życia — powiedziałam stanowczo, po czym dodałam dla rozluźnienia atmosfery — Zresztą zdecydowanie wolę skupiać się na tym co dobre.

— Przepraszam najmocniej — w tonie jej głosu zabrzmiał sarkazm i wyższość — nie zamierzałam być wścibska, chcę tylko lepiej poznać przyjaciółkę mojego Michała. Odniosłam wrażenie, że studniówka jest twoim złym wspomnieniem, ciekawa byłam dlaczego.

— Mylisz się. Na studniówce bawiłam się znacznie lepiej, niż sądziłam, że będę. Zostałam nawet królową balu — odparłam z bezczelnym uśmiechem.

— Trudno mi uwierzyć, że spodziewałaś się złej zabawy na swojej własnej studniówce? Ty, taka rozrywkowa, ładniutka, otoczona przyjaciółmi! Jaki był powód twoich obaw? — zapytała, patrząc mi prosto w oczy, w jej spojrzeniu było wyzwanie.

Obydwie wiedziałyśmy, że ona mnie rozgryzła, miała intuicję i była bystra. Wyczuła, że studniówka to moment, w którym ja i Michał oddaliliśmy się od siebie. Nie znała powodu i okoliczności, ale doskonale to wyczuła. Ja jednak nie zamierzałam jej oświecić.

— Och! Na pewno pamiętasz, jak to jest, gdy człowiek ma osiemnaście lat! — postanowiłam całkowicie zmienić ton naszej rozmowy — Nawet studniówka wywołuje wtedy stres! — zaśmiałam się — A ty, z kim byłaś na swojej studniówce?

— Nie byłam wcale. W przeciwieństwie do ciebie nie mam na każdym kroku przyjaciela, poza tym nie lubię tańczyć — ta dziewczyna wyraźnie mnie atakowała, nie lubiła mnie. Dziwne, że nikt z obecnych nie wtrącał się w naszą rozmowę.

— Cóż, każdy ma prawo żyć po swojemu... — powiedziałam z milutkim uśmiechem — A wracając do cydru, dużo jest przy tym pracy?

— Tak, ale odkąd jestem z Michałem — powiedziała to z wymownym spojrzeniem i położyła rękę na udzie Michała, a on niemal podskoczył i na moje oko nie był to dreszcz przyjemności, ale wzdrygnięcie — pracuje się bardzo sprawnie. Tydzień u mnie, tydzień u was, to znaczy u niego — była bardzo zła ze swojego przejęzyczenia.

— W każdym razie cydr jest pyszny! Cieszę się, że jestem w rodzinnych stronach akurat w tym samym terminie, jak ty przyjechałaś do nas! — powiedziałam to niewinnym tonem, akcentując słowo „nas".

Nie wiem, dlaczego zdecydowałam się na tę drobną uszczypliwość. Krzysztof wyłapał ją natychmiast i uśmiechnął się pod nosem. Na koniec, zupełnie bez sensu dodałam, zwracając się bezpośrednio do Michała:

— Michał, a może chciałbyś, żebym napisała do ciebie list?

Michał popatrzył na mnie i uśmiechnął się niepewnie.

— Bardzo! — odpowiedział.

— Okej, masz to jak w banku — powiedziałam z zadowoleniem, obserwując krzywą minę Elżbiety — Oj, chyba zaniedbałam moich przyjaciół!

Odwróciłam się do nich i zaczęłam streszczać im moją i Elżbiety rozmowę. Celowo mówiłam raz po angielsku, za chwilę po niemiecku. Chciałam w ten sposób umniejszyć wagę mojej rozmowy z Elżbietą, miałam nadzieję, że zagłuszą ją inne, niespotykane na co dzień na wsi wydarzenia, jak obecność obcokrajowców. Znałam bardzo dobrze wiejskie realia.

Ludzie przy stole ocknęli się i dołączyli do rozmowy. Rodrigo opowiadał o swoim kraju, a wszyscy byli bardzo ciekawi i zadawali wiele pytań. On opowiadał o wszystkim, o kulturze, o pogodzie, o lokalnych alkoholach, o tańcu. Moi znajomi opowiadali o naszej wspólnej miłości do salsy. Przy stole znowu zrobiło się wesoło i energetycznie.

Magda namówiła Krzysztofa, żeby przyniósł gitarę i razem, jak przed laty, we dwie zaśpiewałyśmy kilka piosenek.

— Ona nie ma z tobą żadnych szans! — szepnęła mi na ucho Magda, wzrokiem wskazując Elżbietę.

Elżbieta już się nie odezwała. Siedziała z krzywą miną. Nikt jej nie zagadywał. Odniosłam wrażenie, że rodzice Michała, a na pewno Krzysztof, za nią nie przepada. Adam i Magda też nie palili się do kontaktu z nią.

Nie ma co ukrywać, że ja zwyczajnie jej nie polubiłam.

KRZYSZTOF

Rodrigo był pytany o swój kraj. Z pomocą Agnieszki opowiadał sporo, na koniec zaprosił wszystkich do siebie, do Brazylii.

— I'm sure, Aga will come to me. I also invite you! — mówił do wszystkich.

— To co, kto ma ochotę na wyjazd? Bo ja chyba nie będę umiała odmówić... Tylko muszę uzbierać kasę na bilet — mówiła Agnieszka.

Dotarło do mnie, jak różne jest jej życie od naszego. Przed nią świat stoi otworem, ma przyjaciół, z którymi może jeździć po świecie. Ograniczają ją finanse i brak czasu. My jesteśmy dokładnie w przeciwnej sytuacji. Nie mamy problemu z czasem i pieniędzmi, ale nie mamy do kogo i po co jechać.

Po kilku godzinach rozmów i wielu butelkach wypitego cydru, młodzież zaczęła zbierać się do wyjścia, a moi synowie i Magda zdecydowali się ich odprowadzić. Elżbieta nie chciała iść, twierdziła, że jest zmęczona.

Gdy tylko zostaliśmy sami, zaczęła pytać nas o Agnieszkę. Wyglądała na zaniepokojoną, bo Michał nic nigdy nie wspominał, a wygląda, że przyjaźnią się wyjątkowo mocno. 

— Wygląda, jakby Michał był dla niej ważny, tak jak ona dla niego — zastanawiała się Elżbieta — Kim ona dla niego jest? Skąd się znają? — rzucała pytania.

Bożena odpowiadała lakonicznie, a mnie w końcu zmęczyły i rozdrażniły te pytania, powiedziałem więc, ucinając ten temat:

— Agnieszka ma taki styl bycia, że każdy czuje się przy niej ważny. 

MICHAŁ

Po niedługim czasie spotkanie dobiegło końca. Ewa z mężem i Grześkiem pojechali do domu samochodem, a Agnieszka ze znajomymi postanowili wracać pieszo. Ja z Adamem i Magdą zaproponowaliśmy, że ich odprowadzimy. Elżbieta została w domu. Po całym wieczorze i dziwnej wymianie zdań z Agnieszką była niespokojna, może nawet zła. Twierdziła, że jest zmęczona i chce się położyć. Nie zmartwiłem się z tego powodu, przeciwnie, ucieszyłem się.

W drodze do domu Magda z Adamem poszli przodem, próbowali rozmawiać z Rodrigo i pozostałymi, a ja z Agnieszką szliśmy nieco z tyłu za nimi. Odniosłem wrażenie, że mój brat i bratowa celowo doprowadzili do takiego podziału naszej grupy. Byłem im za to wdzięczny.

— Wiesz, Agnieszko, zrobiłem specjalną serię cydru, z myślą o tobie.

— Naprawdę? Co to znaczy specjalna seria? — była szczerze zdziwiona.

— Sama zobaczysz. Chciałbym podarować ci kilka butelek, tylko nie wiem, jak to logistycznie rozegrać, żeby dotarły do ciebie, do Szczecina. Bo teraz wracasz do Niemiec?

Kusiło mnie, żeby zaproponować, że przyjadę do niej, ale uświadomiłam sobie, że to byłoby nie na miejscu, przecież teraz mam dziewczynę, nie powinienem mieszać Agnieszki w mój związek.

— To bardzo miłe, nie spodziewałam się, bardzo ci dziękuję! Igor odwiedzi mnie pod koniec września, może dogadaj się z nim? — zaproponowała.

Szliśmy obok siebie, rozmawialiśmy na neutralne tematy. Czułem się wspaniale. Nie zapytała o Elżbietę. W połowie drogi pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę.

Nad specjalną serią cydru pracowałem od dawna. Na początku nie miałem zamiaru robić jej dla Agnieszki, ale moje prace, same z siebie poszły w tym kierunku. Później tworząc tę serię, myślałem wyłącznie o Agnieszce. Dałem z siebie wszystko i efekt końcowy zaskoczył nawet mnie samego! Byłem ciekaw czy jej reakcja będzie taka, jak przypuszczałem.

------------------------------------------------

* Chcecie sobie przypomnieć jak to było z rozpoznawaniem odmian jabłek? Zapraszam do rozdziału "Zabawa z jabłkami", z pierwszej części książki: https://www.wattpad.com/1421447173-jak-trzy-połówki-jabłka-część-pierwsza-26-zabawa-z

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro