23. Obrona pracy magisterskiej

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Grudzień 98

MICHAŁ

Dziwnie się czułem po powrocie z Paryża. Nie wiedziałem co czuję, co mam myśleć o całej tej sytuacji. Ojciec chciał coś ze mnie wyciągnąć, wiedziałem, że domyślił się z jakimi zamiarami pojechałem z Elżbieta, ale nie miałem siły rozmawiać z nim o tym. Nawet nie wiedziałem, co miałbym mu powiedzieć.

Elżbieta miała spędzić z nami święta. Zaprosiłem ją jeszcze przed wyjazdem do Paryża i mimo tej dziwnej sytuacji, ona nie zmieniła planów i zamierzała do nas przyjechać. Nie miałem pojęcia, co powie mi po świętach, czy przyjmie oświadczyny, czy nie. Nawet nie miałem pewności czego sam bym chciał.

Znalazłem się w takim dziwnym stanie odrętwienia, zawieszenia, nawet siłownia nie przynosiła ulgi. Czułem, jakby moją głowę wypełniał muł.

Wtedy, przypadkowo dowiedziałem się o tym, że Agnieszka, przed kilkoma dniami, obroniła pracę magisterską i o imprezie, jaka z tej okazji miała się odbyć w jej domu. Uznałem, że powinienem dać jej prezent, tak jak zrobiła ona. Czekałem na odpowiedź Elżbiety, ale myślałem tylko o Agnieszce i dzięki temu poczułem, że wraca do mnie życie. Pojechałem do miasta i wybrałem dla niej naszyjnik. Napisałem krótki, ale dosyć odważny, jak na nasze obecne relacje, list. Całość zapakowałem na prezent i poprosiłem Grześka, żeby przekazał go jej ode mnie.

AGNIESZKA

Pracę magisterską napisałam szybko i sprawnie. Byłam z niej zadowolona i chciałam jak najszybciej ją obronić. Termin obrony został wyznaczony na początek grudnia. Przyjechał do mnie Igor i razem z nim świętowałam zdobycie tytułu magistra.

— Wiesz siostra — mówił do mnie podczas kolacji, którą postanowiliśmy, dla uczczenia okazji, zjeść w restauracji — dzisiaj będę całkowicie poważny. Jestem dumny, że mam taką siostrę jak ty. Dałaś sobie super radę na studiach, nie miałaś tutaj nikogo znajomego, a poszło ci lepiej niż dobrze. I teraz mam siostrę z tytułem magistra!

— A ja się cieszę, że mam najlepszego brata na świecie! — odpowiedziałam całkowicie szczerze — Wspierałeś mnie cały czas i opiekowałeś się mną, nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczyło. Ogromnie cię kocham braciszku.

Igor uśmiechnął się i przez stół, wzięliśmy się za ręce, jak w dzieciństwie.

— Wiem, wiem. Ja ciągle spłacam długi z naszych smarkatych lat. Pamiętam jak opowiadałaś mi bajki i pocieszałaś mnie, gdy miałem te okropne koszmary senne.

Roześmiałam się. Rzeczywiście, w dzieciństwie, kiedy mieszkaliśmy z bratem w jednym pokoju, był taki czas, że Igor budził się w nocy z krzykiem i przerażeniem w oczach. Nawet mama nie mogła go wtedy uspokoić. Brałam go wtedy do swojego łóżka i opowiadałam mu różne historie. Głaskałam go po po włosach, a on przytułał do mnie swoją twarz. Traktowałam go wtedy z wielką czułością, jak małego braciszka, którym muszę się zaopiekować.

— Razem pokonamy każdy koszmar, co nie? Zawsze możemy na siebie liczyć. — odpowiedziałam.

— Zawsze! Nic i nikt tego nie zmieni. — zapewnił.

— Jak to dobrze, że mamy siebie. — byłam lekko wzruszona.

— To jakie masz teraz plany na przyszłość? — zapytał, żeby zmienić temat.

— Od lutego zaczynam doktorat. Rozmawiałam już na ten temat na uczelni. Też bym chciała zrobić go jak najszybciej.

— I zrobisz, bo ty zawsze osiągasz to co chcesz — powiedział z przekonaniem Igor.

— Chyba jednak mnie przeceniasz... Ja po prostu radzę sobie z nauką, to wszystko. Prywatnie nic mi nie wychodzi...

— Co ty pleciesz? — powiedział oburzony — Za chwilę lecimy na inny kontynent do domu twojego przyjaciela, na jego zaproszenie, za pożyczoną, a właściwie podarowaną kasę, ze znajomymi z dzieciństwa. Wszystko dzięki tobie. Kto tak ma? Nie masz prawa narzekać Aga.

— Wiem... Ale ja mówię o jeszcze bardziej prywatnym życiu. Tak bym chciała mieć kogoś, czuć się tak jak kiedyś, gdy byłam z Michałem..

— Pamiętaj i mówię to serio: w życiu ma się dokładnie to, czego się chce. Trzeba tylko wiedzieć konkretnie czego się chce. Ty to wiesz?

— Tak! Mówię przecież. Chciałabym czuć się tak jak kiedyś z Michałem..

— Z nikim nie będziesz się czuła jak z nim, bo każdy człowiek jest inny. Chyba, że znowu chcesz Michała? — popatrzył na mnie poważnie.

— Nie! No coś ty! — roześmiałam się — To tylko takie porównanie. Chodziło mi o to uczucie.

— Jesteś pewna? — brat uważnie mnie obserwował.

— Igor, błagam cię. Oczywiście, że tak. Michał i ja to dzisiaj zupełnie dwa różne światy. Przecież on ma już plany na przyszłość. Chce się ożenić. Sam mi mówiłeś, że miał się oświadczyć, zrobił to?

— Nie wiem, ale pewnie tak, bo był z tą swoją laską w Paryżu, a teraz, z tego co wiem obydwoje są u niego, na wsi. Wiem to od Grześka.

— Sam widzisz...

— Coś mi się wydaje, że wszystko mogłoby się zmienić w jego planach, jakby się dowiedział, że ty znowu go chcesz — powiedział od niechcenia Igor.

— Przestań! Głupoty pleciesz! Zresztą skąd się wziął w naszej rozmowie temat Michała! Nie chcę o nim rozmawiać! On mnie nie interesuje! Jego plany mnie nie interesują. Dla mnie Michał już nie istnieje!

— Czym tak ci podpadł? — nic nie odpowiedziałam, popatrzyłam na brata ponuro — No, dawaj siostra, wyrzuć to z siebie.

— O ten Paryż mi chodzi. Nie wiem, czy zrobił to celowo, czy nie, może to głupie, ale zabolało mnie to. Nie chcę już nawet słyszeć o Michale. Zresztą, my już się pożegnaliśmy, tak na zawsze.

— Kiedy? — zapytał od razu.

— Niedawno.

— Konkretnie, kiedy to było?

— Oj, datę mam ci podać? Niedawno, po wakacjach.

— Jak to pożegnanie wyglądało? W łóżku? Kochałaś się z nim?

— Igor! — wrzasnęłam na niego oburzona, na tyle głośno, że ludzie siedzący przy sąsiednich stolikach popatrzyli na nas — Absolutnie nie! Co ty masz w tej głowie? Przecież on ma dziewczynę! Przez myśl by mi to nie przeszło! Ani jemu.

— No to jak? — drążył Igor.

— On zrobił dla mnie i podarował mi..., hmm... jak ci to wyjaśnić..., taką jakby pracę plastyczną, a ja napisałam do niego list.

Igor parsknął śmiechem.

— Pracę plastyczną! Wy jesteście jak dzieci w przedszkolu, jak Boga kocham! — nie przestawał się śmiać — To już lepiej by było, jakbyście poszli ze sobą do łóżka. Jak was znam, to pożegnaliście się niby "na zawsze" półsłówkami i nic nie było powiedziane wprost.

— Możesz się nabijać, ale w każdym razie temat naprawdę jest zamknięty raz na zawsze. — powiedziałam, a Igor roześmiał się ponownie.

— Mogę dać sobie rękę uciąć, że napisałaś w liście coś w stylu: " na zawsze pozostaniesz w moim sercu" — powiedział to zmienionym dla wygłupu, natchnionym głosem.

Rzeczywiście tak napisałam, mój brat, ten głąb, znał mnie jak nikt! Nic nie odpowiedziałam, popatrzyłam tylko na niego pełnym oburzenia wzrokiem i udałam obrażoną. Igor, słusznie uznał to za potwierdzenie swoich domysłów i ponownie parsknął śmiechem.

Zaraz po dotarciu do mojego mieszkania, chciał dowiedzieć się o czym mówiłam w restauracji.

— Pokaż mi tę pracę plastyczną. Wiem, że ją gdzieś tutaj masz, więc się nie wykręcaj. — powiedział pewny swego — I tak wiesz, że w końcu ją od ciebie wyciągnę.

— Wcale nie musisz niczego siłą wyciągać. Mogę ci pokazać, ale i tak nic nie zrozumiesz — przyniosłam i postawiłam przed nim cztery butelki cydru.

Oglądał etykiety długo i z zaciekawieniem. Domyślił się, że odnoszą się do naszych wspólnych wspomnień.

— Trzeba mu przyznać, że się postarał — długo obracał każdą butelkę w rękach. — No, no, no, napracował się!.Nie wiedziałem, że on umie zrobić coś takiego — Igor nie umiał ukryć wrażenia, jakie na nim zrobiły butelki. — Powiedz mi tylko jedno. Jakim cudem doszłaś do tego, że to jest pożegnanie raz na zawsze? Gdzie ty to, do cholery, zobaczyłaś?

— To jest takie podsumowanie, zamknięcie tematu, przed rozpoczęciem nowego życia, przed oświadczynami. Dla mnie to oczywiste!

— Taa.., jasne! Tygodniami, bo czegoś takiego nie robi się w godzinę, taplał się we wspomnieniach, starych zdjęciach, przypominał sobie wasze dawne rozmowy i słówka, nawet nie chcę wiedzieć, w jakich okolicznościach wypowiedziane. I to było jego przygotowanie się do oświadczyn i nowego życia. Ciekawe, czy pochwalił się narzeczonej tą pracą plastyczną? Jezu, ale z niego dureń!

— Igor, bo w końcu mnie wkurzysz! Nie mówmy już na ten temat — chciałam zakończyć już tę rozmowę.

Przez cały wieczór mój brat patrzył na mnie rozbawiony, z niedowierzaniem kręcił głową.

— Jedno magister, drugie magister, a obydwoje jak dzieci we mgle. Nie wierzę!


Następnego dnia pojechaliśmy z Igorem do domu. Zorganizowaliśmy tam sobie przedświąteczne spotkanie, bo święta mieliśmy spędzić w Brazylii. Impreza była też na cześć mojej obronionej pracy magisterskiej. Do naszego domu przyszło kilka najbliższych osób. Otrzymałam kwiaty, prezenty i gratulacje. Pod koniec imprezy, kiedy poszłam do kuchni zrobić herbatę dla wszystkich, przyszedł do mnie Grzesiek.

— Aga, Michał poprosił mnie, żebym przekazał ci prezent od niego — Grzesiek wyjął z kieszeni niewielkie, płaskie pudełko zawinięte w ozdobny papier. - Mówiłem mu o dzisiejszym spotkaniu w waszym domu i tej super okazji.

— Dzięki. To miłe z jego strony, nie spodziewałam się. — odpowiedziałam szczerze — Pewnie chciał się odwdzięczyć, bo ja też dałam mu prezent, jak on się obronił.

— Może i tak, bo prezent miał już przygotowany i zapakowany. Byłem u niego w pokoju, powiedziałem mu, że idę dzisiaj do was, a on odwrócił się, wziął prezent z półki i mi dał. Sam nie mógł przyjechać..

Wzięłam od Grześka pudełeczko i zaniosłam do swojego pokoju. Postanowiłam otworzyć je później, gdy już będę sama.

Po imprezie i uporządkowaniu całego bałaganu, otworzyłam prezent od Michała. Wewnątrz pudełeczka był złoty łańcuszek z wisiorkiem w kształcie czterolistnej koniczynki. Wszystko było niezwykle piękne, misternie wykonane, delikatne, byłam zachwycona! Przyłożyłam łańcuszek z wisiorkiem do szyi i zapięłam go na karku. Przejrzałam się w lusterku. Wyglądał ślicznie! W pudełeczku była też nieduża kartka papieru, złożona w kostkę, ze słowami, które napisał do mnie Michał.

"Szanowna Pani Magister! Kochana Agnieszko!

Gdybym był teraz obok Ciebie, to czy byś tego chciała, czy nie, wziąłbym Cię w ramiona i wyściskał serdecznie, bo zwykłe gratulacje, to za mało, żeby wyrazić jak wielkie wrażenie zrobiło na mnie to, co osiągnęłaś na studiach. Jesteś wielka, niesamowita i podziwiam Cię szczerze!

Na tę okazję wybrałem dla Ciebie prezent, który ma magiczną moc: przynosi szczęście i spełnia marzenia! Dokładnie tak samo jak suszona roślina, którą mam od Ciebie! Bardzo chciałbym osobiście zawiesić go na Twojej szyi, a zapięcie przypieczętować pocałunkiem. Niestety, nie jest to możliwe...

Wystarczy jednak, że sama go nałożysz, a gdy będziesz miała marzenie, dotknij palcami koniczynkę i wypowiedz je w myślach. Musisz mieć wtedy zamknięte oczy i uśmiechać się do tego marzenia. Obiecuję, że zadziała!

Używaj jego czarodziejskiej mocy często i zawsze bądź szczęśliwa!

                                                                                                                                             Twój M."

Zamknęłam oczy, dotknęłam ręką koniczynkę wiszącą na szyi i zamarzyłam, żeby Michał wziął mnie w ramiona, przytulił mnie, jak kiedyś, z miłością i pożądaniem i żebym czuła na szyi jego pocałunki... Po chwili zorientowałam się, że bezwolnie uśmiecham się do tego marzenia...

KRZYSZTOF

Elżbieta, po raz kolejny, spędziła z nami święta. W tym roku grudzień był bardzo piękny, spadło bardzo dużo śniegu, chwycił lekki mróz, pogoda była jak z kina familijnego, a ja byłem w podłym nastroju.

Adama i Magdy nie było, święta spędzali u rodziny Magdy, a obecność Elżbiety drażniła mnie z dnia na dzień coraz bardziej. Nic mi się w niej nie podobało, nawet jej imię. Unikałem jej towarzystwa, wyszukiwałem sobie różne zajęcia, byle być dalej od niej. Starałem się to ukryć i byłem zły na siebie z powodu tej mojej niechęci do dziewczyny syna. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, że ona zostanie moją synową i zamieszka z nami. Szczęśliwie nasze przypuszczenia co do ciąży Elżbiety okazały się nieprawdziwe.

Razem z nami, wystrojona jak na akademię szkolną, wybrała się na wiejskie spotkanie przedświąteczne. Byłem pewien, że jej obecność będzie tematem numer jeden na imprezie.

— No, no, no, widzę, że Michał po raz kolejny jest z tą samą dziewczyną. — zażartował niezbyt udanie Romek — Czyżbyśmy patrzyli na twoją przyszłą synową?

— Daj mi spokój! Może tak, może nie. W razie czego pierwszy się tym dowiesz. — odpowiedziałem zbyt ostro, nie umiałem ukryć rozdrażnienia.

— Krzysiek, nie zapominaj, że znam cię od lat, przecież widzę, że coś ci w niej nie pasuje. — z troską w głosie powiedział Romek, ale zirytował mnie jeszcze bardziej.

— Mnie nic nie musi pasować, ja z nią spał nie będę. A ty lepiej zajmij się swoimi dziećmi.

Roman pokręcił tylko głową, położył mi rękę na ramieniu. Rzeczywiście znał mnie dobrze i wiedział, że nie ma sensu ciągnąć tego tematu dalej. Byłem zły na siebie, że nie udało mi się ukryć emocji.

— Moich dzieci nie ma dzisiaj. Wiesz, że razem z Igorem i Agnieszką polecieli do Brazylii?! Ten Agnieszki znajomy, zaprosił ich wszystkich do siebie. Święta w Rio, brzmi to naprawdę nieźle, co nie? Kupiłem im wszystkim bilety na samolot, to taki prezent świąteczny, ostatecznie na coś trzeba wydawać pieniądze! — zaśmiał się — Kto wie, czy taka okazja jeszcze im się przydarzy. Bilety są w obie strony, żeby nikomu nie przyszło do głowy zostawać tam! — zaśmiał się Roman.

Humor popsuł mi się jeszcze bardziej. Agnieszka i Elżbieta to zupełnie dwa różne światy, jak radość i powaga, przygoda i nuda... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro