27. Wielkie wejście!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sierpień 99

MICHAŁ

— Zróbmy wielkie wejście na naszą wiejską imprezę! — zaproponowałem Agnieszce.

Od jakiegoś czasu myślałem o tym. Zbliżał się sezon zbioru owoców. Obiecałem ojcu, że przyjadę. Nie chciałem dłużej ukrywać swojego szczęścia. Chciałem pojechać do domu z Agnieszką i przedstawić ją jako moją narzeczoną. Przypuszczałem, że rodzice padną z wrażenia i będą niezwykle szczęśliwi. Zawsze bardzo lubili Agnieszkę.

—  Myślisz? — uśmiechnęła się i zatopiła w swoich myślach.

Wiedziałem dobrze, że Agnieszka martwi się o naszą wspólną przyszłość. Byliśmy przywiązani do miejsc oddalonych od siebie o kilkaset kilometrów! Ja miałem sady, ona chciała dokończyć doktorat w Szczecinie i pracować naukowo. Często opowiadała mi o pracy naukowej, która jest furtką na świat. Wiedziałem, że jest zafascynowana uczelnią w Helsinkach, gdzie dostała propozycję pracy i którą, zanim wróciliśmy do siebie, na poważnie rozważała.

Zapewniałem ją, że dla niej jestem gotów rzucić wszystko, ale ona nie brała tego pod uwagę. Twierdziła, że nigdy nie pozbawi mnie zajęcia, które kocham i w którym jestem dobry. Tak samo, jak nie zamierzała rezygnować ze swoich zawodowych planów i kariery naukowej, na co ja, z kolei nigdy bym się nie zgodził. Martwiła się, że nie ma w tej sytuacji dobrego rozwiązania.

—  Aga, kochamy się, tylko to się liczy, wszystko inne ma mniejsze znaczenie i samo się ułoży — próbowałem ją pocieszać, ale niewiele to dawało.

—  Nic się samo nie ułoży Kotku, a ja nie mam pomysłu, jak można to ułożyć... — mówiła ze smutkiem.

Agnieszka była pełna obaw, a ja byłem całkowicie spokojny. Już dawno podjąłem decyzję, że to ja się dostosuję do mojej żony i jeśli nie będzie innego wyjścia, porzucę wieś i sady...

" To ja jestem facetem, poradzę sobie, znajdę pracę, jeśli będzie trzeba, to się przekwalifikuję i zarobię na siebie i moją żonę" — myślałem i nie miałem żadnych wątpliwości co do słuszności mojego myślenia.

Agnieszka kochała swoją pracę, miała możliwości, plany, a przede wszystkim talent i wielką determinację. Byłem pewien, że moja przyszła żona osiągnie wiele, wszystko, co tylko będzie chciała. Postanowiłem, że zrobię wszystko, żeby ją uszczęśliwić, nawet kosztem rezygnacji z prowadzenia rodzinnego, dochodowego gospodarstwa i wygodnego życia.

"Ona może jeździć po świecie, prowadzić badania i wykłady w różnych krajach, a ja zamierzam jej wtedy towarzyszyć, bo dla mnie nic nie liczy się tak bardzo, jak bycie przy niej".

Postanowiłem, że w razie gdybyśmy stanęli przed wyborem, to ja zrezygnuję ze swojej pracy, a nie ona!

Od czasu zaręczyn wiele razy rozmawialiśmy o przyszłości. Bez problemu i z przyjemnością zaplanowaliśmy, jak będzie wyglądał nasz ślub, kiedy i jak zorganizujemy wesele. Zrobiliśmy listę gości, usadziliśmy ich przy okrągłych stołach, bo o takich marzyła Agnieszka. Wymyślaliśmy atrakcje, które mogłyby pojawić się na naszym weselu, a nawet co ciekawego do jedzenia mogłoby zostać podane. Fantazjowaliśmy na temat sesji zdjęciowej, mieliśmy przynajmniej kilka pomysłów na nasz pierwszy taniec. Robienie tych planów sprawiało nam dużo przyjemności.

Nie mieliśmy wątpliwości, że jest nam razem najlepiej na świecie, jednak nie umieliśmy sobie wyobrazić, jak będzie wyglądało nasze wspólne życie po ślubie. Ta sprawa zawsze zasmucała i stresowała moją narzeczoną...

KRZYSZTOF

Kończyło się już lato i zbliżał się sezon zbioru jabłek. Czekałem na Michała, liczyłem, że przyjedzie lada dzień, tak jak obiecał. Nie miałem żadnych przeczuć, liczyłem, że wszystko u niego dobrze, że udało mu się odnaleźć to, czego szukał, że odzyskał spokój.

Tymczasem na wsi znowu odbywała się coroczna impreza na zakończenie wakacji. Tego dnia pogoda była kiepska i impreza została przeniesiona pod dach, do remizy strażackiej. Dookoła sali zostały ustawione stoły i ławki. Na środku było miejsce na tańce. Każdy siedział w grupach, ze swoimi sąsiadami, albo rodziną, czy znajomymi. Jak co roku na imprezę przyszła cała wieś, chociaż nie było moich synów. Adam i Magda byli na biznesowym wyjeździe w Londynie, a Michał? Bóg jeden wie, gdzie był mój, młodszy syn! Siedzieliśmy z Bożeną, obok Romka i Gośki. Młodzież jak zwykle skupiła się przy jednym stole. Przyszła nawet Ewa, mimo że była w zaawansowanej ciąży. Impreza trwała już dobrych parę godzin, na dworze zrobiło się ciemno.

W pewnym momencie drzwi się otworzyły i zobaczyłem, jak do sali wchodzi Michał ...z Agnieszką! Wyglądali tak, że nikt nie mógł mieć wątpliwości, że przyjechali razem i że są razem! Byli objęci, na pierwszy rzut oka było widać, że są w sobie zakochani. Wyglądali wspaniale! Biło od nich szczęście! Zaparło mi dech w piersi. Bożena też zamarła na ten widok. Rozmowy na sali umilkły.

Oni stanęli przy wejściu, rozejrzeli się. Agnieszka zobaczyła swoich rodziców, widać było, że są równie zaskoczeni jak my, pomachała im i wciąż obejmując się, Michał obejmował ją za ramię, a ona jego w pasie, przeszli przez środek sali i podeszli do nich. Przywitała się, całując mamę i tatę w policzek. Michał podał im rękę. Podszedł do nich Igor, uścisnęli się z siostrą, a z Michałem poklepali po przyjacielsku. Porozmawiali ze sobą przez chwilę.

Później podeszli do nas.

—  Dobry Wieczór! — powiedziała Agnieszka z uśmiechem i podała rękę najpierw Bożenie, potem mi.

—  Wy..., tutaj..., razem...? — dukała Bożena.

—  Tak, już razem! — odpowiedziała Agnieszka z uśmiechem i ponownie objęła Michała, a on pocałował ja we włosy.

—  Przyzwyczajajcie się — dodał Michał i porozumiewawczo mrugnął okiem — Pogadamy w domu — dodał.

Zaraz podeszli do znajomych, którzy zrobili dla nich miejsce przy stole. Słychać było z ich strony okrzyki zdumienia, pytania, gratulacje.

Siedziałem oniemiały przez dłuższy czas, nieświadom zaczepek Romana.

"Czy Michał wszystkie te miesiące, kiedy nie było go w domu, spędził w Szczecinie? Nie, to niemożliwe. A co z Elżbietą? Wydawało się, że to ona jest dziewczyną, z którą wiąże swoją przyszłość. " — w głowie kłębiły mi się przeróżne myśli i pytania — "Ciekawe co się stało, jak to się stało, to niemożliwe!"

Nie byłem w stanie dalej brać udziału w zabawie. Siedziałem i patrzyłem na mojego syna, który właśnie przytulał Agnieszkę w tańcu, wyglądał, jakby ubyło mu lat, miał promienną, zrelaksowaną twarz, twarz szczęśliwego człowieka.

—  Hej, zakochani, odbijany! — rozdzielili ich znajomi.

Z odrętwienia wyrwał mnie głos Romka.

—  Krzychu, otrząśnij się, nie cieszysz się z takiego obrotu spraw? Nie było go tyle czasu, ale wrócił i wygląda na to, że znalazł to czego szukał. No, no, chłopak ma charakter, dopiął swego — powiedział Roman i mrugnął porozumiewawczo okiem.

—  Cieszę się, jasne, ale jestem w szoku, zupełnie się nie spodziewałem... — tłumaczyłem się niemrawo przyjacielowi.

Po niedługim czasie rodzice Agnieszki poszli do domu, a Michał odwiózł tam też ją. My z Bożeną pojechaliśmy do siebie i z niecierpliwością czekaliśmy na syna. Długo go nie było, a może to nam czas tak bardzo się dłużył, jednak w końcu przyjechał. Usiedliśmy w kuchni przy stole.

—  Mamo, tato — bez wstępu zaczął Michał — wiecie, że jedyną dziewczyną, jaką kiedykolwiek kochałem, jest Agnieszka, więc poprosiłem ją o rękę, a ona się zgodziła zostać moją żoną! Chciałbym was prosić, żebyście jutro pojechali razem ze mną do jej rodziców. Jesteśmy zaproszeni na 18.00, na kolację. Chcę oświadczyć się ponownie, oficjalnie i w waszej obecności przypieczętować zaręczyny.

Byłem całkowicie zaszokowany, odebrało mi mowę, a nawet zdolność myślenia. Bożena wzruszyła się i zaczęła płakać i uścisnęła Michała.

—  Gratulacje synku, bardzo się cieszymy! Tylko dlaczego nic nie powiedziałeś wcześniej? Czy ty chcesz, żebyśmy zawału dostali?

—  Gratulacje synu. Mama ma rację, nie oszczędzasz staruszków — dodałem i też uścisnąłem Michała.

—  Oczywiście potwierdź, że będziemy jutro u rodziców Agnieszki. A tak w ogóle to mów, opowiadaj, jak to się stało, że jesteście razem, jak się oświadczyłeś, jak widzicie swoją wspólną przyszłość? — Bożena chciała wiedzieć wszystko.

—  Oświadczyny były bardzo efektowne, ale o tym opowiemy wam jutro, a jeśli chodzi o przyszłość, to będzie ślub i huczne wesele, a później szczęśliwe życie razem! Wiesz mamo: i żyli długo i szczęśliwie — Michał zgrabnie uniknął odpowiedzi.

Rozmawialiśmy jeszcze jakiś czas. W końcu rozemocjonowana żona poszła spać, a ja i Michał postanowiliśmy posiedzieć jeszcze razem. Michał chciał się wygadać. Nalałem nam whisky.

—  Powiedz mi jedno, prosto z domu, na wiosnę,  pojechałeś do Szczecina? — zapytałem.

—  Tak. Zawsze mnie ciągnęło do tego  miasta, przecież wiesz! — droczył się ze mną, nic już nie zostało z tego smutnego i poważnego mężczyzny, jakim był niedawno.

—  I byłeś tam przez te wszystkie miesiące? — dopytywałem.

—  Tak! — uśmiechnął się do swoich wspomnień — To był najlepszy czas w moim życiu, ale nie planowałem tego. Postanowiłem pojechać do Agnieszki, żeby poważnie i szczerze z nią porozmawiać, pożegnać się na zawsze, uwolnić się od niej... To był impuls, wiedziałem, że muszę to zrobić. Pamiętasz, że dosyć impulsywny byłem przed wyjazdem, prawda? 

—  Dosyć! — roześmiałem się.

—  Sorry tato! — powiedział mój syn, a ja poklepałem go po ramieniu — Potem, chciałem zaszyć się gdzieś i przemyśleć swoje życie, złapać dystans. Wszystko jednak poszło inaczej.

—  Czyli jak?

—  Agnieszka wyglądała na mocno zaskoczoną moim widokiem. Wyglądała niesamowicie, była dopiero po kąpieli, boso, miała wilgotne włosy. Stanęła na palcach i uścisnęła mnie na powitanie. To był zwykły, prosty, przyjacielski gest, ale taki naturalny, jej bose stopy wspięte na palce całkowicie mnie rozwaliły, wszystko do mnie wróciło! Miesiące w udawanym związku nic nie zmieniły, wzmogły tylko to, co do niej czuję. Nie pytając o pozwolenie, wziąłem ją w ramiona, bardzo mocno oplotłem ramionami jej plecy, jedną rękę wsunąłem w jej włosy i przycisnąłem ją do siebie. Poddała się temu uściskowi, objęła mnie i przytuliła twarz do mojej piersi.

—  Co było później? — zapytałem.

—  Spodziewałem się, że ona mnie odprawi. W swoim stylu oczywiście, delikatnie, mądrze, z uśmiechem, ale zdecydowanie. Usiadłem na kanapie i myślałem czy jest sens prosić o jeszcze jedną szansę...  Byłem zrezygnowany, przekonany, że nie ma znaczenia, co jej powiem. Co z tego, że ją kocham i jej pragnę, że bez niej moje życie nie jest nic warte. Dla mnie te słowa znaczą wszystko, a dla niej, w jej nowym życiu? Nic... Postanowiłem jednak, że nie będę użalał się nad sobą, a zamiast tego zrobię coś, co pozwoli mi pozbyć się jej z mojej głowy.

—  I co się stało?

—  Pokłóciliśmy się. Strasznie! To była gwałtowna i brutalna awantura. Wszystko sobie wygarnęliśmy, padły straszne słowa, okrutne, ale prawdziwe. I kiedy już myślałem, że to koniec, że to ostateczne pożegnanie, wpadliśmy w swoje ramiona i już za chwilę kochaliśmy się tato do utraty tchu, do całkowitego spełnienia, jeśli wiesz, co mam na myśli.

Wiedziałem to bardzo dobrze, lepiej niż mój syn mógł przypuszczać...

—  To było pierwszego dnia, a co z kolejnymi miesiącami? — zapytałem.

—  Zanim zrobiliśmy dzisiaj wielkie wejście na wiejską imprezę? To był mój pomysł! — zaśmiał się Michał — Każdy kolejny dzień, bez wyjątku, był idealny! Dzieli nas wszystko, odległość geograficzna, przeszłość, nawet przyszłość, której nie da się zaplanować, niechęć ze strony rodzin, ale łączy nas prawdziwa miłość. Kocham każdy centymetr jej ciała, każdy jej uśmiech, każdy gest. Jej zapach mnie obezwładnia. Ona zna mnie tak dobrze, lepiej niż ja sam znam siebie. Razem jesteśmy nie do zatrzymania, możemy osiągnąć wszystko! Nie masz pojęcia, jak dobrze jest nam razem, dosłownie w każdej najdrobniejszej chwili! My po prostu pasujemy do siebie idealnie!

—  Dlaczego mówisz o niechęci rodzin? My nigdy nie czuliśmy do Agnieszki niechęci.

—  Ale poczujecie, jeśli dla niej rzucę wieś, gospodarstwo, sady i przeniosę się na drugi koniec Polski, a może nawet za granicę. Bo ja zamierzam zrobić wszystko, żeby być przy niej. Mówię to całkowicie poważnie.

Przeraziły mnie słowa syna. Czy on rzeczywiście rozważa porzucenie swoich planów, marzeń, które miał od lat? Przecież on kocha tę pracę, wieś, sady. Od zawsze chciał kontynuować tradycje rodzinne. To jest opłacalny biznes, a gospodarstwo jest świetnie wyposażone. Żeby być razem, jedno z nich musi zrezygnować ze swoich planów zawodowych. Dlaczego to ma być Michał, a nie Agnieszka?

Wiedziałem, że ona pracuje na uczelni, robi doktorat. Chce skończyć za rok, może dwa. A później? Dalsza praca naukowa, kolejne tytuły, projekty międzynarodowe. Takie są jej marzenia i sukcesywnie zamienia je w plany, a plany w osiągnięcia. Przecież ja wiedziałem, że tak będzie od zawsze! Mówiłem Bożenie, że moim zdaniem ona osiągnie dokładnie to czego będzie chciała i tak też się dzieje. Nie ma się co łudzić, że ona wróci na wieś i będzie żyła zwykłym życiem tutaj, z nami.

W nocy nie przespałem ani minuty. Znowu w moim gardle urosła gula, która nie pozwalała mi swobodnie oddychać, ale tym razem obawiałem się, że stracę syna, przyjaciela, następcę. Następnego dnia, uzbrojeni w wielkie bukiety kwiatów, udaliśmy się do domu rodzinnego Agnieszki. Zostaliśmy ciepło przywitani i zaproszono nas do pokoju. Nie byłem nigdy wcześniej w tym domu, ale nie zdziwiłem się, jak przytulnie, starannie i estetycznie urządzone jest wnętrze. Po bliższym poznaniu wiedziałem już które cechy Agnieszka odziedziczyła, po którym z rodziców. Jej zapał, energia, otwartość, entuzjazm pochodziły od Krysi, a romantyczna natura, wrażliwość, szlachetność, to cechy Jurka.

Igora, brata Agnieszki nie było w domu.

Mamy popłakały się po oficjalnych zaręczynach, ale widziałem, że Jurek też miał łzy w oczach. Ja, byłem raczej w ponurym nastroju. Przysłuchiwałem się rozmowom przy stole, rzadko zabierałem głos. Panie mówiły, że nasze dzieci od dawna były na siebie skazane i szkoda tego straconego czasu.

—  Nic nie dzieje się bez przyczyny. Czasami dobrze jest coś przeżyć, nazbierać różnych doświadczeń, aby później tym wszystkim dzielić się z ukochaną osobą — powiedział nieco filozoficznie Jurek.

Wszyscy się z nim zgodzili, a mnie zrobiło się gorąco. Och, gdyby on wiedział, jakie przeżycie i doświadczenie ja dałem jego córce, to pewnie by mnie zabił. Agnieszka przemknęła spojrzeniem po mojej twarzy i uśmiechnęła się ledwo zauważalnie. Być może pomyślała o tym samym co ja.

AGNIESZKA

 Koniecznie musicie opowiedzieć nam, jak odbyły się oświadczyny, bo wiem tylko tyle, że były efektowne — dopytywała mama Michała.

Popatrzyliśmy z Michałem na siebie. Uśmiechnęłam się do niego, on wziął moją dłoń, pocałował ją i splótł swoje palce z moimi.

—  Opowiemy wam wszystko od początku. My od dawna, od wielu lat, wiedzieliśmy, że razem jest nam najlepiej na świecie — powiedziałam — ale różnie bywało, błądziliśmy, jakoś nie układało się, sami wiecie... i każde z nas próbowało ułożyć sobie życie oddzielnie... chociaż żadnemu z nas niezbyt to się udawało.

—  Na początku marca, pojechałem do Szczecina, żeby na dobre pożegnać się Agnieszką, ale coś poszło nie tak, bo zamiast się pożegnać, ponownie zakochaliśmy się w sobie — wszedł mi w słowo Michał.

—  Któregoś ranka, niespodziewanie, Michał poprosił, żebym za niego wyszła. Odebrałam to jako miły żart, zaśmiałam się i powiedziałam, że nie przyjmuję oświadczyn w takich okolicznościach. Naprawdę, dla mnie był to nieznaczący żart. Nigdy jeszcze nie rozmawialiśmy o wspólnym życiu, ani tym bardziej o ślubie — mówiłam, a na samo wspomnienie tamtych okoliczności poczułam się zawstydzona.

—  A ja wcale nie żartowałem! Postanowiłem zmienić okoliczności. Kupiłem pierścionek i największy, jaki się dało bukiet czerwonych róż. Agnieszka była na uczelni, znałem jej plan zajęć, pojechałem na koniec jednego z wykładów.

—  Pod koniec wykładu do auli wszedł wielki bukiet róż na męskich nogach. Zrobił się gwar, wszyscy zaczęli się śmiać. W pierwszej chwili nie poznałam, że to Michał, ale za moment już tak. Siedziałam jak zamurowana, zresztą profesor też był, delikatnie mówiąc, mocno zaskoczony. A Michał wszedł na katedrę, rzucił kwiaty na podłogę, odszukał mnie wzrokiem i bardzo głośno powiedział:

—  "Agnieszko Szymańska, jesteś miłością mego życia, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i zgodzisz się zostać moją żoną?" — zacytował swoje słowa Michał.

—  Wtedy wszyscy spojrzeli na mnie, a po chwili zaczęły się okrzyki "powiedz Tak", skandowanie mojego imienia, ogólnie zapanował chaos. Wstałam z miejsca i poszłam na środek, na katedrę. Michał ukląkł, wyjął pudełeczko z pierścionkiem i wziął do ręki jedną różę — na chwilę zawiesiłam głos, a oczyma wyobraźni ponownie zobaczyłam tę scenę, której nie zapomnę do końca życia — Cóż, powiedziałam TAK! — uśmiechnęłam się — Michał nałożył mi pierścionek... a tego co działo później na całym moim Wydziale, możecie się łatwo domyślić — zakończyłam opowiadanie.

—  Mówiąc krótko, Wydział Botaniki na Uniwersytecie Szczecińskim prędko o nas nie zapomni! -— zaśmialiśmy się obydwoje.

Oczywiście obydwie mamy popłakały na koniec tej opowieści.

Wszyscy przy stole byli szczęśliwi i podekscytowani. Dużo mówili o sile miłości, przeznaczeniu.

Zauważyłam, że ojciec Michała zachowuje się dziwnie, choć bardzo się stara, żeby nie było tego widać. Wypili z moim tatą jednak sporo alkoholu, a po nim nie tak łatwo kontrolować siebie.

Ni z tego, ni z owego Michał rozpoczął temat przyszłości. Coś, czego bałam się najbardziej.

—  Pewnie chcecie wiedzieć, jakie mamy plany? W najbliższym czasie niewiele się zmieni. Ja muszę odciążyć tatę, w tym sezonie długo mnie nie było. Nie martw się, na razie nie planuję nigdzie wyjeżdżać! — powiedział, zwracając się do swojego ojca.

—  Na razie, mówisz? — odpowiedział Krzysztof — A później? Zamierzasz krążyć między Szczecinem a domem, czy na stałe przenieść się do Agnieszki? A może to ona zrezygnuje z kariery naukowej i zamieszka z nami, na wsi? — powiedział niezbyt przyjemnym tonem.

Wszyscy popatrzyli na niego zaskoczeni, ale w jednej chwili zrozumieli z jakim problemem wszyscy, a zwłaszcza ja i Michał, będziemy musieli niebawem się zmierzyć. Pani Bożena nerwowo poruszyła się na krześle.

—  Macie już wybraną datę ślubu? — zapytała.

—  Chcielibyśmy pobrać się w maju, w przyszłym roku, albo kolejnym — odpowiedziałam — Może do tego czasu uda mi się obronić doktorat, obrony są zawsze w kwietniu.

—  W maju? — zapytała mama — Podobno to pechowy miesiąc na śluby.

—  Mamo — odpowiedziałam — nie wierzę w pecha, a maj to mój ukochany miesiąc, przecież wiesz.

—  Rozumiem, że po obronie zamierzasz zmienić pracę? — dopytywała pani Bożena.

—  Tego jeszcze nie wiem na pewno. Liczę, że otworzą się wtedy przede mną różne możliwości. Zobaczymy, co będzie. Chcę jednak, żebyście wiedzieli, że nie zamierzam porzucić pracy naukowej.

—  Wszystko chcesz podporządkować pod swoją pracę? Nawet datę ślubu? Praca jest dla ciebie najważniejsza? Bierzesz w ogóle pod uwagę zdanie Michała? A może on też będzie musiał się podporządkować? — zapytał ostro ojciec Michała, zwracając się bezpośrednio do mnie.

—  Kochani, wszystko się jakoś ułoży — mama chciała załagodzić sytuację — Wszystko trzeba przegadać i znajdzie się najlepsze rozwiązanie.

—  Moje zdanie już znasz! — Michał równie twardym tonem zwrócił się do ojca — Zrobię wszystko, żeby być z Agnieszką, nawet jeśli będzie wymagało to ode mnie wyjazdu za nią na koniec świata.

—  Jak to? A co z gospodarstwem? — pani Bożena była zszokowana tym, co usłyszała — Nie chcecie przeprowadzić się do nas, dom jest od dawna przygotowany na to, że Michał zamieszka w nim z rodziną! Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej! Przecież to dobre życie, niczego by ci nie brakowało, takie były plany i marzenia Michała od dziecka. Agnieszko, mogłabyś znaleźć sobie pracę w okolicy, albo w Lublinie. Z takim wykształceniem mogłabyś być na przykład nauczycielką. Nie myślałaś o tym?

—  Agnieszka jest bardzo zdolna i ambitna, też ma marzenia i plany, ona chce robić karierę naukową — tata stanął nagle w mojej obronie.

Podniosłam się z miejsca.

—  To nie jest dobry czas na takie rozmowy. Pozwólcie, że to my sami zdecydujemy o sobie i zrobimy tak, żeby pogodzić wszystkie nasze marzenia i plany.

Atmosfera zrobiła się ciężka i nie udało jej się ożywić, mimo że temat został zakończony. 

KRZYSZTOF

Wkrótce wróciliśmy do domu, ale nie poszedłem spać, siedziałem sam w gabinecie, w ciszy i ciemności. Byłem zły na cały świat i na siebie. Oto okazało się, jak wygląda w realu ten słynny chichot Pana Boga.

—  Jeżeli sądzisz, że twoje sady, po raz kolejny zrujnują mi moje szczęście i miłość ukochanej dziewczyny, to wiedz, że nigdy na to nie pozwolę! — Michał był wściekły, trzasnął drzwiami i poszedł do siebie.

A więc okazuje się, że to moje sady są winne wszystkiemu! Zawiniły cztery lata temu, kiedy Michał wykrzyczał jej w twarz, że jest z nim tylko dla jego sadów i są winne teraz, kiedy moje sady są jego kulą u nogi i utrudniają mu układać sobie z nią życie! Jakie to niesprawiedliwe! Po raz pierwszy od bardzo dawna łzy popłynęły mi po policzkach... A potem, świadom, że łamię jeden z żelaznych punktów tajnej umowy między mną i Agnieszką, przeklinając w myślach, że nawet w takiej chwili myślę o niej, upiłem się do nieprzytomności...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro