8. Wakacje

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czerwiec 96

MICHAŁ

Nie potrzebowałem ględzenia Adama i wyprowadziłem się z jego mieszkania do wynajętej kawalerki. W domu, na wsi rodzice patrzyli na mnie inaczej, chociaż trzeba im przyznać, że nie komentowali mojego aktualnego życia. Nie mieli podstaw, żeby się mnie czepiać, ostatecznie nie byłem już dzieckiem i mogłem żyć po swojemu, a o pracę w sadach dbałem bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Przejąłem od ojca dużą część obowiązków. Jak zwykle pracowało nam się z ojcem dobrze, stanowiliśmy świetny zespół.

Moje życie zaczęło wyglądać całkiem ciekawie. Studiowanie traktowałem lekko, uczyłem się tylko tyle, żeby nie mieć problemów. Bardzo dużo, kilka godzin każdego dnia, ćwiczyłem, stało się to moim nałogiem. Często spotykałem się z dziewczynami. Miałem świadomość, że wyglądam dobrze, siłownia zrobiła swoje, a i bez niej zawsze wszyscy mówili o mnie, że jestem przystojny. Ubierałem się w dobre i drogie ciuchy, chciałem, żeby widać było po mnie, że mam pieniądze. Podobało mi się, że zyskałem opinię przystojnego, wysportowanego i niegrzecznego gościa z kasą. Okazało się, że ta kombinacja przyciąga atrakcyjne dziewczyny jak magnes! Poznawałem je na uczelni, na siłowni, na imprezach. Nie odmawiałem, jeśli któraś z nich miała ochotę na bliższą znajomość. Umawiałem się na niezobowiązujące randki, kończące się w moim, lub jej łóżku.

Miałem nadzieję, że nowy styl życia i nowe doświadczenia sprawią, że wspomnienia czasu, kiedy byłem z Agnieszką, nieco wyblakną, rozmyją się.

Cały czas byłem jednak pod jej wpływem, mimowolnie szukałem kogoś podobnego.

Czasami odkrywałem niespodziewanie w dziewczynie coś, co miała Agnieszka, jakąś pojedynczą, drobną cechę. Przez dwa tygodnie miałem dziewczynę tylko z powodu uśmiechu. Tak, ona uśmiechała się podobnie do Agnieszki, choć jej uśmiech nie był taki promienny i zaraźliwy, jak u mojej byłej dziewczyny. Miała podobne, pełne usta i tak samo jak Agnieszka mrużyła oczy.

Bywało, że uwodziła mnie cecha charakteru, czy sposób bycia, który kojarzył mi się z Agnieszką, na przykład radosne usposobienie, albo gadatliwość, czy gestykulowanie podczas mówienia. Wkrótce dotarło do mnie, że jestem w błędnym kole, bo drugiej Agnieszki po prostu nie znajdę. Wtedy przerzuciłem się na dziewczyny inne od niej, im bardziej inne, tym lepiej.

Nie miałem zamiaru krzywdzić tych dziewczyn, starałem się dać im przynajmniej przyjemność, bo wiadomo było, że nic innego nie jestem w stanie zaoferować. Większość z nich wiedziała to od samego początku.

Nauczyłem się, jak działa kobiece ciało, jaki dotyk, jaki rodzaj seksu dziewczyny lubią bardziej, a jaki mniej. Nauczyłem się jak zaspokajać kobiety i dawać im rozkosz.

Czerwiec 96

AGNIESZKA

W czerwcu, pod koniec pierwszego roku moich studiów zaczepiła mnie Nina, starsza koleżanka z Koła Naukowego.

— Aga, wspominałaś, że nie czujesz się dobrze w akademiku, nie myślałaś, żeby zamieszkać samodzielnie?

— Akademik to jedna wielka impreza, w dodatku ciągle muszę się opędzać przed zalotami lekko wstawionych chłopaków. Samodzielne mieszkanie, to brzmi super! A dlaczego pytasz?

— Wyprowadzam się w czerwcu ze Szczecina. Mam tutaj malutkie, ale fajne mieszkanko, szukam kogoś zaufanego, kto chciałby je wynająć ode mnie.

— Nie wiem, czy byłoby mnie stać... — powiedziałam.

— Dogadamy się. A jeśli chodzi o kasę, to może chciałabyś pojechać na moje miejsce do Poczdamu?

Wiedziałam, że moi znajomi jeżdżą w czasie wakacji do Niemiec i tam pracują w Ogrodzie Botanicznym. Wszyscy twierdzą, że mają tam najlepsze wakacje w życiu, robią to co kochają, współpracują z ludźmi z analogicznego, berlińskiego Koła Naukowego, szlifują język niemiecki i angielski i jeszcze całkiem nieźle zarabiają. Byłam zachwycona taką perspektywą!

Dogadałam się w kwestii mieszkania i wakacyjnej pracy w Niemczech. 

Lipiec 96

KRZYSZTOF

Od czasu nagrody, jaką otrzymałem rok temu, na branżowej imprezie, pamiętnym Balu Ogrodnika, współpracowałem z lubelskim Uniwersytetem Przyrodniczym. Uczestniczyłem w kilku konferencjach i panelach dyskusyjnych na temat nowości w uprawach sadów owocowych i zmian w branży. Znałem osobiście kilka osób pracujących na uczelni. Byłem z nimi w relacji towarzyskiej.

Na jednej z konferencji rozmawiałem dłużej Jackiem Lemańskim, który był doktorem habilitowanym na uczelni, specjalizującym się w Ogrodnictwie i pracującym z młodzieżą.

— Moje sady są otwarte na twoich studentów. — powiedziałem do Jacka, który opowiadał mi o potrzebie skierowania grupy swoich podopiecznych na praktyki.

W tyle mojej głowy pojawiła się myśl, że może dzięki obecności młodzieży, Michał wróci na wieś i porzuci swój obecny styl życia, a może nawet pozna fajną, wartościową dziewczynę, studentkę tego samego kierunku i wyniknie z tego coś poważniejszego.

— Uważaj, Krzysiek, bo jestem gotowy zaplanować praktyki u ciebie już dzisiaj! — żartował Jacek.

— Mówię całkowicie poważnie! Planuj, co potrzebujesz i przyjeżdżajcie! Zapraszam! Znasz moje gospodarstwo, jeśli trzeba, udostępnię wam statystyki i niektóre dokumenty. Jak wiesz, prowadzę skrupulatnie dokumentację. Mój syn, też zamierza z niej skorzystać przy okazji pisania swojej pracy magisterskiej.

Jacek znał Michała, w zeszłym roku akademickim miał z nim nawet zajęcia.

— A właśnie! Co u niego? Nie zostałeś przypadkiem teściem? Wciąż pamiętam tę jego piękną dziewczynę, która towarzyszyła ci na ostatnim balu. Rozpętałeś wtedy prawdziwe piekło! — Jacek roześmiał się.

— Agnieszka... Prawda, to był pamiętny bal — uśmiechnąłem się do wspomnień — Niestety, nie są już razem z moim Michałem — dodałem z ponurą miną.

— Naprawdę? Wyglądali na takich zakochanych! Co się stało?

— To długa historia — machnąłem ręką — Nie warto o tym mówić.

— No tak... Młodzi... U nich wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Ona też u nas studiuje?

— Nie. Wyjechała aż do Szczecina. Studiuje Botanikę. Nie mamy już kontaktu.

Jacek rzeczywiście skierował na praktyki w moich sadach ośmioosobową grupę studentów, a właściwie studentek, bo nie było wśród nich ani jednego chłopaka. Dziewczyny brały udział we wszystkich pracach, zadawały mi dużo pytań, robiły notatki. Była to dla mnie przyjemna odmiana od codzienności.

Ściągnąłem z miasta Michała, zachęcałem, żeby zaangażował się w temat, zajął studentkami. Nie dało się zauważyć, jakie wrażenie robił na dziewczynach mój syn. Już przy mnie wydawały się onieśmielone, ale Michał był dla nich obiektem westchnień, wodziły za nim maślanymi oczami, a te bardziej nieśmiałe nie były w stanie nawet podnieść wzroku na niego, nie mówiąc nawet o nawiązaniu rozmowy. 

Lipiec 96

AGNIESZKA

Pierwszy rok studiów zakończyłam z doskonałymi wynikami. Wszystkie egzaminy zdałam w pierwszym terminie, z najwyższymi notami.

Na początku wakacji przyjechali do mnie rodzice i pomogli mi przenieść się z akademika do mieszkania. Tata odmalował je, dzięki czemu Nina zmniejszyła nieco czynsz i chociaż mieszkanie było droższe od akademika, było mnie na nie stać.

— Naprawdę cieszę się, że tak dobrze sobie tutaj radzisz, ale bardzo żałuję, że nie będziesz mogła przyjechać do domu w wakacje. Stęskniliśmy się za tobą — mówiła mama.

— Wiesz, że nie musisz jechać do tych Niemiec? — dodał tata — Stać nas jeszcze na utrzymanie córki na studiach.

— Ja wiem..., ale to nie tylko o to chodzi. Praca w Ogrodzie Botanicznym to nie tylko zarobek, ale też nauka. No i sama nie mam szans nauczyć się niemieckiego jak tam, na miejscu. Ten wyjazd trwa tylko dwa miesiące. Przyjadę do domu we wrześniu — tłumaczyłam.

— Jestem z ciebie bardzo dumny! — mówił tata — Masz charakter dziewczyno! Trzymaj tak dalej, a zajdziesz daleko! A o nas się nie martw, nie będziesz mogła przyjechać do nas, to my przyjedziemy do ciebie! Zwłaszcza teraz, skoro masz już samodzielne mieszkanie.

Mieszkanie było maleńkie, ale mieściło się w pobliżu Uniwersytetu i w samym centrum miasta. Był w nim niewielki pokój, w którym urządzona była sypialnia. Na środku pokoju stało duże, podwójne łóżko, a w kącie szafa. Oprócz sypialni w mieszkaniu była spora kuchnia, wyposażona w niezbędne meble i sprzęty. W rogu stał całkiem duży, drewniany stół, który miał mi służyć do celów kuchennych i nauki, a przy nim rozkładana kanapa, na której wygodnie można było kogoś przenocować.

Do Poczdamu pojechaliśmy w pięć osób. Wszyscy byli członkami naszego Koła Naukowego. Ja byłam najmłodsza ze wszystkich i jako jedyna nie znałam języka niemieckiego, bo okazało się, że praktyczne posługiwanie się tym językiem niewiele ma wspólnego z wiedzą podręcznikową. Nieco lepiej radziłam sobie z angielskim, ale daleko mi było do biegłego posługiwania się tym językiem. Spodziewałam się, że nie będzie łatwo, ale na miejscu okazało się, że Niemcy są bardzo życzliwi i pomocni. Poznałam kilka osób z niemieckiego Koła Naukowego Botaników. Spędzaliśmy razem sporo czasu i wszyscy byli chętni do pomocy.

Jeden z niemieckich kolegów, Ralf, zaproponował, że będzie moim osobistym opiekunem, miał uczyć mnie języka i wprowadzić w system pracy w ogrodzie botanicznym. Z lekkim niepokojem i stresem, ale też z wdzięcznością przyjęłam jego propozycję.

Lubiłam Ralfa, szczególnie po tym, gdy on z góry zaznaczył, że z jego strony mogę liczyć wyłącznie na przyjaźń. Ucieszył się wyraźnie, że nie interesują mnie miłostki, ani związki. Szybko zaprzyjaźniliśmy się, o ile można mówić o przyjaźni w sytuacji, kiedy ja nie znałam języka niemieckiego, a on polskiego. Ralf był starszy ode mnie o cztery lata, skończył już studia, a pracę dyplomową miał obronić po wakacjach. Był chłopakiem na poziomie i z klasą. Czułam się z nim bezpiecznie, szybko mu zaufałam. Dużo czasu spędzaliśmy razem, porozumiewaliśmy się mieszanką języka angielskiego, przy czym ja wszędzie chodziłam ze słownikiem w kieszeni i uniwersalnej mowy ciała. Ralf był pod wrażeniem ilości słówek niemieckich, których sama się nauczyłam, chociaż do łez bawiło go, jak je wymawiam. Wiele razy śmialiśmy się z tego, on uczył mnie prawidłowej wymowy, dzięki temu utrwaliłam sobie słówka i ze zdziwieniem stwierdziłam, że sporo rozumiem z niemieckich rozmów. Ralf włączał do naszych rozmów niemieckie zwroty, czasowniki, nauczył mnie, jak buduje się zdania i dzięki temu dosyć szybko zaczęłam radzić sobie z tym językiem. 

MICHAŁ

Wakacje przed ostatnim rokiem moich studiów spędziłem w mieście i na wyjazdach wakacyjnych, mimo że ojciec ściągnął do gospodarstwa, na praktyki studentów z mojej uczelni. Były to same dziewczyny, dwie z nich wyglądały całkiem nieźle. Zachowywały się typowo, były nieśmiałe i speszone, zawsze trzymały się w grupie, chichotały po kątach i zerkały na mnie ukradkiem. Nie zamierzałem wchodzić z nimi w bliższe relacje, a tym bardziej żadnej podrywać. Dlatego odpuściłem sobie zajmowanie się praktykantkami na wsi i wróciłem do imprezowania w mieście.

W sesji letniej zawaliłem większość egzaminów, co nie dziwiło mnie, bo zamiast na nauce, spędzałem czas na zabawianiu się ciągle z nowymi dziewczynami. We wrześniu musiałem więc zdawać poprawki, a wrzesień to początek sezonu w sadach. Zamiast się uczyć, postanowiłem odreagować niepowodzenia na uczelni, w swoim stylu. Imprezowanie i romansowanie ciągle jeszcze mnie kręciło, a w letnich kurortach nabrało jeszcze innego wymiaru. Razem z kumplami robiliśmy wypady do wypoczynkowych miejscowości w naszej okolicy, a pod koniec lipca wybraliśmy się nad morze. Nasze wysportowane, wyrzeźbione na siłowni ciała zawsze zwracały uwagę i ściągały piękne dziewczyny, a także kobiety w różnym wieku. Korzystaliśmy więc wielokrotnie z okazji do zabawienia się, chodziliśmy z imprezy na imprezę. Alkohol lał się strumieniami, a seks był bliżej niż na wyciągnięcie ręki. Przestałem liczyć, ile dziewczyn zaliczyłem od grudnia, kiedy to postanowiłem zmienić moje życie.

AGNIESZKA

W połowie mojego pobytu w Poczdamie, na początku sierpnia, umieliśmy z Ralfem całkiem nieźle porozumiewać się ze sobą. Poznawaliśmy się coraz lepiej. Był ciekawy mojego życia w Polsce. Opowiedziałam mu o moich rodzinnych stronach, pokazywałam mu na mapie miejsce, z którego pochodzę. Opowiadałam mu też o rodzinie, o bracie bliźniaku i o tym, jak on próbuje opiekować się mną na odległość. Pytał mnie o chłopaka, więc opowiedziałam mu o trochę o Michale i moim złamanym sercu.

W zamian Ralf opowiadał mi o sobie. Nie miał i nie planował mieć stałego związku, ani tym bardziej dzieci. Odpowiadało mu życie w pojedynkę, nieobciążone zobowiązaniami. Ciekawiło mnie, czy żyjąc w ten sposób, nie brakuje mu bliskości z drugą osobą. W mojej głowie był głęboko zakorzeniony model, że bliskość fizyczna może być wyłącznie w stałych związkach, że potrzebne jest do tego uczucie, albo przynajmniej deklaracja bycia stałą parą. Ralf uświadomił mi, że są inne sposoby na życie. Dowiedziałam się od niego o istnieniu związków funkcjonujących pod nazwami "Freundschaft Plus", "sex friends", czy "przyjaźń z bonusem", a polegającymi na utrzymywaniu przyjacielskich, bliskich relacji, bez jakichkolwiek zobowiązań i uczuć, za to z seksem. On sam był zwolennikiem przyjacielskiego seksu, wyłącznie dla przyjemności, sportu i rozładowania napięcia.

Chciałam tego spróbować, nie szukałam miłości, a tęskniłam za bliskością fizyczną z facetem. Ralf nie był przekonany do tego pomysłu, ale ostatecznie, po wielu rozmowach na ten temat, z pełną premedytacją, poszliśmy ze sobą do łóżka. Seks z Ralfem był przyjemny, niespieszny, od początku do końca miał dawać przyjemność i tak właśnie było.

Kiedyś, przypadkowo, natknęłam się w Ralfa mieszkaniu na cały zestaw zabawek erotycznych. Nigdy wcześniej niczego podobnego nie widziałam, byłam bardzo zawstydzona, a nawet lekko przestraszona, ale zapytałam Ralfa o nie. Tak zaczęły się nasze rozmowy o seksie. Ralf miał w tym temacie bardzo duże doświadczenia, nie krył, że miał wiele partnerek i próbował niemal wszystkiego. Twierdził, że zabawki nie są dla mnie, że jestem na zupełnie innym etapie.

W czasie mojego pierwszego pobytu w Poczdamie nauczyłam się całkiem sprawnie porozumiewać w języku angielskim i niemieckim, poznałam, na czym polega praca w Ogrodzie Botanicznym, ale zdobyłam też wiedzę z zupełnie innej dziedziny. Nauczyłam się, czym dla mnie jest seks i jaki sprawia mi największą przyjemność. Umiałam już rozpoznawać swoje potrzeby i nastroje erotyczne, wiedziałam już jak, nawet bez słów, komunikować się z partnerem i brać od niego, to, czego akurat potrzebuję. Ralf nauczył mnie wiele o seksie i nie była to tylko teoretyczna wiedza...

Na koniec wakacji pożegnałam się z Ralfem, dużo mu zawdzięczałam, ale miałam nadzieję, że nasze drogi więcej się nie zejdą.

Opowiedziałam o Ralfie bratu, oszczędziłam mu wielu szczegółów, ale Igor dowiedział się, że łączyła mnie z Ralfem fizyczna, czysto przyjacielska relacja. Igor nie był zachwycony, ale był spokojny, że wie co się u mnie dzieje i twierdził, że rozumie mnie i cokolwiek bym nie zrobiła, on jest po mojej stronie.

Dzięki wakacyjnej pracy zarobiłam całkiem dużo pieniędzy, które postanowiłam zaoszczędzić na czarną godzinę.

MICHAŁ

W czasie pobytu nad morzem zauważyłem, że moi kumple, w zamian za towarzystwo, pozwalali, żeby kobiety fundowały im alkohol, obiady, kolacje, a nawet dawały pieniądze.

Ja sam byłem zdegustowany, kiedy otrzymałem taką propozycję, mimo że pochodziła od pięknej, atrakcyjnej, zadbanej kobiety, chociaż starszej ode mnie o minimum 15 lat. Pewnie nie miałbym nic przeciwko temu, żeby spędzić z nią parę godzin, a może nawet całą noc, w jej apartamencie, ale w momencie, kiedy ona napomknęła, że będzie mi się to opłaciło, również finansowo, cała ochota mi minęła. Nie miałem problemu z kasą i nie miałem najmniejszego zamiaru stawiać siebie w roli towaru do kupienia. Dotarło do mnie, że zostałem potraktowany jak męska dziwka.

Wtedy, po raz pierwszy, zaświeciła się w mojej głowie ostrzegawcza lampka, że moje życie zmierza w niewłaściwym kierunku.

Zdałem sobie sprawę, że imprezowanie i randkowanie zapewnia mi wprawdzie zabawę, wypełnia czas, pozwala dowartościować się i rozładować napięcie, ale nie daje mi prawdziwej satysfakcji i upragnionego spokoju.

Odsunąłem się wtedy i rozluźniłem kontakty z moimi imprezowymi kolegami z Lublina.

W połowie sierpnia przyjechałem do domu, na sezon zbioru jabłek. Praktykantki z mojej uczelni ciągle przyjeżdżały do naszego gospodarstwa. Zapoznałem się z nimi trochę bliżej i postanowiłem trochę je rozruszać. Zaproponowałem im udział naszej wiejskiej imprezie organizowanej każdego roku na zakończenie wakacji.

Nie chciałem się do tego przyznać, ale miałem nadzieję spotkać tam Agnieszkę. Nie widziałem jej na wsi, ale właściwie nie było mnie tutaj od początku lata, a przecież ona też miała wakacje. Gdzie miałaby je spędzać, jeśli nie w domu rodzinnym? Spodziewałem się, że przyjdzie na imprezę i tam się spotkamy. Chciałem, żeby zobaczyła, jak dobrze teraz wyglądam i jak dobrze sobie bez niej radzę.

Poszedłem więc z grupą wpatrzonych we mnie dziewczyn. Jednak Agnieszki nie było. Przyjąłem więc pozę wyluzowanego i zacząłem bawić się z praktykantkami i wszystkimi koleżankami Agnieszki. Każda mogłaby być moja, gdybym tylko kiwnął na nią palcem. Każda, w tajemnicy, opowiedziała mi, z własnej woli, wszystko, co wiedziała o Agnieszce.

Wrzesień 96

AGNIESZKA

Po powrocie z Poczdamu, we wrześniu, pojechałam do domu. Wspaniale było spotkać się ze wszystkimi!

Wybrałam się na piwo i pogaduszki z moimi przyjaciółmi z Liceum. Przegadaliśmy niemal całą noc! Przyszli wszyscy z naszej licealnej "złotej szóstki". Wszyscy, oprócz Baśki, która nie chciała spotkać się ze mną... Było mi przykro, nie rozumiałam, dlaczego Baśka zachowuje się w taki sposób. Moi przyjaciele ciągle utrzymywali z nią kontakty i widywali się czasami.

— Co u niej? — zapytałam — Chyba nie zabroniła wam ze mną, o sobie, rozmawiać?

— Wręcz przeciwnie! Bardzo by chciała, żebyśmy opowiedzieli ci o jej nowym chłopaku. —powiedziała Iza.

— Ma chłopaka? Poznaliście go?

— Tak. Widzieliśmy się w lipcu — mówił Marek — Wtedy, jak ty byłaś w Poczdamie.

— Opowiadajcie! Jaki on jest? — byłam bardzo ciekawa.

— Jak by to powiedzieć, żeby nie skłamać?... Jest z Krakowa..., kilka razy to podkreślał... - powiedział Paweł.

— Coś jeszcze?

— Jeszcze? Hmm..., co by tu?... Ma na imię Andrzej.

— Nie róbcie sobie ze mnie jaj. Pytam serio! Może i Baśka zerwała ze mną przyjaźń, chociaż nadal trudno mi to pojąć, a wcześniej zerwała związek z moim bratem, ale ja nadal życzę jej dobrze, a Igor to mądry chłopak, radzi sobie.

— Aga, trudno powiedzieć coś więcej o tym Andrzeju, żeby nie zabrzmiało źle.

— Chcecie powiedzieć, że nie przypadł wam do gustu? — domyśliłam się co jest grane.

— Nieszczególnie.

— Ale, że co? Był zarozumiały, głupi, nudny, gburowaty, słuchał disco-polo?

— Coś w tym stylu, a dodatkowo źle traktował Basię, od niechcenia, jak kogoś mało ważnego.

— Naprawdę? Przy was? I ona na to pozwalała? — zapytałam szczerze zdziwiona.

— Mało tego! Wyglądała, jakby jej to odpowiadało — powiedziała Iza, krzywiąc się z niesmakiem — Nie wróżę temu przyszłości...


Spotkałam się też z koleżankami na wsi. Dziewczyny opowiadały mi o ostatniej imprezie sierpniowej i przekazywały ploteczki.

— Chcesz wiedzieć co u Michała? — zapytała Iwona.

— Pewnie! Tylko od was mogę to usłyszeć. W domu to temat tabu — byłam bardzo ciekawa.

— Masz z nim jakiś kontakt?

— Żadnego. Nie licząc spotkania opłatkowego, nie rozmawiałam, ani nie widziałam go od roku. — odpowiedziałam — Co nowego u niego?

Starałam się, żeby moje pytanie zabrzmiało lekko, ale wbrew sobie poczułam, jak stres chwyta mnie za gardło.

— Michał się zmienił i z wyglądu i z zachowania. Bardzo wyprzystojniał!

— Moim zdaniem, on zawsze był przystojny! — powiedziałam.

— No tak, wiadomo, ale naprawdę zmienił się i teraz wygląda jeszcze lepiej! Prawdziwe ciacho z niego! — mówiła Iwona z rozmarzonym wzrokiem.

— Jak zwykle podoba się wszystkim dziewczynom. Przyszedł na imprezę z dziewczynami z Lublina. Słyszałaś, że w gospodarstwie u Sądeckich, odbywają się jakieś praktyki studenckie?

— Nie, nie słyszałam.

— Od początku lata są tam u nich jacyś studenci, same dziewczyny. Przyjeżdżają prawie codziennie z Lublina, robią jakieś badania, czy coś... Pan Krzysztof się nimi zajmuje, bo Michała nie było na wsi, wrócił niedawno. One wszystkie wpatrują się w niego jak w bóstwo.

— Każda chciałaby go zdobyć, wdzięczą się do niego, podrywają. Nie tylko te studentki, prawie wszystkie dziewczyny tak robią.

— Jak on na to reaguje? — zapytałam.

— Nie odmawia. Wybiera sobie te najładniejsze i umawia się z nimi. Podobno z każdą był w łóżku. — mówiła Aśka, patrząc na mnie z niepokojem — Mieszka teraz w Lublinie, chodzi po klubach, zmienia dziewczyny często i szaleje na całego!

— Na imprezie też po kolei podrywał wszystkie dziewczyny, nawet nas! — opowiadała Iwona.

— I co, która z was dała się poderwać? — zapytałam z wymuszonym śmiechem.

— Wiesz Aga, Michał to Michał, można o nim pomarzyć wieczorem w łóżku, ale nie na poważnie. Zresztą my go wcale nie obchodzimy. Ale pytał o ciebie!

— Poważnie? O co pytał? — zapytałam zdziwiona.

— Tak ogólnie, co u ciebie słychać, dlaczego nie ma cię na imprezie, czy utrzymujesz z nami kontakty, czy masz chłopaka. Ale mówił też, że pyta bez konkretnego powodu, bo dla niego to już przeszłość. Co ty na to, nie jest ci przykro?

— No coś ty! Prawdę powiedział, przecież nie jesteśmy już razem. Nawet cieszę się, że szuka sobie dziewczyny i próbuje ułożyć sobie życie — powiedziałam, ale sama nie byłam pewna, czy rzeczywiście tak myślę.

— Daj spokój! Jakie to jest układanie sobie życia? Chyba raczej komplikowanie! — mówiła Iwona — Zamierzasz się z nim spotkać?

— Nie, nie będę miała okazji, za chwilę wracam do Szczecina.

Rozmowa z dziewczynami o Michale sprawiła, że wpadłam w smutny nastrój. Wróciły wspomnienia szczęśliwych chwil z nim spędzonych, ale przypomniało mi się też, jak smakuje odtrącenie, ta specyficzna mieszanina strachu, wstydu, żalu, beznadziei, która przez wiele tygodni ściskała mi gardło po naszym rozstaniu.

Równo rok temu rozmawialiśmy w kawiarni "Pod Brzozą". Prawda jest taka, że czekałam na jego ruch, jakiś znak, na cokolwiek. Kiedyś obiecywał mi, że nie zostawi mnie w Szczecinie samej...

Teraz już wiem na pewno, że muszę liczyć sama na siebie. Michał już wymazał mnie z pamięci, ma już inne, nowe życie, ekscytujące, pełne pięknych dziewczyn, miłości i dobrej zabawy.

Nie napiszemy żadnej historii na czystej kartce, która jest między nami...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro