22. Piosenka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

sierpień 93

MICHAŁ

— Michał, zaraz przekonasz się, jaka jestem zdolna!

Siedzieliśmy we trójkę, w gabinecie ojca. Był niedzielny wieczór, kolejnego dnia po wiejskiej imprezie kończącej wakacje.

Agnieszka zamierzała zagrać na gitarze i zaśpiewać nam piosenkę, której uczyła się w sierpniu z tatą.

Tak jak się spodziewałem, granie i śpiewanie poszło jej świetnie! Zresztą, w jej przypadku, nawet jakby myliła się i fałszowała, to wystarczyłby jeden jej uśmiech, a i tak uważałbym, że wszystko wyszło idealnie! Obydwaj z ojcem słuchaliśmy jej z przyjemnością, a na koniec nagrodziliśmy ją brawami.

— Dziękuję bardzo! — mówiła z uśmiechem — Ale to nie koniec mojego występu! Mam dla was jeszcze niespodziankę. To będzie ta sama piosenka w wersji polskiej, z tekstem, który sama napisałam, inspirując się tekstem oryginalnym. Dedykuję ją tobie Michał!

Ponownie zaczęła grać i śpiewać.

"Serio? Wiesz co dobre co złe?
Piekło czy raj?
Niebiosa czy ból?
Zieleń pól, kwiatów blask
a może zimna stal?
Śmiech czy morze łez?
Czy odróżnisz to też?

Nigdy nie sprzedaj swych
Bohaterów za chleb
żaru ognia za chrust
dobroci za wielki zysk
Miłości za błysk

Czy nie zmienisz się?
nie sprzedasz  serca na złom
by w złotej klatce mieć dom?

Chciałabym, żebyś zawsze tu był
W Tych ramionach spać
Tonąć w oczach Twych chcę,
za rokiem rok
W naszych miejscach zostawić ślad
I sięgać gwiazd
To jest mój raj
Obyś tylko był*

*tłumaczenie własne autorki


Siedziałem obok ojca na kanapie i patrzyłem na znajdującą się naprzeciwko mnie, moją niezwykłą dziewczynę. Słowa piosenki, jedno po drugim, wbijały mnie w kanapę. To było wyznanie miłości, jedyne w swoim rodzaju, tak, jak cała Agnieszka. Zaskoczyła mnie tak bardzo, że jedyne co mogłem zrobić, to podejść do niej i przytulić ją mocno. Wtuliłem twarz w jej szyję.

— Dziękuję! Jesteś niesamowita! Najlepsza! — powiedziałem cicho.

— O taki efekt właśnie mi chodziło — powiedziała, z uśmiechem w głosie.

— Chcesz mnie doprowadzić do zawału?! Siedzę sobie tutaj, niczego nie świadomy, a tu nagle takie coś! Nikt, nigdy, nic podobnego dla mnie nie zrobił! Kocham cię Maleńka! — przypomniałem sobie, że ojciec cały czas jest z nami w pokoju.

— Sam widzisz, co ona ze mną robi — powiedziałem do niego.

Ojciec patrzył na nas z uśmiechem. W jego spojrzeniu było coś w rodzaju podziwu.

— Jesteś szczęściarzem Michał! — powiedział do mnie, a potem zwrócił się do Agnieszki — Miesiąc po tym, jak wzięłaś, po raz pierwszy, w swoje ręce gitarę, zmieniłaś na zawsze jedną z najpiękniejszych piosenek! Po tym mój świat nie będzie już taki sam!

— Ani mój — dodał Michał.

Ojciec miał rację. Ta piosenka już zawsze będzie kojarzyła mi się z tym wieczorem, z Agnieszką i z tym, co do niej czuję.

— Jesteście bardzo mili, ale bez przesady! Przecież ja wiem, że to co ja robię z gitarą trudno nawet nazwać graniem. Miesiąc to za mało, żeby dobrze nauczyć się grać na gitarze, więc musiałam wymyślić coś, co odwróci waszą uwagę od moich niedociągnięć. — żartowała  w swoim stylu i roześmiała się cicho.

Ojciec nic na to nie odpowiedział, ale cały czas patrzył na nią, z podziwem w oczach.

— Panie Krzysztofie, chciałam bardzo panu podziękować za naukę. — powiedziała, zwracając się do taty — Jakby nie pan, nie miałabym okazji spróbować, jak to jest grać na gitarze. Mam dla pana prezent, w ramach podziękowań.

Agnieszka wzięła w rękę swoją torebkę i wyjęła z niej małe pudełeczko zawinięte w ozdobny papier.

— Przestań, nie przyjmę od ciebie żadnego prezentu! Ta piosenka była najlepszym prezentem.

— Nawet pan nie wie, co to jest. — wyciągnęła rękę z zawiniątkiem w kierunku ojca i uśmiechnęła się zagadkowo.

— Co by to nie było! Lekcje z tobą to była przyjemność.

— Proszę mi nie odmawiać. Nie kupiłam tego, zrobiłam to sama, specjalnie dla pana. — ojciec chwilę się wahał, ale wziął od Agnieszki prezent. — Niech pan rozpakuje.

W środku była kaseta magnetofonowa. Cała okładka była zapisana odręcznie drobnymi literkami. Ojciec czytał napisy, a Agnieszka mówiła.

— To jest składanka piosenek, które kojarzą mi się z panem, Michałem i czasem, który wspólnie spędziliśmy. Nazwałam ją "Sierpień 93". Zawsze, gdy będę którąś z nich słyszała, pomyślę, że jest to nasza wspólna piosenka.

— Dziękuję! Wyjątkowy prezent! — ojciec był poruszony

— Daję go panu dzisiaj, bo nie mogę dłużej grać na gitarze. I tak zabrałam panu za dużo czasu. Teraz wy będziecie mieli dużo pracy, a ja wracam do szkoły. Chcę jak najlepiej przygotować się do matury.

— Naprawdę nie chcesz już grać? — powiedział ojciec, widziałem, że był zawiedziony.

— Może kiedyś do tego wrócę, ale teraz nie będę miała czasu. Nie lubię robić czegoś na pół gwizdka, a gitara, jak sam pan kiedyś powiedział, wymaga czasu. Bardzo, bardzo dziękuję za te wszystkie wspólne lekcje! Mogę pana uścisnąć z tej okazji?

Agnieszka podeszła do ojca, oplotła ramionami jego szyję i uścisnęła go mocno.

AGNIESZKA

O pomoc w nagraniu piosenki "Wish you were here", z moim tekstem, poprosiłam sąsiada z naszej wsi. Pan Wojtek był facetem około czterdziestki, uchodził za dziwaka. Igor mi mówił, że dawno temu, tuż przed ślubem, porzuciła go narzeczona i od tamtej pory nie umiał się pozbierać. Z wesołego, towarzyskiego chłopaka, zmienił się w ponurego samotnika. Prowadził sam swoje niewielkie gospodarstwo, niewiele wiadomo było o tym jak żyje i co ma w głowie. Wszyscy wiedzieli o Wojtku tylko jedno: nigdy nie rozstawał się z gitarą!

Igor powiedział, że śmiało mogę iść do niego w swojej sprawie, bo to jest bardzo przyzwoity, chociaż zamknięty w sobie, człowiek i na pewno mi nie odmówi. Nie miałam pojęcia, skąd Igor wiedział to wszystko, wyglądało, że nieźle znał pana Wojtka.

Wzięłam więc ze sobą mały magnetofon, dwie kasety, w tym jedną zupełnie czystą i poszłam do niego. Siedział na ławce przed domem z gitarą na kolanach.

— Dzień Dobry Panie Wojtku!

— Dzień Dobry! W czym mogę ci pomóc? — zapytał patrząc na mnie zdziwionym wzrokiem.

— Zna pan piosenkę "Wish you were here" Pink Floyd? Umiałby ją pan zagrać na gitarze? — od razu przeszłam do rzeczy.

Popatrzył na mnie z zainteresowaniem. Wtajemniczyłam go w swój plan nagrania piosenki. Spodobał mu się ten pomysł. Przesłuchaliśmy kilka razy oryginalną wersję, którą miałam na kasecie i po kilku próbach Pan Wojtek potrafił zagrać tę piosenkę doskonale, o wiele lepiej niż ojciec Michała! Po niedługim czasie nagranie było gotowe.

— Sama napisałaś polskie słowa do tej piosenki? — zapytał.

— Tak. — potwierdziłam — Wiem, że nie są doskonałe, ale lepiej nie potrafiłam tego zrobić. — tłumaczyłam.

— Są okej. Nie masz czego sobie zarzucić. — odparł — Napisałaś ten tekst dla swojego chłopaka?

Twierdząco pokiwałam głową.

— Oby to docenił... — powiedział ponurym tonem i twarz mu na chwilę stężała — To nagranie będzie prezentem dla niego?

— Niezupełnie. Michałowi tylko zaśpiewam tę piosenkę. Nie wie, że napisałam tekst, na pewno będzie zaskoczony. Chodzi mi o to pierwsze wrażenie, ciekawa jestem, jak zareaguje.— powiedziałam — Nagranie będzie prezentem dla jego ojca. Przez miesiąc uczył mnie grać na gitarze. Chcę mu podziękować w ten sposób.

— O! To ciekawe! Krzysiek ciągle gra? Pokaż, czego cię nauczył! — podał mi gitarę.

— Panie Wojtku, po tym, jak zobaczyłam, jak pan gra, to nie jestem pewna, czy moje brzdąkanie w ogóle można nazwać graniem!

Pan Wojtek posłuchał mojego wykonania i udzielił mi kilku ciekawych wskazówek.

Pod koniec dnia dołączył do nas Igor. Porozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, zauważyłam, że Igor jest z nim niemal zaprzyjaźniony. Ja też przeszłam z nim na ty.


— Wiesz, że Wojtek jest bliskim kuzynem Sądeckich? — mówił do mnie brat w drodze do domu.

— Tak? Ale chyba nie utrzymują bliższych kontaktów? — zapytałam.

— Teraz nie. Teraz Wojtek z nikim nie utrzymuje bliższych kontaktów. — odparł brat — Dawniej było inaczej. Często u nich bywał. To, że ojciec Michała gra na gitarze, to też zasługa Wojtka, zachęcił go do tego, nawet razem grali w duecie.

— Serio? Skąd ty to wszystko wiesz?!

— Zgadaliśmy się kiedyś.

— Wytłumacz mi, jak to się stało, że ty jesteś zaprzyjaźniony z facetem, o którym wszyscy wiedzą, że jest samotnikiem. Przecież to nie jest nikt z rodziny, jest w innym wieku, rzadko pokazuje się na wsi, nie chodzi na wiejskie spotkania.

— Widzisz Aga, wszyscy ludzie mówią to samo co ty. Niektórzy dodatkowo plotkują, wspominają, co się stało, że Wojtek wycofał się z życia. Wszyscy zaakceptowali, że on jest, jak powiedziałaś, samotnikiem. Minęło parę lat i nikogo już nie dziwi, że dawniej towarzyski i wesoły facet, zamknął się w swoim domu i unika ludzi. A ja chciałem go poznać, porozmawiać z nim. Pomyślałem, że może on czegoś potrzebuje, że mógłbym w czymś mu pomóc. Poszedłem więc do niego pod na szybko wymyślonym pretekstem i to był dobry pomysł. Od tamtej pory lubimy się, wpadam do niego czasami, żeby pogadać. Facet jest w porządku, myślę, że wyjdzie kiedyś, już niedługo, z tej swojej skorupy, do ludzi.

Wzruszyłam się. Tylko Igor mógł zrobić coś podobnego. Mój brat był najlepszym człowiekiem, jakiego znałam!

KRZYSZTOF

Kasetę z piosenkami od Agnieszki przesłuchałem wielokrotnie. Pierwszą piosenką w zestawie była ta, której uczyliśmy się grać na gitarze przez cały miesiąc, "Wish You Were Here" Pink Floyd. Wszystkie kolejne, to były wyjątkowe, najpiękniejsze piosenki, klasyka rocka. Wszystkich wspólnie słuchaliśmy i rozmawialiśmy o nich. Najpiękniejsze piosenki w historii muzyki rockowej miały być od teraz "naszymi" piosenkami. Uśmiech nie schodził mi z twarzy.

Na samym końcu taśmy, była prawdziwa niespodzianka. Agnieszka umieściła tam, piosenkę "Wish You Were Here" z własnym tekstem, we własnym wykonaniu, przy bardzo dobrym, akompaniamencie gitarowym. Ona przez miesiąc nauczyła się jedynie czterech podstawowych chwytów i jej granie było bardzo proste, ale na kasecie akompaniament był zbliżony do oryginału. Usłyszałem w nim charakterystyczne, trudne do zagrania, ozdobniki. Osobiście znałem tylko jedną osobę, która potrafiła zagrać w ten sposób. Po kilkukrotnym przesłuchaniu piosenki nie miałem wątpliwości, że to Wojtka gitarę słyszę na nagraniu.

Michał, był tak zakręcony, że nie pomyślał, żeby poprosić Agnieszkę o piosenkę. Nie wiedział, że jest ona na kasecie, którą otrzymałem. Postanowiłem, że nie powiem mu o tym. Przyjdzie kiedyś taki moment, że przypomni sobie, a ja będę miał gotową niespodziankę dla niego!

Tymczasem sam, dziesiątki razy odsłuchałem ten utwór, a wcześniej, na wszelki wypadek, skopiowałem go w kilku egzemplarzach.

Wojtek był moim bliskim i jedynym kuzynem. Nasi ojcowie byli braćmi, chociaż oprócz więzów krwi, dzieliło ich wszystko!

Dla mojego ojca ważna była rodzina, praca, stabilizacja i krok po kroku, ciężką pracą, osiągał swoje cele. Rozwijał gospodarstwo, kosztem ogromnych wyrzeczeń kupował ziemię, został pierwszym, poważnym sadownikiem w powiecie! Wszystko, co osiągnął, zawdzięczał sobie i po latach pracy był szanowanym człowiekiem, ze świetnie prosperującym gospodarstwem i całkiem sporym majątkiem, który ja, jako jedyny syn otrzymałem w spadku.

Mój stryj był przeciwieństwem swojego brata. Był lekkoduchem, żyjącym z dnia na dzień. Imał się różnych zajęć i robił to tylko po to, żeby mieć za co się bawić. Ożenił się i urodził mu się syn Wojtek, ale nawet wtedy nie przestał być kobieciarzem. Żona odeszła od niego z kilkuletnim dzieckiem i zamieszkała w mieście. Nie utrzymywał kontaktów ani z nią, ani z synem. Ostatecznie Wojtek wrócił jednak na wieś i zamieszkał ze swoim ojcem. Stało się to po tym, jak jego matka tragicznie zginęła w wypadku. Stryj ustatkował się wtedy i starał się zapewnić synowi normalne życie. To wtedy często bywał z Wojtkiem w moim rodzinnym domu, spędzaliśmy razem święta i inne okazje. Lubiłem Wojtka, traktowałem go jak młodszego brata, którym powinienem sie zaopiekować. Pamiętam, jak bardzo mu współczułem, że nie ma mamy i mieszka w małym, biednym domu. Chciałem mu to wynagrodzić, dlatego nigdy nie odganiałem go od siebie.

Wojtek był wrażliwcem, szaleńcem, który wszystko, co robił, robił z pełnym zaangażowaniem, kosztem wszystkich i wszystkiego innego. Każde jego przeżycie było ekstremalne. Odczuwał życie wszystkimi zmysłami, chłonął je wszystkimi porami w skórze jednocześnie! Od dziecka miał artystyczną duszę, talent do porywania i zadziwiania ludzi, potrafił, w naturalny sposób, skupić na sobie uwagę. Miał też duży talent muzyczny. Odpowiednio pokierowany mógłby zostać pewnie dobrym aktorem, może muzykiem. Miał wszystkie cechy, żeby to osiągnąć.

Jednego roku, obydwaj z Wojtkiem dostaliśmy w prezencie pod choinkę, od mojego ojca, nowiutkie gitary akustyczne. Mieliśmy wtedy po kilkanaście lat, a gitara była tak niezwykłym, luksusowym prezentem, że aż nam mowę odebrało. Do dzisiaj nie wiem, dlaczego, mój skromny i oszczędny ojciec, zdecydował się na taki ekstrawagancki, jak na tamte czasy, w dodatku podwójny prezent. Jeszcze tego samego wieczora Wojtek zagrał i zaśpiewał nam piosenkę swojego autorstwa. Od tamtej pory nie rozstawał się z gitarą, podszedł do niej, jak do wszystkiego, z pełnym zaangażowaniem. Wkrótce umiał grać doskonale! Ja nie poświęcałem gitarze tak wiele czasu i czułem się zniechęcony, słysząc, na jakim poziomie gra Wojtek. On jednak ciągle przychodził do mnie i zachęcał mnie do wspólnego grania, a ja mu nie odmawiałem. Tworzyliśmy fajny duet. Ja grałem wersję podstawową utworu, a Wojtek szalał z własnymi solówkami i śpiewem.

Dużo rozmawialiśmy w tamtych czasach o muzyce, tłumaczyliśmy teksty piosenek i omawialiśmy je. Wojtek zwracał uwagę na pojedyncze nuty, dźwięki, riffy gitarowe i ich znaczenie dla danego utworu. Wymienialiśmy się informacjami o muzykach, poszczególnych członkach różnych zespołów rockowych, zapisywaliśmy je w specjalnych zeszytach.

W wieku dwudziestu lat Wojtek się zakochał. Była to oczywiście miłość na zabój, do szaleństwa, do utraty zmysłów! Nie było mu wtedy łatwo, bo stryj ciężko chorował, a wkrótce potem zmarł. Wojtek obsypywał swoją ukochaną Violettę z sąsiedniej gminy kwiatami, listami miłosnymi i pluszowymi misiami. Komponował dla niej piosenki, pisał wiersze. Śpiewał dla niej najpiękniejsze miłosne ballady. Oświadczył się jej, a ona przyjęła jego oświadczyny. Nie sposób opisać, jak bardzo był szczęśliwy, kiedy Viola przekazała mu informację, że jest w ciąży! On wtedy nie chodził, on unosił się ponad ziemią! A później okazało się, że to nie Wojtek jest sprawcą tej ciąży... Viola zerwała zaręczyny, wzięła szybki ślub z innym chłopakiem i zapomniała o Wojtku, a listy, piosenki i wiersze, jakie on dla niej napisał, wyrzuciła na śmietnik, o czym on, niestety, się dowiedział... Od tamtej pory, mimo że minęło już prawie dwadzieścia lat, Wojtek się nie podniósł. Wpadł w czarną rozpacz, dół bez dna, z którego do dzisiaj, nie udało mu się wyjść. To, co go spotkało, złamało go. Nie wychodził już do ludzi, rzadko można było go zobaczyć. Zajmował się swoim niewielkim gospodarstwem i tak żył w odosobnieniu, rok po roku. Wiele razy, zawsze bez skutku, próbowałem mu pomóc, wyciągnąć go z tego stanu, w którym znalazł się bez własnej winy...

Piosenka, jaką dostałem w prezencie od Agnieszki, sprawiła, że postanowiłem go odwiedzić. Siedział na ławce, przed domem z gitarą na kolanach. Uśmiechnął się, gdy mnie zobaczył.

— No, Stary, powiem Ci, że teraz jesteś lepszy od Gilmoura! — powiedziałem na powitanie.

— Rozpoznałeś?

— Pytanie!

Podszedłem do Wojtka i podaliśmy sobie ręce, poklepując się po przyjacielsku po ramionach. Wojtek wyglądał nieźle. Niewiele się zmienił, nie postarzał się, nie utył, nie wyglądał na wyniszczonego życiem, czy nałogiem. Nadal miał czarne, krótkie włosy, nieskażone siwizną. Jego ciemnobrązowe, niemal czarne oczy nie były tak puste i nieobecne jak ostatnio, gdy rozmawialiśmy.

— Jak ci się spodobał prezent? — zapytał.

— Dostałem w życiu wiele prezentów, bardziej, lub mniej przemyślanych, droższych i tańszych, ale żaden nie zrobił na mnie takiego wrażenia!

— Nic dziwnego. — powiedział Wojtek — Piosenka to najlepszy prezent dla fana muzyki. Jedyny taki egzemplarz! Przyjemnie było jej przygrywać, ładnie zaśpiewała, sama zrobiła tłumaczenie.

— To coś więcej niż tłumaczenie. Ja bym powiedział, że to własny tekst inspirowany tekstem oryginalnym.

— Napisała to dla Michała?

— Tak powiedziała — potwierdziłem.

— Oby tylko umiał to docenić. — powiedział Wojtek i spojrzał na mnie ponurym wzrokiem — Zgrabnie jej to wszystko wyszło. Porównywałem jej tekst do oryginału i dosłownego tłumaczenia. Słowa dobrała w taki sposób, żeby zachować rytm i niezbędne rymy, pozwalające zaśpiewać piosenkę. Sam czasami robię coś podobnego, nie jest to łatwe.

— No i sam tekst. Niby wyraźne nawiązanie do oryginalnej wersji, a jednocześnie coś zupełnie innego. Samo wykonanie też robi robotę. Łagodny, dziewczęcy głos, doskonałe wyczucie rytmu i melodii — dodałem.

— To prawda. Piosenka nabrała innego, nowego znaczenia. Przy okazji dowiedziałem się, że wciąż grasz? — dodał po chwili.

— Ale sam! Wpadnij kiedyś wieczorkiem, pogramy razem, jak za dawnych czasów!

— Kto wie? Może wpadnę.

Porozmawialiśmy z Wojtkiem na luźne tematy. Nie wracaliśmy do tego, przez co musiał przejść. Nie pytałem, czy potrzebna mu pomoc. Nie namawiałem go, żeby wziął się w garść. Zamiast tego porozmawialiśmy o muzyce, trochę o przyrodzie. Z zadowoleniem przyjąłem, że Wojtek ma się nieźle.

— Krzysiek, nie pozwól, żeby twój syn to spieprzył. — powiedział na odchodne

— Nie ma takiej możliwości. Musiałoby się stać niemożliwe, żeby Michał przestał ją kochać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro