36. Incydent w szkole

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kwiecień 94

MICHAŁ

Wiedziałem, że nie będzie łatwo, ale po cichu liczyłem, że Agnieszka postara się mnie zrozumieć, nawet jeśli nie będzie chciała już się ze mną zadawać, to przynajmniej wybaczy mi. Liczyłem, że pozwoli mi wytłumaczyć i odwołać moje ohydne, nieprawdziwe słowa. Może tak by się właśnie stało, nie przewidziałem jednak tego, że ona nie będzie chciała mieć ze mną nic wspólnego, że nie będzie chciała ze mną rozmawiać, czytać wiadomości ode mnie, ani nawet mnie widzieć!

Pisałem listy do Agnieszki, ale wszystkie wracały nieotwarte. Prosiłem jej znajomych, aby przekazali jej moją prośbę o rozmowę i spotkanie. Ona jednak zawsze odmawiała.

Całe wieczory spędzałem w mojej samotni na wierzbie, patrzyłem na jej dom, w jej okno. Widziałem, jak w jej pokoju zapala się i gaśnie światło. Kupiłem lornetkę i dzięki niej widziałem czasami coś jakby cień w oknie. Wyobrażałem sobie, że to ona stoi w oknie i patrzy w moją stronę.

Długo się wahałem, ale w końcu zdecydowałem się pojechać do liceum. Mogła nie bywać w innych miejscach, nie pojawiać się na wsi, ale do szkoły chodziła na pewno. Miałem nadzieję, że ją tam spotkam i przekonam do choćby krótkiej rozmowy. 

AGNIESZKA

Któregoś dnia, w czasie przerwy między lekcjami, zobaczyłam Michała przed szkołą. Czekał tam na mnie. Nie widziałam go od czasu ostatniej rozmowy, jeżeli można to, co się wtedy wydarzyło, można nazwać rozmową. Zobaczyłam go pierwszy raz po kilku miesiącach. Zmienił się, ale nie mogłam na niego patrzeć i analizować co się w nim zmieniło.

Ogarnęła mnie panika, strach, jakiego nigdy nie czułam. Ręce zaczęły mi się trząść w niekontrolowany sposób, a serce mocno bić. Miałam wrażenie, że nie jestem w stanie zaczerpnąć powietrza, jakby nie chciało ono przejść przez gardło, jakby coś mnie dławiło. Poczułam ciężar w piersi i oblały mnie zimne poty. Nie byłam w stanie wziąć udziału w kolejnej lekcji. Ostatkiem sił uciekłam do szatni, tak jak stałam, bez torby, bez wytłumaczenia się komukolwiek, żeby tam się schować, uspokoić i przeczekać do następnej lekcji. Musiałam wyglądać słabo, bo pani szatniarka nawet nie próbowała protestować, gdy rozdygotana chowałam się między wieszakami.

— Uspokój się dziecko, posiedź i oddychaj głęboko, nikogo tutaj nie wpuszczę. — powiedziała, podała mi szklankę wody, a potem wyszła z szatni, zamykając ja od zewnątrz.

MICHAŁ

Stałem pod szkołą i czekałem na nią. Przyszedł do mnie pan Stanisław, mój dawny nauczyciel historii. Wiedział, po co przyjechałem. Potępił mnie w przykrych słowach, odwołał się do mojego honoru i zażądał, żebym dał dziewczynie spokój i pozwolił jej przygotować się do matury.

— Mówię to chyba po raz pierwszy do mojego byłego ucznia: Nie jesteś mile widziany ani w budynku, ani na terenie szkoły. Nie przychodź tutaj już więcej. Zszargałeś dobre imię absolwenta naszego liceum!

Nie było sensu wdawać się w dyskusje. Odszedłem, ze zwieszoną głową i więcej razy się tam nie pojawiłem.

AGNIESZKA

 Wszystko dobrze Agnieszko? — zapytał mnie sor Stanisław.

Pewnie pani z szatni powiedziała mu, że tutaj jestem. A może ktoś zauważył, że nie dotarłam na lekcję i zostawiłam na ławce swoje rzeczy?

Patrzyłam na sora niezbyt przytomnym wzrokiem. Ze wszystkich sił próbowałam wyrównać oddech. Wiedziałam, że nie dam rady wrócić już na lekcje.

— Niezbyt dobrze się czuję. — odpowiedziałam — Mogłabym się zwolnić ze szkoły?

— Tak, skoro musisz.

— Mam prośbę. Mogłabym zadzwonić z sekretariatu do mamy, żeby po mnie przyjechała? Sama nie dam rady wrócić do domu.

Nie mogłam wyjść sama ze szkoły, bo był tam Michał. Nie byłam w stanie zmierzyć się z nim. Na samą myśl, że on tam stoi, panika wracała.

— Nie bój się. Nie ma go już pod szkołą. Rozmawiałem z nim, poprosiłem bez ogródek, żeby już się tutaj nie pokazywał. Odjechał, dopilnowałem tego.

— Łzy popłynęły mi po policzkach.

— Dziękuję — powiedziałam. — Posiedzę tutaj jeszcze chwilkę, dobrze?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro