37. Napisy na drodze

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kwiecień 94

MICHAŁ

Byłem załamany. Nie miałem pomysłu, jak mogę dotrzeć do Agnieszki, choć widziałem, że muszę to zrobić. Chciałem ją przeprosić, poprosić o przebaczenie. Wiedziałem, że to jest ważne dla mnie, ale przede wszystkim dla niej.

W desperacji, żeby w jakikolwiek sposób do niej dotrzeć, pisałem kredą na ulicy, którą chodziła, dojeżdżając do szkoły, słowa dedykowane dla niej. Miałem nadzieję, że sama zobaczy te napisy, albo ktoś jej o nich powie.

Z powodu tych napisów sprawa na wsi odżyła. Niebawem wszyscy już wiedzieli, że błagam ją o wybaczenie i choćby minutę rozmowy. Niektórzy zaczęli mi nawet kibicować. Agnieszka pozostawała jednak nieugięta.


Jakby tego było mało, miałem kłopoty na uczelni. Zawaliłem większość kolokwiów, miałem tyły na laboratoriach i zdecydowanie za wiele nieobecności. Musiałem pogodzić się z tym, że albo zawalę rok, a może nawet wylecę ze studiów, albo zacznę nadrabiać zaległości. Postanowiłem wziąć się w garść, tego oczekiwałaby ode mnie Agnieszka.

AGNIESZKA

Obawiałam się jeździć do szkoły i wracać do domu autobusem. Rodzice mnie wozili samochodem, albo pomieszkiwałam u kuzynów w miasteczku.

Całą energię poświęcałam na naukę, tylko ona pozwalała mi oderwać myśli od strachu, że za rogiem będzie czekał na mnie Michał i cały koszmar wróci.

Starałam się przygotować do tego, że przyjdzie taki dzień i spotkam go gdzieś przypadkiem. Będę w końcu musiała wrócić do normalnego życia. Muszę nauczyć się panować nad swoimi reakcjami, uporządkować jakoś uczucia, nie dopuścić do tego, żebym wpadła w panikę, jak w szkole...

Sor Malinowski powiedział mi kiedyś, że jeśli chcę odzyskać spokój, muszę się z nim skonfrontować i mu wybaczyć. Łatwo to powiedzieć, ja nadal nie byłam na to gotowa.

W dniach, kiedy byłam zdana na autobus, przemykałam od przystanku do domu jak złodziej, z nadzieją, że nie spotkam nikogo na swojej drodze. Szłam ze spuszczoną głową i wzrokiem wbitym w ulicę i właśnie wtedy zauważyłam napisy wykonane kredą na asfalcie. Co kilka metrów pojawiał się nowy napis: "błagam o 5 minut rozmowy", "umieram bez ciebie", "kocham Cię", "wybacz mi", "jestem idiotą", "chcę tylko przeprosić", "bez ciebie nic nie ma sensu". Nie miałam wątpliwości, że te słowa są skierowane do mnie, a napisał je Michał. On nie odpuści, ale jeśli sądzi, że w ten sposób przekona mnie do rozmowy, spotkania, to się myli. Ja nie chcę i nie jestem jeszcze gotowa na konfrontację z nim.

— Widziałaś, prawda? — zapytał Igor, wiedziałam, że mówi o tych napisach.

— Tak — odpowiedziałam.

— Skurwiel! — zaklął mój brat- chce znowu oberwać po ryju?

— Żyjemy w wolnym kraju. Każdy może pisać na asfalcie, co chce. Co z tego, że znowu trafię na języki? Nic gorszego od tego, przez co przeszłam, mnie już nie spotka. Co nas nie zabije, to nas wzmocni, tak się mówi, prawda braciszku? Nie zamierzam się tym przejmować.

— Naprawdę? Nie przejmujesz się, czy tylko tak mówisz? — zapytał z niedowierzaniem i podejrzliwością.

— Nawet jeśli się przejmuję, to tylko na chwilę. Niech sobie pisze, co chce! Ode mnie odpowiedzi się nie doczeka! Wiesz, że przez dziewczyny podawał mi liściki? Wszystkie zniszczyłam!

— Pocztą też przesyłał, ale wszystkie odesłaliśmy nieotwarte. Tak zdecydowaliśmy, za twoimi plecami, z rodzicami. Nie jesteś za to zła? — zapytał brat.

— Nie. Zrobiłabym tak samo. Nie dałabym rady sama przejść bez was przez to wszystko. Jesteście tacy kochani!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro