39. Radiowa impreza

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sierpień 94

AGNIESZKA

Do domu przyjechałam kilka dni przed imprezą. Chciałam upewnić się, że wszystko zostanie dobrze przygotowane, ale przede wszystkim musiałam przygotować się psychicznie na konfrontację z Michałem, Sądeckimi i całą wsią. Stresowałam się, może nawet panikowałam. Chwilami żałowałam, że wpadłam na taki pomysł i teraz muszę stawić czoła nadchodzącym wydarzeniom. Potrzebowałam wsparcia rodziny, przegadania tematu z Igorem. Tylko dzięki temu miałam szansę odzyskać równowagę wewnętrzną i względny spokój.

— Aga, wszyscy na wsi są po twojej stronie. Nie usłyszysz ani jednego przykrego słowa. — mówił Igor.

— Niemniej jednak wszyscy będą mnie obserwowali. Każdy jest ciekawy, w jakiej jestem formie po tym wszystkim. Jak mam się zachowywać?

— Tak jak czujesz! Przecież nie musisz niczego udawać.

— Ale chcę trzymać poziom. — tłumaczyłam bratu — Nie zamierzam wyglądać jak siedem nieszczęść, jak ktoś, komu należy się współczucie. Tym bardziej nie zamierzam z nikim rozmawiać o swoich uczuciach.

— Nikt nie będzie od ciebie tego wymagał.

— Wszyscy będą się na mnie gapili. Już słyszę te komentarze: „to ta głupiutka Agnieszka, która dała się oszukać i zaciągnąć do łóżka"

— Przestań pieprzyć głupoty! Po co to sobie robisz? Niczego nie możesz sobie zarzucić. Ktoś inny okazał się głupi i podły. On niech się wstydzi i boi pokazać ludziom na oczy. Spokojnie, będzie dobrze! Dasz radę, a ja cały czas będę obok. Chodź, przejdziemy się!

Poszliśmy z Igorem połazić po okolicy. Zawsze bardzo to lubiłam. Poszliśmy polnymi dróżkami, między polami, do lasu, a później szliśmy się przez środek wsi, w stronę domu. Spotkaliśmy kilka osób, wymieniliśmy pozdrowienia, niektórzy pytali mnie o imprezę, wiedzieli, że pracuję w radio. Uspokoiłam się trochę i nabrałam przekonania, że może jednak nie będzie tak źle, jak sądziłam.

— Zajdziemy na chwilę? — zapytał Igor, wskazując dom Wojtka, który akurat mijaliśmy.

Wojtek pracował w ogródku, ucieszył się na nasz widok.

— Cześć dzieciaki! — przywitał nas radośnie — Fajnie, że wpadliście. Mam pretekst, żeby skończyć robotę. Nie znoszę zajmować się warzywami. To zajęcie dla kobitek!

— Mamy równouprawnienie Stary, jakbyś nie zauważył — powiedział Igor.

— E tam! Równouprawnienie to tylko głupie gadanie. Facet zawsze będzie facetem, a kobieta kobietą. Facet dziecka nie urodzi, a kobieta nie będzie po polu za pługiem chodziła.

— Chyba faktycznie wkurzyła cię praca w warzywniaku. Zły jesteś, jeszcze i nam się zaraz dostanie - zaśmiał się Igor.

— A ty Agnieszka, co taka milcząca dzisiaj jesteś? — zapytał mnie Wojtek, a ja spojrzałam na niego ponurym wzrokiem, próbując się uśmiechnąć.

— Stres ją zjada. Najpierw sama zorganizowała tę imprezę z radiem, a teraz boi się pójść.

Wojtek popatrzył na mnie ze zrozumieniem.

— Zaimponowałaś mi, wiesz? — zwrócił się do mnie — Niech wszyscy spojrzą ci prosto w oczy, łącznie z całą moją nieszczęsną rodziną Sądeckich. Uciekanie i chowanie się to żadne wyjście. Wiem, co mówię.

— Pewnie! Łatwo tak powiedzieć... Ale wiesz co? Nie będzie łatwo, ale zamierzam przetrwać tę imprezę. Najgorzej, że nie mam żadnego planu awaryjnego. Mogłam wymyślić coś, żeby ludzie się na mnie nie gapili, co by odwróciło ich uwagę. A teraz, w stresie, nic mi do głowy nie przychodzi...

— Damy radę siostra, będzie dobrze — powiedział Igor.

— Jasne! Nie mówmy już o tym — chciałam skończyć już ten temat — Co u ciebie, Wojtek, masz jakąś nową piosenkę do naszej galerii?

— Dzisiaj mam dla ciebie coś innego.

Wojtek przyniósł gitarę i zagrał mi piosenkę Starego Dobrego Małżeństwa „Opadły mgły, wstaje nowy dzień". Ta piosenka niosła ze sobą optymistycznie przesłanie. Podziękowałam Wojtkowi słabym, ale jednak uśmiechem. *

W moim życiu ciągle jeszcze była mgła, raz rzadsza, innego dnia gęściejsza, ale zaczęłam już trochę widzieć przez nią świat, nauczyłam się też, całkiem sprawnie, w niej poruszać. Miałam nadzieję, że niebawem nadejdzie dla mnie nowy dzień. Może do Szczecina, na studia, mgła nie da rady dotrzeć za mną?...


W dniu imprezy pogoda była wręcz wymarzona. Gorący sierpniowy dzień i bardzo ciepła noc. Na wsi ludzie bardzo chcieli się zaprezentować z jak najlepszej strony, niemal przeszli samych siebie. Tak przygotowanej imprezy jeszcze u nas nie było! Dekoracje, atrakcje, zaplecze, wszystko prezentowało się lepiej niż dobrze. Gmina dorzuciła się do organizacji. Parkiet do tańca był ogromny. Stanowisko dla radiowców odpowiednio wyeksponowane i wyposażone między innymi w ogromne wiklinowe kosze pełne smakowitości, dla każdego gościa z radia.

Przyszła masa ludzi, nie tylko wszyscy z naszej i okolicznych wsi, ale z całej gminy, a nawet spoza niej.

Mój genialny pomysł polegał na tym, że jednocześnie będę i nie będę na imprezie. Chciałam być, lubiłam te imprezy, bywałam na nich od dziecka. Niedługo miałam wyjechać ze wsi i nie miałam pojęcia co ze mną będzie w kolejnych latach. Chciałam zobaczyć się z moimi przyjaciółmi, chciałam zobaczyć wszystkich znajomych i bardzo chciałam w końcu przestać uciekać, chować się przed ludźmi.

Z drugiej strony zdawałam sobie sprawę z tego, że wszyscy Sądeccy na czele z Michałem przyjdą, jak co roku. On będzie chciał ze mną porozmawiać. Ludzie ze wsi będą nas obserwowali, będą komentowali nasze rozstanie i będą starali się dostrzec, jakie piętno to na mnie odcisnęło. Pogodziłam się z myślą, że nadszedł czas mojej konfrontacji z całą wsią, rodziną Sądeckich, a przede wszystkim z Michałem. Nie byłam jeszcze w pełni gotowa, ale wiedziałam, że muszę zamknąć tę sprawę przed wyjazdem na studia, żeby móc żyć dalej normalnie. Cieszyłam się, że na imprezie będę miała czym się zająć, w razie czego miałam zamiar udawać, że pracuję.

Od południa fachowcy z radia instalowali sprzęt, sprawdzali, czy wszystko działa, jak należy. Pomagałam we wszystkim. Zrobiłam dopracowany do perfekcji plan działań. Przygotowałam listę osób, z którymi warto porozmawiać na antenie, z uwzględnieniem tematu rozmowy, cech charakterystycznych dla danej osoby, pozycji tej osoby w społeczności lokalnej. Napisałam dokładne pytania, jakie warto zadać, a nawet skrót odpowiedzi, których można się spodziewać. Radiowcy mieli gotową ściągawkę i naprawdę byli pod wrażeniem.

Ubrałam się najprościej, jak mogłam, w ciemną, granatową, prostą sukienkę, żadnych ozdób, ani dekoltów. Nałożyłam buty na płaskim obcasie i rozpuściłam włosy, były długie, uczesałam je tak, że nachodziły mi na twarz, czułam się dzięki nim trochę schowana.

Obserwowałam, jak ludzie schodzą się na imprezę. Witałam się ze znajomymi, przedstawiałam najbliższych przyjaciół moim nowym znajomym z radia.

Wkrótce zobaczyłam Sądeckich. Przyszli wszyscy razem, Michał, jego rodzice, Adam z Magdą. Patrzyli na mnie, uparcie szukali kontaktu wzrokowego, z daleka kiwnęłam im głową. 

MICHAŁ

Ta impreza była ostatnią szansą na rozmowę z Agnieszką. Wiedziałem, że to ona stoi za całym przedsięwzięciem, więc będzie na niej na pewno.

Zobaczyłem ją od razu. Była wśród organizatorów. Znałem ją dobrze, więc od razu poznałem, że jest spięta, mimo że starała się, żeby nie było tego po niej widać.

Podszedłem do niej, żeby się przywitać.

— Cześć Agnieszko — powiedziałem i popatrzyłem na nią uważnie, była smutna, zgaszona.

— Cześć — odpowiedziała z kamienną twarzą, bez cienia uśmiechu, uciekła spojrzeniem na bok.

— Znajdziesz chwilę, żeby ze mną porozmawiać? Bardzo mi zależy. Proszę!

— Nie wiem..., niekoniecznie — zdążyła powiedzieć i między mną a Agnieszką stanął Igor.

— Spadaj! — powiedział tylko.

Popatrzyłem na nią z nadzieją, ale odwróciła wzrok. Stałem jeszcze chwilę, bez słowa i bez pomysłu, co miałbym zrobić, po czym odszedłem i usiadłem przy stole. 

AGNIESZKA

 Będę miał go na oku, nie pozwolę zbliżyć mu się do ciebie — powiedział Igor.

— Nie trzeba. Leć do ludzi, baw się i nie martw się o mnie, ja sobie poradzę — powiedziałam, chociaż krótka rozmowa z Michałem wytrąciła mnie z równowagi.

Igor nie chciał w tym roku siedzieć przy jednym stole z Michałem, dlatego zorganizował oddzielny stół dla nas i naszych znajomych. Tak naprawdę to myślę, że zrobił to dla mnie. Cały czas, niesamowicie wprost troszczył się o mnie! Każdego roku cała młodzież miała wspólny, długi stół. W tym roku było inaczej. Okazało się, że do naszego stolika dosiedli się niemal wszyscy. Michał siedział z ponurą miną przy niedużym stoliku z Adamem i jego znajomymi. Nie brał udziału w zabawie, z nikim nie rozmawiał, praktycznie nie wstawał od stołu.

Impreza przebiegała zgodnie z planem. Radiowcy zrobili już pierwsze wywiady i nagrali pierwsze rozmowy z ludźmi, których im wskazałam. Jeden z redaktorów, Andrzej, na którego wszyscy mówili Endżi, pełnił rolę DJ'a i prowadzącego imprezę. Chodził między ludźmi z mikrofonem, zagadywał. Wszystko było dokładnie tak, jak się spodziewałam. Punkt po punkcie był realizowany plan imprezy, jaki napisałam.

Ja sama mało tańczyłam, w ogóle nie miałam na to ochoty. Czasami dziewczyny, albo inni znajomi wyciągali mnie na parkiet. Nie mogłam jednak wykrzesać z siebie dawnego entuzjazmu i energii, którą czułam zawsze, kiedy słyszałam muzykę i miałam możliwość potańczyć. Czułam się tak, jakby ktoś odciął mi prąd, odebrał kolory. Nie umiałam, jak co roku, cieszyć się z wieczoru, bawić się z ludźmi. Czułam na sobie zaciekawione spojrzenia ludzi, wiedziałam, że obserwują mnie, są ciekawi, jak będę się zachowywała po rozstaniu z Michałem. Niektórzy przychodzili do mnie, żeby powiedzieć mi coś miłego i w ten sposób okazać, że są ze mną, że mnie wspierają, inni przyglądali mi się z daleka. Czułam się jak na celowniku. Widząc ludzi szepczących, wydawało mi się, że mówią o mnie. Źle się czułam na tej imprezie. Przyszło mi nawet do głowy, że już nigdy nie wrócą czasy, kiedy w swojej wsi będę się czuła dobrze i swobodnie...

Sądeccy też wpatrywali się we mnie, starałam się nie widzieć tego, nie patrzeć w ich stronę, ale i tak to czułam. Przyszła do mnie Magda.

— Cześć Aga — zaczęła rozmowę, jakby nigdy nic — Fajnie to wszystko zorganizowałaś. —powiedziała, rozglądając się dookoła — Jestem pod wrażeniem!

— Przecież wiesz, że nie ja to zorganizowałam.

— Nie bezpośrednio. Ty ściągnęłaś tu media. Resztę zrobili ludzie, ale to twoja zasługa.

— Ja tego tak nie widzę — odpowiedziałam krótko.

Magda stała obok, przestępowała z nogi na nogę, przez chwilę nic nie mówiła.

— Nie odpuścisz Michałowi? — zapytała.

— Nie chcę o tym rozmawiać.

— Teraz, czy już nigdy? — ciągnęła temat.

— Teraz. Nie używam już słów „na zawsze" i „nigdy".

— Szkoda, że tak to się wszystko pokomplikowało. Naprawdę bardzo żałuję. Bardzo cię polubiłam, a Adam to już w ogóle mówi o tobie w samych superlatywach. Myśleliśmy, że będziemy kiedyś rodziną.

— Magda, ty i ja, to zupełnie inna bajka. Jak się okazało, ja nie pasuję do tej rodziny. —odpowiedziałam — I wiesz? Wcale tego nie żałuję.

— Bzdura! U Sądeckich jest teraz żałoba po tobie. Nie tylko Michał, oni wszyscy byli w tobie zakochani.

— Magda, przepraszam cię, ale naprawdę nie chcę o tym rozmawiać. Też cię lubię, życzę ci wszystkiego dobrego. Bądźcie wszyscy super, extra szczęśliwi, ale dajcie mi już spokój —odwróciłam się i poszłam do kokpitu radiowców.

KRZYSZTOF

Agnieszka przebywała z prowadzącymi, była zajęta organizacją. Przypuszczam, że celowo znalazła sobie takie zajęcie, żeby zająć się czymś i przez jakiś czas uniknąć konfrontacji z wszystkimi mieszkańcami wsi. Ubrana była w prostą ciemną sukienkę, ale, mimo że tego nie chciała, wyglądała jak zwykle bardzo atrakcyjnie. Niewiele bawiła się, tańczyła, a jeśli już to tylko po długich namowach i wyłącznie w grupie znajomych. Była poważna, może nawet smutna, uśmiechała się do tych, z którymi rozmawiała, ale bez zwykłego entuzjazmu, bez radości. Bardzo starała się, żeby nie było tego widać, ale ci, którzy znali ja dobrze, a miałem szczęście zaliczać się do tego grona, widzieli, jak jest naprawdę. Igor był tuż obok niej, nie dopuszczał do niej nikogo, w szczególności Michała.

Jednak wydarzyło się coś, czego nawet ona nie przewidziała.

AGNIESZKA

Nie byłam w stanie bawić się dobrze i najchętniej poszłabym do domu, ale nie mogłam tego zrobić z powodu radiowców. Odliczałam upływające wolno minuty, nie miałam pojęcia, jak wytrwam tutaj jeszcze kilka dobrych godzin, do końca!

Właśnie wtedy zobaczyłam, że na imprezę wchodzi Wojtek. Miał ze sobą swoją gitarę. Stanął i niepewnym wzrokiem rozglądał się dookoła. Wszyscy patrzyli na niego zdumieni. Wojtek od wielu lat unikał ludzi, ja sama, do niedawna, uważałam go za dziwaka i samotnika, dlatego wszyscy byli więcej niż zdziwieni, gdy go zobaczyli. Spojrzał na mnie, a ja uśmiechnęłam się do niego. Zobaczyłam, że Igor idzie w jego kierunku, jednak ubiegł go Krzysztof. Podszedł do Wojtka, coś do niego powiedział i poklepał go po przyjacielsku po ramieniu. Byłam mu za to wdzięczna. Nikt, tak dobrze jak ja, nie wiedział, jak czuje się Wojtek. 

KRZYSZTOF

Zbaraniałem, gdy zobaczyłem Wojtka wśród ludzi! Nie miałem pojęcia kto, albo co, skłoniło go do przyjścia, ale ucieszyłem się bardzo! Stał zdezorientowany i niepewny, ze swoją gitarą i rozglądał się na boki. Poszedłem do niego.

— Wojtek! — podałem mu rękę i poklepałem go po ramieniu — Chodź, zapraszamy do nas! — poprowadziłem go do naszego stolika i posadziłem na swoim miejscu. Romek od razu, nieproszony, poszedł zorganizować dodatkowe krzesło, talerz i wszystko, co potrzeba.

— Nieźle tu się bawicie! Powiem ci, że nie spodziewałem się, że tak to wszystko wygląda... —powiedział Wojtek.

— W tym roku jest znacznie lepiej niż zazwyczaj. — powiedziałem — Wiesz, goście z radia..., z Lublina..., trzeba było się zaprezentować z jak najlepszej strony.

— Nie inaczej.

— Nie mogłeś wybrać lepszego momentu na mocne wejście — zażartowałem.

— Wiem — odpowiedział krótko.

Zauważyłem, że wymienił spojrzenia z bratem Agnieszki, coś tam pokazali do siebie rękami. Wkrótce do naszego stolika zaczęli przychodzić po kolei wszyscy ludzie, którzy znali Wojtka przed laty, żeby się z nim przywitać, porozmawiać. Niektórzy pytali go o gitarę, po co ją przyniósł, czy coś zagra. Młodzież, która znała Wojtka tylko z opowieści i plotek, patrzyła na to z daleka, lekko zdezorientowana. Wojtek, jak w dawnych czasach, skupił na sobie całą uwagę.

Agnieszka patrzyła na Wojtka rozmawiającego z ludźmi i uśmiechała się pod nosem, z ulgą.

AGNIESZKA

Obserwowałam Wojtka i ludzi, którzy podchodzili do niego. Poczułam ulgę. Nie ja byłam teraz na celowniku. Miałam czas na złapanie oddechu.

— Myślę, że zrobił to trochę dla ciebie — powiedział mi Igor, który też obserwował z daleka Wojtka — Nasza wczorajsza rozmowa była dla niego impulsem. Chciał ci pomóc i jednocześnie była to dla niego okazja, żeby wyjść z ukrycia. Od dawna chciał to zrobić.

— Serio? W takim razie warto było, to wszystko organizować! Może to wszystko ma głębszy sens? To, co się dzieje w naszym życiu, nie jest bez powodu? — zaczęłam zastanawiać się, jak zwykle, w obecności Igora, mówiłam na głos wszystko, co myślałam — Może nawet moje nieszczęsne zakochanie i to wszystko, co było potem, wydarzyło się nie bez powodu...

— Agnieszka! — Endżi przerwał raptownie moje rozważania — Kim jest ten facet z gitarą? Nic o nim nie wspominałaś, a on skupia na sobie uwagę wszystkich!

— To Wojtek, pierwszy raz od kilkunastu lat, wyszedł do ludzi.

— Jak to?

— To długa i smutna historia. Przeżył zawód miłosny i wyoutował się z życia na wiele lat. Nie mam pojęcia, czy będzie chciał ci o tym opowiedzieć. Też jestem zdziwiona, że go widzę.

— Po co mu gitara?

— Nie wiem, ale on nigdy nie rozstaje się z gitarą. Nie masz pojęcia, jak on gra! Jest absolutnym mistrzem! Jeśli zechce z tobą porozmawiać, to zapytaj go o Klub Złamanych Serc z piosenkami dla porzuconych i odtrąconych. Miliony najsmutniejszych piosenek świata, Wojtek wszystkie je zna, gra i śpiewa.

— A ty skąd to wszystko wiesz? — zapytał z podejrzliwością Endżi.

— Ludzie na wsi wiedzą o sobie wszystko! — odparłam i uśmiechnęłam się porozumiewawczo do Igora.


Wojtek wziął na siebie zainteresowanie ludzi, widziałam, że porozmawiał z Endżim, zajął też sobą Sądeckich, a ja z ulgą zajęłam się obowiązkami.

Obserwowałam moich kolegów z radia, zależało mi, aby z ich perspektywy impreza udała się, w końcu to ja namówiłam ich do przyjazdu do mojej wsi. Nie dało się nie zauważyć, że wszyscy radiowcy są bardzo zadowoleni. Impreza przebiegała bez żadnych problemów, były telefony od słuchaczy. Krótkie rozmowy z mieszkańcami wsi bardzo ożywiły audycję i nadały jej lekkości i humoru. Słyszałam, jak radiowcy mówią o tym, że ten pomysł trzeba będzie powtórzyć w kolejnych latach, zaangażować lokalne społeczności, przedstawicieli gmin, dzięki temu słuchalność i zainteresowanie audycją będzie zawsze pewne.

Uśmiechnęłam się do siebie. Mój pomysł na imprezę nie okazał się jednak taki zły! Ja stawiłam czoło wszystkim ludziom ze wsi, Wojtek przyszedł, radiowcy są zadowoleni.

" Dałam radę i chyba bez problemu dotrwam do końca" — myślałam zadowolona z siebie i właśnie wtedy wydarzyło się coś, czego nie byłam w stanie przewidzieć...

Słyszałam, jak moi koledzy z radia, w swoim gronie, zastanawiali się, w jaki sposób podziękować za gościnę i prezenty. Chcieli zorganizować zabawę, która da konkretną, finansową korzyść paniom z Koła Gospodyń Wiejskich, które przyjęły ich po królewsku.

— To co, licytacja? — zaproponował Endżi.

— Okej, dobry pomysł, ale w całości poza anteną. — zgodził się szef.

Nie miałam pojęcia, o jaką licytację chodzi, ale Endżi już wszedł z mikrofonem między ludzi i zachęcał wszystkich do wzięcia udziału w nowej zabawie.

— Drogie panie, pozwólcie, aby ci, którym na co dzień brak odwagi, albo z innych powodów nie mogą w zwykły sposób poprosić was o chwilę rozmowy sam na sam, zrobili to teraz, w czasie jednego tańca, który zostanie wylicytowany. A was drodzy panowie zachęcam do odwagi! Jeśli nie teraz, to kiedy? Zasady są proste - ten, kto da więcej, wygrywa! Maksymalna kwota to pięćset złotych. Ta kwota gwarantuje wygraną! Wszystkie wpływy z licytacji zasilą fundusze miejscowego Koła Gospodyń, które jest gospodarzem dzisiejszej imprezy! — mówił Endżi

Słuchałam jego słów i stałam jak sparaliżowana, krew odpłynęła mi z twarzy. Byłam przerażona.

Wiedziałam, że oto nadszedł moment mojej konfrontacji z Michałem, w dodatku w czasie tańca, kiedy on będzie mnie dotykał i to na oczach wszystkich! Unikałam kontaktu z nim w innych okolicznościach i teraz się to na mnie zemści. Miałam jeszcze wątłą nadzieję, że moja osoba zostanie pominięta w licytacji, ale oczywiście stało się inaczej.

Endżi powiedział mi, że zostałam zgłoszona do zabawy i zaprasza mnie do siebie. W pierwszym odruchu chciałam uciec, ale wiedziałam dobrze, że to byłaby dziecinada. Chciałam się wykręcić obowiązkami, nie zamierzałam się zgodzić, ale coraz więcej osób próbowało mnie przekonać, zaczął zbierać się przy mnie coraz większy tłumek, nie chciałam jeszcze dodatkowo podkręcać atmosfery wokół siebie.

— Zaczynamy licytację tańca z Agnieszką, dzięki której nasze radio gości dzisiaj w waszej miejscowości — mówił Endżi — Panowie, nie zmarnujcie tej okazji, ona może się nie powtórzyć! Cena wywoławcza: dziesięć złotych!

Zobaczyłam, jak Michał podnosi rękę do góry.

— Pięćset — powiedział głośno.

Ludzie z zaciekawieniem patrzyli raz na mnie, raz na Michała. Nikt jeszcze nie zaoferował tak dużej kwoty. Spojrzałam na niego spokojnie, chociaż serce łomotało w mojej piersi z całych sił. On też patrzył na mnie. Dobrze, zatańczymy, porozmawiamy, niech właśnie tak będzie, przecież nic mi się nie stanie.

Igor poderwał się, popatrzył na mnie, ale ruchem dłoni pokazałam mu, że wszystko jest okej.

KRZYSZTOF

 Pięćset — powiedziałem głośno i podniosłem rękę.

Bożena była tak zaskoczona, że nie umiała tego ukryć. Oczy niemal wszystkich skierowały się na mnie.

Ja patrzyłem prosto na Agnieszkę. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Wydawało mi się, że widzę w jej spojrzeniu cień czegoś podobnego, co widziałem na balu, lekkiego rozbawienia.

Prowadzący był zachwycony, choć nieco zaskoczony.

— Tak jak mówiłem, pięćset złotych gwarantuje taniec, gratulujemy drugiemu zwycięzcy!

AGNIESZKA

Po dłuższej chwili Michał zaprosił mnie do wylicytowanego tańca. Oczywiście, tak jak się spodziewałam, piosenka była wolna. Michał objął mnie.

Wiele razy zastanawiałam się, co będę czuła, gdy niespodziewanie Michał pojawi się blisko mnie. Czy będę czuła niechęć, może nawet strach, a może moje ciało i zmysły przypomną sobie, co czułam do niego jeszcze niedawno? Teraz mogłam się o tym przekonać. Jego dotyk, zapach, ruchy, które znałam tak dobrze, nadal były dla mnie swojskie, naturalne, oczywiste. Byłam przyzwyczajona do jego bliskości. Przez głowę przemknęła mi myśl, że dobrze mi, gdy jestem blisko niego, ale szybko zdusiłam tę myśl i postanowiłam skupić się na rozmowie. Chciałam być uprzejma, nie zamierzałam okazywać niechęci, ostatecznie to jego taniec.

Trudno było mi jednak opanować emocje, gardło mi się ścisnęło, a w oczach poczułam łzy. Dobrze wiedziałam, że w takim stanie nie będę w stanie z nim rozmawiać. Pomyślałam, że jeśli nie wezmę się w garść, to za chwilę rozpłaczę się tutaj, w jego ramionach, na oczach wszystkich.

MICHAŁ

Trzymałem ją w ramionach, moją Agnieszkę! Jej ciało, ciepło, zapach, wszystko było tak znajome! Boże, jak ja za nią tęskniłem!

— Cuda się jednak zdarzają — powiedziałem, gdy zaczęliśmy tańczyć — Od dawna liczyłem już tylko na cud!

Uśmiechnęła się lekko na te słowa. Nic jednak nie odpowiedziała.

— Proszę cię Agnieszko, daj mi szansę na rozmowę z tobą. Tylko jedna rozmowa, może być krótka, ale dłuższa niż ten taniec, na twoich warunkach. Zgódź się, proszę cię bardzo!

Nadal nic nie mówiła.

— Jak mam cię przekonać? Nie będę miał kolejnej szansy! Ten taniec zaraz się skończy, skończy się ta impreza, ty wyjedziesz, a my powinniśmy porozmawiać! Sama wiesz to bardzo dobrze! Proszę, umów się ze mną na rozmowę! Błagam cię Agnieszko! Zrobię wszystko, co zechcesz, tylko porozmawiaj ze mną!

— Niczego od ciebie nie chcę — odpowiedziała.

— Powiedz słowo i ja zniknę z twojego życia, ale pozwól mi wcześniej cię przeprosić, wyjaśnić. Bez tego wszystko będzie cholernie trudne... Tyle dobrego, najlepszego nas łączyło i tyle złego się wydarzyło. Nie możemy tak po prostu przejść z tym do porządku dziennego. Nie da się tego zrobić. Jestem pewien, że tak samo myślisz.

— Dobrze — powiedziała niespodziewanie — spotkajmy się. Masz czas w poniedziałek?

— Dostosuję się do każdego terminu — zapewniłem.

— Proponuję w poniedziałek wieczorem, na przykład o osiemnastej, w kawiarni Pod Brzozą? Może tak być? — zaproponowała.

— Oczywiście! Dziękuję, nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy!

Tańczyliśmy jeszcze przez chwilę. Ludzie nie spuszczali z nas oczu. Nasza krótka, ale silna zażyłość zrodziła się na oczach ludzi, a potem z hukiem się rozbiła, również na oczach wszystkich.

KRZYSZTOF

Usłyszałem pierwsze dźwięki jednej z moich ulubionych piosenek, którą, jako zwycięzca licytacji mogłem zaproponować. Wybrałem „Hotel California" Eagles, to jeden z dłuższych utworów, jaki znam. Podszedłem do Agnieszki.

— Mogę panią prosić? — zapytałem.

— Och, to pytanie jest raczej retoryczne, wygląda na to, że chcąc nie chcąc muszę się zgodzić —odpowiedziała z nutą ironii w głosie, w swoim zaczepnym stylu, który uwielbiałem.

— Bardziej chcąc, czy nie chcąc?

— Chcąc! — odpowiedziała z krzywym, ironicznym uśmiechem — Widzę, że rodzina Sądeckich chce być dzisiaj na ustach całej wsi! Przy okazji i ja się na to załapię! Któż by tego nie chciał! To takie celebryckie zapędy? — zapytała kąśliwie.

— Nie obchodzi mnie co ludzie myślą — uciąłem rozmowę na ten temat, nie miałem ani minuty do zmarnowania.

Objąłem ją i zaczęliśmy tańczyć.

— Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałem znowu zatańczyć z tobą! — mówiłem cicho, mając pewność, że nikt nie usłyszy tego co jej powiem — Piosenka nie jest długa, a ja muszę ci powiedzieć trzy ważne rzeczy.

— Słucham z uwagą, nie mam wyjścia — powiedziała z westchnieniem.

— Po pierwsze. Ty naprawdę uwierzyłaś, w te bzdury, które usłyszałaś od Michała? To co ci powiedział, o mnie, mojej żonie i o tym, co my, niby o tobie mówiliśmy, w kontekście pieniędzy? Jak mogłaś w to uwierzyć? Zapewniam cię, że to nie jest prawda! Ani ja, ani Bożena nigdy nic podobnego nie powiedzieliśmy, nawet nie pomyśleliśmy! Myślałem, że znasz nas lepiej!

— Ostatnio nie jestem pewna kogo i na ile znam, co jest fałszem a co prawdą — odpowiedziała cicho i ze smutkiem.

— Prawda jest taka, że obydwoje, bardzo, ale to bardzo, chcieliśmy widzieć ciebie u boku Michała przez resztę życia! Jesteś wyjątkową dziewczyną. Byliśmy szczęśliwi i dumni, że zwróciłaś uwagę akurat na naszego syna, uważaliśmy go za największego szczęściarza w okolicy! Ten czas, kiedy u nas bywałaś, był wyjątkowy. Ja nie potrafię go zapomnieć.

— A ja muszę...

— Chyba że zdołasz wybaczyć. Wiedz, że my z żoną będziemy wtedy szczęśliwymi ludźmi. Jesteś cenniejsza od każdego majątku. Brakuje nam ciebie w naszym domu.

— A więc tatuś tłumaczy się ze słów syna? — powiedziała wyraźnie rozdrażniona i dodała twardym tonem — Proszę nie mówić mi, od czego jestem, czy nie jestem cenniejsza! Nie jestem zabawką, którą można mieć, lub nie mieć w swoim domu! Obydwaj z Michałem kupiliście, w tej idiotycznej zabawie, tylko taniec ze mną! — była poirytowana — Mnie nie można wycenić, ani kupić!

— Oczywiście! Ja muszę w kilku zdaniach powiedzieć ci to, o czym mógłbym i wierz mi, wolałbym, dyskutować z tobą godzinami. I tak, muszę wytłumaczyć się ze słów syna, bo on powiedział głupoty, powołując się na mnie i żonę. Nie zgadzasz się na rozmowę w innych okolicznościach, więc to jest jedyna szansa. Powtarzam, wszystko, co usłyszałaś od Michała, jest nieprawdą. Mojego syna zaślepiła, pozbawiła rozumu, miłość do ciebie i zazdrość, nagadał głupot nic niemających wspólnego z rzeczywistością i prawdą. Przez całe życie staraliśmy się nauczyć synów, co w życiu jest najważniejsze. Nic innego nie liczy się tak bardzo, jak właściwa osoba u boku, z którą można zbudować głęboką więź, opartą na przyjaźni i zaufaniu, pełną zrozumienia, czułości. Liczy się wyłącznie to jaki kto jest, jakie ma serce, co ma w głowie, nic więcej. Tymczasem on powiedział dokładnie odwrotnie, jakieś koszmarne bzdury o pieniądzach, majątku! Wściekłem się, gdy się o tym dowiedziałem, myślałem, że już nigdy nie wpuszczę go pod swój dach! To jest jedyna prawda. Powiedz, proszę, że mi wierzysz.

Agnieszka milczała przez chwilę.

— Bardzo chciałabym uwierzyć. Odrzucenie boli, dużo łez mnie kosztowało...

Nie mogłem tego słuchać. Dziewczyna, która codziennie była w moich myślach, za której obecnością codziennie tęskniłem, myślała, że jej nie akceptuję, płakała z tego powodu. Zagryzłem usta, pokręciłem z niedowierzaniem głową. Życie potrafi być cholernie przewrotne! Teraz nie miałem jednak czasu, aby o tym myśleć, czy rozmawiać.

— Druga sprawa: cokolwiek zdecydujesz w sprawie Michała, czy będziesz z nim, czy nie, chcę, żebyś wiedziała, że zawsze możesz na mnie liczyć, w każdej sprawie. Zawsze ci pomogę, zawsze cię wesprę. Jeśli będziesz miała kłopoty osobiste, czy finansowe, będziesz potrzebowała rozmowy, porady, pocieszenia, wsparcia, czy cokolwiek innego, ja jestem do twojej dyspozycji. Pamiętaj o tym, że masz we mnie przyjaciela. Zrobię wszystko, o co mnie poprosisz. Zawsze!

Agnieszka popatrzyła na mnie z uwagą.

— Dziękuję, nie wiem, co powiedzieć... W jakim sensie przyjaciela i dlaczego...? — zapytała z podejrzliwością.

— No właśnie... Trzecia sprawa... Agnieszko, nie zrozum mnie źle, ja niczego od ciebie nie chcę, niczego ci nie proponuję, chcę jednak, żebyś wiedziała, że jesteś dla mnie kimś wyjątkowym. Nieczęsto spotyka się w życiu ludzi, co do których ma się absolutną pewność, czuje się pokrewieństwo dusz, zaufanie, zrozumienie. Wiesz, o co mi chodzi. Ja jestem tylko statecznym panem w średnim wieku, znam swoje miejsce. Niczego od ciebie nie chcę, ale nie chcę cię stracić. Wiem, że gdybyś była z Michałem miałbym cię częściej obok- wspólne święta, urodziny, imieniny, niedzielne obiady, wieczorne ogniska- tylko o tym marzę teraz... Proszę, przemyśl swoją decyzję. Michał to dobry chłopak i szaleje na twoim punkcie...

— Tyle, że mnie nie interesuje takie szaleństwo...

— Nie potrafię zrozumieć tego co się stało, nie ma na to wytłumaczenia, ale wiem na sto procent, że to było jednorazowe, całkowite zaćmienie, nie masz pojęcia, jak on to przeżywa!

— Nie tylko on! Słowa mogą bardzo zranić, naprawdę to nie jest tylko frazes, a rany na duszy goją się wolniej, może nawet nigdy się nie zagoją... Obiecałam Michałowi spotkanie i rozmowę, może po niej będzie mi łatwiej, bo na razie jest bardzo trudno. Obiecuję, że odezwę się jeszcze przed wyjazdem na studia.

Przez chwilę tańczyliśmy bez słów. Dostrzegłem spojrzenia moich znajomych, wszyscy patrzyli na nas otwarcie, albo ukradkiem. Miałem nadzieję, że nie widać po mnie emocji, które czułem. Chciałem zapamiętać ten wspólny taniec na długo, nie wiadomo, czy jeszcze kiedyś się powtórzy taka chwila... Muzyka cichła. Piosenka się skończyła. Podniosłem jej dłoń do swoich ust.

AGNIESZKA

Rozmowa z ojcem Michała była trochę dziwna, ale niezwykle ważna dla mnie. Poczułam się po niej znacznie lepiej, pewniej. Powiedział mi, że to, co usłyszałam od Michała, nie miało nic wspólnego z prawdą i rzeczywistością. Zapewniał, w wielu słowach, że byłam dla niego i pani Bożeny ważna, że cenili mnie i chcieli mnie widzieć w swojej rodzinie.

Poczułam, jakby z moich ramion spadł ciężki kamień. Mogłam podnieść głowę i patrzeć ludziom w twarz.

Dziwne, że przyjęłam słowa Michała, wykrzyczane w tym jego nienawistnym szale za pewnik, więcej, nawet za objawienie. Dziwne, że nie miałam wątpliwości, przecież rodzice Michała nigdy nie dali mi odczuć, że z jakiegoś powodu mnie nie akceptują. Uznałam, że jest tak, jak Michał mi wtedy powiedział.

Krzysztof dodatkowo zaoferował mi bezwarunkową przyjaźń. Nie wiem, czy dobrze go zrozumiałam, ale czytając jego wypowiedź między słowami, można domyślić się, że wyznał mi jakiś rodzaj uczucia.

KRZYSZTOF

Po jakimś czasie zaczepił mnie Jurek, ojciec Agnieszki.

— Słuchaj, odpieprzcie się wszyscy, cała wasza rodzina, od mojej córki! Dajcie jej wreszcie święty spokój. Mało się przez was wycierpiała? Ledwo pozbierała się po tym wszystkim, a wy znowu mieszacie jej w głowie? Co z was za ludzie?! — powiedział, po czym machnął ręką i odszedł. Nie chciał słuchać moich wyjaśnień...

----------------------------------------------

Stare Dobre Małżeństwo "Opadły mgły, wstaje nowy dzień"

link: https://youtu.be/n1w8DVxxEUo?feature=shared

tekst: 

Opadły mgły i miasto ze snu się budzi,
Górą czmycha już noc,
Ktoś tam cicho czeka, by ktoś powrócił;
Do gwiazd jest bliżej niż krok!
Pies się włóczy popod murami - bezdomny;
Niesie się tęsknota czyjaś na świata cztery strony
A ziemia toczy, toczy swój garb uroczy;
Toczy, toczy się los!
Ty co płaczesz, ażeby śmiać mógł się ktoś
? Już dość! Już dość! Już dość!
Odpędź czarne myśli!
Dość już twoich łez!
Niech to wszystko przepadnie we mgle!
Bo nowy dzień wstaje,
Bo nowy dzień wstaje,
Nowy dzień!
Z dusznego snu już miasto się wynurza,
Słońce wschodzi gdzieś tam,
Tramwaj na przystanku zakwitł jak róża;
Uchodzą cienie do bram!
Ciągną swoje wózki - dwukółki mleczarze;
Nad dachami snują się sny podlotków pełne marzeń!
A ziemia toczy, toczy swój garb uroczy;
Toczy, toczy się los!
Ty co płaczesz, ażeby śmiać mógł się ktoś
- Już dość! Już dość! Już dość!
Odpędź czarne myśli!
Porzuć błędny wzrok!
Niech to wszystko zabierze już noc!
Bo nowy dzień wstaje,
Bo nowy dzień wstaje,
Nowy dzień!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro