25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jak tak patrzę na pierwsze rozdziały tej książki, mam ochotę poprawić te rozdziały, ale jestem zbyt leniwa i wiem że nawet jeśli coś tam zacznę z tym robić to i tak nie skończę. ~płotka

                                 ***⚡️***
Sączysmark od kilku dni odczuwał silny ból brzucha. Nie mógł nawet posiedzieć chwilę w ciszy bo kiszki mu marsza grały. Niestety ptaki, które wcześniej nad nim krążyły zniknęły nie zostawiając po sobie żadnego śladu, więc Wandal nie miał nawet możliwości próby polowania... innych zwierząt nie znalazł. Dobrze, że chociaż było tu niewielkie źródło...
Tego poranka Jorgensona obudził ryk. Kiedy otworzył oczy zobaczył nad sobą przerażający pysk pomiota szatana zwanego również nocną furią, na którym widniał bezzębny uśmiech. Chłopak macał dłonią po ziemi szukając swojej broni. Po chwili wyczuł ją, tyle że wyczuł też stojący na niej but. Przełknął ślinę i uniósł wzrok na osobnika przeszkadzającego mu ujście z życiem przed wargami smoka. Zobaczył czarną maskę zakrywającą całą twarz. Obok niego stała dziewczyna w kapturze rzucającym cień na jej oczy oraz chuście zasłaniającej usta i nos (MASECZKI POWINNY ZASŁANIAĆ NOS INACZEJ NIC NIE DAJĄ, SERIO). Kawałek za nimi siedział kolejny pomiot szatana patrzący na Sączysmarka bez wrogości, za to z dużą ciekawością.

Sączysmark
Ten potwór mnie pożre... to była pierwsza myśl jaka pojawiła się w mojej głowie po ujrzeniu nad twarzą pysku smoka. Jednak kiedy ujrzałem tych ludzi uświadomiłem sobie, że ta bestia nie ma zębów.
-CZEMU TO NIE MA ZĘBÓW?!- zapytałem podrywając się do siadu tym samym przybliżając twarz do smoka. Gwałtownie. Był to mój błąd. Nagle przyjazny uśmiech zniknął. Znikąd pojawiły się zęby a z wewnątrz gardła smoka wydobył się warkot. Odsunąłem się. Tym razem powoli. Dźwięk ustał lecz kły pozostały.
-czemu nie ma zębów? Na prawdę tylko o to chcesz zapytać?- spod czarnej maski wydobył się męski głos. Głos, który znałem jednak nigdy wcześniej nie słyszałem w nim sarkazmu. Prawdopodobnie dla tego dopiero po chwili połączyłem go z tym co powiedział mi "Pan" na statku. "Jedźdzcami są dzieci twojego wodza".
-czkawka?- zapytałem nie do końca więżąc, że to on. Odpowiedziało mi milczenie. Kiedy ponownie spojrzałem na brązowowłosego przyglądał mi się jakby nad czymś myślał.
-Lilian... pozwól na słówko- powiedział po chwili i oboje zniknęli w niewielkim lasku. Przełknąłem ślinę. Zostałem sam ze smokami. Teraz nie patrzyły na mnie tak przyjaźnie jak na początku.

                                 ***⚡️***

Ostatnio przyjaciółka przedstawiła mi ciekawą teorię na temat weny... cóż skoro i tak nie mogłam spać to stwierdziłam, że ją przetestuję i... cóż wyszło takie coś.
*ucieka w podskokach*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro