Rozdział 29 - Ojciec

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kolejne dni mijały w napięciu i nerwowym czekaniu na nieuniknione. Po długim świętowaniu uwolnienia licznej grupy niewolników, ludzie powoli zaczynali rozumieć swoją sytuację. Radosną atmosferę szybko zastąpiła niepewność. Każdy spoglądał w niebo z niepokojem, w każdej chwili spodziewając się ataku Jego żołnierzy.

Smokom nie służyło uwięzienie w niewielkiej dolinie. Jeśli nie warczały na ludzi, to na siebie nawzajem. Przynajmniej przeniesienie byłych niewolników do mniejszej kryjówki zapobiegło poważniejszym konfliktom. Spotkania Rosei z jej doradcami obu gatunków dalej odbywały się każdego poranka, ale panującą między nimi atmosferę trudno było nazwać spokojną.

- Sytuacja jest patowa - oznajmiła przywódczyni swojej radzie tydzień po ostatniej akcji. - On wie, że bez Zaklinacza Magii jesteśmy podatni na ataki, ale zabezpieczenia Fratrisa są na tyle mocne, by Jego magowie nie mogli odnaleźć naszej kryjówki.

- Smoki Go popierają. Cały Smoczy Dom wysławia Jego władzę i potęgę. Nasi szpiedzy nie wychwycili chociażby szeptu poparcia dla ruchu oporu - dodał stary Twardołusk Ognisty i westchnął z rezygnacją. - Nie ma kogo rekrutować.

- Morale nam spadają - przypomniał Oddech Śmierci. - Wszyscy wiedzą, że przegrywamy.

- Coraz częściej wybuchają kłótnie - dodał Aestas. - Tylko wczoraj rozdzieliłem trzy bójki.

- Nawet nasze dzieciaki nie chcą się bawić - mruknął Gerald.

- Grupa łowiecka jest za mała - oznajmił powoli Serafin. Starał się nie patrzeć na Roseę wykrzywiającą pysk w gniewnym grymasie. Dalej nie wybaczyła mu podjęcia decyzji, która doprowadziła do śmierci Fratrisa i czterdziestu innych gadów. - Mamy za mało smoków, by mogły nas transportować na polowania. Nie wspominając o przenoszeniu z powrotem zabitej zwierzyny.

Tak jak na wszystkich ostatnich naradach, smoki zignorowały jego słowa. Jedynie Aestas pokiwał głową.

- Wybiorę kilka najmniej nieprzyjaźnie nastawionych do ludzi smoków i polecę im brać udział w polowaniach - oznajmił Biały Koszmar. - Jeśli zaczniemy głodować, nastroje wcale się nie poprawią.

- Masz moje przyzwolenie - odparła Rosea, a pozostałe gady pokiwały głowami. Serafin zacisnął mocno pięści, ale nie odezwał się ani słowem. Wiedział, że nie ważne, co zrobi, jedynie pogorszy swoją sytuację. W ostatnim czasie smoki odczytywały każde jego słowo jako atak na ich gatunek.

"Rosea to baba. Śmiertelnie niebezpieczna, ale dalej baba. Strzeliła focha, kiedyś jej przejdzie" powiedział dwa dni wcześniej Gerald na ich wieczornym omówieniu dnia. Chłopak modlił się w duchu, by owe "kiedyś" nadeszło jak najszybciej.

- Musimy podnieść morale - stwierdził rzeźnik. - Najlepiej jakąś akcją. Niech wszyscy zobaczą, że dalej jesteśmy groźni.

- Na której ktoś znowu coś rozwali i tym razem nie będzie już czego zbierać - syknął Oddech Śmierci, patrząc prosto na Serafina. Smokobójca odwarknął i zacisnął dłoń na rękojeści miecza. Był w stanie znieść ignorowanie jego osoby, ale wysłuchiwanie otwartych obelg to co innego!

- Myślę... - wtrącił szybko Aestas, wchodząc między chłopaka a czarnego gada. Obaj niechętnie odsunęli się od siebie, luzując pazury i puszczając broń. - ...że możemy zaatakować budowę areny. Nie jest punktem strategicznym, więc jej ochrona jest słaba. Łatwo się do niej dostać. A uszkodzenie lub całkowite zniszczenie projektu będzie dla Niego potężnym ciosem wizerunkowym.

- To może się udać - przyznała Rosea, stukając pazurami o podłoże. Pozostałe dwa smoki nie wyraziły sprzeciwu. Przywódczyni zwróciła się do Twardołuska: - Poleć szpiegom, by skupili się na Zachodniej Dolinie. Chcę wiedzieć o niej wszystko. Od długości wart po rozkład sieci jaskiń. - Przy ostatnich słowach spojrzała na Oddech Śmierci. Oba gady pokiwały głowami. - Aestasie, zajmiesz się doborem smoków do tej akcji.

- Oczywiście - odparł Chciwiec, pochylając łeb.

- Najlepiej nadadzą się do tego Miotacze - stwierdził Twardołusk. Serafin skinął głową. Bombowce zawsze robiły najwięcej zniszczeń w ich wiosce. - Do ich osłony będą potrzebne zwinniejsze smoki, doświadczone w bezpośrednich starciach. Do tego będą dobre Krwawe Loty i Kły Zguby.

Chłopak zadrżał. Kły Zguby były dla Szablozębów Chaosu równie dobrym określeniem, co nazwa wymyślona przez ludzi. Smokobójca wolałby nigdy więcej nie usłyszeć żadnej z nich.

- Przydadzą też się Szybkie Żmije i Ciernioskórzy w roli przewodników. Być może kilka z nich zna jaskinie Zachodniej Doliny - dodał Oddech Śmierci. Serafin już wiele razy usłyszał, jak Mikrusy są określane mianem Szybkich Żmiji. Małe, żółte gady na pewno wolały smoczą nazwę od przymiotnika "irytujący". Natomiast drugi gatunek pasował mu do Kolczogonów. W końcu to osobniki tego gatunku zawsze prowadziły godzinami przez sieć jaskiń, w których chłopak zgubiłby się w przeciągu kilku minut.

- Znam kilka... - zaczął Aestas, ale niespodziewanie przerwał mu łopot skrzydeł, odbijający się od ścian tunelu. Rosea warknęła z frustracją.

- Czy nie powiedziałam wyraźnie, że nikt nie ma nam przeszkadzać?! - syknęła, piorunując wzrokiem swoich doradców. Jedynie Twardołusk nie cofnął się pod tym spojrzeniem.

Żółty kształt wypadł z wejścia do tunelu i pędem przeleciał przez jaskinię, by gwałtownie zatrzymać się przed pyskiem przywódczyni ruchu oporu. Pierś Mikrusa wyraźnie unosiła się i opadała, z jego gardła wydobył się świst. Serafin nie zdziwiłby się, gdyby stworek wywalił język z paszczy i zaczął dyszeć jak wyczerpany pies.

- Mam nadzieję, że jest to coś naprawdę ważnego - wycedziła smoczyca. Chłopak nigdy nie spodziewał się, że róż może płonąć taką rządzą mordu, jaką widział właśnie na pysku Białej Koszmar.

- Jest - wychrypał Mikrus. Nerwowo obejrzał się na wyjście z jaskini, jakby obliczał, czy zdąży umknąć na zewnątrz, zanim zostanie pożarty lub rozerwany na strzępy za pomocą pazurów czy wiązki oślepiającej energii.

Rosea w swym miłosierdziu postanowiła wysłuchać wieści, nim rozszarpie posłańca. Łaskawie pochyliła łeb w jego stronę. Młócąc skrzydłami powietrze, stworek zawisł przy uchu smoczycy i pospiesznie wyszeptał wieści.

Momentalnie uleciał z niej cały gniew. Skrzydła zsunęły się jej z grzbietu, by z trzaskiem łamanego kamienia spaść na ziemię. Serafin i Gerald skrzywili się, a Mikrus zachwiał się w powietrzu, ale Rosea nawet nie mrugnęła. Zastygła niczym kamienna rzeźba, a nikt inny nie śmiał nawet drgnąć, nie wspominając o spytaniu o wieści.

- Je-steś pewien? - spytała w końcu, a jej głos zbliżył się niebezpiecznie do pisku przerażenia. Żółty stworek pokiwał szybko głową.

- Sam słyszałem, jak to ogłasza - zapewnił. Rosea zwinęła się na ziemi, jakby skurczyła się w sobie.

- Nie - wyszeptała, starając się sobie wmówić, że jest inaczej. - Nie nie nie nie nie. Nie! - ryknęła, jakby jedno słowo mogło zmienić rzeczywistość. Gwałtownie odwróciła się do Mikrusa, zmuszając go do szybkiego odsunięcia się od swojej przywódczyni. - Kłamiesz! Mylisz się! Przesłyszałeś się! To nie może być prawda! Sprawdź to jeszcze raz! - wyrzuciła z siebie, skacząc między kolejnymi możliwościami.

- Ale... - zaczął żółty stworek, lecz smoczyca nie pozwoliła mu skończyć.

- Sprawdź to jeszcze raz! A nawet trzy razy! - wrzasnęła. - Natychmiast!

Mikrus wyglądał, jakby chciał zaprzeczyć, ale ostatnie słowo przywódczyni zmusiło go do zmiany planów. Zamiast tego szybko wyleciał z jaskini, zanim Rosea zmieniłaby zdanie.

- Nie nie nie nie nie - zaczęła powtarzać smoczyca, krążąc po grocie. Zataczała koła i ósemki, co chwila zmieniała kierunek. Zdawało się, że zupełnie zapomniała o swoich doradcach, którzy wymienili niepewne spojrzenia. Wreszcie Aestas wstał, odetchnął, jakby szykował się do skoku w głęboką i zimną wodę, po czym podszedł do partnerki.

- Roseo? - spytał delikatnie. Smoczyca z rykiem rzuciła się na Biały Koszmar. Serafin wyciągnął swój miecz do połowy, gotów bronić przyjaciela, kiedy zrozumiał, że to wcale nie był okrzyk gniewu, ale wybuch płaczu. Objęła łapami pierś partnera i oparła pysk na jego grzbiecie.

- On nie ma racji, prawda? - wychlipała. - Mylił się! Musiał!

- Em... ale o czym? - spytał z każdym słowem coraz bardziej zdezorientowany Chciwiec.

- O Nim! O naszym jaju! O tym, że je zmieni! - wyrzuciła z siebie zrozpaczona. Aestas zastygł, rozchylając paszczę we zdziwieniu. Pozostałe dwa smoki spojrzały na Roseę zszokowane.

- Zmieni? - wymsknęło się Serafinowi. Czuł się, jakby para mówiła w obcym języku.

- On zmienia jaja Szybkich Mikrusów. Pisklęta wykluwają się szybciej, są większe, silniejsze i zwinniejsze. Oraz bardzo agresywne - wyjaśnił ponuro Twardołusk. Smokobójca nie miał czasu gniewać się na Roseę za zatajenie przed nim tej informacji. Już sama próba wyobrażenia sobie tych stworów przyprawiła go o dreszcze. Nie miał ochoty ich nigdy spotkać, ale wiedział, że jest to płonna nadzieja. On mógł je hodować tylko w jednym celu - niszczenia swoich wrogów.

- N-naszego? - powtórzył z przerażeniem. - Ale jesteśmy za młodzi...

- Masz osiemnaście tysięcy lat! - wrzasnęła Rosea, wydobyta z otchłani rozpaczy niewiedzą własnego partnera. - Jesteś ojcem, kretynie!

- Ale...

- Naszemu dziecku grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, a ty nawet nie wiesz o jego istnieniu?! - ryknęła, aż zatrzęsły się stalaktyty. Aestas wycofał się ze zwieszonym łbem, nie patrząc nikomu w oczy.

- Nie nadążam - mruknął Gerald, spode łba obserwując wrzeszczące na siebie smoki.

- Aestas pomylił się w liczeniu swojego wieku i myślał, że pora lęgowa jest dopiero za tysiąc lat - wyjaśnił mu szybko Serafin. Niejasno przypomniał sobie, że Chciwiec za każdym razem podawał inny wiek, ale nigdy nie była to liczba dużo większa od siedemnastu tysięcy lat.

- Ojciec i tak zawsze dowiaduje się ostatni - stwierdził mężczyzna cicho, by nie usłyszały go smoki.

- Nie - odezwał się niespodziewanie Twardołusk, otrząsnowszy się z szoku. - Nawet On nie może się do tego posunąć. Odbieranie jaj Szybkich Żmijów to jedno, ale zmienianie najpotężniejszego gatunku... starsi Białych Koszmarów nigdy się na to nie zgodzą.

- Zgodzili się - zaprzeczyła cicho Rosea. Wyglądała, jakby miała się zaraz zwinąć w kłębek i nigdy więcej nie drgnąć. - Cała sala tronowa ryczała, żądając sprawiedliwości dla zdrajców. Skazałam moje dziecko na los gorszy niż śmierć.

- Nie. To On je zniszczy, nie ty - sprzeciwił się Serafin. Biała Koszmar spojrzała na niego, pierwszy raz bez gniewu. - Nie wolno karać dzieci zamiast rodziców.

Smoczyca pokręciła z rezygnacją głową.

- Moralność nie ma tu znaczenia. On je zniszczy tak czy tak! - krzyknęła przerażona. Chłopak zaczął się obawiać, że jeśli nic nie zrobią, to przywódczyni jedynie pogrąży się w tym stanie. Ruch oporu się rozsypie, a On wygra. Nie mógł na to pozwolić.

- Chyba że je zabierzemy, zanim On położy na nim swoje pazury - zaproponował, ale Rosea znów pokręciła głową.

- Dolina jest zbyt dobrze chroniona. Można się do niej dostać tylko od góry. Wszystkie jaskinie i wąwozy zawalono. Nawet uszczuplona ochrona, jaką On zostawił, jest w stanie się bronić tygodniami.

- W tym czasie On zdąży pięć razy wyśłać posiłki - westchnął ponuro Oddech Śmierci.

- Nie. Jest jedno wejście - odezwał się niespodziewanie Aestas i zwrócił się do Rosei: - Wąskie przejście między północnymi górami. Kamienie tam się obsunęły. Z Hiemsem i Fonsem usunęliśmy pozostałe. - Posmutniał na wspomnienie o braciach. - Większość smoków tam się nie zmieści...

- Ale ludzie tak - dokończył za niego rzeźnik, uśmiechając się szeroko.

- Nie! - sprzeciwiła się Rosea. Furia znów zapłonęła w jej oczach. Odwróciła się do Geralda niczym atakująca żmija. - Nie oddam mojego jaja w wasze parszywe palce!

- Jeśli się nie zgodzisz, stracisz je na pewno - zauważył cicho Serafin. Smoczyca wyglądała, jakby chciała na niego nasyczeć, ale w ostatniej chwili wszedł między nich Aestas.

- Roseo, proszę, zgódź się - poprosił. - To nasza jedyna szansa.

- Już raz dowiódł, że nie można mu ufać! - syknęła smoczyca. - A teraz chcesz mu powierzyć życie naszego dziecka?!

- Własne już mu powierzyłem - odparł Chciwiec cicho. - Nie zawiedzie nas.

- A nawet jeśli, to i tak już nie pogorszy sprawy - mruknął cicho rzeźnik. Smoki uznały, że lepiej go zignorować.

- Zgoda - warknęła niechętnie Rosea i zwróciła się bezpośrednio do Serafina, pierwszy raz od tygodnia. - Jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, to osobiście rozszarpię cię na kawałki! - syknęła. Chłopak uśmiechnął się słabo.

- Właśnie takiej motywacji potrzebowałem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro