Rozdział 38 - Decyzja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Serafin przez chwilę stał jak oniemiały, próbując połączyć w głowie wszystkie fakty.

- Dziękuję - wydukał w końcu, kiedy przypomniał sobie, że na takie deklaracje należy odpowiadać. Najwyraźniej w ten sposób przypomniał reszcie towarzystwa o istnieniu mowy.

- Nie możesz ot tak się zgadzać! - krzyknął oburzony Fabian. - Nic o nich nie wiemy! Równie dobrze wszyscy mogą kłamać!

- Zgodziłem się tylko na zweryfikowanie ich słów - warknął poirytowany Romuald, po czym zwrócił się do Aestasa i Dignusa: - Zabierzecie mnie do swojej kryjówki, obozu czy co tam macie. Chcę zobaczyć te "kilkaset byłych niewolników" i resztę tej rady.

- Możemy to zrobić nawet teraz - stwierdził Aestas, podchodząc już do burmistrza, ale tamten zatrzymał go podniesionym palcem wskazującym.

- Ty i twój koleżka zostajecie - oznajmił tonem nieakceptującym sprzeciwu. - Chcę mieć pewność, że do zachodu słońca wrócę tu w jednym kawałku.

- Naprawdę sądzisz, że garstka ludzi jest w stanie powstrzymać Biały Koszmar przed odlotem, gdzie mu się podoba? - prychnął Kolczogon Jeżowy. Dignus spiorunował wzrokiem granatowego gada, ale tamten niezbyt przejął się reakcją dowódcy.

- Myślisz że przyszliśmy tu bez żadnej możliwości obrony? - spytał Romuald, patrząc wyzywająco na Kolczogona. Aestas spojrzał jeszcze raz na grupkę mieszczan.

- Ach tak, łowcy smoków - stwierdził z nutką rozbawienia. Serafin powiódł wzrokiem za spojrzeniem Chciwca. Przestąpił z nogi na nogę, rozpoznawszy w kilku z nich mężczyzn, którzy złapali dwójkę towarzyszy z zamiarem sprzedania ich na arenę. Wyrazy twarzy łowców sugerowały, że oni również pamiętali ten incydent oraz że nie wspominają go dobrze. Teraz mierzyli się z Aestasem jadowitymi spojrzeniami. - Mam nadzieję, że wymyśliliście sobie kilka nowych sztuczek. Chętnie zobaczę, czy w ogóle jesteście w stanie walczyć na otwartym polu.

- Tylko daj nam powód, gadzie - warknął jeden z mężczyzn. Już opierał dłoń na rękojeści miecza, ale drugi mocno chwycił go za ramię.

- Powinniśmy ruszać - wtrącił Dignus, wchodząc między Aestasa a łowców. - Dzień nie jest wieczny, a pan na pewno chciałby zobaczyć jak najwięcej - dodał, zwracając się do Romualda.

- Razem ze mną poleci czterech strażników i łowca - zażądał burmistrz. Dignus zgodził się skinieniem głowy. - Nastia zostanie w mieście.

- Nie masz prawa decydować, gdzie Nastia zostanie, a gdzie nie - warknął Serafin. Mężczyzna pozwalał sobie na zbyt wiele!

- Owszem, mogę. To moje warunki współpracy - odparł Romuald. Skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na chłopaka wyzywająco. Ten mocno zacisnął pięści, z trudem powstrzymując się przed wpakowaniem ich w twarz mężczyzny.

- Niech Nastia sama zdecyduje - zaproponował Dignus spokojnym tonem. Wszystkie spojrzenia przeniosły się na Nastię, która skuliła się pod ich ciężarem.

- Świetnie. Jak wrócimy, ogłosi nam swoją decyzję - stwierdził Romuald. Serafin drętwo skinął głową. Wątpił, by Nastia była w stanie sama wybrać którąś z opcji. Burmistrz przyzwał do siebie czterech strażników i jednego łowcę. Szóstka smoków z Dignusem na czele chwyciła ich w łapy i wzbiła się w powietrze, po czym odleciała na północny wschód. Pozostali członkowie obu delegacji milczeli, aż gady nie zamieniły się w niewyraźne punkty na niebie i nie zniknęły za horyzontem.

Serafin starał się unikać wzroku mieszczan, ale i tak nie mógł nie zauważyć, jak nieprzyjaźnie na niego patrzą. Zbili się w jedną grupkę, mamrocząc między sobą. Ktoś pobiegł z powrotem do miasta. Pozostali strażnicy stanęli między nimi a delegacją rebeliantów, nie spuszczając wzroku z dwójki gadów.

- Nastio, nie godzi się, by ten zdrajca dłużej tobą manipulował. Dołącz do nas - zaproszenie Fabiana zabrzmiało bardziej jak rozkaz. Serafin poczuł, że zaraz wybuchnie. Postąpił do przodu, sięgając już do rękojeści miecza. Nauczy tego ważniaka trzymać język w gębie!

- A wy to nie będziecie... - Ktoś mocno chwycił go za ramię, zanim zdążył skończyć.

- Odpuść. Chce cię sprowokować byś udowodnił, że to on ma rację - powiedział cicho starszy mężczyzna z jego wioski. Chłopak przez chwilę mierzył wściekłym spojrzeniem pogardliwie uśmiechającego się radcę i strażników po jego obu bokach, już pochylających włócznie w jego kierunku. Rozdrażniony zrzucił z siebie dłoń pobratymca, ale cofnął się od mieszczan.

- Chwila moment - nagle wtrącił się jeden z byłych niewolników, stając obok Serafina. Ruchem ręki wskazał na Nastię. - Ją zapraszacie, ale udajecie, że reszty nie znacie?! Byliśmy sąsiadami!

- Burmistrz polecił zabrać tylko dziewczynę - odparł radca wyniośle. Jego twarz przybrała wyraz takiego obrzydzenia, z jakim zwykle patrzy się na obślizgłe karaluchy.

- To nie jest powód, by traktować nas jak wrogów! Jesteśmy jednymi z was! - krzyknął mężczyzna, w jego głosie mieszała się złość i rozpacz. Wręcz błagalnie patrzył na mieszczan. Przeniósł wzrok na jednego ze strażników. - Służyliśmy w jednym oddziale!

- I dlatego wiesz, że nie mogę złamać rozkazów - odparł strażnik z bólem, już mniej hardo trzymając włócznię.

- Nie wiemy, co się z wami działo przez ten czas - oznajmił jadowicie Fabian, nie pozwalając strażnikowi dodać nic więcej. - Ani na jakie umowy przystaliście.

- Wiesz, co się z nami działo przez ten czas!? - wrzasnął wściekle mężczyzna. Dwóch kolegów musiało go przytrzymać, by nie rzucił się na radcę. - Byliśmy niewolnikami! Przedmiotami! A wiesz, co było w tym najgorsze!? - wyrwał się z rąk towarzyszy. Podszedł do radcy z zaciśniętymi pięściami, zatrzymując się dopiero przed pochylonym ostrzem włóczni byłego kolegi. - Przez cały ten czas trzymałem się nadziei, że ludzie są inni - wycedził. Obrócił się na pięcie i odszedł, dalej wściekły. Fabian już nie wyglądał na tak pewnego siebie jak przed chwilą. Rebelianci odsunęli się od mieszczan, uznając rozmowę za zakończoną i zbili się w jedną grupkę, by wymienić posępne uwagi. Kilku z nich spojrzało na północny wchód, wyczekując powrotu Dignusa z Romualdem.

Serafin nie zauważył, kiedy ponownie otworzyła się brama miasta, ale po chwili usłyszał rytmiczne uderzenia stóp o piaszczystą drogę. Ośmiu strażników ominęło swoich kolegów by okrążyć dwójkę smoków. Część z nich stanęła bokiem, by widzieć również byłych niewolników.

Aestas dumnie położył się na ziemi, z wyciągniętymi do przodu łapami i dumnie podniesionym łbem. Zamknął oczy, zupełnie ignorując uzbrojonych mężczyzn. Wyglądał, jakby strażnicy zjawili się tu na jego życzenie. Kolczogon ułożył się obok niego w tej samej pozycji, ale nie potrafił powstrzymać się przed nerwowym zerkaniem na otaczających go ludzi.

Serafin stał na uboczu, jednym uchem słuchając ponuro dyskutujących podwładnych. Wyglądało na to, że znaleźli się w impasie. Mieszczanie stali tam, gdzie wcześniej, również cicho mamrocząc między sobą. Strażnicy pozostali na swoich miejscach, włócznie oparli o ziemię, grotami do góry. Nie planowali walki. Aestas dalej spokojnie leżał na środku drogi, zupełnie niezainteresowany otaczającym go światem, a Kolczogon najwyraźniej nie zamierzał robić niczego bez rozkazu dowódcy. Wszyscy czekali na powrót łączonej delegacji. Niespodziewanie ktoś pociągnął go za rękaw.

- Serafin... ja nie wiem, co powinnam zrobić - szepnęła Nastia. Głos drżał jej ze zdenerwowania i niepewności. Chłopak delikatnie objął ją ramieniem i odprowadził dziewczynę wzdłuż drogi. Nie chciał, by ktokolwiek podsłuchał ich rozmowę, nawet inni rebelianci.

Kiedy odeszli poza zasięg głosu, usiadł na drodze po turecku. Nastia podwinęła nogi naprzeciwko niego.

- Co powinnam zrobić? - spytała cicho, patrząc na niego okrągłymi, błękitnymi oczami. Serafin zerwał źdźbło trawy rosnącej na uboczu drogi i zaczął rwać je na drobne kawałki, by nie musieć odwzajemnić spojrzenia.

Nie chciał, by Nasta odchodziła. Wręcz się tego bał. Nie będzie mógł jej chronić; jeśli wydarzy się coś złego, to on nawet nie dowie się o niebezpieczeństwie. Mury miasta skutecznie rozdzielą ich na nieznanej długości czas.

Jednak z drugiej strony Serafin dobrze wiedział, jak bardzo dziewczyna tęskni za Tanvidem. Nie zniósłby jej smutnych spojrzeń w kierunku miasta. Nie byłby w stanie na nią patrzeć, wiedząc, że wyrządza jej ból.

Wyrzucił drobne kawałki źdźbła trawy i podniósł wzrok na Nastię, w ciszy czekającej na jego werdykt. Wiedział, że jeśli wskaże na którąkolwiek z opcji, to ona potraktuje to jak rozkaz. Nie chciał jej rozkazywać. Nie po to przez cały ten czas się nią opiekował.

- Nastio, to jest twoja decyzja - powiedział w końcu. - Nie mam prawa jej za ciebie podejmować.

- Nie umiem - mruknęła dziewczyna, spuszczając wzrok.

- Umiesz - zapewnił ją chłopak. - Musisz się zastanowić, jakie są wady i zalety obu opcji, potem porównać je ze sobą, a następnie wybrać lepszą.

- No dobrze... - przyznała cicho Nastia.

- Hej - zagadnął delikatnie Serafin. Była niewolnica wreszcie podniosła na niego wzrok. - Wiem, że to nie jest łatwe, ale to oznacza, że jesteśmy wolni, prawda?

Dziewczyna niepewnie pokiwała głową. Chłopak uśmiechnął się szeroko i dźwignął się z ziemi. Oparł dłoń na ramieniu Nastii i spojrzał jej głęboko w oczy.

- Zostań tutaj i zastanów się, dobrze? - spytał łagodnie. Tamta znów pokiwała głową. - I nie wracaj, dopóki sama nie zdecydujesz! - zażartował jeszcze. Dopiero potem uświadomił sobie, że dziewczyna może odebrać to jako rozkaz, ale na szczęście Nastia zachichotała i również uśmiechnęła się do Serafina. Poczuł w środku swojej piersi przyjemne ciepło. Pocałował ją jeszcze w czoło i odszedł do swoich ludzi.

Ciepło natychmiast zamieniło się w gorąc, kiedy zobaczył, jak mężczyźni zerkają na niego lub otwarcie się gapią na ich dwójkę. Z płonącymi ze wstydu policzkami podszedł do podwładnych możliwie najbardziej normalnym krokiem, na jaki było go stać.

- Jeden komentarz i załatwię wam wszystkie nocne warty! - zagroził. Mężczyźni zawyli z udawanym przerażeniem. Chłopak obrócił się na pięcie w stronę Aestasa. - Ani słowa!

- A czy ja coś mówię? - spytał rozbawiony smok. Serafin spiorunował go wzrokiem i wrócił do swoich ludzi, którzy w swej uprzejmości zmienili temat rozmowy. Kiedy już trochę ochłonął z emocji, postukał w ramię najstarszego mężczyznę.

- Dzięki, że się za mną wstawiliście - powiedział cicho. Tamten uśmiechnął się ciepło i poklepał chłopaka po ramieniu.

- Nie ma za co. Musimy się wspierać. Zwłaszcza przy tych mieszczuchach - odparł, dyskretnym ruchem głowy wskazując na stojącą dalej grupę. Serafin nie musiał się na nich oglądać, by wiedzieć, że właśnie mierzą ich niezbyt przyjemnymi spojrzeniami.

- Wracają! - krzyknął Kolczogon Jeżowy, podnosząc się z ziemi. Wszyscy jak jeden mąż odwrócili się na północny wschód i wytężyli wzrok, by dostrzec kilka bardzo drobnych i niewyraźnych kształtów na tle błękitnego nieba.

- To mogą być ptaki - zauważył jeden mieszczanin. Granatowy gad prychnął.

- Nie od dziś wiadomo, że smoki mają dużo lepszy wzrok niż ludzie - oznajmił z samozadowoleniem.

Niewyraźne punkty zbliżały się z każdą chwilą, by w końcu faktycznie przybrać kształt szóstki smoków niosących ludzi w szponach. Obie grupy odsunęły się od siebie, by zrobić miejsce do lądowania dla powracającej delegacji. Niezbyt przejmując się delikatnością, gady odstawiły pasażerów na ziemię. Dignus ledwo zauważalnie skinął Aestasowi głową. Nastia cichutko wyminęła rebeliantów, by stanąć obok Serafina.

- Jutro rada miasta spotka się z radą rebeliantów na pustym polu przed Tanvidem - oznajmił głośno Romuald, otrzepawszy swoje ubranie z uwłaczającej jego godności podróży. - Oczywiście, jeśli gady się stawią - dodał zgryźliwie w stronę Dingusa. Tamten spokojnie skinął głową.

- Przybędziemy punktualnie. Jak obiecała Rosea, na skraju lasu będzie czuwać Szybki Żmij, gdybyście zapragnęli przekazać nam jakąś niecierpiącą zwłoki wiadomość - oznajmił. Romuald nie wyglądał na zainteresowanego jego słowami. Już przeniósł wzrok na Nastię.

- Moja droga, podjęłaś już decyzję? - spytał oficjalnym, dużo bardziej uprzejmym tonem. Dziewczyna skuliła się pod ciężarem wszystkich spojrzeń, które nagle się na nią skierowały, ale pokiwała głową.

- T-tak - powiedziała na tyle cicho, że stojący najdalej mieszczanie z pewnością nie usłyszeli wyraźnie jej słów. - Chcę wrócić do Tanvidem.

Romuald uśmiechnął się triumfalnie i wyciągnął rękę w zapraszającym geście. Serafin poczuł, jakby coś w jego środku nagle zniknęło. Mocno przytulił Nastię, na chwilę pozbywając się wrażenia. Mimo wszystko miał nadzieję, że była niewolnica zdecyduje inaczej i nie będą musieli się żegnać.

- Trzymaj się - mruknął smutno.

- N-nie jesteś zły? - szepnęła Nastia ze zdziwieniem. Chłopak przycisnął twarz do jej ramienia, ukradkiem wycierając łzy.

- Też bym wrócił do mojej wioski, gdyby tylko była taka możliwość - szepnął. Dziewczyna przytuliła go mocniej.

- Do widzenia - pożegnała się cicho.

- Do widzenia - odparł Serafin ledwo słyszalnie. Nastia puściła go. Po jej policzkach też ciekły łzy. Uśmiechnęła się smutno do niego, po czym odwróciła się do przyjaciela swojego ojca. Orszak mieszczan ruszył z powrotem do miasta, a Smokobójca czuł, jak z każdym krokiem dziewczyny w jego sercu rośnie coraz większa pustka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro