Rozdział 22 - Pojedynek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Serafin pociągnął za ostatni pasek z zwierzęcej skóry i krytycznie przyjrzał się swojemu dziełu.

- Powinno wytrzymać - stwierdził, stukając palcem w skomplikowaną sieć więzów. Damian westchnął i pomachał ręką na próbę. Lekka, trójkątna tarcza w niebieskie i białe pasy mocno trzymała się jego przedramienia.

- A co jeśli będę musiał ją szybko zdjąć? - spytał z rezygnacją.

- To przetniesz paski - odparł jego starszy brat. - Orientuj się!

Z całej siły uderzył pięścią. Kłykcie zdrętwiały mu od uderzenia w metal, jednak tarcza nie poruszyła się na ramieniu Damiana, który skulił się za swoją osłoną.

- Naprawdę muszę? - jęknął. Serafin potrząsnął ręką, by przegnać ból.

- Tak. Musisz być w stanie obronić się przed smokami - oznajmił starszy chłopak.

- Ale jak nas zaatakują to nie będziemy mieć czasu, by mi to zakładać - sprzeciwił się Damian, machając tarczą. Serafin stłumił westchnięcie.

- Chociaż spróbuj - poprosił brata. - Jak nie będzie działać, to wymyślimy coś innego.

Młodszy chłopak niechętnie skinął głową i usiadł przy wyjściu z jaskini byłych niewolników.

- To teraz ty - oznajmił Serafin, odwracając się do Nastii. Dziewczyna cofnęła się o dwa kroki i wcisnęła głowę między ramiona, wbijając wzrok w ziemię.

- Ja nie chcę - szepnęła ledwo słyszalnie. Chłopak bardziej domyślił się, niż usłyszał, o co jej chodzi. Westchnął cicho. Nastia dalej miała problem, by zdecydować, czy zje jagody, czy poziomki, ale jeśli w grę wchodził smok, szeptała "nie", jakby inne słowa nie istniały. Serafin wiedział, że gdyby wcisnął jej miecz do ręki i kazał walczyć z gadami, to była niewolnica posłusznie wykonałaby polecenie. Jednak gdyby tak postąpił, to przekreśliłby wszystkie starania, by odbudować jej wolną wolę. Zbyt długo wykonywała rozkazy innych i zbyt długo nikt się nią nie przejmował, by mógł jej teraz to zrobić.

Lecz złożył Nastii też obietnicę: nauczy ją walczyć, by mogła pomścić ojca. Zamierzał dotrzymać danego słowa. Musiał więc znaleźć sposób, by pogodzić oba postanowienia.

- Chcesz się nauczyć zabijać smoki? - spytał. Dziewczyna skuliła się jeszcze bardziej.

- Nie wiem... - mruknęła.

- Chcesz pomścić ojca? - spróbował od drugiej strony. Nastia milczała przez chwilę.

- T-tak - szepnęła w końcu, dalej nie podnosząc wzroku. Serafin przykucnął, by spojrzeć jej w oczy.

- Chcesz pomścić ojca? - powtórzył. Tym razem nie odwróciła wzroku.

- Tak - powiedziała trochę głośniej. Chłopak mimowolnie się uśmiechnął.

- Nie słyszę... - oznajmił, przykładając dłoń do ucha.

- Tak! Chcę! - krzyknęła Nastia, zwracając na siebie uwagę kilku osób. Serafin uśmiechnął się jeszcze szerzej. Wyprostował się i położył dłoń na jej ramieniu.

- Na tym treningu najlepiej nauczysz się walczyć ze smokami - powiedział. Dziewczyna spuściła wzrok.

- Ale... smoki... - szepnęła.

- Nie możesz pozwolić, by paraliżował cię strach - powiedział łagodnie.

- Może ja nie powinnam... - zaczęła Nastia, ale Serafin szybko jej przerwał.

- Zabijać smoków? - warknął, poirytowany zachowaniem byłej niewolnicy. Dziewczyna skuliła się pod jego spojrzeniem. Chłopak westchnął i zabrał ze stosu broni krótki miecz. Zważył go w rękach i zadowolony podał Nastii. - Wyciągnij go.

Dziewczyna niepewnie wykonała polecenie. Metal zazgrzytał o drewnianą pochwę. Mimo że Serafin wybrał bardzo lekką broń, ostrze natychmiast runęło w dół. Chłopak w ostatnim momencie chwycił nadgarstek Nastii, powstrzymując klingę przed uderzeniem w kamienne podłoże.

- Ostrożnie - przestrzegł ją i delikatnie pociągnął ręce dziewczyny do góry. Przesunął jej stopy i plecy, by ustawić Nastię w neutralnej pozycji, która umożliwiała zarówno szybki atak jak i natychmiastową obronę. Zastukał palcem w płaz klingi.

- Trzymając miecz, decydujesz o życiu i śmierci - oznajmił, przypominając sobie pierwsze lekcje walki. Oczy mu się zaszkliły na wspomnienie ojca. Szybko zamrugał, by przegnać łzy i skupić się na obecnym zadaniu. Delikatnie chwycił drugą dłoń dziewczyny i oparł ją na rękojeści miecza. Następnie pociągnął jej ręce w bok, jakby zadawała cios. - Mieczem możesz odebrać życie przeciwnika. - Znów przesunął Nastię, ustawiając ją w pozycji obronnej. - Lub chronić życie tych, którzy nie mogą się bronić.

Nastia pokiwała głową i wsunęła ostrze z powrotem do pochwy. Z pomocą Serafina przymocowała broń do swojego pasa i założyła na ramię lekką tarczę o okrągłym kształcie. Na jasnym drewnie ktoś pomarańczową farbą namalował wschodzące słońce.

- To idziemy? - spytał Smokobójca. - Przyjmuję tylko odpowiedzi "tak" i "nie"!

Nastia kilka razy otworzyła i zamknęła usta.

- T-tak - szepnęła w końcu. Zadowolony Serafin założył na ramię własną tarczę i chwycił włócznię. Prawą rękę wyciągnął w stronę dziewczyny i uśmiechnął się szeroko. Tamta niepewnie ujęła jego dłoń i pozwoliła mu wyprowadzić się na zewnątrz. Damian szybko do nich dołączył, a za nimi ruszyła reszta mężczyzn i kobiet, którzy postanowili wziąć udział w treningu.

Nastia pewniej chwyciła rękę Smokobójcy. Chłopak nie przejmował się podążającym za nimi tłumem ani smokami czekającymi na miejscu. Po prostu cieszył się obecnością dziewczyny. Reszta świata nie miała znaczenia.

Nawet nie zauważył, kiedy weszli na centralną polanę. Kilkanaście smoków różnych gatunków przysiadło na jej skraju, zostawiając środek dla Aestasa i Rosei. Dwa Chciwce przerwały rozmowę, widząc zbliżających się ludzi. Przywódczyni rebeliantów wyszeptała coś do ucha partnera, wywołując szeroki uśmiech na jego pysku, po czym odeszła pod osłonę drzew. Serafin poczuł świdrujące go spojrzenie różowych oczu.

- Poczekacie tutaj? - zwrócił się do Nastii i Damiana. Kiedy skinęli głowami na zgodę, przełożył włócznię do prawej ręki i podszedł do głupkowato wpatrującego się w Roseę Aestasa. Zastukał ostrym końcem broni w łuski na ramieniu Chciwca.

- Czego? - warknął smok, przenosząc wzrok na Serafina.

- Mieliśmy walczyć, a nie gapić się na samice - odparł z uśmiechem na ustach.

- Sugerujesz, że... - zaczął Aestas, ale nie zdążył dokończyć myśli.

- Bracia, siostry i nasi smoczy sojusznicy! - wykrzyknął rzeźnik, przerywając przyjacielską sprzeczkę. Serafin zazgrzytał zębami. Nawet nie zauważył, kiedy mężczyzna opuścił jaskinię byłych niewolników. Być może przybył na miejsce ćwiczeń wcześniej, aby przygotować swoją przemowę i znowu zagarnąć całą chwałę dla siebie.

Gerald stał w zbroi z łusek Pustopaszcza Skorpioniego, jednej z trzech sztuk wytargowanych od Rosei za zwierzynę złowioną przez byłych niewolników. Do pleców przymocował sobie tarczę, a do pasa topór o jednym, prostym ostrzu. Stożkowaty hełm z metalowym czubkiem trzymał pod pachą. Głęboko osadzone, czarne oczy błyszczały po obu stronach garbatego nosa. Jego ciemna broda i włosy, podobnie jak u reszty mężczyzn, została nierówno przystrzyżona. Rozłożył ręce w przyjaznym geście.

- Witamy was wszystkich na pierwszych ćwiczeniach naszego sojuszu! - oznajmił, szeroko się uśmiechając. -  Wierzę, że dzięki temu wszyscy staniemy się jeszcze lepszymi wojownikami, a także nauczymy się ze sobą współpracować. Wiem, że razem jesteśmy w stanie osiągnąć wszystko! Cokolwiek zechcemy! – wykrzyknął z entuzjazmem. Odwrócił się do smoków. – Razem obalimy Czarny Koszmar – powiedział pewnie i spojrzał na swoich pobratymców. – I razem uwolnimy resztę naszych braci i sióstr!

Ludzie oraz część smoków zakrzyknęła z entuzjazmem, ale reszta gadów spojrzała sceptycznie na rzeźnika. Kilka z nich spojrzało na Roseę, szukając jakiegoś wyjaśnienia na zachowanie panoszącego się przed ich nosami człowieka, ale tamta siedziała spokojnie, jakby to ona wszystko zaplanowała.

- Zaczy... - zwrócił się Gerald do Aestasa i Serafina, ale ostatni z nich nie zamierzał czekać na pozwolenie rzeźnika. Z okrzykiem bojowym na ustach wyskoczył do przodu, dźgając włócznią w odsłoniętą klatkę piersiową smoka. Tamten w ostatniej chwili uskoczył do tyłu, a ostrze jedynie słabo zgrzytnęło o białe łuski. W odpowiedzi Chciwiec uderzył łapą w głowę Smokobójcy, ale chłopak uchylił się przed ciosem i cofnął się o parę kroków.

Gerald zmarszczył gniewnie brwi, ale ludzie i smoki ryknęli, widząc pierwszą wymianę ciosów. Natychmiast utworzyli okrąg wokół dwójki walczących i wsparli ich okrzykami.

Serafin i Aestas zaczęli krążyć wokół siebie, czekając na odpowiedni moment do ataku. Smok przystosował się do tempa narzuconego przez chłopaka. Zamarkowali kilka ciosów, ale żaden nie zmusił przeciwnika do popełnienia błędu. Okrzyki powoli ucichły, zastąpione pełną wyczekiwania ciszą.

- No załatw go wreszcie, Aestasie! – wykrzyknął zniecierpliwiony Pustopaszcz Skorpioni, stojący w drugim rzędzie.

- Boi się zaatakować! – odkrzyknął Edgar, wywołując śmiech wśród ludzi i gniewne syki wśród smoków.

- Pozwalam wam wierzyć, że może wygrać – spokojnie odparł Biały Koszmar, nie spuszczając wzroku z Serafina. Tamten prychnął.

- Wmawiaj sobie. Dobrze wiesz, że im szybciej zaczniesz, tym szybciej przegrasz! – zakpił Smokobójca. Chciwiec uśmiechnął się drapieżnie.

- Ile razy walczyłeś z Białymi Koszmarami? Ja pokonuję ludzi od siedemnastu tysięcy pięciuset trzydziestu dwóch lat – chełpił się smok. Poruszył skrzydłami i od niechcenia machnął łapą, by każdy mógł zobaczyć lśniące w promieniach popołudniowego słońca pazury. Serafin zmarszczył brwi.

- Ostatnio mi mówiłeś, że masz szesnaście tysięcy czterysta... - Przerwał mu bojowy ryk Aestasa. Smok zamachnął się łapą i z całą mocą uderzył z góry. Chłopak w ostatniej chwili zasłonił się tarczą, ale kolana ugięły mu się pod siłą ciosu. Kątem oka zauważył biały ogon mknący w jego stronę. Przeskoczył nad nim, po czym przeszedł do kontrataku. Wyrzucił lewą nogę do przodu i pchnął włócznię w otwarty pysk Chciwca. Potężne szczęki zatrzasnęły się na drzewcu, by wyrwać broń z ręki Smokobójcy.

Aestas odrzucił włócznię na bok, która zakreśliła łuk i uderzyła w głowę jakiegoś Bombowca Pospolitego. Biały Koszmar uśmiechnął się szeroko. Serafin przeklął pod nosem, dobywając miecza. Z kolejnym okrzykiem bojowym zaszarżował na przeciwnika, zdeterminowany, by zedrzeć wesołość ze smoczego pyska. Tamten zgrabnie odskoczył. Stanął na tylnych łapach, uderzył dwa razy skrzydłami dla utrzymania równowagi i zionął wiązką oślepiającej energii. Chłopak skulił się za swoją tarczą. Zamknął oczy, by ochronić się przed jasnym światłem bijącym zza osłony. Jego lewa ręka płonęła z bólu, podłoże przesuwało się mu pod stopami. Swąd palonego drewna mieszał się z zapachem topiącego się metalu.

Nagle śmiercionośna siła zniknęła. Chłopak otworzył oczy i z wdzięcznością wypuścił powietrze z płuc. Jednak Aestas nie zamierzał pozwolić przeciwnikowi na odzyskanie sił. Jednym susem powalił Smokobócję na ziemię. Bez trudu przycisnął tarczę do piersi Serafina, a szybkim ruchem wytrącił miecz z jego ręki. Przyszpilił zdezorientowanego Serafina do podłoża.

- Wygrałem – oznajmił z zadowoleniem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro