Rozdział 31 - Jajo

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Serafin pomyślał, że zbyt często spotykał się z takim widokiem.

Chciwiec Niezniszczalny z rykiem wściekłości runął z nieba na grupkę ludzi. Smokobójca cisnął w niego włócznią, a łucznicy pospiesznie wystrzelili kilka strzał, z których znakomita większość nie trafiła celu. Jedynie zirytowały one jeszcze bardziej Biały Koszmar. Rozwarł szczęki i przeciął ziemię w dole oślepiającą wiązką energii.

Ludzie rozpierzchli się we wszystkie strony. Serafin skulił się za gniazdem, chowając się za tarczą. Poczuł żar, kiedy śmiercionośna energia przecięła ziemię kilka centymetrów od niego. Krzyki rannych zagłuszyły złowrogi syk wiązki.

Chłopak zerwał się na równe nogi. Wiedział, że Chciwiec potrzebuje krótkiej chwili, by zawrócić, zanim ponowi ostrzał. Musieli uciekać natychmiast.

Wskoczył do gniazda, podniósł jajo i stęknął, zaskoczony jego ciężarem. Siłą impetu stoczył się z gniazda.

- Odwrót! - krzyknął i z przerażeniem zobaczył, że Biały Koszmar właśnie zawraca. Mocniej objął jajo i puścił się pędem w dół strumienia. Słyszał, jak kilka osób biegnie za nim.

Oślepiająca wiązka energii znów z sykiem przecięła powietrze i przeorała ziemię. Chłopak usłyszał krzyki bólu. Ktoś upadł na ziemię. Łucznicy rozstawieni wzdłuż strumienia zaczęli strzelać do potwora, ale jedynie ściągnęli na siebie jego ogień. Na oczach Serafina dwóch mężczyzn zamieniło się w poczerniałe, dymiące kształty.

- Między drzewa! - wrzasnął, kurczowo trzymając się nadziei, że korony z liści utrudnią Chciwcowi wystrzeliwanie oddziału jak kaczek.

Wojownicy rzucili się we wskazanym kierunku. Paru z nich wyprzedziło Smokobójcę i wpadło między pnie. Biały Koszmar w górze ryknął z wściekłością. Chłopak przeliczył swoich ludzi, dopiero kiedy sam znalazł się pod osłoną drzew. Brakowało mu dwóch wojowników.

Serafin odwrócił się i zobaczył przy źródle zwęglone resztki ludzkiego ciała. Nieco bliżej czołgał się mężczyzna. Prawą część ciała miał doszczętnie spaloną. Z ręki i nogi zostały jedynie dymiące kikuty. Pół twarzy pokryła czarna, pomarszczona plama, która nie oszczędziła nawet włosów, oka i ucha. Przez częściowo stopione usta wydobywał się niewyraźny jęk.

Chciwiec Niezniszczalny spadł z nieba i z hukiem uderzył w ziemię, wbijając szpony w ciało wpół spalonego mężczyzny. Wrzask bólu torturowanego uciszył kolejny cios pazurów. Zniekształcona głowa potoczyła się po trawie, zostawiając za sobą krwawy ślad.

Serafin i reszta jego ludzi tego nie zobaczyli. Puścili się pędem do kotliny, gdy tylko Biały Koszmar stanął na ziemi. Poganiali się nawzajem okrzykami. Nikt nie odważył się obejrzeć.

Smok ryknął wściekle i ponownie wzbił się w powietrze. Chłopak czuł, jak gadzi wzrok wwierca mu się w plecy.

- Ruchy ruchy ruchy! - wrzasnął, jakimś cudem przyspieszając. Strach dodał im sił. Pędzili jak na skrzydłach. Ledwo zobaczyli wejście do kotliny, a Biały Koszmar zaryczał ponownie. Serafin bez trudu wyobraził sobie wściekłą bestię wyłaniającą się zza drzew i otwierającą pysk, by ponownie porazić uciekających ludzi, widocznych jak na dłoni.

Dwie kobiety, które zostały przy wyjściu, stały już z przygotowanymi łukami i zaczęły wypuszczać strzały. W błyskawicznym tempie opróżniały swoje kołczany, tracąc na celności, ale przynajmniej udało im się rozproszyć atakującego gada.

Stwór ryknął rozdrażniony i zionął oślepiającą strugą energii. Najbliższego wojownika minęła o pół metra, a reszcie uciekinierów nie wyrządził najmniejszej krzywdy. Potwór syknął z wściekłości, po czym wzniósł się do góry, by nie uderzyć w zbocze. W tym czasie najszybsi wojownicy wbiegli do kotliny. Obciążony jajem Serafin dotarł jako jeden z ostatnich. Za nim weszły już tylko dwie łuczniczki, posyłając Chciwcowi kilka strzał na pożegnanie.

Ochotnicy zebrali się na dnie kotliny, osłonięci usypiskiem z kamieni. Poklepywali się po plecach i prowizorycznie bandażowali oparzenia. Od pionowych zboczy odbijały się syki bólu. Serafin oparł się plecami o najbliższą ścianę, dysząc ze zmęczenia. Upuścił tarczę na ziemię i objął jajo obiema rękami.

- Gdzie jest Edwin? - nagle głośno spytała jedna z łuczniczek o wychudzonej twarzy. Była dość wysoka i dobrze zbudowana, a blond włosy miała ścięte na krótko. Nie mogła być starsza niż dwadzieścia parę lat. Piwnymi oczami rozglądała się po otaczających ją twarzach. Głos jej się załamywał. - Gdzie jest mój brat?

Reszta oddziału spojrzała po sobie niepewnie, oczekując, że ktoś inny odpowie. Tamta rozszerzyła oczy, jakby już znała prawdę, ale nie chciała się z nią pogodzić.

- Musimy po niego wrócić! - krzyknęła, odwracając się na pięcie. Tiren złapał ją za ramię, zanim zdążyła odbiec.

- On nie żyje - szepnął. Łuczniczka spróbowała się wyrwać, ale były kowal trzymał ją mocno.

- Nie! Puszczaj! Mylisz się! On nie mógł zginąć! - wrzasnęła, dalej się szarpiąc. Tiren musiał przytulić ją do piersi, by ją powstrzymać. Reszta ochotników spuściła wzrok. Serafin mocniej objął jajo.

Jak mógł ich o to poprosić? Doskonale wiedział, że ktoś nie wróci z tej wyprawy. Posłał tych ludzi na śmierć. Równie dobrze sam mógł ich zabić. Wymienił jedno życie za cztery. Jakim prawem to on decydował?

Spojrzał na białą skorupę jaja. Pulsowała delikatnym ciepłem, jakby biciem serca. Trudno było nazwać je bezbronnym. Aestas zapewniał, że osłona ukrytego w środku smoczka jest równie niezniszczalna co łuski dorosłego Chciwca. Teoretycznie nic nie mogło skrzywdzić niewyklutego stworzonka.

Jednak według szpiegów i Rosei, On znał sposoby, by sforsować osłonę, wypaczyć zamieszkujące je pisklę i zamienić w śmiercionośną, bezwzględną broń, całkowicie podporządkowaną rozkazom swojego władcy. Oznaczało to, że jajo w Jego szponach zamorduje dużo więcej niż cztery osoby.

Jednak w żaden sposób nie ułatwiło to Serafinowi pogodzenia się z konsekwencjami swoich decyzji.

Nagle coś z hukiem uderzyło w ziemię. Smokobójca odwrócił się na pięcie tylko po to, by spojrzeć w przesycone nienawiścią oko, błyszczące pomarańczą na tle idealnie białych łusek.

- Uciekajcie! - wrzasnął i ile sił w nogach puścił się w głąb wąwozu, zapominając o zostawionej tarczy. Reszta oddziału natychmiast rzuciła się w tym samym kierunku, potykając się oraz wpadając na ściany i siebie nawzajem. Chciwiec zaryczał wściekle. Wiązka oślepiającej energii z sykiem przecięła powietrze tuż nad uciekinierami. Odłamany kamień spadł prosto na głowę jednego z mężczyzn na czele. Dwaj kolejni chwycili go za ramiona i pociągnęli dalej, nie patrząc nawet na wielką ranę w jego czaszce.

Nawet kiedy minęli zakręt, nie zwolnili tempa. Ryki wściekłego smoka skutecznie ich motywowały do dalszego biegu. Ślizgając się i potykając, w końcu wypadli po drugiej stronie kotliny. Rebelianci stali już gotowi do lotu, zaniepokojeni hałasem ich ucieczki.

- Jest całe! - krzyknął uradowany Aestas, natychmiast przyskakując do Serafina.

- Tak. Dzięki, że się o nas martwiłeś - burknął chłopak, podając Chciwcowi jego jajo. Odetchnął z ulgą, pozbywając się ciężaru.

- Tak tak - odparł smok, już nie słuchając Serafina. Natychmiast zajął się zawijaniem potomka w przyniesione koce. Przy okazji mruczał coś niewyraźnie o tym, że jego maluszek już jest bezpieczny i nie zmarznie.

- Jak tak to robisz, to zaraz wypadnie - zauważyła wysoka, czarnowłosa kobieta, ostrożnie zbliżając się do smoka. Miała na sobie luźne spodnie i koszulę, a przez plecy przerzuciła sobie łuk, natomiast przy pasie zwisał jej pusty kołczan i prosty nóż. - Musisz zawiązać, by się nie wyślizgnęło.

- Zdziwię cię, ale pazurami nie da się robić supełków! - warknął Biały Koszmar. - Będzie dobrze!

- Mogę zawiązać za ciebie - zaproponowała kobieta, ale natychmiast zagłuszyły ją gniewne, gadzie syki.

- Co cię tak do niego ciągnie? - syknął jeden Kolczogon.

- Na pewno coś uszkodzi - warknął czerwony Twardołusk.

- Jak już je ratowałam to nie pozwolę, byście rozbili je na jajecznicę! - krzyknęła łuczniczka. Zawtórowały jej głosy mężczyzn.

- Spokój! - wrzasnął Serafin. - Zaraz pół armii Jego spadnie nam na głowę! - Syki i wrzaski niechętnie ucichły, a chłopak zwrócił się do Chciwca: - Aestasie, pośpiesz się! Musimy uciekać.

Biały smok przez chwilę mierzył kobietę podejrzliwym spojrzeniem, ale w końcu skinął głową. Podał łuczniczce jajo i koce wśród niedowierzających syków pobratymców.

- Zgoda - mruknął niechętnie. - Ale jeśli je skrzywdzisz, osobiście powyrywam ci ręce!

Nawet jeśli kobieta przejęła się groźbą, to nie dała tego po sobie poznać. Zwinnie zawinęła jajo w koce, związując mocno rogami i krótką chwilę później oddała Aestasowi jego potomka.

- Gotowe - oznajmiła. - Jak nowy.

Chciwiec znów zmierzył ją nieufnym spojrzeniem i ostrożnie chwycił jajo w swoje szpony. Otworzył pysk, by coś powiedzieć, ale w tym momencie powietrze przeszył ryk. Do którego dołączył kolejny. I jeszcze jeden.

- Lecimy! - syknął Chciwiec, mocniej zaciskając pazury na zawiniątku i drugą łapą chwytając Serafina. Reszta smoków poszła za jego przykładem, ale jeden Pustopaszcz Skorpioni z obrzydzeniem popatrzył na dwóch mężczyzn podających mu nieprzytomnego od rany w głowie towarzysza.

- Nie będę niósł trupa! - sprzeciwił się stwór.

- Będziesz go niósł, chociażby zostały jedynie gnijące kości! - warknął Biały Koszmar, po czym wzbił się w powietrze. Serafin obejrzał się na startujące smoki i uśmiechnął się, widząc, skorpionopodobny gad chwyta nieprzytomnego w tylną łapę i leci za resztą.

Aestas zatoczył jedno koło nad doliną, czekając, aż jego podwładni wystartują. Jak tylko wszystkie dwadzieścia par skrzydeł zaczęło młócić powietrze, ruszył w kierunku bazy rebeliantów. W tym samym momencie Serafin zobaczył grupę kilkunastu smoków wyłaniającą się zza góry po przeciwnej stronie doliny.

- Mamy towarzystwo! - krzyknął do Chciwca, z trudem przekrzykując wiatr. Ten w odpowiedzi zaryczał. Umazane błotem skrzydła zaczęły szybciej bić powietrze.

Rebelianci wypadli z doliny i wznieśli się wyżej, porzucając maskującą ochronę drzew. Nagle uderzył w nich od tyłu silny wiatr i pchnął do przodu uciekinierów. Z jego pomocą na chwilę umknęli pogoni, ale ta za chwilę wykorzystała tę samą sztuczkę. Serafin bez przerwy nerwowo spoglądał za siebie. Nieobciążeni pasażerami żołnierze Jego z każdą minutą zbliżali się do członków ruchu oporu; dodatkowo z sąsiednich dolin dołączały posiłki. Chłopak przełknął ślinę, kiedy uświadomił sobie, że lada moment ostatnie z "zabłoconych łap" znajdą się w polu rażenia Białych Koszmarów lecących na czele wrogich sił.

Nagle z sąsiedniej doliny wypadło kolejne piętnaście smoków, zamykając rebeliantów w kleszcze. Aestas spojrzał na rosnący w oczach ogon, potem znów na pędzących z naprzeciwka żołnierzy Jego i zaryczał na swoje smoki. Gwałtownie zapikował w dół. Serafin zmrużył oczy i ścisnął mocno oplatające go szpony. Świat w dole rósł z zastraszającej prędkości. W ostatniej chwili Chciwiec rozwinął skrzydła. Na pełnej prędkości wpadł do jakiejś jaskini. Od zimnych ścian odbił się łopot kilkunastu par skrzydeł, huk eksplozji i gruchot spadających kamieni.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Za dwa tygodnie nie będzie rozdziału (obóz).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro