Rozdział Dwudziesty Drugi - Bitwa pod Hai Su część 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następny poranek był wyjątkowo rzeźki. Żadna z chmur nawet na chwilę nie przysłoniła słońca, które swym blaskiem pobudziło większość osób, dając im energię do wstania. Dziś był jeden z najważniejszych dni. Wrogie armie stojące naprzeciw siebie, w końcu miały złączyć swoje ostrza, walcząc zarówno o honor, jak i ziemię po której stąpali. Licząca około trzydziestu tysięcy armia księstwa już od początku czuła trwogę. Nikt nie wiedział czego się spodziewać, zwłaszcza po Królestwie Zachodu, które już niejednokrotnie pokazało na jak różnych byli poziomach. Tym razem jednak dość jasno wyznaczono granice. Około pięćdziesięciu tysięcy żołnierzy robiło spore wrażenie, jednak czy były to całe ich siły? Posiłki mogły przybyć w każdej chwili, jedynie bardziej przechylając szale zwycięstwa na stronę wroga.
Shi Shuan również się obawiał. Strategia którą przedstawił wcześniej strategom nie była do końca pewna, prawdę mówiąc była najbardziej ryzykownym planem na jaki tylko zdołał wpaść. Czy czasem jednak to właśnie takie plany nie odnosiły największych zwycięstw?

Książe Ju, już od dłuższego czasu wpartywał się w oba wojska z bezpiecznej odległości tuż obok bóstwa wojennego i kilku innych mniej istotnych ludzi, których Shi Shuan nawet nie kojarzył z twarzy. Jego leniwie uciekające oko co jakiś czas zatrzymywało się na wyróżniających się sylwetkach. Na szczególną uwagę zasłużył tutaj między innymi mężczyzna co najmniej o głowe bijący wzrost kapłana. Nie wyglądał z całą pewnością na tutejszego. Ciemniejsza skóra i fioletowe jak habry oczy wręcz odcinały się od ludzi dookoła, robiąc miejsce jeszcze bardziej ciekawej osobistości. Kobieta siedzącą na koniu w jasnej i przewiewnej sukni, spogladała na wszystkich równie ciekawie co Ju, jednak jej spojrzenie miało w sobie coś nieco bardziej ostrego, zwłaszcza gdy w pewnym momencie wyciągając miecz podała go, mężczyźnie obok.
Stamtąd droga orężu była prosta. Po kilkunastu minutach, broń leżała już przed księciem, a wraz z nią był ten sam egzotyczny mężczyzna, który się niepostrzeżenie uśmiechał.

- Zabierz to z przed moich oczu i powiedz królowej, by lepiej sama pilnowała swojego ostrza! - Warknął rozwścieczony Ju, niemal rzucając w wojownika bronią - Inaczej może się z pewnością wyszczerbić.

Byakko spojrzał nierozumnie na kapłana, który w tej samej chwili zwrócił wzrok na mężczyzn dookoła. Wyglądało na to, że coś między sobą szeptali.

- Rzucenie orężu przed wroga jest zniewagą i jasnym sygnałem, że królowa niecierpliwi się na starcie - Powiedział do nich łagodnie przyciągając ich speszony wzrok. Zaraz, czy on usłyszał co między sobą szeptali?!

Chwilę później po krótkiej wymianie zdań, mężczyzna odszedł kłaniając się w stronę księcia, po czym wrócił by przy boku królowej czekać cierpliwie na rozpoczęcie bitwy.
Co jednak nie miało tak szybko miejsca.

Wielu dziwiło się takiej decyzji księcia, choć tak naprawdę nikt nie był do końca pewien czemu po tak jawnej prowokacji mężczyzna nie wysłał swoich wojsk wprost na przeciw wojowników Królestwa. Czy to przez wyczuwalną zasadzkę? A może zwyczajnie nie wiedział jak poprawnie to poprowadzić? Prawda jednak okazała się zupełnie inna.

Chwilę później Byakko na koniu, pokłusował by być blisko wojowników, po czym biorąc głęboki wdech zaczął swoją przemowę słowami:

- Nikt nie może przewidzieć kolei losu, jednak czy czy ktoś powiedział, że nie można go kształtować? - Czuł jak jego serce prawie wyskoczyło z piersi, gdy nastała cisza po tych słowach, dopiero po krótkiej przerwie był dopiero w stanie kontynuować - Nie jesteśmy sami, wraz z nami są wszystkie osoby które tak bardzo sobie cenimy. To właśnie dla nich każdy z was podnosi miecz, by dziś przelać nie krew, a pot w imię własnej wewnętrznej walki, którą każdy z was wygrał stojąc tu dziś z nami. Wszyscy jesteście bohaterami o których historia będzie pisać pieśni! - Wykrzyczał, starając się zachować spokój, podczas gdy żołnierze jakby jednym głosem przemówił nucąc nieznaną mu pieśń, będąca najwyraźniej hymnem.

Dopiero po tym wszystkim, książę dał jasny sygnał do ataku, pozwalając aby bitwa na dobre się rozpoczęła.

Nie było dużo czasu, Shi Shuan szybko zawrócił swojego konia, by znów znaleźć się po prawicy księcia. Mimo, że niezbyt za nim przepadał to wciąż jego chłodna postawa, gdy oba wojska się złączyły wywołała podziw. Wojsko które z całą pewnością było mniejsze od tego wroga z początku wydawało się nie mieć szans na zwycięstwo. Na korzyść przemawiało zbyt wiele szczegółów pokroju, lepszego ułożenia, przygotowania czy nawet samch morali to wciąż, nie wszystko było stracone. Każdy z generałów niczym dumny lew walczył po stronie swoich oddziałów, jedynie co jakiś czas zerkając w stronę wzgórza. Około kilka minut po pierwszym sygnale, rozbrzmiał kolejny, tym razem będący sygnałem do odwrotu. Pierwsza linia żołnierzy, jakby tylko czekając na ten znak rozpierzchła się po obu stronach, by po chwili biec w stronę odwrotu.
Temu wszytskiemu przyglądała się w milczeniu monarchini. Jej bystre chłodno niebieskie oczy nawet nie drgnęły, gdy obserowowała wszystko wokoło przez lunetę, jedynie myśli jakby zerwane z niewidzialnej smyczy pobiegły w różne strony. "Czemu się wycofują?" - Mruknęła w myślach, jednak nie była w stanie znaleźć niczego sensownego.

Książe Ju z nieco większym grymasem na twarzy spojrzał na Byakko, którego wzork nawet na chwilę nie opuścił pola bitwy. Martwił się, nie mając na nic więcej wpływu próbował jedynie wypatrzeć czy przyjęta strategia przynosi rezultaty. Wtedy jednak mężczyzna w końcu wypalił.

- Jak długo zamierzasz  ciągnąć te farse? - Zapytał wachlując się ospale - Co mają znaczyć te odwroty?

Nim jednak Byakko zdążył odpowiedzieć upłynął po raz kolejny czas na wycofywanie się pierwszego z pozostałych rzędów wojowników. Dopiero po wydaniu kolejnego rozkazu, spojrzał w stronę mężczyzny.

- Czy Książe spał gdy tłumaczyłem jaki ma to sens? - Mruknął, chowając w dłoniach lunetę. Na co mężczyzna lekko podniusł lewą brew. Wyglądało na to że w ogóle nie słuchał.

- Niech Książe spojrzy na wojska Królestwa - Odparł kapłan, wtrącając się w ich rozmowę. Nieco niechętnie, Ju zabrał z dłoni Byakko przyrząd, spoglądając po wojownikach. Jednak niczego wartego uwagi nie znalazł.

- Co odnosnie nich? - Murknął.

- Niech teraz książe spojrzy na naszą armie - Mówiąc to, lekko przechylił lunetę władcy. Dopiero teraz mężczyzna jakby doznając objawienia powiedział:

- Nasi są mniej zmęczeni - Z całą pewnością był zaintrygowany. Wyglądało na to, że ta taktyka ma rzeczywiście więcej sensu niż mogłoby się wydawać!

- Pierwszy rząd, obecnie "odpoczywa" na tyłach, podczas gdy wypoczęte jednostki wybijają zmęczonych wojowników wroga. Chociaż to nie wszystko - Dodał nieco pewniej - Wróg widząc nowe twarze dużo łatwiej wpada w konsternację.

- W konsternację? - Nie rozumiejąc spojrzał w stronę Byakko i kapłana - Co masz przez to na myśli.

- Walcząc z jednym i tym samym przeciwnikiem łatwiej jest się skupić. Jednak gdy przeciwnik co chwilę się zmienia, a ty nie dość że musisz dostosować tempo, co nauczyć się nieco innych ruchów. W takim układzie dużo  łatwiej jest stracić skupienie, zwłaszcza gdy wydaje się, że przeciwników jest znacznie więcej - Dodał Byakko, odbierając swoje narzędzie z jego rąk.

Książe patrzył na mężczyznę, z zaciekawieniem wymieszanym z szokiem z całą pewnością nie spodziewał się czegoś takiego.

Wtem jednak rozległ się kolejny sygnał, przykuwając pełną uwagę mężczyzn na wzgórzu. Tym razem ich twarze zamarły, gdy dostrzegli jak wróg przegrupowuje się, tworząc więcej niż cztery fronty jednocześnie.
Wyglądało na to że wróg zrozumiał ich strategie i zaczął działać przeciw niej i to tak skutecznie, że serca wszystkich zamarły w oczekiwaniu.

---
Nieco późno ale szczęśliwego nowego roku moi drodzy, dużej ilości szczerych przyjaciół, miłości, zadowolenia z życia oraz jak najwięcej cudownych chwil i uśmiechu! Mam nadzieję, że nowo nadchodzący rok będzie dla was znacznie lepszy niż poprzedni!
I pamiętajcie aby zostać sobą, wyjątkową jednostką którą wszyscy bliscy wokół was kochają!

Dziękuję wam za ponad tysiąc wyświetleń!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro