Rozdział Dwudziesty Siódmy - Emocje i Przemyślenia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czy były to słowa które chciał usłyszeć? W pewnym sensie tak. Być dla kogoś potrzebnym, nawet jeśli oznaczało by to bycie czyjaś rzeczą. Jednak, osoba odgrywała tutaj największe znaczenie. Shen Yuan absolutnie nie byłby  osobą którą ktokolwiek chciaciałby. Zimny, bezwzględny, a czasem zwyczajnie wredny. Jego dobra część osobowości prawie wcale nie była widoczna pod tą grubą warstwą, jak więc niby Shi Shuan nie miałby protestować?!

Żadne słowa jednak nie były w stanie opuścić jego gardła. Wciąż rozdarte, mimo że z jakiegoś nieznanego mu powodu nie krwawiło, zupełnie jak nagryziona padlina zostawiona przez drapieżnika. Wygląda na to, że w tym świecie był niczym więcej jak zwierzyną łowną.

Demon widząc jego zmieszane spojrzenie musiał domyślić się przynajmniej większości jego myśli. Nie było jednak zbyt dużo czasu, w każdej chwili ktoś mógł się pojawić w namiocie. Mając to na uwadze, mężczyzna nieco chwiejnym krokiem wstał, po czym zaczął przeszukiwać pobliskie skrzynie w poszukiwaniu czegoś. Dopiero po dłużej chwili z powrotem odwrócił się w stronę Shi Shuana, który najmniej z tego wszystkiego rozumiał, a przynajmniej do momentu gdy mężczyzna ostrożnie nie zaczął owijać jego szyi białą tkaniną, pozwalając by ostrość alkoholu którym została nasączona, prawie wypaliła ranę, powodując kolejne łzy.

- Lepiej będzie jak nikomu nie powiesz o Shen Hua - Odparł podczas bandażowania - Wiadomość o nim napewno wywołałaby nie małe zamieszanie, a z całą pewnością nie chciałbyś śledztwa w tym temacie i wydania się twojej małej tajemnicy.

Dopiero gdy wtedy Shi Shuan przypomniał sobie, o duchu studni, który cały ten czas był w jego ciele. Czy w ogóle było z nim okey?!
Miał ochotę krzyczeć, jednak jedynym na co było go stać, był przestraszony wzrok i wiele gromadzących się myśli.

- Nic mu nie jest. Twoje serce nie zatrzymało się na tak długo - Jego słowa, niemal zupełnie zbiły z tropu Byakko. Czy naprawdę niemal umarł przed chwilą? Czy ten tylko droczy się z nim, chcąc wywołać w nim skruchę? Jeśli to drugie to z całą pewnością mu się to nie udało!
- Gdy odzyskasz energię duchową, przekaż mu jej trochę. Wtedy powinien szybko dość do siebie. Nawet jeśli spędził tyle czasu bez swojego "źródła" - Mówił spokojnie, niemal nie tracąc na chwilę monotoniczności swojego głosu, przez co ciężko było odgadnąć co naprawdę chodziło po jego głowie.

W końcu jednak skończył swoją część, i jak gdyby nigdy nic, wstał z kolan otrzepując ubrania z kurzu. Mimo, że trochę porozdzierane to wciąż jego ubrania były w znacznie lepszym stanie niż te Byakko po pierwszej ucieczce przed nim. To było zabawne, prawdę mówiąc mężczyzna czuł jakby od tego czasu minęły całe wieki.
Dopiero gdy w końcu zniknął zza cięką ścianą namiotu. Jasnowłosy w końcu zdecydował się spróbować usiąść. Na jego szczęście w porównaniu do gardła i krtani, całe jego ciało mimo lekkiego odrętwienia zdawało się działać normalnie. Z całą pewnością była to ulga, zwariowałby jeśli musiałby czekać dopiero aż ktoś go znajdzie.
Wstał a zaraz potym pojawiły się lekkie zawroty głowy. Z sporą pomocą pobliskiej belki podtrzymującej namiot, w końcu udało mu się dotrzeć do wyjścia, gdzie mógł zobaczyć jedynie rozwijającą się zabawe. Nie było się co dziwić, dlaczego hałasy nie przykuły uwagi nikogo z zewnątrz, zwyczajnie całe otoczenie było dużo głośniejsze!

Nie mogąc nic na to poradzić jedynie westchnął głęboko wracając do siebie. Myśli po raz kolejny rozlały się w jego głowie, nie pozwalając przez dłuższy czas zasnąć. Ból mieszał się z irracjonalnym strachem, podobnie jak każde wydarzenie z dziś. Czy napewno to wszytsko nie było snem? A jeśli było, to czy mógłby  się w końcu z niego obudzić?
Dużo łatwiej byłoby móc zwyczajnie obudzić się gdy toczące się życie cię przytłacza. Zupełnie jak wybudzić się z nocnego koszmaru tylko po to by po raz kolejny zobaczyć blady sufit w swoim pokoju i pustkę do okoła. Coraz bardziej  zaczynał tęsknić do zwykłej samotności, której tyle zaznał w poprzednim życiu. Wycierpiał wiele, jednak to wtedy w pustym pomieszczeniu mógł  poukładać rozerwane fragmenty myśli w jakąkolwiek całość.
Co innego teraz, gdy tysiące problemów i cała akcja do okoła go przytłaczała. Potrzebował oddechu, spokojnego oddechu... Zamiast kolejnego mordercy czychającego na jego życie, czy to w ogóle było możliwe?

Przetarł ostrożnie dłonią skroń. Głowa mu szumiała, nienawidził tego uczucia. Błękitne znamie na nadgarstu zamigotało. Może warto spróbować? - Pomyślał, ostrożnie przykładając palce drugiej ręki do nadgarstka. W tym miejscu znajowały się kanaliki transportujące energię w ciele, jeśli rzeczywiście mógł mu jakkolwiek przekazać energię to waśnie w ten sposób.
Niestety było to bezowocne. Resztki pozostałej energii były zbyt małe, by jakkolwiek pomóc. Zamiast tego, poczuł się bardziej senny, by w końcu na dobre przymknąć oczy.

~~~

Następnego dnia, ciężko było cokolwiek zrobić. Nawet jasne promienie słońca, przebijajace przez cięki materiał nie pomagały. Czuł jakby wcześniejszego wieczóru przebiegł cały maraton, a jego mięśnie zupełnie nie miały sił. Próbował coś powiedzieć, jednak wystarczyła chwila by przekonać się jak bardzo nie powinien tego robić. Ochrypły i cichy głos nie był największym problemem. Po zaledwie kilku słowach, poczuł jak coś zaswędziało go w gardle, by po chwili w ostrym napadzie, wykaszleć sporo krwii. Rana mimo, że z pewnością dużo mniejsza, tak wciąż, nie pozwoliła mu poczuć się na tyle dobrze by choćby wytłumaczyć kapłanowi co się stało.  Zamiast tego, wzięto to za zwykle przeziębienie. Nawet jeśli wokół jego szyi wciąż znajdował się nie do końca biały bandaż... Oh, dopiero teraz zauważył. Jego szyja była dodatkowo opatulona lekkim czerwonym materiałem. Jednak nie pamiętał aby wczorajszej nocy cokolwiek takiego zakładał.

---
Wybaczcie za tak długie osunięcie w czasie! Postaram się to wszystko nadrobić w najbliższej chwili!
Puki co jednak wybaczcie ale musicie zadowolić się krótszym rozdziałem :<
Trzymajcie się ciepło!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro