Rozdział Sześćdziesiąty Szósty - Nowy Cel oraz zapach miętowego naparu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uciekając spłoszony z pokoju, czuł jak powoli powracające do niego fragmenty chwil, nie pozwalają mu normalnie myśleć. Pocałunki, dotyk, chłód jaki czół na skórze, to wszystko było dla niego nie do zniesienia. Co on sobie myślał?! Do czego tak właściwie dążył!
Złapał się za głowę, próbując ukryć przed światem obraz jakie jego umysł, raz po raz mu pokazywał. Był zdezorientowany i zawstydzony, zachował się jak totalny desperat!

Jego samotna walka z samym sobą nie trwała długo. Płomyk, który w końcu go dogonił. Świecił jasnym światłem cicho trzaskając tuż obok jego ucha. Światło było blade, na tyle że nawet nie oświetlał otaczającej go przestrzeni. Wyglądał po prostu mizernie.

- Będziesz się tak użalać nad sobą? Jestem niemal pewny, że dopiero teraz dociera do ciebie co próbowałeś zrobić. Myśl nim działasz! - Zaczął, znikając w jego ciele.

Shi Shuan nic na to nie odpowiedział, nie wymagało to nawet komentarz. Duch studni jak zwykle miał we wszystkim rację.

- Powinieneś iść się położyć daozhang, twoje ciało wciąż jest słabe.

- Masz rację - Mruknął nieco niechętnie, idąc w stronę sobie dobrze znanego pokoju. Po drodze jednak jego wzrok został przyciągnięty przez parę złotawych oczu, przyglądającym mu się uważnie. Czarny dymek, który trzymał niewielki dzbanek z wodą, zbliżył się w jego stronę.

- Dziękuję, ale nie chce - Odmówił z lekkim uśmiechem kucając tuż obok czarnego stworzonka. Ostatnim razem gdy na nie patrzył wydawały mu się nieco większe, jednak teraz gdy przyjrzał się mu uważniej zobaczył, jak niewiele był większy od ducha studni.
Czarny dymek cicho zamruczał. Z całą pewnością jak dotychczas te małe lojalne duszki były jego ulubionymi stworzonkami.

- Ja jestem dużo bardziej ciekawy niż one - Prychnął duch studni - Kiedyś się przekonasz, jak bardzo.

- Nie wątpię - Powiedział pod nosem, wstając i ruszając w dalszą drogę korytarzem - Gdyby nie ty, już dawno bym umarł. Jestem ci za to wdzięczny.

- Teraz zebrało ci się na sentyment co? - Nieco bardziej prowokujący ton cicho mruczał - Gdybyś nie przeżył i ja bym zginął, dając ci umrzeć jedynie bardziej bym sobie zaszkodził wiesz?

Byakko ostrożnie chwycił za klamkę i pchnął drzwi wchodząc do środka.

- Wiem, ale to nie zmienia faktu jak bardzo mi pomagasz - Delikatny uśmiech wstąpił na jego usta. Po tych słowach, duch studni zrobił się wyjątkowo cichy. Nie wypowiedział ani jednego słowa przez resztę wieczoru.

~~~

Następny dzień przyszedł wyjątkowo szybko, niemal po samym zamknięciu oczu czuł już jak znienawidzone przez niego promienie słońca, jakby wypalają zamknięta powiekę. Nienawidził tego uczucia najbardziej na świecie. Czemu w ogóle jakichś ludzi to pobudza do działania? Shi Shuan był zirytowany, nie zdążył nawet dobrze otworzyć oczu, jak błękitny płomyk wylądował na jego klatce piersiowej.

- No ileż można spać?! - Burknął gniewnie płomyk, głośno przy tym trzaskając.
Najwidoczniej jednak nie tylko on czuł się w podobny sposób już od rana.

- Która jest godzina? - Wymamrotał, czując jakby jego gardło stanęło w żywym ogniu. Niemal natychmiast chwycił je dłonią, ostrożnie przesuwając palcem po jabłku adama, nieprzyjemny ból nie ustawał, najwidoczniej musiał się bardziej przeziębić.

- Już dawno po wschodzie słońca - Odparł płomyk, przeskakując na jego czoło - Jesteś bardziej rozpalony niż wczoraj.

- Zauważyłem - Głos Byakko był cichy i nieco bardziej przychrypniety - Jest tu gdzieś woda?

Wstał do siadu i rozejrzał się dokoła. Jakby na zawołanie kątem oka dostrzegł czarnego duszka, który chwilę później postawił przed nim naczynie z wodą. Czarny dymek przyglądał mu się uważnie złotymi oczkami. Było to nieco niekomfortowe, ale doceniając gest służebnego ducha, podziękował i wypił całą zawartość duszkiem. Dopiero przy końcu poczuł dziwny gorzkawo-ziołowy smak płynu, który wypełniając jego usta niemal zmusił go do wymiotów.

Duch studni widząc te relacje, czym prędzej przechwycił od niego naczynie.

- To tylko ziołowy napar - Mruknął - Co to za mina? Wyglądasz jakbyś został conajmniej otruty! Nie mów nawet, że księżniczce smak nie odpowiada.

Byakko nic nie powiedział, wciąż zakrywając usta dłonią spojrzał na duszka. Małe złote oczka tej nad wyraz spokojnej istotki od razu przekonały Shi Shuana. Nie było powodu do alarmowania, najpewniej demon kazał mu zanieść ten napar.
Jego twarz ponownie nakryła się lekką czerwienią.

Przyglądający się temu wszystkiemu duch studni bezsilnie westchnął, odrzucając w kąt trzymany przedmiot. Jak można było się tego spodziewać, czarny dymek niemal natychmiast zaczął gonić toczące się naczynie, dopóki nie przystanęło stukając się z okoliczną ścianą. Cała ta sytuacja była komiczna, ale Byakko nawet jej nie obserwował. Jego umysł był w zupełnie innym miejscu, gdy ściskając mocniej za kołdrę spuścił wzrok.

Nawet płomyk, nie mógł patrzeć na niego za długo, znikając w jego ciele.
To był jedyny sposób by zrozumieć, co tak na prawdę chodziło mu po głowie.
Pomimo swojej prostolinijnej natury, myśli mężczyzny bywały splątane. Zupełnie jak ruj węży, które niechcący zaplątały się ogonami i wywijając się na każdą ze stron, próbowały uciec. Bezskutecznie. Żaden z nich nie byłby w stanie opuścić splotu, tak samo rozwiązanie na chociaż jeden problem Byakko nigdy nie wyłoniłoby się z plątaniny myśli. Mizerny widok, jeszcze bardziej zmarnowanego bóstwa.

- jeśli napawdę coś do niego czujesz, powinieneś uporządkować myśli zamiast jeszcze bardziej sie w nich plątać - Burknął niezadowolony.

- To nie jest takie proste - Odpowiedź odbiła się echem po umyśle - Nie umiem jednoznacznie tego potwierdzić.

- A umiesz temu zaprzeczyć? - Zapadła cisza, która po raz kolejny przerwał duch studni nieco zmieniając ton na bardziej arogancki - Nie podoba mi się to w jakim kierunku to zmierza.

Byakki westchnął. Trudno było zaprzeczyć, że jeśli jego przypuszczenia się potwierdzą mógłby zostać kolejnym przykładem syndromu Sztokholmskiego. Zimny jak lód demon, który swoim zachowaniem dąży do destrukcji i słabe bóstwo, które nawet nie jest pewne czym tak właściwie jest. Jakim prawem miałoby to działać?

- Twoje wspomnienia są zapieczętowane daozhang - Dodał duch studni wcinając mu się w myśl - Jeśli chcesz się dowiedzieć kim tak na prawdę jesteś powinieneś zacząć od odpieczętowania ich.

Shi Shuan olśniony przez ducha podniosł wzrok na pobliskie drzwi.

- Nie wiesz jak to zrobić prawda? - Dopytał, zastanawiając się nad swoim planem.

-  Gdybym wiedział dawno bym ci o tym powiedział i nie. Nie wyjdziesz nigdzie szukać odpowiedzi w książkach, wciąż twoje ciało się nie wyleczyło! - Warknął stając tuż obok niego w swojej ludzkiej postaci - Już prędzej ja czegoś poszukam, ale ty masz się stąd nie ruszać rozumiemy się?

Zadał pytanie, jednak nawet nie czekając na odpowiedz podszedł do drzwi i szarpnął zirytowany za klamkę.

- Dzięki, że się o mnie martwisz - Usłyszał na odchodne, gdy połowa jego ciała zniknęła za framugą.

- Gdy jesteś chory, twoja energia duchowa źle przepływa! - Krzyknął, nie  przerywając marszu, przez co do Byakko dotarł tylko przytłumiony głos z korytarza.

Na swój sposób dodało mu to pewności siebie. Gdy przybył do tego świata, jedyne co czuł to strach i stres. Jak to wszystko się potoczy? Czy uda mi się sprostać nacierającym wyzwaniom?
Świat w którym tak właściwie nikt nie był po jego stronie, ale mimo to będąc zupełnie sam udało mu się jakimś cudem przetrwać aż tyle. To z całą pewnością było jego największe osiągnięcie!
Lekki uśmiech, niespodziewanie zniknął z jego twarzy. Ledwie widoczne wspomnienie minionych dni, powoli niczym cień snuło się tuż za nim. Szczęście i spokój zawsze były rzeczami ulotnymi, a dla Shi Shuana bywały niemal okazyjne. W swoim poprzednim życiu przypominał bardziej drętwe naczynie, które dzień za dniem przeżywało z przymusu. ,,Po burzy, przychodzi tęcza" - Mówiły oklepane słowa zawieszone na kartce u szkolnego psychologa. Co jednak gdy burza nadchodzi zawsze po każdej tęczy? O tym już się nie mówi. Tak samo jak on sam nie był w stanie rozmawiać o swoich problemach.
,,Shi" - Wołał łagodnie głos w jego głowie, przez chwilę jego umysł wyrwał się z jawy rozglądając się uważnie po pokoju.
Szybko jednak zrozumiał, że nigdzie dookoła nie było Yan Lou. Jego własny umysł płatał mu złośliwe figle, których serce nie mogło dłużej znosić. Nie zaleczona, gorejąca rana wciąż pamiętała.

,,Gdybym tylko tamtego dnia poszedł z nią" - Pomyślał, mocniej zaciskając dłoń na pościeli.
Będąc blisko płaczu, niespodziewanie coś zrozumiał.

Prawdą było, że jego siostra zginęła w wypadku jakiś czas przed samobójstwem. Skoro taki "grzesznik" jak on, był w stanie zreinkarnować się w innym świecie, nie oznaczało to czasem że ona również  może błąkać się gdzieś po tym święcie?

Lekka iskierka nadziei zatliła się na nowo w jego sercu. Jeśli była choćby najmniejsza szansa, że jego ukochana siostra wciąż żyje to z całą pewnością ją znajdzie! Choćby miał spędzić nad tym wieczność, w końcu co innego mu pozostało?

Niespodziewanie drzwi od jego pokoju się otworzyły, a chłodniejszy powiew powietrza przymknął zza pleców wysokiego bruneta.
Shen Yuan patrzył się na niego niespotykanym spojrzeniem. Było jakby ciekawe? Z całą pewnością coś oceniał.

- Jak się czujesz - Mruknął w końcu przerywając ciszę miedzy nimi - Boli cię coś?

Byakko speszony lekko odwrócił wzrok kiwając twierdząco głową.
Cichy stukot kroków, powoli zbliżał się w jego stronę wydając jedynie stonowany odgłos "klik, klak, klik, klak".

- Gdzie cie boli? - Kontynuował w tym samym monotonnym tonie, na co Byakko odparł jedynie cichym schrypiałym głosem;

- Gardło - Brzmiał jeszcze koszmarniej niż wcześniej. Wyglądało na to, że musiał się wczoraj bardziej zaziębić, zamiast wygrzać.

Chłodna dłoń ostrożnie uciśnęła bolącą szyję. Na początku wystraszony niemal natychmiast spojrzał w stronę demona. Nie do końca wyleczona trauma wciąż pozostawała świeża. Bał się, obawiał się że w jednej chwili Shen Yuan zmieni swoje zdanie i zaciśnie na niej ręce tak mocno, że po raz kolejny Shi Shuan doświadczy tego potwornego uczucia bycia duszonym. Jednak wbrew jego obawom, nic takiego się nie stało, dotyk który towarzyszył ostrożnym ruchom demona był delikatny, dużo bardziej przypominał delikatne muśnięcie.

- Wypiłeś lekarstwo? - Zapytał, zabierając dłoń.

Byakko znowu twierdząco kiwnął głową. Miał szczęście, że tego dnia nie mógł za wiele mówić inaczej niezręczna cisza byłaby dużo bardziej odczuwalna. Jak Shen Yuan mógł zachowywać się tak naturalnie po tym wszystkim co się wczoraj stało? - Zadawał sobie to pytanie niemal w koło, ciągle nie mogąc zrozumieć.

- Dlaczego jesteś spokojny - Mruknął niemal pod nosem. Jego bolące gardło nie pozwoliło mu na więcej, wywołując ostry kaszel.

- Wolałbyś bym tu i teraz cię rozebrał i dokończył co wczoraj zaczęliśmy? - Takiej odpowiedzi Shi Shuan się nie spodziewał. Niemal w jednej chwili cała jego twarz zapełniła się dorodną czerwienią dojrzałego jabłka.

Widząc tą reakcję, lekko szyderczy uśmieszek pojawił się na ustach Shen Yuana, gdy wyciągnął zza szaty małe ususzone liście, które następnie wrzucił do podawanego przez czarny dymek naczynia z ciepłą wodą. Przyjemny miętowy zapach szybko dotarł do nozdrzy blondyna.

- Wypij to powolnymi łykami. Tylko nie na raz - Odparł, podając napar wprost do jego dłoni - Pomoże złagodzić ból.

Spoglądając na delikatnie niebieskawą ciecz po raz kolejny bóstwo zagłębiło się w różnych myślach, pozwalając by demon niezauważenie opuścił pokój.  Pozostawił go tym samym z dwoma czarnymi duszkami, które uparcie mu się przyglądały.

Ognik jednak dalej nie wracał. Wyglądało na to, że coś musiało go na dłuższy czas zatrzymać.

---

Przepraszam, że ostatnią krótsze ale czas nie jest dla mnie łaskawy
Trzymajcie się ciepło w te chłodne listopadowe dni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro