Rozdział Czterdziesty Drugi - Byakko i jego problemy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chwilę później uchylił powieki. Kątem oka mógł jeszcze zobaczyć zarys dachu złotego pałacu. Co się właściwie działo? Jego wzrok wciąż mętny dostrzegł mężczyznę idącego tuż obok. Najwyraźniej jeszcze nie zauważył, że Byakko otworzył oczy.
Teraz już pamiętał. Niczym huragan uderzył całą swoją siłą w bok swojego oprawcy. Mimo, że wciąż otumaniony, nawet nie myślał się poddać! Drugi raz nie pozwoli się porwać!
Pod wpływem uderzenia usta z blizną wygięły się w lekkim grymasie, jednak wciąż, dłoń nie zamierzała puścić jego ręki.

- Cholerny! - Byakko wciąż się szamotał, nie mogąc wprowadzić mocniejszych uderzeń przez skrępowane ręce, nie wahał się kopać. Niestety tym razem mężczyzna był dużo bardziej przygotowany, nie pozwalając mu na choćby jeden trafiony cios. Rosnąca w Shi Shuanie irytacja jedynie utwierdzała go w przekonaniu. Wciąż był cholernie słaby!

- Zachowuj się jeśli nie chcesz skończyć jako żarcie dla Sedah - Ogromny czarny pies warknął.
"Czy on tak serio?"

Shi Shuan poczuł na sobie ciarki. Rozszarpanie przez psa z całą pewnością nie było ani trochę przyjemną opcją. Ale z drugiej, czy wiedział co się ma z nim stać? Może los który mógł być mu pisany był dużo gorszy od kłów przeszywających jego organy? Wyobraźnia z całą pewnością jest najgorszym co może się w takich momentach trafić.

- Hej, stójcie! - Wykrzyczał za nimi jeden ze strażników, tym samym rozbudzając na nowo iskierkę nadziei Shi Shuana. Mimo, że znajdowali się już dość sporo od murów miasta, to wciąż istniała szansa na ratunek. Wystarczyło tylko pomóc szczęściu!
Gdy po raz kolejny miał postawić się oprawcy, poczuł jak w jego brzuch uderza pięść, a chwilę później, nad wyraz sprawny jak na swój wiek mężczyzna przerzucił go przez psa, niczym worek ziemniaków.

- Powiedziałem zatrzymać się! - Wrzeszczał biegnąc, jednak nim zdążył zbliżyć się na choćby kilka metrów, mężczyzna w płaszczu już siedział na psie dając mu polecenie do biegu.
Ogromna bestia, posłusznie zaczęła biec, przypominając raczej brzydkiej rasy, czarnego ogiera, niżeli psa. Również w aspekcie szybkości. Nie minęła chwila jak i kilka zakrętów, jak oddalająca się postać żołnierza zaczęła zanikać. Podobnie jak ostatni łud nadziei jaki żywił Byakko.
Wyglądało na to, że od teraz może polegać jedynie na sobie.
Tym razem jego sytuacja była inna. Pierwszym razem został porwany przez grupkę ludzi, tym razem był to jedynie jeden mężczyzna. Wyglądał na ponad czterdzieści lat za sprawą zmarszczek, które zdobiły kąciki jego ust i oczu. Ostro zbudowana sylwetka, którą podkreślał płaszcz, zdawała się zupełnie nie realna po przekonaniu się o jego sile. Może był to jakiś rodzaj zaklęcia? Duch studni wspomniał coś o inkarnacjach wzmacniających ciało.
Jeśli tak było, musiał być osobą uzdolnioną, choćby chwilowe utrzymanie tak trudnej do opanowania energii w mięśniach wydawało się być czystą abstrakcją!
Do jego głowy wpadł kolejny ledwie realny pomysł. Czyżby ten mężczyzna był demonem? Nawet po dokładnym przyjżeniu się, nie mógł za równo potwierdzić, jak i wykluczyć tej teorii. Chociaż zapewne nie była to wina dobrego ukrycia swojej rasy. Sam Byakko wiedział tyle o demonach, co udało mu się dostrzec u Shen Yuana, czyli właściwie nic.

"Jeśli uda mi się wrócić do Złotego pałacu przeczytam wszystkie książki o demonach jakie wpadną mi w ręce" - Przyrzekł sobie w myślach, jednocześnie starając się rozejrzeć po okolicy, by zapamiętać jak najwięcej. Teraz jego wzroku nic nie ograniczało, mógł bez przeszkód przyglądać się mijanym obiektom, zakrętom czy ustalać kierunek geograficzny w którym się znajdują. Poruszali się na zachód. Nie było to blisko granicy z Królestwem ani czegokolwiek co by znał. Kolejna przymusowa podróż była wprawą w nieznane.

- Czego tak właściwie chcesz? - Zapytał przerywając ciszę - Jeśli chodzi o pieniądze nie mam żadnych.

- Myślisz, że nie zapłacono by za ciebie solidnego okupu? Nie rozśmieszaj mnie - Parsknął.

- Więc jednak chodzi o pieniądze? - Westchnął, czując lekką ulgę. W takim wypadku zabijanie czy krzywdzenie nie wchodziło w grę.

- Kto tak Mówi? - Nawet nie odwrócił w jego stronę głowy.

- Powtórzę pytanie. Co da ci porwanie mnie? Pieniądze? Nie, wygląda na to, że  nie to cię interesuje. Sławę? Chcesz przez to posłuchać jak wszyscy o tobie mówią? Też bym na to nie liczył.

- Jesteś strasznie wyszczekany jak na jeńca - Powiedział, kątem oka spoglądając na wiszący za jego plecami "worek na ziemniaki" - Nie boisz się?

Shi Shuan spojrzał na niego. Czy się bał? Oczywiście, że tak! Jednak przy burzliwych incydentach z jego życia, coraz lepiej radził sobie w takich sytuacjach. Właściwie to, można to było nazwać jego trzecim porwaniem, jeśli liczył się moment zabrania do posiadłości Shen Yuana. Czy po trzech razach, da się już inaczej na to reagować?

- Odpowiedz na pytanie - Mówił wciąż, nie dając za wygraną, jakoś musiał się w końcu dowiedzieć do czego tym razem zaprowadzi go ta "przygoda".

- Im mniej wiesz tym lepiej śpisz - Zaśmiał się nieco podle - Jeśli ci się nudzi, zawsze mogę pomóc ci zasnąć.

Ciężko było z takim argumentem dyskutować. Nie chcąc stracić kolejnej okazji na przyjrzenie się trasie, już nic więcej nie odpowiedział.

Po czasie bezustannej jazdy na grzbiecie psa, nie jednemu odechciałoby się siedzenia, problem Byakko jednak był nieco innego rodzaju. Sam pies już od początku wydawał się być masywny, jednak w momencie gdy teraz niemal połową ciała do niego przylegał, był w stanie wyczuć niemal każdą kość zwierzęcia. Jedna z nich wbijała mu się nawet w brzuch, poruszana przez biegnące łapy. Nikt długo by nie wytrzymał, zwłaszcza gdy powoli zaczynało zbierać się na wymioty.
Nie mógł nawet się przesunąć. Nie pomagały mu w tym nawet skrępowane dłonie.
Znajomy materiał lekko błyszczał pod jaśniejącym księżycowym światłem, podczas gdy mężczyzna nieustannie próbował podpalić go na wszelakie sposoby. Niestety blokowana przez niego energia duchowa, nie wytworzyła choćby iskry. Ostatnią nadzieją, pozostał więc nożyk, który ukryty tyle czasu za jego szatą, cały czas mu towarzyszył. Na jego szczęście, znajdował się on na tyle wysoko aby nie wbić mu się niechcąco w klatkę piersiową podczas jazdy.
Prawdę mówiąc, Shi Shuan niemal zapomniał o jego istnieniu. Tymczasem ostrze cały czas tam było, czekając tylko na swoją kolei, która niestety musiała poczekać, bo nawet mimo wielkich chęci, Byakko nie mógł choćby zgiąć rąk, nie mówiąc już o włożeniu ich za szatę i wyciągnięciu noża.
Pozostało mu jedynie zaczekać, aż zmęczony pies stanie, a jego właściciel nie będzie zwracać na niego uwagi. Niestety jednak nie stało się tak, przez całą noc, która przez nieustanne oczekiwanie, dłużyła mu się w nieskończoność.

---


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro