Rozdział Czterdziesty Piąty - Łzy Pokutnika

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Shi Shuan szybko pożałował swojej decyzji. Zostawiony na środku lasu nawet nie wiedział z której strony spodziewać się ataku. Przecież miał związane ręce, czemu niby dać radę odeprzeć atak tego mężczyzny i jego psa?
Stojąc plecami do drzewa uważnie się rozglądał. Z jakiegoś powodu odgłosy i szelest leśnego runa już dawno minęły. Nastała cisza, której nie zakłócał  nawet śpiew cykad.
Ciężko było w takim miejscu zachować spokój. Jego serce lekko drżało w niepewności, podczas gdy oczy przymrużone patrzyły w pełne koloru czerwono, złote liście dokoła. Czarna sylwetka wychyliła się zza drzew, na co gotowy niczym tygrys, czekający na ofiarę jasnowłosy rzucił się by zobaczyć. Mały czarny dymek! Zaraz zaraz, czy czegoś takiego nie widział wtedy w górach?

Niestety tak szybko jak się pojawił, niespodziewanie znikł za drzewem, podczas gdy Shi Shuan brutalnie zderzony z rzeczywistością, słyszał za sobą warczenie psa.

- Game over - Rzucił pod nosem, z powrotem wstając z kolan. Ślepia tej nieludzkiej bestii zabłyszczały, czy to w ogóle nie zamierzam się na niego rzucić?
Chwilę później poczuł dłoń na swoim ramieniu, a zaraz po tym, ciepły i ostry ból sprawił, że zadrżał.

- Jeszcze raz taki numer - Wywarczał ostro, zabierając rękę z obolałego ramienia Byakko, po czym jak gdyby nigdy nic zawrócił do swojego prowizorycznego obozu.
Shi Shuan jeszcze raz spojrzał w stronę z której wyłonił się duszek. Jest pewny, napewno tam stał, czyli miał rację, Shen Yuan jest napewno gdzieś w pobliżu, teraz powinna to być tylko kwestia czasu aż mu pomoże. Taka świadomość znacznie go uspokoiła i pozwoliła znaleźć siłę na kolejną wędrówkę, pełną dużej ilości wyrzeczeń. Teraz podróżowali jedynie w nocy i to w mniej widocznych drogach. Prawdę mówiąc pierwsze miasto Byakko zauważył dopiero gdy po dwóch dniach, wkroczyli na jak się wydawało główną ścieżkę. A przynajmniej tak sugerowały pozostawione przez koła korytarzyki na suchej ziemi.
Jednak niestety wbrew wcześniejszym oczekiwaniom, czas miał, podczas gdy pozostawiony sam sobie bóg przestawał czuć się pewniej. Wątpiąc we własny wzrok i słuch, szczególnie gdy dwa razy wydawało mu się, że widzi ducha studni w ludzkiej postaci.

W końcu jednak przyszło mu zobaczyć cel ich podróży, a przynajmniej tak się zdawało gdy niespodziewanie została mu nałożona chusta na oczy. Ściskając mocno mięśnie twarzy, uniknął całkowitej ciemności, która po rozluźnieniu mięśni, pozwoliła się rozejrzeć przez niewielką szparke między policzkiem a materiałem. To był chyba jedyny moment, gdy poznana w jego dawnym życiu wiedza mu się przydała. "Dziękuję siostrzyczko" - Pomyślał, starając się dostrzec jak najwięcej. Płaskie jasne deski na podłodze nie wydawały się jednak z żaden sposób specjalne.

- Jesteśmy - Mruknął mężczyzna, ostrożnie wchodząc do kolejnego pomieszczenia, może piątego? Ciężko było stwierdzić, zwłaszcza gdy co chwilę zmuszeni byli zakręcać. Jedynie schody w tym wszystkim wydawały się najbardziej pewne.

Ciągnąć za sobą Byakko, niczym psa za smycz, w końcu zatrzymał się.

- Ej żyjesz? - Zapytał, a końcówki jego butów zwróciły się w stronę Shi Shuana.

- Czego konkretnie ode mnie chcesz? - Powtórzył niemal niczym mantrę, licząc, że w końcu dostanie jakąś bardziej sprecyzowaną odpowiedź. Niestety również i tym razem wydawało się być tak samo, cisza zaczęła go już irytować.

- Słyszałeś o podziemnych licytacjach? - Dodał z niebywałą przyjemnością w głosie. Zadowolony z siebie w końcu wypuścił jego związane ręce. Niestety gdy Byakko chciał je podnieść aby zdjąć zasłonkę z oczu, nie był w stanie ich o tyle podnieść. Coś znowu trzymało ten cholerny materiał.
- Jeśli nie, wkrótce się dowiesz. Tymczasem ciesz się swoim wypoczynkiem - Mruknął, zamykając za sobą drzwi.

Wyglądało na to, że wpakował się nawet w gorsze bagno niż mógł się spodziewać. Ciężko było ukryć jak bardzo jego serce przyśpieszyło. Podziemne licytacje brzmiały zbyt podobnie do czerwonego rynku. Kto zresztą wie, czy nie polegało to na tym samym?
Nowo przeniesiony bóg został sprzedany na organy! Taki napis w gazecie na pewno brzmiałby nie dość, że ekscentrycznie to prawdziwie. W skali jeden do dziesięć, dałby sam sobie minus jeden. Wyobraża ktoś sobie, aby budda został tak sprzedany, albo Ares? O Jezusie szkoda było wspominać, on przynajmniej został uwięziony z własnego wyboru!
A może da się pod to podpiąć podobną propagandę? Zamyślił się. Może w taki sposób dałoby się usprawiedliwić jego beznadziejne zachowanie?

Podczas rozmyślania, zaczął ostrożnie badać teren dłonią. Niestety zasięg jego ręki był mocno ograniczony podobnie, jak ilość pomysłów,  jak wydostać się z tego miejsca. Właściwie to ten drugi zbiór liczył jedynie jeden pomysł. Metoda na oposa, udawaj, że nie żyjesz a może jakiś idiota się nabierze i cie wyrzuci. Jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało, przez krótką chwilę ten plan wydawał mu się wyjątkowo sprytny.

Gdy po krótkiej chwili niczego nie znalazł, załamany, usiadł na podłodze, trzymając skrępowane ręce w górze. Naprawdę to był koniec?
Zimna posadzka wywołała u niego dreszcze, podczas gdy umysł ponownie zaczął płatać mu figle, za każdym razem gdy "słyszał" jakiś szmer.
Czekanie na ratunek to nigdy nie jest dobra opcja i dopiero teraz to rozumiał. Dlaczego niby tak desperacko liczył, że Shen Yuan mu pomoże? Dlatego, że był silny? Czy może dlatego,  że miał wrażenie, jakby rzeczywiście był przejęty jego losem? Nawet jeśli to było dla własnych korzyści.
Najbardziej z tego wszystkiego współczuł duchowi studni, którego los został już przesądzony. Bez jego energii duchwej, jak miałby niby żyć? Pewnie już dawno zaczął tracić siły.
W jego głowie pojawił się również obraz kapłana i księcia. O ile nie dbał o to co stanie się z księciem, tak świadomość o toczącej się wojnie bardziej go dobiła. Był w końcu jedyną nadzieją dla tych wszystkich ludzi. Niech to szlag!
Kilka łez wsiąkło w materiał, podczas gdy on przygryzał wargę, aby nie wydać z siebie najmniejszego dźwięku.
Coraz bardziej nienawidził tego życia. Niczym lustrzane odbicie, wywoływało w nim odradzę, wstręt do samego siebie i poczucie bycia bezwartościowym.
Gdyby nie ten cholerny ból... Ah gdyby nie on! Nawet teraz powiesiłby się za te cholerną wstążkę na rękach!
Strach jednak znów paraliżował jego serce.

Cicho załkał, by chwilę później poczuć na swoim policzku nieśmiały dotyk. Nie był specjalnie ciepły, ani zimny. Ledwie wyczuwalny, ale nie niemiły.
Ostrożne muśnięcie, które najpewniej znowu było tylko jego własnymi wymysłami.

---

Powoli chyba wychodzę z doła pisarskiego! Zabawne, że zgrało się to z rozdziałem ze swoistego rodzaju spowiedzią Byakko/Shi Shuana.
Dziękuję za ponad 6 tyś wyświetleń i tysiąc gwiazdek! Po prostu wow

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro