Rozdział Pięćdziesiąty - Choroba duszy oraz niecierpliwe ostrze

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie zamierzali nawet odwracać się za siebie, gdy biegli przez korytarz pozbawiony drzwi. Nie było co czekać, gdyby ten mężczyzna Powiedział kilka słów za dużo mogłoby się stać jeszcze trudniej uciec z tego dziwacznego miejsca.

- Cholerny mimez - Warknął duch studni, nie zwalniając nawet na chwilę - Mógłby w końcu opaść z sił czy coś. Ileż można błądzić po tym cholernym budynku!?

- Takie zaklęcie nie zużywało by dużej ilości energii duchowej? - Zapytał zdziwiony, jednak gdy napotkał go wzrok płomyka ciężko było nie zgadnąć co zaraz powie.

- Oczywiście, że tak! Powinien już dawno leżeć i zdychać, tymczasem ta inkarnacja nawet nie słabnie. Może używa do tego nie tylko swojej energii.

Byakko cicho westchnął. W jego własnej głowie zaświtała kolejna teoria w której to niczym w jakimś horrorze, czerpałby moc od tych wszystkich bestii. Czy jednak było to tutaj aż tak niemożliwe? Po tym wszystkim co tutaj widział już nic by go nie zdziwiło.
Mając wciąż związane ręce nie mógł nawet poprawnie odgadnąć włosów opadających na twarz. Wcześniej starannie ukrywał wiążącą jego ręce wstęgę, jednak po długotrwałym biegu, nawet jemu nie chciało się ciągle trzymać palcami końcówek rękawów.

- Wiesz jak możemy się tego pozbyć? - Zapytał, zwracając na siebie uwagę ducha - Próbowałem nożem, ale nie pękła nawet nitka.

Płomyk widząc to spojrzał na niego niczym na wariata. Dostrzegając materiał, niemal natychmiast złapał się za głowę, mocno ściskając część włosów.

- Jak długo masz to na sobie? Czemu wcześniej nie powiedziałeś? Teraz nie mamy ze sobą żadnego duchowego ostrza. Ah utrapienie! Myśl trochę!

- Miecz Shen Yuana to duchowe ostrze nie? - Zaczął przypominając sobie podobną sytuację podczas ich pierwszego spotkania. Wtedy też miał na sobie taki materiał, który  pękł po ataku demona.

- A ty znowu swoje? Nie wracamy do tej kreatury, poczekaj aż stąd wyjdziemy, wtedy pozbędziemy się tego i nie będziemy musieli patrzeć na niego więcej patrzeć.

- Tak właściwie co on ci zrobił? - Zatrzymując się w miejscu, zmusił również ducha do zaprzestania biegu. Oboje wyglądali na dosyć zmęczonych, jednak z pewnością to duch wyglądał na tego w lepszym stanie, podczas gdy Shi Shuan cicho dyszał.

- Co zrobił? To demon, stworzenie które przyprawa mnie jedynie o abominacje.

- Ale dlaczego? Czy coś jest złego w tym, że ktoś urodził się jako demon? - Dopytał, na co ognik westchnął bezsilnie.

- Czy na prawdę muszę tłumaczyć ci coś tak podstawowego? Otworz oczy. Ludzie i duchy? Kto w ogóle wpadł na tak kiepski żart, dodatkowo łącząc go w coś jeszcze bardziej niesmacznego. Ludzie są próżni, duchy również. Jednak tak długo jak ich drogi są oddzielne nie ma miejsca na dodatkowe problemy. Czy ty też tak nie myślisz? Te wspomnienia które w sobie nosisz... Jest w nich wiele czego nie rozumiem, to wizja przyszłości? A może coś co już się zdarzyło? W nich też czuć wielki ból, łamiący serce i wole walki. A to wszystko wywołane jest postaciami, które z całą pewnością nie wydają się być jednie ludźmi, a przynajmniej część z nich. Nie czujesz więc wstrętu do zazębiających się ras?

Mężczyzna stanął jak wryty. Jego z początku spokojny wyraz twarzy nabrał nieco innego wyrazu, ręce same mimowolnie zacisnęły się w pięści, tak by nikt nie widział jak się trzęsą.

- Nie mówmy o tym - Wymruczał pod nosem, czując dławiący go gorzki posmak. Zupełnie niczym nowotwór, czarny cień gnębiącej go dawniej depresji od dłuższego czasu wyciągał w jego stronę swoje ręce. Ściskał, dławił. Odbierał siłę by po raz kolejny dbać o wszystkich którzy na nim polegają, w końcu jak dbać o innych, gdy ty sam pomału się kruszysz? Nawet jeśli spróbujesz w końcu opadniesz z sił. Nie ważne, jak długo i zaciekle byś nie walczył. Tak przynajmniej zdawał się myśleć, gdy jego własne wspomnienia ponownie rozlały się w pamięci, a osamotnione łzy spłynęły po policzkach.
- Po prostu nie mówmy.

Widząc jego stan, nie zdobył się na kolejne nurtujące go pytania. Wystarczyło, już że łączący ich kontrakt wypalał w nim nieco podobne uczucie. "Jakie piekło musiała przejść dusza by jej płacz był tak głośny?" - Pytał sam siebie, zarówno zdziwiony jak i zaciekawiony. Wciąż jednak wyciągając w jego stronę rękę.

- Chodź, wyjdźmy stąd - Odparł, ponownie odwracając się w nieznaną im część pomieszczenia - Jeśli będziemy tu stać na pewno w końcu nas znajdą.

Wycierając resztki łez, Byakko kiwnął głową. Miał teraz na głowie dużo ważniejsze sprawy. Załamywanie się w niczym nie pomoże, jedynie bardziej go pogrąży.
Z taką myślą kontynuowali swoją wędrówkę w poszukiwaniu wyjścia, by w końcu dotrzeć do ślepego zaułku. Wyglądało, na to że droga którą obrali nie była wcale wyjściem.

~~~

W końcu jego ostrze w coś uderzyło. Brzdęknięcie rozległo się po pokoju, gdy mocniej napierając na metalowy przedmiot, próbował wytracić go z dłoni "Kapłana". Długa czarna laska trzymana w jego dłoni jedynie nieznacznie zadrżała.

- Czemu mnie atakujesz? - Zapytał zdziwiony. Zielone oczy spoglądały na niego z nieco mniejszą powagą niż wcześniej. Teraz przypominały bardziej wystraszone zwierzę, na prawdę wybitna gra aktorska.

- Skończ udawać - Rzucił chłodno, gdy rozeznawszy się w sytuacji użył więcej siły. Chwilę później, trzymany przez mężczyznę metal upadł na ziemię.

- Jak długo wiesz? - Jego głos uległ zmianie, nie przypominał już w żadnym stopniu opanowanego duchownego, zostając już najpewniej jego naturalnym dźwiękiem - Zresztą nie ważne, jakie to ma w ogóle znaczenie skoro i tak nie zostało ci już dużo czasu na tym świecie.
Demon po raz kolejny wprowadził cios, gładkie cięcie niemal drasnęło szyję mężczyzny, który szybko cofając lewą nogę uszedł krok w tył. Będąc w stanie mówić takie słowa nie mając nawet broni. Ha! Dobre sobie! Shen Yuan patrzył na niego z ledwie widoczną wyższością.

- Nie doceniasz przeciwnika - Odparł z uśmiechem, gdy stojący za nim cień niespodziewanie wystrzelił w górę przyjmując formę trójwymiarowej bryły. Odsuwając się w bok, udało mu się uniknąć ataku, który jak się okazało był średniej wielkości bestią warczącą zajadle w jego kierunku.

Prawdę mówiąc sam niezbyt znał się na różnego rodzaju stworach. Jego wiedza  ograniczała się jedynie do podstawowych gantunków i ich podgrup, pierwszy raz jednak widział stworzenie, które tak bardzo różniło się od znanych mu stworzeń, wyglądało mu to bardziej jak nieudany eksperyment alchemika, próbującego połączyć ze sobą dwa powszechnie występujące zwierzęta; psa i kota.

Niewątpliwie jednak, nawet wymyślne bestie nie powinny sprawić mu problemu. Jedno gładkie cięcie wystarczyło by zdeformowany łeb tego zwierzęcia poturlał się wprost pod nogi jego właściela.

- Całkiem nieźle - Mruknął, robiąc kolejny krok w tył. Krew tryskająca z wciąż jeszcze świeżej głowy, rozbryzgała się po jego wysokich butach, barwiąc je z czarno szarych na szkarłatno-brunatny kolor.

- Cofnij inkarnacje. Jeśli nie to twoja będzie następna - Chłodne światło księżyca ponownie wpadło przez okno w momencie w którym srebrny glob wyłonił się zza chmur. Nie oświetlało to zbyt wiele, wręcz przeciwnie. Mimo, że w teorii powinno być więcej widać, tak chwilowy błysk, jedynie oślepił mężczyznę, sprawiając, że patrząc w czerń nie był w stanie dostrzec zarysu obiektów.
Taka krótka chwila wystarczyła w zupełności, by stojący tyłem do światła Shen Yuan przystawił ostrze do jego szyi. Równie chłodne co księżyc oczy zamigotały, stając się jedyną rzeczą na jaką był w stanie patrzeć pośrodku ciemnej pustki.

- Liczę do pięciu.

Mężczyzna głośno przełknął ślinę. W jednej chwili zapomniał jak się nazywał, a co dopiero jak odwrócić zaklęcie.

- Trzy.

Nawet nie zauważył jak był już w połowie liczenia. Ziarnisty pot skapywał mu ze skroni gdy w końcu przypomniał sobie odwrócone inkarnacje. Teraz wystarczyło tylko-

Kolejny świst ostrza, a chwilę później obok łba zwierzęcia spoczęła również ludzka głowa, wykrzywiona w grymasie przerażenia.

- Pięć - Powiedział, szybkim ruchem zrzucając krew z ostrza.

---

Dziś ciasteczkowa niedziela
Oto wasze ciasteczka
🥠🍪🥠🍪

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro