Rozdział Siedemnasty - Widmo i kłamstwo

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dopiero gdy następnego dnia otworzył oczy, poczuł jak tysiące myśli zalewa mu głowę. Siadając na skraju materaca, przetarł rozpalone policzki dłonią. Mało brakowało, a powiedziałby o słowo za dużo!
Próbując zabrać się w garść, wstał i niemal jednym łykiem wypił całą zawartość wody przygotowanej na stoliku obok. Niemal natychmiast po tym poczuł znaczną ulgę, zarówno na ciele jak i duszy.

Obok na stoliku znajdowała się również jakąś zupą i trochę warzyw, która Shi Shuan pochłonął w zastraszającym tempie, pozostawiając jedynie puste naczynia. Niedługo po tym rozległ się za nim znajomy głos.

- Jedząc szybko zrobisz sobie krzywdę - Piskliwy głos, natychmiast wywołał mimowolny uśmiech mężczyzny, który niemal krzycząc, wypalił.

- Duchu studni!

Ognik parsknął.

- No co? Wiem, że trochę mi zeszło. Jednak jak ci zaraz coś powiem, to z pewnością uznasz, że było warto.

Chwilę później ognik wylądował tuż obok Byakko.

- Więc zacznijmy od tego, że...

Nim jednak zdążył powiedzieć słowo więcej, rozległo się pukanie do drzwi. Nie minęło nawet dziesięć sekund, nim drzwi otworzyły się szeroko i do pokoju wparował Shen Yuan ze swoim zimnym spojeniem, które z pewnością nie zapowiadało nic dobrego.
Chwilę później Shi Shuan został podciągnięty za swoją szatę na tyle, aby być na wysokości demona.
Mężczyzna zamarł w bezruchu.

- Naprawdę myślałeś, że się nie zorientuję? - Rzucił pogardliwie.

- O czym ty mówisz? - Szarpiąc się, próbował zabrać dłoń mężczyzny z szaty, jednak bezskutecznie - Nic nie zrobiłem!

Shen Yuan jednak nie zamierzał odpuścić. Chłodna dłoń ponownie zacisnęła się na jego szyi, powodując nieopisany ból, który z każdą chwilą jedynie się nasilał, pozwalając jedynie na łapanie coraz mniejszych i rzadszych oddechów.
Shi Shuan powoli czuł, jak brakuje mu siły. Ten demon niedługo go udusi!

- Mówiłem ci, abyś nie wchodził do tamtego pokoju!

Jakiego pokoju? Tego, który tak uporczywie starał się ukryć? Przecież nawet przez chwilę jego dłoń nie znajdowała się na klamce, to było nieporozumienie!
Byakko jednak miał zbyt mało siły, łzy spływały mu z policzków.

- She...

Nie udało mu się. Nie zdążył nic zrobić, jak przed jego oczami zapanowała ciemność, która w krótkim rozbłysku światła zmieniła się w sufit.
Pot spływający po jego skroni, ochładzał rozgrzane ciało, które wciąż było rozpalone, jednak w przeciwieństwie do poprzedniego wieczoru, nie z powodu alkoholu, a koszmaru, który z całą pewnością łatwo nie wyjdzie z jego głowy.
Znajdując wreszcie w sobie siłę, aby wstać, przetarł twarz, po czym napił się szklanki wody, która stała bliźniaczo do tej z jego snu. Tym razem jednak, obok nie było zupy, a kilka bułek na parze, na które zresztą wcale nie miał ochoty.

Dopiero po dłuższej chwili w końcu zdążył uspokoić serce i odetchnąć z ulgą. To był tylko sen! Nic więcej! Nie został wcale uduszony przez Shen Yuana, ten cały ból... Mimo że znajomy, wcale nie był realny.

Shi Shuan kierując się w stronę drzwi, lekko zakołysał się i wpadł we framugę. Czy serio był aż taki słaby?
Cicho westchnął, nie mając innego wyboru, postanowił jednak jakoś przełamać się do leżącego obok posiłku, tym razem ostrożnie przeżuwając kęs za kęsem i dopiero jak skończył i chwilę odpoczął, udał się na wędrówkę po posiadłości. Czarne dymki, jakby wiedząc co się stało, nie spuszczały z niego oka, cały czas będąc gotowe na wszelaką ewentualność. Naprawę urocze stworzenia.

Po drodze jak się spodziewał, nie spotkał nikogo, poza kilkoma nieco inaczej wyglądającymi duchami. Tym razem zamiast czarnych dymków, po okolicy krążyły rozmyte ludzkie sylwetki, które przez dziwactwa, jakich zdołał już doświadczyć Byakko, nie zrobiły na nim większego wrażenia, zwyczajnie je ominął, a przynajmniej taki miał zamiar gdy jeden z nich chwycił go za rękę.

- Byakko? - Rozległ się stłumiony głos. Duch, który się do niego zwracał, stanął przed nim, zagradzając Shi Shuanowi drogę.
- Jak się wasza najwyższość czuję? - Znajomy głos wybił go z rytmu.

- Kim jesteś? - Zapytał, na co postać, chwytając za jego przedramię, zaciągnęła go do jednego z okolicznych pokoi. Dopiero tam sylwetka niewyraźnego ducha wyostrzyła się, przybierając postać mężczyzny o czarnych włosach i przenikliwych oczach.

- Nie pamiętasz mnie? - Zapytał, lekko się uśmiechając, jednak wciąż, mimo że twarz wydawała się znajoma to jednak nie na tyle, aby podpowiedzieć cokolwiek Byakko.

- Nie do końca - Mruknął.

- Spotkaliśmy się raz w bibliotece w złotym pałacu - Dodał, wyjaśniając mętlik w głowie Shi Shuana.

- To ty co zniknąłeś gdy pojawił się kapłan? Co ty tu robisz?

- Nie ma czasu na rozmowy, wasza boskość, stolica cię potrzebuję, musisz szybko wracać do księstwa Ju. Kapłan Ming wysłał mnie tu, aby-

Jednak Shi Shuan nie pozwolił mu skończyć. Kapłan go tu wysłał? Wolne żarty, stąd właściwie wiedziałby, gdzie on jest.

- Nie przysłał cię. Ostatnie uciekłeś gdy tylko się zjawił. Poza tym znamy się nie więcej niż kilka minut. Jakie mam podstawy, by ci w ogóle ufać?

Ledwie znajomy mężczyzna przytaknął, jakby rozumiejąc jego słowa, po czym uderzając się w pierś, ponownie zaczął:

- Wiem, że ciężko jest w to uwierzyć, jednak wiem, co zaszło. Widziałem, czego doświadczyłeś i rozumiem, dlaczego już nie ufasz każdemu, kto wyciąga w twoją stronę dłoń, jednak tym razem sprawa jest poważna. Demoniczny lord więzi cię tu jak zabawkę podczas gdy twoi wierni wyznawcy giną, modląc się o cud w stolicy.

Nie chcąc wracać do punktu wyjścia, wziął głęboki wdech i jak zwykle zaczął kłamać, licząc że zabrzmi to na tyle przekonująco, aby mężczyzna puścił go wolno, przynajmniej na jakiś czas.

- Nie mogę jeszcze stąd odejść - Powiedział pewnie - Wciąż jest tu ktoś, na kim mi zależy.

- Chodzi o tego ducha? Już dawno udało mi się znaleźć jego lokalizację! Uwięziony jest za ciemnymi drzwiami! Sam widziałem, jak demon go tam zabiera. Jeśli taka jest twoja wola, pomogę ci go odzyskać!

- To prawda? - Dopytał, nieco niedowierzająco, jednak z każdą sekundą zaczął zdawać sobie sprawę, jak prawdopodobne mogło to być. Czy naprawdę choćby przez chwilę wierzył w słowa zaprzeczenia tego demona?

- Najprawdziwsza i...

Z drugiej strony drzwi rozległ się odgłos kroków. Wyglądało na to, że ktoś zmierzał w ich stronę, więc czarnowłosy przyłożył do ust palec, zarządzając niemo cisze. Byakko, nawet nie myśliał teraz choćby mruknąc. Dopiero otwarcie drzwi, sprawiło, że wydał cichy jęk zaskoczenia.

W progu drzwi stał Shen Yuan, urbany w eleganckie czarne szaty. W swojej dłoni trzymał zaś niewielki wachlarz, którym właśnie się wachlował, naprawdę niespotykany widok.

- Co tutaj robisz - Zapytał nieco zirytowany. Byakko był niemal pewien, że osoba, która z nim rozmawiała dokładnie tak jak wcześniej z ich pierwszym spotkaniem, rozpłynęła się, zostawiając go w niezręcznej sytuacji.

- Szukam książek - Wydukał, wymyśloną na szybko wymówkę.

Nie było co dyskutować, przechodząc obok Shen Yuana, niemal znalazł się na korytarzu nim, został złapany za nadgarstek.

- Następnym razem nie szukaj książek w moim pokoju, od tego są salony - Dodał, wachlując się.

- Tak, tak już to wiem - Mówiąc to próbował się wyrwać szybko, jednak zamiast tego mężczyzna przyciągnął go bliżej, siebie patrząc mu w oczy.

- Nie umiesz kłamać - Niemal warknął, w końcu jednak puszczając, czerwony od nacisku nadgarstek.

- Nie kłamie! - Odburknął, szybkim krokiem idąc przez korytarz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro