Rozdział Sześćdziesiąty Siódmy - Pieczęcie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Musiał minąć dopiero dłuższy czas, aby ognik w końcu pojawił sie w drzwiach, niosąc ze sobą kilka książek, które uparcie kiwały się na prawo i lewo, podczas gdy on sam siłował się z zamkiem.

- Cholerne drzwi - Mruknął, wchodząc do środka - A tobie co jest? Wyglądasz na bardziej rozpalonego niż wcześniej - Rzucił duch studni, odkładając książki tuż obok niego, na co ten tylko kiwnął przecząco głową.

Nie mógł mu w końcu powiedzieć, jakie myśli krążyły w jego głowie! To było zbyt zawstydzające.
Klepiąc się lekko w policzki odgonił dziwne myśli z głowy po czym skierował wzrok na grubych skórzano-drewnianych okładkach.
Były dosyć spore, ozdobione drobnymi symbolami na wierzchu przywodziły na myśl jakieś prastare księgi znalezione w lochach o najwyższym poziomie trudności, aż dziw był wierzyć, że demon posiadał coś takiego w swoim zbiorze!

- To jedyne co udało mi się znaleźć. Reszta została napisana w języku, którego sam nie jestem w stanie rozpoznać - Burknął duch studni z impetem siadając po turecku tuż przed Byakko. Jego włosy wydawały się być w lekkim nieładzie, gdy przeczesując je ręką, począł kartkować pierwszą lepszą z brzegu.

Zaciekawiony Shi Shuan, nachylił się lekko w bok. Całe strony potężnej księgi zapisane były drobnym druczkiem, przez który co jakiś czas przebijały się większe lub mniejsze obrazki, zasadniczo nie przekraczające kilkunastu centymetrów.

- Ta traktuje o samych rodzajach pieczęci - Odparł ognik, podając ją do jego ręki - Musimy najpierw wiedzieć z czym mamy do czynienia jeśli chcemy coś zdziałać.

Ciężko było się z tym nie zgodzić.
Kładąc sobie ją na kolana, blondyn zaczął ostrożnie przewracać kartki do momentu w którym coś fioletowego nie mignęło mu przed oczami. Było to dziwne, cala książka pozbawiona była kolorów więc, szybko i z zaciekawieniem jeszcze raz począł wertować wcześniejsze strony by w końcu natrafić na mały fioletowy woreczek pomiędzy stronami.
Nie był on duży, kolejne maleństwo nie liczące więcej jak kilka centymetrów, jednak niemal natychmiast gdy uchwyciło się go w dłonie można było poczuć przyjemny zapach jaśminu. Najwidoczniej musiało to być coś w stylu zakładki, która miała odstraszyć mole od książki, całkiem sprytne!

- Czytasz to czy nie? - Mruknął niezadowolony duch, patrząc się z pod ukosa na Byakko - Jeśli nie weźmiesz tego na poważnie, nawet nie myśl ze przeczytam to wszystko za ciebie - Trzymana w rękach książka zamknęła sie z głośnym i suchym plasknięciem. Dopiero wtedy jednym ruchem otworzył książkę na pierwszej stronie, na której wytłuszczonym drukiem zostało napisane.

,,O pieczęciach i ich właściwościach studium naukowe"

Nie czekając dłużej, Shi Shuan zagłębił się w długą i nużącą lekturę.

Sam tekst pisany był językiem równie topornym, co starym. Licznie występujące archaizmy, których znaczenia ledwo kojarzył ze szkoły średniej, tak bardzo bolały oczy. Już po pół godziny zaczynał odczuwać pierwsze objawy syndromu "lektury obowiązkowej". Najważniejsze zdania niemal natychmiast uciekały mu z głowy, niczym istotne wątki na kartkówce ze znajomości lektury. To była syzyfowa praca! Co z tego, że poświęcił na czytanie pierwszego rozdziału dwa kwadranse skoro i tak wiedza w jakiej mógłby je teraz stracić wystarczyła by może na trzy minuty opowieści?
Zdesperowany spojrzał w bok szukając oparcia w duchu studni. Wciąż w swojej ludzkiej formie, wyłożył się na całej długości podłogi, nogami opierając o jedną z szafek tak, że wyglądało to jak niemal idealny kąt prosty. Zagłębiony w swojej własnej księdze, nawet nie zauważył natarczywego wzroku blondyna, który teraz z kolei skupiał się na burzy brązowych włosów, które rozczochrane w każdą możliwą stronę, przypominały rozrastające się na podłodze korzenie drzewa.

- Duchu studni - Zaczął niepewnie, przyglądając się jak brunatne źrenice zirytowane schodzą ze stron książki.
Nie wyglądało na to, żeby ognik chciał z nim teraz rozmawiać.

- Nie wiem czy cokolwiek z tego bedzię - Dodał jeszcze bardziej przyciszonym głosem - Wszystko co przeczytam od razu ulatuje w eter.

Początkowa ekspresja płomyka była mieszana, jednak z każdym kolejnym słowem początkowe nastawienie, zaczęło zmieniać się w zawód, aż w końcu osiągnęło dno w postaci poirytowania, które w jednej chwili wybuchło.

- WEŹ SIĘ ZA TO NA POWAŻNIE! DLA KOGO MY TO ROBIMY HM!? NIE NARZEKAJ TYLKO SIADAJ I CZYTAJ DOPÓKI NIE PRZYSWOISZ CAŁEJ WIEDZY! - Warknął niemal na jednym wdechu w złości wywijając nogami tak, że waza na komodzie na której trzymał oparte nogi, z początku sturlała się oblewając jego twarz jak i podłogę obok, zanim zupełnie spadła na ziemie roztrzaskana.
Nie było możliwości aby Byakko zachował powagę sytuacji. Niemal natychmiast wybuchnął bolesnym śmiechem. Jego gardło piekło nieziemsko, ale wprost nie umiał zatrzymać wielkiego rozbawienia, które z każdą chwilą jedynie bardziej narastało za sprawą zabawnych min ducha studni, oraz krótkiego kaszlu wywołanego wodą, która dostała się do płuc przy większym wdechu.

- Z czego się śmiejesz! - Zawył, chwytając się za gardło - W tej chwili wracaj do czytania, inaczej osobiście napoje cie wodą z drugiego wazonu!

W międzyczasie, pozostałe z nimi czarne dymki niemal od razu po rozbiciu się wazonu skrupulatnie poczęły zbierać każdą, nawet najmniejszą okruszynkę porcelany.
Byakko przez chwilę poczuł się z tego powodu źle. W końcu cały sens istnienia tych duszków opierał się tylko na służeniu i sprzątaniu w ogromnej posiadłości. Nie mogły się wyrwać. Będąc niczym ptaszki w klatce pozostawały na uwięzi, jednocześnie nawet nie próbowały się sprzeciwiać. Zakceptowały swój los, który czuwał nad nimi jak fatum. Ostrze noża, które w każdej chwili mogło pozbawić ich życia za sprawą kaprysu.
Czy jemu też będzie kiedykolwiek dane poczuć się w podobny sposób?
Zrozumieć i zaufać losowi, który pchnie go w czarne łapska niewiadomej przyszłości?
Jego myśli pogrążały się co raz bardziej.

- Co tak rozmyślasz!? - Zawył po raz kolejny duch studni, zrywając się na równe nogi - Wracaj do czytania! W takim tempie, śnieg zdąży stopnieć i znowu będą cie ciągać po tej bezsensownej wojnie!

Mężczyzna ponownie pochwycił książkę, po raz kolejny niezbyt chętnie zagłębiając się w lekturze.
W tym święcie pieczęcie dzieliły się na trzy rodzaje.
Pieczęć warunek, pieczęć materialna praz pieczęć duchowa. Każda z nich charakteryzowała się innym sposobem nałożenia, dla przykładu pieczęć warunek nakładała słownie ograniczenie pod którym była w stanie się złamać. Dopóki nie zostanie spełnione, nic nie jest w stanie przerwać ciągłości jej trwania. Pieczęć materialna była dosyć podobna, tym razem jednak aspekt "warunku" stanowił przedmiot w który tchnęło się energię duchową. Działała jak bateria, ładując pieczęć do momentu wyczerpania. Była najbardziej bezpiecznym sposobem pieczętowania, ale dosyć szybko się wyczerpywała.
Ostatnim i najbardziej skomplikowanym rodzajem pieczęci jest ta duchowa. Właściwej jej genezy należy wypatrywać w źle nałożonym warunku. Poprzez nieumiejętne, bądź celowe pominięcie tego aspektu pieczęć nie posiadała sposobu zdjęcia. Była niczym kłódka do której nigdy nie powstał klucz.

Gdy w końcu Byakko zaczął rozumieć drobne różnice między nimi przyszedł najtrudniejszy moment. Jakim rodzajem pieczęci mogła być ta jego?

---

Najdłuższa przerwa między aktywnymi rozdziałami w całej serii "Jak zostałem bogiem"
Przepraszam was wszystkich bardzo mocno!
Nie spodziewałam się, że w jeden tydzień mogę być aż tak zawalona obowiązkami!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro