Rozdział Trzydziesty Szósty - Misterne plany

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Demon spojrzał w stronę Byakko, ostrożnie wypuszczając go ze swoich objęć. Zdezorientowany mężczyzna jeszcze chwilę stał zamyślony nim w końcu zrozumiał, że mógł się normalnie poruszać.

- Chodźmy musimy go zatrzymać! - Powiedział pewnie idąc w stronę drzwi, na co demon bezsilnie westchnął.

- Naprawdę myślisz, że coś to da gdy sie wtrącisz? - Mruknął, jednak Byakko nie odpowiedział, zamiast tego po raz kolejny rozejrzał się po sali, by następnie czym prędzej wyjść na korytarz. Po księciu jednak nie było ani śladu.

Shen Yuan nie mając do tego cierpliwości chwycił go za ramię, by po tym przyszpilić go do okolicznego witrażu. Kolorowe szkło niemal niezauważalnie odbijało zarys bezgłowego orła.

- Puść - Rzucił pewnie, chcac odejść, jednak dłoń zacisnęła się mocniej, lekko szarpiąc jego szate.

- Choćbyś nawet rzucił klątwe na księcia i tak niewiele zdziałasz - Powtórzył po raz kolejny - Możesz jedynie wpakować się w kłopoty.

- Jakby mnie to obchodziło! - Burknął.

Duch studni przysłuchując się kłótni nawet jej nie skomentował.

- A powinno. Pamiętasz w końcu co mówiłem, twoje życie należy do mnie. Z całą pewnością martwy niewiele nie wskurasz.

- Nie jestem rzeczą którą możesz sobie od tak posiadać Shen Yuan! - Warknął gniewnie - Nie zamierzam siedzieć bezczynnie po tym co powiedziałeś!

Pięść demona mocniej się zacisnęła, na co mężczyzna odpowiedział chwytając go za przedramię.

- Jesteś głupi?! - Jego druga dłon powędrowała na drugim ramieniu nie dając mu już żadnej szansy na ucieczkę. Chłodne spojrzenie demona powoli przeszywało jego twarz.

- A co jeśli tak?! Ciężej będzie ci mnie wykorzystać!? - W jego głowie głos ducha studni odbijał się echem próbując go uspokoić, jednak Shi Shuan nie zamierzał słuchać. Był zdenerwowany, wciąż patrząc wściekle na czarnowłosego był gotów podjąc dosłownie każdą batalię słowną.

- Będzie mi nawet łatwiej, ale nie masz własnego rozumu?! Jesteś bogiem wojny, czemu do cholery tak bardzo przejmujesz się innymi? - Schylił swoją twarz patrząc mu głęboko w oczy  Ratując ją teraz nie oddasz jej tego co jej skradziono. Nie uratujesz i nie odziejesz w godność, bo ani nie znasz przyszłości ani konsekwencji swoich działań. Z całą pewnością to ona dostanie większą kare niż ty.

Shi Shuan zamilkł. Nawet jeśli wiedział, że demon ma sporo racji to wciąż. Wyrzuty sumienia jak i empatia wciąż nie pozwalały mu spojrzeć na to obiektywnie. W jego głowie szumiało od myśli i głosu ducha, który najwyraźniej wciąż próbował go uspokoić, widząc jak blisko demon jest do utracenia nad sobą kontroli.
W końcu Byakko puścił jego ręce spuszczając głowę.

- To co innego mam zrobić? - Wymamrotał bardziej sam do siebie.

- Napewno nie daj się ponieść emocjom - Odparł chłodno. Zamiast ratować pojedyńcze jednostki, pozbądź się raz na zawsze problemu.

Byakko ponownie podniósł wzrok. Demon w końcu puścił jego odrętwiałe ramiona.

- Ale.

- Nie ma żadnych ale. Chcesz kogokolwiek uratować? Pozbądź się źródła cierpienia - Mówiąc to ostrożnie położył dłoń na jego klatce piersiowej, by w końcu zimna dłoń wsunęła się pod szatę po raz kolejny przyprawiając go o zawał serca i dreszcze. Dopiero po dłużej chwili demon w końcu wyciągnął schowany za szatą sztylet, kładąc go na dłoń Shi Shiana.
- Broń już masz.

- Nie - Odparł po dłużej chwili chowając  sztylet - To twoim marzeniem jest zniszczyć księstwo, nie oddawaj mi brudnej roboty. Czy sam nie zrobiłbyś tego lepiej?

Demon prychnął, odsuwając się bardziej.

- Myślałem, że już rozumiesz.

Mężczyzna powoli odszedł od witrzu, kierując swoje kroki dalej. Nie myśląc co właściwie demon pomyśli udał się korytarzem w stronę wyjścia, gdzie droga rozwidlała się na trzy części. Shen Yuan idący za nim krok w krok, nawet nic się nie odezwał. Wciąż zastanawiając się jak wiele musi się jeszcze wydarzyć, by naiwny bóg zrozumiał co właściwie sam chce zrobić.
Nie zapowiadało się jednak aby nastąpiło to szybko. Mimo że sam Shi Shuan toczył batalię sam ze sobą w środku swojej głowy.

- Nie powinieneś się tym zadręczać - Głos ducha studni nieco koił jego nerwy - To co dzieje się między państwami nie jest jedynie twoją sprawą. Nie daj mu się zmanipulować.

- Chciałbym od tego odpocząć - Mruknął niemal nie słyszalnie gdy dotarł na teren ogrodów przypałacowych. Większość kwiatów już dawno zamknęła swoje kwiatostany, podobnie zresztą jak niemal cała śpiąca fauna szykowały się na sen. Wyjątkiem były jedynie drobne czerwone kwiaty wystające zza kilku krzewów i świerszcze zapełniające głuchą nocną ciszę.

Mężczyzna wszedł na mostek i z kilkoma skrzypiącymi krokami oparł się na drewnianej barierce patrząc w wodę. Nie była co prawda głęboka, miała zaledwie półtorej metra głębokości, jednak wciąż dostrzenie kilku wijących się karpii zdawało się być niemożliwie.

- Nie zaznasz spokoju póki wojna się nie skończy - Zaczął ponownie demon, chwilę później stając tuż obok.

Duch studni nie mogąc tego wytrzymać w końcu wyrwał się z ciała Shi Shuana i jasno migocząc wpatrywał się w Shen Yuana.

- Nie mąć mu w głowie! - Byakko zwrócił ku nim twarz na której malowało się zaskoczenie.

Demon jeszcze zimniej spojrzał na ducha, który mimo pokaźnej różnicy w sile nie wahał się wstawić za Shi Shuanem. Mężczyzna dopiero wtedy wrócił do siebie. Czemu to duch studni musi go ochraniać? Przecież to on jest bogiem wojennym i to rzekomo jednym z najsilniejszych.

Ostrożnie odsunął niezadowolonego ognika stając między nimi. Demon który już szykował się dobycia broni, odpuścił, ostrożnie zabierając dłoń z rękojeści.

- Robiąc mu krzywdę, nie śnij nawet że ci pomogę - Odparł oschle.

- Idąc tą drogą, jeśli będę dla niego łagodny w końcu mi zaufasz?

- Oczywiście że... Nie! - Wtrącił duch studni. Demon przestał jednak zwracać na niego uwagę. Zamiast tego wyczekiwał odwiedzi Byakko, który wciąż zmieszany nie wiedział co powiedzieć.
Demon westchnął.
Wiedząc że i tak nie dostanie odpowiedzi w końcu zrezygnował.

- Nie będę twoim wrogiem jeśli będziesz mi chociaż trochę ufać - Rzucił na pożegnanie, po czym po raz kolejny zniknął.

Tej nocy, Shi Shuan spał wyjątkowo źle.

---


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro