Rozdział Trzynasty - Cyrograf z demonem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnym razem gdy otworzył oczy, mlecznobiała mgła spowijała jego wzrok, nie pozwalając mu dostrzec żadnych szczegółów. Zamiast tego jednak czuł, że najprawdopodobniej jest niesiony. Ciemny kolor nad jego głową lekko się kołysał, jednak wciąż nie tyle ostry, aby cokolwiek z tego zrozumieć. Dopiero po dłuższej chwili i próbach konwulsyjnego mrugania, w końcu dostrzegł kształt twarzy w tej ciemnej masie.
Jasne i delikatne młodzieńcze rysy twarzy, kontrastowały z chłodem panujących w mimice mężczyzny, jednak mimo to delikatny uśmieszek niemal niezauważanie przebijał się przez chłodną skorupę.

Gdy jednak oczy mężczyzny skierowały wzrok na jego twarz, czym prędzej udał nieprzytomnego, zamykając oczy najszybciej jak tylko mógł, nie pozwalając, aby strach wykrzyczał w jego gardle kilka słów.

- Wiem, że się obudziłeś - Powiedział niezbyt się tym przejmując.

- Zostaw mnie - Powiedział nieco łamiącym się głosem - Już więcej nasze ścieżki się nie spotkają, przysięgam.

- Jesteś na tyle głupi, aby próbować dyskutować? - Mruknął - Wystarczy że już dwa razy wszedłeś mi w drogę.

Kroki mężczyzny nieco przyspieszyły, przemierzając pusty korytarz, który jednak nie mógł zostać powiązany z niczym co wcześniej znał Shi Shuan.

- Gdzie idziemy? - Powiedział, próbując spojrzeć w przód, jednak z momentem wyprostowania dłoni, poczuł tak ostry ból, że natychmiast zrezygnował.

Nie otrzymawszy odpowiedzi na swoje pytanie jedynie bardziej się zmartwił. Nie wiedząc co mogło na niego czekać, czuł się niczym zwierzę w klatce, którego szybka śmierć zależy jedynie od dobroci myśliwego, w którego okowy się wpadło.
Z tą różnicą, że w tym wypadku niemal był pewien, że na miłosierdzie nie ma co liczyć, skoro do tej pory nie odcięto mu głowy.

W pewnej chwili mężczyzna się zatrzymał, odkładając Byakko, na czymś miękkim. Przez te całe rozmyślanie, nawet nie zwrócił uwagi na co!

- Masz dwa wyjścia - Powiedział mężczyzna, kładąc dłoń na mieczu. Shi Shuan, nieco przygryzł wargę.

- Albo zabijam cię tu i teraz, powoli odcinając każde z twoich kończyn... - Na samą myśl, poczuł, jak w jego ustach pojawia się krew. Niespodziewanie przegryzł swoją wargę ze stresu!
- Albo, pomożesz mi zniszczyć Księstwo Ju i Królestwo zachodu - Mówiąc to, niespodziewanie dotknął warg mężczyzny, odsuwając je od siebie na tyle, by równie niespodziewanie, zebrać ustami kilka kropel krwi z rany.
- Jaka jest twoja decyzja Byakko?

Niewiele myśląc Shi Shuan zdrową ręką, odepchnął cała swoją siłą mężczyznę, starając się uspokoić bicie serca, które jak oszalałe, nie pozwalało mu spokojnie myśleć.
W tym czasie czarnowłosy, ostrożnie jednym muśnięciem zlizał krew ze swoich ust.
Wyjątkowo przerażający i zarazem obrzydliwy obraz dla Byakko.

- Jesteś-

Nim jednak skończył, piskliwy głosik pojawił się tuż nad jego uchem.

- Nie walcz z nim. To demon i z pewnością nie zawaha się gdybyś powiedział kilka słów za dużo.

Byakko, przełknął gorzką pigułkę w ustach, starając się nie wypowiedzieć całej wiązanki w jego stronę. Zamiast tego, skupiając się na miękkim materacu, ostrożnie dłonią go miętolił. Dopiero gdy usiadł, był w stanie stawić czoła, obecnie największemu lękowi. Demonowi o szaro niebieskich tęczówkach.

- Jaką mam gwarancję, że nie zabijesz mnie w trakcie?

- Absolutnie żadnej - Zakpił - Musisz zaufać mi na słowo. Czyżbyś jednak się namyślił? Więc jaka jest twoja wola?

- Druga opcja. Jednak mam warunek - Powiedział, zbierając swój ton, na tyle, aby zabrzmieć poważniej.

- Śmiesz stawiać warunki? Jak na kogoś pozbawionego energii duchowej całkiem głupio - Mimo tych słów, na jego usta wkradł się nieco większy uśmieszek.

- Nikomu nie powiesz, kim jestem i pozwolisz odejść gdy to się skończy - Prosty warunek, znaczył jednak dosyć sporo w jego oczach. Zwłaszcza po tym wszystkim, co się wydarzyło. Obydwie opcje były dla niego straszne. Bolesna śmierć albo masowe ludobójstwo. Co było mniejszym złem?
Z pewnością jego śmierć, jednak nie mogąc się tak łatwo z tym pogodzić, wolał skazać wszystkich innych na cierpienie. Postawa godna egoistycznego boga.

- Niech będzie, zwłaszcza że i tak musi minąć trochę czasu- Powiedział, znów podchodząc bliżej, na tyle by ciepły oddech czarnowłosego przyprawił Shi Shuana o dreszcze.
Poparzona dłoń, lekko musnęła opuchniętą rękę.
- Wytrzymasz jeszcze trochę, prawda? Niedługo się tym zajmiemy - Przerażająco spokojny i troskliwy głos dotarł do jego uszu niczym szept diabła.

- Nie zbliżaj się - Słowa same, wydobyły się z jego ust, powodując małe zawroty głowy. Z Pewnością nie planował nic powiedzieć!

Demon wyszczerzył kły.

- Tobą też z pewnością się zajmę.

Chwilę po wypowiedzeniu ostatniego zdania, wyprostował się po raz kolejny.

- Cóż, wypada teraz się przedstawić, jestem Shen Yuan i równie miło jest cię poznać Byakko - Gdyby nie cyniczny uśmieszek, ktoś naprawdę mógłby pomyśleć, że mówi to z czystej uprzejmości.
Nie wiedząc, co właściwie powinien zrobić, Shi Shuan zadał w końcu nurtujące go pytanie.

- Jaki masz właściwie cel w tym, aby-

Wiatr nieco mocniej zawiał w zasłony, nie pozwalając mu skończyć. Z Parapetu spadła niewielka roślinka. Niemal roztrzaskując się o ziemię, bo nim drzewko bonsai dotknęło podłogi, ciemny dym pojawił się tuż obok, łapiąc je ostrożnie.
Byakko, potrzebował przetrzeć oczy, nim w końcu dostrzegł w tej czarnej plamie, niewielkie oczka.

- W tym miejscu mieszka wiele duchów - Zaczął ignorując pytanie. Shen Yuan delikatnie zabrał stworzeniu roślinkę, po czym równie ostrożnie, odłożył ją na parapet, zamykając drugą ręką okno - Nie wiadomo, w jak wielu miejscach mogą być.
Równo z ukończeniem sentencji, czarny dymek zniknął tak szybko jak się pojawił. Wyglądało na to, że już raczej nie może liczyć na ucieczkę na przykład oknem.

Demon, jakby odczytując jego zawód, nieco bardziej się uśmiechnął, idąc w stronę drzwi, po czym bez słowa wyszedł zostawiając Shi Shuana, samego z nie do końca pustym pokojem.

W tej samej chwili niebieski płomyk pojawił się tuż obok jego głowy.

- Niech go szlak - Mruknął trzaskając głośno - Ten demon jest zbyt pewny siebie.

- Duchu, lepiej nie mów nic więcej, ściany mają uszy - Mówiąc to ostrożnie położył dłoń na poduszce. Niestety okazało się to niezbyt dobrym pomysłem, wywołując kolejną falę bólu.

- Niech wie, co o nim myślę. Tak bezczelnie bawić się moim nowym naczyniem! Zwyczajny gbur - Mówiąc to latał z każdej możliwej strony zirytowany. Aż dziwne, że jeszcze kilkanaście minut temu sam kazał Shi Shuanowi się uspokoić, aby go bardziej nie denerwować.

Nie mając zbyt wiele do roboty, Byakko westchnął i położył się na materacu.
Był zadziwiająco spokojny, jak na kogoś po raz kolejny porwanego. Chociaż czy tym razem porwanego? Bardziej uwięzionego w kolejnym nieznanym mu miejscu.
"Tym razem jednak musi być inaczej" - Mruknął w myślach, powoli wstając na nogi i ostrożnie chowając dłoń w długiej szacie.

- Co robisz? - Zapytał, ognik lecąc za nim.

- Skoro i tak nie wydostaniemy się na razie stąd, warto poznać to miejsce lepiej. W końcu nie przypominam sobie, aby mówił coś o wychodzeniu.

---
Chyba jest lepszy niż wcześniejsze rozdziały, jednak wciąż chyba potrzebuje jakiegoś korektora, bo ich jakość ginie w oczach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro