3 - Drużyna naprawde cie potrzebuje

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Lloyd*
Następny był były przywódca drużyny. Czyli chłopak, który ma ogromną siłe, jest odważny i bardzo mu zależy na swojej rodzinie....albo zależało, nie wiem. 
Po chwili byłem już w lesie. Zobaczyłem mnóstwo ludzi, a raczej głównie mężczyzn, która zajmowała się ścinaniem drzew. Drwale zasługują na wielki szacunek i podziw, bo to dzięki nim mamy materiały z drewna. (czy to zdanie ma sens?)Rozejrzałem się i już po chwili, na jednym z drzew zobaczyłem mojego przyjaciela. Zakradłem się do niego. Słyszałem jak ciężko oddycha. Naprawde traktował tę prace poważnie. Tak jak kiedyś, bycie ninja. 
Ubrany był w spodnie i kamizelke, która nie była zapięta, przez co pokazywała jego brzuch i klatke piersiową. Razem z chłopakami zazdrościliśmy mu takiej rzeźby i mięśni. Oczywiście on nigdy o tym nie wiedział. I tak już dosyć ma na nas haków. Jego czarne włosy, były przyryte czapką co do niego nie pasowało. Zawsze miał je ułożone w artystyczny nieład. 
No nic, poraz zacząć to, po co tu przyszedłem.

*Cole*
Praca drwala, to był chyba strzałem w dziesiątke. Pracuje w lesie, w którym panuje cisza...no tak jakby, bo maszyny troche przeszkadzają. Mimo wszystko, można przynajmniej coś robić. Nie msuze rozmawiać z innymi, ale moge pracować przy pomocy mięśni. Nie chce stracić formy, bo nie wiadomo kiedy znów się przydam jako ninja....chociaż to pewnie nigdy nie następi, bo po śmierci Zane'a nie mam ochoty widzieć reszty moich braci...
Usłyszałem jakiś dźwięk, ale zignorowałem to. Być może to wiewiórka. 
Czułem na dobie spojrzenie, ale byłem za bardzo pochłonięty pracą. 
- Drużyna naprawde cie potrzenuje - usłyszałem głos, któru rozpoznałem od razu.
Spojrzałem na blondyna i od razu się odwróciłem.
- Myślałem, że jestem mistrzem kosy... - odparłem - ...ale z siekierą, idzie mi jeszcze lepiej!
Stanołem prosto i kontynuowałem rozmowe.
- Mam dosyć walki Lloyd - byłem troche zmęczony - Mam dość wężonów, dość ninjdroidów i dosyć....Jay'a - westchnołem na myśl o moim byłym najlepszym przyjacielu - A tutaj nikt nie wie kim jestem i nikt niczego nie oczekuje. 
- A czego oczekiwałby Zane? - no, chłopak trafił w temat - Jesteś Mistrzem Ziemi Cole, drzewa nie są dla ciebie. Powinieneś wrócić na dół - zszedł na niższą gałąź - Nie uciekniesz przed swą naturą. 
- Wybacz zieloniaku - odezwałem się i wziołem siekiere w obie ręce - To jest teraz moje życie. 
Po chwili usłyszałem hałas. 
- Pęknięty pień! - usłyszałem krzyk - Uwaga wszyscy!
Nie myśląc za wiele, skoczyłem z drzewa. Używając swojej mocy, zatrzymałem toczące się pnie drzewa. 
Usłyszałem oklaski i wyzwiska, o tym, że nie jestem jednym z nich. Co ja zrobiłem? Klepnołem sie w czoło. Widocznie natura pomagania ludziom się odezwała. Czyli koniec z bycia drwalem. Wziołem swoją torbe i ruszyłem ścieżką. Spojrzałem na drzewo, gdzie stał Lloyd. 
- Jeśli zmienisz zdanie Cole, to wiesz gdzie mnie znaleźć - powiedział i zniknął.
Wiedziałem. Doskonale wiedziałem. 
Zastanawiałem się, co mam zrobić? Przecież, trzeba podjąć właściwą decyzje. 

*Lloyd*
Weszłem do jakiegoś klubu. Kai nie zostawił swojej natury walki nie wiadomo gdzie, więc wybrał tą ścieżkę. Nie wiem co to ma współnego z byciem ninja. Chyba tylko ta walka. Jednak mimo to, nadal wierze, że mój przyjaciel z którym chyba byłem najbliżej, ma w sobie nadal coś z pomagania ludziom, a nie tylko swoje ego. 
Popatrzyłem na miejsce gdzie miała zacząć się walka. Sędzia, czy jak się zwał ten wężon, zaczął mówić.
- Witajcie w wielkim finale Areny Kłów Jad - wszyscy zaczeli klaskać - W lewym narożniku widzimy Kai'a, Płomiennego Szoguna. 
Serio Kai? Lepszej nazwy nie było? W dodatku ten kostium....szkoda gadać, oglądam dalej. 
- A w prawym narożniku, widzimy Kranche - to chyba jeden z tych szkieletów, który nył nasyzm wrogiem.
Ciekawi mnie co będzie dalej. 

Rozległ się dzwonek, sygnalizujący rozpoczęcie walki. Szkielet zaczął podchodzić, ale Kai zrobił fikołka i użył spinjitzu. Prosze, troche ninja z neigo zostało.
- Czy mamusia nigdy cie przede mną nie ostrzegała? - dobra, tekst jeżyka wszystko zniszczył. 
- Nie - odezwała się głowa szkieleta.
Do Kai'a podszedł sędzia. 
- Zwyciężcą Areny Kłów, jest jak zawsze niepokonany Kaaai, Płomieeeny Szoguun!
- Czerowny Szogun! - wtrącił się i odszedł kopiąc czaszke.
Do jego byłego przeciwnika, podszedł inny szkielet.
- Była niezła walka - odezwał się.
- Wynośmy się stąd! - krzykneła czaszka.
Tamten zaczął się śmiać, przez co ocerwał ręką od tamtego. 
- Kazałeś mi upaść w pierwszej rundzie.
- Powiedziałem, tylko nie upadaj jako pierwszy!
Głupota tych szkieletów mnie rozwala. No cóż, trzeba się zająć moim bratem.

*Kai*
Znów wygrałem. Nie czuje aż tak wielkiej satysfakcji, jak po wygranej z Samukai'em, Lordem Garmadonem, Pythorem czy Mrocznym Władcą. Może dlatego, że nie współpracowałem z moimi braćmi? Znaczy...byłymi przyjaciółmi. Nie wróce do nich. Utrata Zane'a wiele mnie kosztowała. Choć tęsknie za nimi, po prostu....mam dość? Nie wiem jak nazwać to uczucie. Równie dobrze, mógłbym wcale nic nie czuć. 
Zaczołem pić napój, który dostałem. 
- Lepiej nie pij za dużo soku... - rozejrzałem się - Bo jest w nim więcej cukru niż ci się wydaje.
- Oh, to ty - powiedziałem gdy przed mną pojawił się Lloyd. 

- Drużyna naprawde cie potrzebuje - położył mi ręke na ramieniu. Czy on nie widzi mojej miny?
- Wszechpotężny Zielony Ninja, da sobie rade sam - oznajmiłem wiedząc, że to go zaboli - Wygląda na to, że nas nie potrzebujesz.
- Rozumiem Kai - odparł - Nie masz już żadnych przeciwników i dlatego przyszedłeś właśnie tutaj - wskazał ręką na cały bar - Ale gdzie tutaj miejsce na honor? I gdzie się podział Mistrz Ognia?
- Teraz jestem Czerwonym Szogunem - spojrzałem na niego - A gdzie się podział Mistrz Lodu? Nie ma go, a ja wciąż tu jestem.
Sam powiedziałem te słowa, a mnie zabolały. 

- Kogo obchodzi honor - kontynuowałem - To powinienem być ja. Ja powinienem...
- Zawsze myślałeś, że jesteś najważniejszy - przerwał mi - Najpierw chciałeś być Zielonym Ninja, a teraz to. Któregoś dnia, będziesz musiał zacząć myśleć o innych. Jeżeli zmienisz zdanie, to wiesz gdzie mnie szukać.
Gdy chciałem ponownie na niego spojrzeć, go już nie było. 
Zostawił mnie z tym wszystkim. W tym momencie coś zrozumiałem...
On miał troche racji, zawsze myślałem o sobie. Zane się poświęcił dla nas, dla rodziny. A my? Nie doceniamy tego. Zostawiliśmy życie ninja i ruszyliśmy własnymi ścieżkami...

----------------------
Hej wilczki ^-^
To ostatni rozdział z wszystkich moich książek w tym roku...przed nami rok 2017.
Jeżeli ktoś by mnie zapytał, co szczególnego dał mi rok 2016, to pierwsze moje słowo to by było: wattpad.
12 lutego 2016 roku stworzyłam konto na wattpadzie.
1 marca 2016 roku dałam moją pierwszą książke.
Nawet rok nie minął, a ja kocham wattpada ❤❤❤
Dziękuje moje wilczki za ten rok 😘
Życzę wam udanego Sylwestra, dobrej zabawy i Szczęśliwego Nowego Roku!!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro