_2_

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jyn z przerażeniem wpatrywała się w planetę. Z lądowisk i wieży nic już nie zostało. Tylko pustka.

Scarif na zawsze zapamięta tą chwilę zniszczenia. Na zawsze ta planeta będzie miała bliznę po Imperium.

Jedno ją martwiło. Było tu cicho. Zbyt cicho. Żadnego innego statku poza własnym. Wodziła wzrokiem po planecie. Ciągle cisza.

Miała już tego dość. Odeszła z kokpitu i poszła wgłąb statku do Cassiana.

On leżał na podłodzę trzymając się za bolącą nogę. Wyglądał na zmęczonego. Miał rozdarty łuk brwiowy.

- Udało nam się. - uśmiechnęła się do niego. - Dzięki tobie żyjemy.

- To głównie twoja zasługa. W końcu to ty wyleciałaś tym statkiem na czas.

- Nie prawda. Ja chciałam się poddać, ty walczyłeś o nasze życie. Nikt inny nie uciekł. - spuściła wzrok. - Nawet Rebelianci, którzy walczyli po naszej stronie.

- Proszę nie smuć się. Tak nie lubię, gdy jesteś smutna. - wstał z ziemi i oparł się o ścianę statku. - Nie mogłem nic na to poradzić. Jedyne, co mogłem zrobić to uratować cię i tak zrobiłem.

- Dziękuję. - wtuliła się do niego. - Ja pogodziłam się wtedy ze śmiercią.

Cassian objął ją jedną ręką. Cieszył się, że udało im się uciec, chociaż musiał pogodzić się ze śmiercią przyjaciół. Musiał od teraz nauczyć się żyć bez K2, swojego ulubionego droida.

Może i K2 był zbyt rozgadany, ale był dobrym droidem analitycznym. Był czasem tak szczery, że nawet zabawny. Będzie mu go brakowało.

Teraz zdobył miejsce przy boku kogoś na kim mu zależy. Przytulił ją do siebie. Nie ważne co ich czeka, on będzie przy niej. Będzie ją chronił... Już zawsze.

Wrócili do kokpitu i usiedli na fotelach. Jyn wpatrywała się z przerażeniem na zniszczoną planetę. Cassian zauważył smutną minę Jyn i od razu znalazł tego przyczynę.

Chwycił za stery i przesunął statek tak, by z iluminatora nie widać było zdewastowanej planety.

- Widziałem, że byłeś smutna patrząc na planetę. Powiedz co teraz widzisz. - powiedział. Położył swoją dłoń na jej  ramieniu.

- Gwiazdy. - odparła krótko wpatrując się w ciemną przestrzeń.

- Na każdej z tych gwiazd jest życie. Nie patrz na Scarif, tam nic nie ma, tam trwa cisza. - podniósł rękę z jej ramienia i otarł łze, która skapnęła na jej policzek. - Jednak, gdy się przyjrzysz, nawet na Scarif jeszcze jest życie. Palmy, paprocie, czy ogólna roślinność. Zobaczysz, gdy następnym razem tu wrócimy zobaczysz, jaka bujna roślinność wyrosła. Zgoda?

Jyn pokiwała głową, spojrzała na Cassiana. On też był smutny, ale ukrywał to głęboko, widać, że już nie jeden raz przeżył coś podobnego. Może starał się być silny, dla niej? Coraz bardziej potwierdzała się w przekonaniu, że obok Cassiana może czuć się bezpiecznie.

On jakby czytał jej w myślach. Wziął ją pod ramię i pocałował w policzek.

- Ze mną zawsze będziesz bezpieczna. Obiecuję ci to. Będę się o ciebie troszczyć do końca mojego życia.

Jyn nic nie odpowiedziała, nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą powiedział. Od początku przy nim starała się być twarda, zgrywała niedostępną. Teraz, gdy on ocalił jej życie chciała mu jakoś podziękować.

Popatrzyła w jego oczy, chciała mu podziękować, jednak nie słownie, chciała pokazać mu, że jest wdzięczna. Przybliżyła się do niego.

On wiedział, co chciała zrobić, postanowił, że jej pomoże. Też się do niej zbliżył i dotknął swoimi wargami jej usta. Były takie delikatne. Poczuł, że chce z nią spędzić całe swoje życie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro