Rozdział 2 - Taniec

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Rozpoznałabyś króla na balu maskowym? — Marie Thérèse zapytała Françoise, dekorując złotymi nićmi pastelowo żółtą sukienkę.

Pytanie królowej tak bardzo zdziwiło guwernantkę, że oderwała wzrok od lalki, którą szyła dla jej dziecka. Nie przestała jednak poruszać palcami, przez co igła przebiła jej skórę. Françoise syknęła z bólu i owinęła krwawiący palec w śnieżnobiałą chusteczkę. Odwróciło to nieco uwagę królowej, ale szlachcianka wiedziała, że nie ma wiele czasu na odpowiedź.

— Gdyby ubrał się na pastelowo żółto to na pewno bym go rozpoznała, pani — zażartowała, próbując się domyślić, dlaczego królowa zadała jej takie pytanie. — To bardzo sprytne z twojej strony. Założę się, że nikt nie pojawi się na balu w takim kolorze. Prawie wszystkie damy wybiorą róż, różne odcienie niebieskiego i czerwieni...

Przerwała, widząc że krew z jej palca zdążyła poplamić lalkę, którą szyła już od trzech miesięcy. Zerwała się z miejsca i natychmiast zmoczyła zabawkę w zimnej wodzie, by pozbyć się zabrudzenia. Królowa jednak chciała jej słuchać dalej, więc podtrzymywała rozmowę.

— Zwrócisz na siebie uwagę wszystkich. Henriette na pewno przyjdzie w czerwieni. Co prawda nie widziałam jej sukni, ale nikt nie przekona mnie, że włoży inny kolor. W zeszłym roku na jej pięknej białej kreacji wylądował cały dzbanek wina. Niektórzy mówili, że to Louise de La Vallière zakradła się w nocy do jej sypialni i ją zniszczyła z zazdrości o uwagę króla, ale tylko ja wiem, co się z nią tak naprawdę stało. Kiedy Philippe d'Orléans dowiedział się, że żona zdradza go z jego własnym bratem, wylał jej na głowę ponad dwa litry wina podczas ostatnich przymiarek sukni — Françoise nie zdołała w porę ugryźć się w język, więc uśmiechnęła się z zakłopotania. Spuściła oczy i milczała, spierając krew w złotym naczyniu.

— Jestem przekonana, że nigdy nie spotkam równie dobranego małżeństwa jak Henriette i Philippe — zaśmiała się nagle królowa. — Nie przepraszaj mnie za swoją szczerość. Wszyscy wiemy o tym, jaki jest król i mówienie o jego podbojach stało się już tak naturalne jak rozmawianie o pogodzie. Teraz najważniejsze jest wychowanie małego Ludwika i zdrowie dziecka — odparła spokojnie, kładąc rękę na brzuchu. — Cieszę się, że jesteś dobrze poinformowana o wszystkim, ale chyba nawet ty nie masz prawa wiedzieć, jakiej płci będzie kolejny królewski potomek — zażartowała, wskazując na lalkę, gdy Françoise ponownie zabrała się do szycia. — Chciałabyś, by była to dziewczynka?

— Ludwiczek chciałby mieć siostrę, a ja chciałabym, by był szczęśliwy — powiedziała szczerze. — Ale ta lalka jest właśnie dla niego. Nie spodobał mu się drewniany miecz, który kazałam wystrugać na jego ostatnie urodziny. Wyznał mi, że najbardziej na świecie chciałby dostać lalkę. Jest jeszcze taki mały, a już doskonale zdaje sobie sprawę, że nie mógłby o to poprosić nikogo poza mną, bo zostałby wyśmiany.

— Nie sądzisz chyba, że następca tronu powinien bawić się lalkami? — prychnęła Marie Thérèse. Była pewna, że Françoise zamierzała podarować zabawkę pierwszej córce króla.

— Sądzę, że nie powinno się zabraniać dzieciom być dziećmi. Dzieciństwo to święty czas w życiu człowieka, podczas którego kształtuje się bezpowrotnie jego tożsamość. Jeśli będziemy zmuszać księcia, by dorósł zbyt szybko, to przez całe życie będzie nosił brzemię podobne do tego, którym tak okrutnie obciążono jego wuja Philippe'a.

— To nie jest zwykłe dziecko. Mój syn pewnego dnia zostanie królem. Historia pokazała nam, że może się to wydarzyć w każdej chwili. Zarówno mój mąż jak i jego ojciec byli zmuszeni objąć władzę o wiele wcześniej niż byli na to gotowi. Nie oznacza to jednak, że nie pozwalam Ludwikowi się bawić.

— A kiedy ostatni raz zapytałaś go, pani, czym i jak chciałby się pobawić?

Królowa odrzuciła nerwowym ruchem suknię i odłożyła na stoliczek złote nici, którymi ją zdobiła. Françoise wstała z fotela i zajrzała do drugiego pokoju, w którym bawił się mały książę. Popatrzyła na niego z czułością. Uczucia, którymi go darzyła, były najzupełniej prawdziwe.

— Myślisz, że to dlatego kocha cię bardziej niż mnie?

Guwernantka odwróciła się w stronę Marie Thérèse. Zaczęła gorliwie zaprzeczać i tłumaczyć jej, że przecież to ona jest jego jedyną i prawdziwą matką. Przekonywała ją, że nic nie jest w stanie zastąpić naturalnej więzi, jaka łączy matkę z dzieckiem. Hiszpanka zdawała się jej jednak nie słuchać. Spojrzała na nią ze smutkiem i rzekła:

— Nigdy nie pokocha mnie tak jak ciebie, bo ja muszę być nie tylko matką, ale i królową. Do moich obowiązków należy zabranianie mu bycia dzieckiem.

W tym momencie chłopiec nieśmiało wszedł do pokoju i złapał Françoise za rękę. Poprosił ją, by pobawili się w bal. Kobieta pogłaskała delikatnie jego jasne włosy i popatrzyła pytającym wzrokiem na Marie Thérèse. Gdy ta skinęła głową na znak zgody, zawołała natychmiast nadwornego skrzypka, aby zagrał dla księcia jakąś melodię.

Jean Baptiste Lully nie tylko chwycił za skrzypce w ułamku sekundy, ale zaczął od razu na nich grać, wypełniając korytarz pałacu romantyczną, ale zarazem energiczną muzyką. Szedł powoli tanecznym krokiem w stronę komnaty księcia, a towarzysząca mu melodia zwracała uwagę wszystkich, których mijał. Nie od dzisiaj wiadomo było, że największym miłośnikiem talentu Włocha był sam król. Postanowiwszy oderwać myśli od pracy, której oddawał się już od wielu godzin, podniósł się znad biurka i ruszył wraz z młodszym bratem za Jeanem Baptistą chcąc się dowiedzieć, gdzie i kto miał zamiar bawić się przy akompaniamencie jego ulubionego artysty.

Jako że Louis uwielbiał zgadywanki, przez całą drogę zastanawiał się, kto znęcał się tak nad biednym skrzypkiem, że kazał mu grać idąc przez niekończące się korytarze Wersalu. Wykluczył od razu Marie Thérèse ze względu na jej stan, chociaż zdawał sobie również sprawę, że żona nigdy nie podzielała jego entuzjazmu do tańca i zabaw. Jego faworyta Louise de La Vallière też wydała się mało prawdopodobna, była raczej nieśmiała i nie lubiła przyciągać zbyt dużo uwagi. Za to zamiłowanie do prawdziwego rozmachu było tym, co z pewnością charakteryzowało Henriette. Wyobrażał więc sobie, że muzyka i coraz bardziej zbliżający się odgłos śmiechów poprowadzą go do ukochanej Angielki, która będzie przygotowywać się do nachodzącego balu maskowego, ćwicząc taniec w olśniewającej czerwonej sukni. Poskarżyła mu się bowiem rok temu, że jedna z jego kochanek specjalnie oblała ją winem i od teraz na przyjęciach nosić będzie jedynie czerwień. Tak czy inaczej, obecność Philippe'a mogłaby znacznie przeszkodzić zakochanym w dalszej zabawie, więc myśli króla przez resztę drogi pochłaniało wymyślenie jakiegoś powodu, który pozwoliłby odesłać męża faworyty do innej części pałacu na jak najdłużej.

Jego zdziwienie nie miało więc granic, gdy stanął w progu komnaty i jego oczom ukazał się trzyletni książę wirujący w ramionach swojej guwernantki. Nigdy wcześniej nie widział, by jego syn był tak szczęśliwy i roześmiany jak podczas tego pokracznego, lecz jakże niewinnego i chwytającego za serce tańca. Nie chcąc przerywać tej pięknej sceny, dał żonie znak, by się z nim nie witała i pozwoliła im w ciszy zająć miejsce u jej boku. Ani Françoise ani Ludwiczek ani Jean Baptiste grający w uniesieniu z zamkniętymi oczami nie zauważyli, że widownia nagle powiększyła się o króla i księcia.

— Z kim zechcesz zatańczyć, książę, podczas nadchodzącego balu? — zapytała Louisa zdyszana Françoise, nie przerywając jednak zabawy.

— Ojciec i tak mnie nie zaprosi! — zawołał, podskakując radośnie. — Jakbym miał siostrę to pewnie musiałbym z nią chodzić na przyjęcia zanim nie znalazłaby sobie męża. Ale tak naprawdę to chciałbym pójść z Tobą!

Król i królowa spojrzeli na siebie ze szczerym uśmiechem, co zdarzało się niezwykle rzadko. Przyglądali się, jak guwernantka starała się nauczyć księcia najprostszych kroków tańca. Ustawiała delikatnie jego ramiona, które chciały jednak poruszać się zupełnie inaczej niż przewidywały to surowe zasady.

— Książę jest jeszcze za młody na poważne tańce, ale wciąż może się świetnie bawić — rzuciła do Marie Thérèse.

— Nieprawda! Pokaż mi jak się robi nogami! Dam radę!

— Z takim zapałem zostaniesz wkrótce wielkim tancerzem. Zamknij oczy, Jean! Nie otwieraj póki ci nie pozwolę i nie próbuj nawet podglądać!

— Stanę się ślepcem, jeśli tego sobie życzysz — odparł skrzypek, jednak jego oczy pozostawały zamknięte już od dłuższego czasu.

Françoise zadarła suknię, odsłaniając nogi do połowy łydki. Zaczęła demonstrować księciu kroki, jakie powinien wykonywać podczas tańca, nie spodziewając się zupełnie, że obok Marie Thérèse znajdują się jej mąż i szwagier. Królowa natychmiast położyła rękę na twarzy tego pierwszego, zasłaniając mu oczy. Louis prychnął cicho, nie mogąc się powstrzymać przez kuriozalność rozgrywającej się przed nim sceny. Odgłos ten został jednak bez najmniejszego problemu zagłuszony przez muzykę. Król delikatnie ujął dłoń żony i przyłożył do swoich warg, składając na niej stanowczo zbyt długi pocałunek, by móc nacieszyć się niecodziennym widokiem. Marie Thérèse spojrzała oburzona zachowaniem małżonka na roześmianego Philippe'a. Książę Orleanu zanotował sobie w głowie, że musi o tym napomknąć tego wieczoru swojej żonie. Wyprowadzanie z równowagi Henriette należało do jego ulubionej rozrywki podczas spędzanych wspólnie z nią nocy.

Widząc frustrację na twarzy małego Ludwiczka, któremu nie wychodziły kroki, Françoise wzięła go na ręce, pozwalając tym samym, by jej suknia znowu opadła do samej ziemi i ciągnęła się za nią przy każdym kroku. Ułożyła jego niewielkie dłonie na swoich ramionach i uśmiechnęła się do niego pełna matczynej miłości. Komnata ponownie wypełniła się śmiechem, podczas gdy książę i guwernantka wirowali w radosnym tańcu, nie dostrzegając zupełnie otaczającego ich świata. W końcu Françoise zmęczyła się zabawą na tyle, że postawiła chłopca na ziemi i ukłoniła się mu dostojnie, na co on odwdzięczył się tym samym. Natychmiast rozbrzmiały więc oklaski. Król jako pierwszy zaczął bić energicznie brawo, do czego dołączyli się wkrótce jego żona i brat.

Zdziwienie Françoise nie miało zatem granic, gdy spojrzała na sofę, na której jeszcze przed chwilą siedziała jedynie Marie Thérèse. Nie miała pojęcia, w którym momencie widownia się potroiła. Z braku czasu na dalszą analizę sytuacji, skłoniła się dostojnie i czekała na rozwój wydarzeń, starając się wyglądać na opanowaną.

— Nie można oderwać od pani wzroku, Françoise d'Aubigné.

Królowa poruszyła się niespokojnie i wymieniła spojrzenia z księciem Philippe'em. Louis wstał powoli z sofy i zaczął przechadzać się po komnacie. Nagła cisza przerywana jedynie odgłosem jego kroków i pobrzękującą szpadą u jego boku mocno kontrastowała z radosnymi śmiechami, które jeszcze przed chwilą niosły się po pałacu.

— Kto nauczył panią tańczyć? Chciałbym mu ściąć głowę.

Źrenice guwernantki rozszerzyły się gwałtownie. Władca nie patrzył jednak na nią, skinął jedynie na Jeana Baptistę, każąc mu tym samym grać dalej. Wszyscy na dworze wiedzieli, że król jest największym miłośnikiem tańca, ale równocześnie jego największym krytykiem. Sam tańczył bowiem doskonale i o stokroć wolał ćwiczyć baletowe figury, by utrzymać się w dobrej formie, niż uprawiać szermierkę lub jeździć konno.

— Zatańcz ze mną — rozkazał nagle, wyciągając rękę w stronę brunetki.

Françoise zadrżała, widząc jego dłoń ozdobioną drogocennymi pierścieniami, która czekała niecierpliwie na rozpoczęcie ich pierwszego tańca. Zdawała sobie sprawę, że każdy jej ruch i każde jej słowo były uważnie obserwowane przez Marie Thérèse i księcia Philippe'a.

— Czy zwykła guwernantka może tańczyć z samym królem? — zapytała przeszywającym głosem, patrząc odważnie w jego oczy.

—Tylko, gdy tańczy tak okropnie jak ty, Madame.

Napięcie na twarzy Louisa ustąpiło zawadiackiemu uśmiechowi. Ukłonił się, rozpoczynając spektakl, który to tym razem on reżyserował. Françoise nie miała już drogi odwrotu i wiedziała, że musi w nim zagrać taką rolę, jaką wybierze jej król.

Taniec się rozpoczął. Początkowo czuła się niepewnie, mając za partnera tak utalentowanego tancerza, jakim był bez wątpienia Louis. Okazało się jednak szybko, że jej obawy były nieuzasadnione, gdyż okazał się on cierpliwym i niezwykle skutecznym nauczycielem. Od razu korygował wszystkie jej niedociągnięcia, będąc przy tym wyjątkowo dyskretnym.

La danse est un théâtre — powiedział Louis, jakby odgadując myśli guwernantki. Śmiałym, ale jednocześnie nieśpiesznym i dostojnym krokiem nadawał tempo i rytm. — W Wersalu nie ma miejsca na przeciętność. Gdy tańczysz, chcę widzieć w tobie aktorkę grającą główną rolę na scenie tak dobrze, jakby zależało od tego jej życie.

— Nie zwykłam grać drugoplanowych ról, panie — odpowiedziała, stawiając wszystko na jedną kartę.

Widząc napięcie pomiędzy tańczącymi, Philippe d'Orléans natychmiast skinął na sługę i kazał mu czym prędzej przyprowadzić Henriette. Tak wspaniała okazja do utarcia jej nosa mogła się bowiem już więcej nie powtórzyć.

— Bądź w pobliżu, gdy z nią wrócisz — wyszeptał, nim ten odszedł. — Możesz się przydać, gdy księżna zemdleje.

Na subtelnie oświetlonej promieniami słońca twarzy króla przemknął grymas zdziwienia, gdy usłyszał odpowiedź guwernantki. Nie wyszedł jednak ze swojej roli ani na ułamek sekundy, a jego ruchy jedynie zyskały na jeszcze większej płynności i wdzięku. Mimo to Françoise zauważyła, że zaczął się jej zdecydowanie uważniej przyglądać. I ona odważnie utkwiła w nim swoje spojrzenie, próbując zapomnieć o wciąż obecnej w komnacie Marie Thérèse.

Nie mogła przez to wiedzieć, że na scenie pojawiła się kolejna aktorka. Henriette nawet nie spojrzała jednak na męża, usiadła jedynie obok niego i patrzyła bez przerwy na króla, bez reszty pochłoniętego w tańcu. Miała na sobie jak zawsze wytworną czerwoną suknię.

— Powiedziałeś, że król przygotowuje się do balu, Monsieur — odparła w końcu, próbując ukryć zawód w swoim głosie. — Następnym razem, zanim po mnie poślesz...

— A nie? — zadrwił Philippe, również nie zaszczycając jej spojrzeniem. — Niech twoje serce, moja pani, nie rozpacza. Gdy tylko muzyka umilknie, jego królewska mość cię zauważy... być może.

Marie Thérèse przysłoniła swoją twarz wachlarzem, by ukryć za nim triumfalny uśmiech. Nie uszło to, co prawda, uwadze Henriette, która nie zamierzała pozwalać się w ten sposób poniżać księciu. Złapała go za dłoń nieco mocniej niż pozwalała na to etykieta, gdyż w jej głowie pojawił się właśnie przebiegły plan.

— Nie zaprosisz mnie zatem do tańca, mężu?

— Obawiam się, że tylko ciebie wypada mi zaprosić. Ale jak to mądrze mówią... na bezrybiu i rak ryba.

Wnet na parkiecie pojawiła się więc druga para, poruszająca się z równym wdziękiem, ale ze zdecydowanie mniejszym ogniem niż król i jego partnerka. Angielka zerkała na nią ukradkiem, gdy tylko pozwalał na to wykonywany przez nich układ. Tymczasem, nie mogła być nawet pewna, czy którekolwiek z nich zauważyło przynajmniej, że dołączyli do tańca.

— A gdybym kazał pani zagrać rolę epizodyczną? Sprzeciwiłaby się pani mojemu rozkazowi? — zapytał nagle Louis guwernantkę, odzywając się po raz pierwszy od dłuższej chwili.

Podczas gdy Françoise zbierała myśli, nagle samozwańczym reżyserem spektaklu została Henriette. Wbrew pozorom wyświadczyła jej jednak przysługę, ofiarowując więcej czas na odpowiedź królowi.

— I odbijany! — zdecydowała w jednej chwili księżna, zamieniając się partnerem z guwernantką.

Mimo niespodziewanego obrotu zdarzeń, Louis tańczył dalej tak, jakby od samego początku wiedział, co się wydarzy, zatem jego ruchy wciąż były dostojne i zgrabne. Nie można było tego samego powiedzieć o Françoise, która niemalże wpadła na księcia Philippe'a, zaskoczona zmianą dynamiki tańca. Przytrzymał ja delikatnie i pomógł jej powrócić do odpowiedniego rytmu. Gdy tylko z powrotem udało jej się wrócić do króla, napotkała jego pytający wzrok.

— Grywam tylko główne role, mój panie. Choćbyś miał mi za to ściąć głowę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro