27. Kanadyjska kraina czarów

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez ostatni tydzień, wbrew opinii wszystkich dookoła, prawie codziennie pisałam z Ashley. Rozmowy z dziewczyną naprawdę potrafiły odciągnąć mnie od ponurej i depresyjnej pogody i wywołać uśmiech na mojej twarzy przez swoje specyficzne poczucie humoru. Właśnie siedziałam w pokoju u Liama, oglądając razem z nim film, gdy Ashley ponownie się do mnie odezwała. Na początku ignorowałam jej wiadomości, ale niestety film nie bardzo mnie interesował, więc spojrzałam na telefon i zanim się obejrzałam, zupełnie zignorowałam akcję rozgrywającą się na ekranie laptopa.

- Z kim tak piszesz? - spytał w końcu chłopak.

- Wybacz - opowiedziałam, odkładając telefon, jednak wciąż byłam rozkojarzona.

- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Ukrywasz kogoś? - zaśmiał się brunet.

- Ashley do mnie napisała - odpowiedziałam.

Na twarzy chłopaka malowało się zdziwienie.

- Moja siostra?

- Tak.

- Od kiedy do siebie piszecie? - spytał, przeczesując palcami swoje włosy.

- Właściwie to wszystko zaczęło się przed twoimi urodzinami.

- Co było przed moimi urodzinami? - spytał marszcząc brwi.

Zdałam sobie sprawę, że miałam za długi język, ale nigdy nie byłam dobra w kłamstwach.

- Poprosiła mnie o pomoc z prezentem i w między czasie okazało się, że mamy więcej wspólnego niż myślałam - przyznałam.

- Teraz rozumiem - zaśmiał się.

- Co takiego?

- Skąd Ash wzięła pomysł na prezent. To w sumie straszne, że zna mnie mniej od ciebie.

Nagle rozmowę przerwało nam pukanie do drzwi. A po chwili w progu pokoju pojawił się Paul.

- Słuchajcie, udało mi się załatwić bilety do lunaparku. To ostatnia okazja przed końcem sezonu, dlatego bilety są za pół ceny. Jesteście zainteresowani? - spytał, dumny z siebie.

- No jasne chłopie. Czadowo - ucieszył się natychmiast Liam.

Ja nie byłam przekonana. Nie lubiłam wielkich kolejek górskich i tego typu zapierających dech w piersi atrakcji.

- Mam dla was trzy bilety, tyle udało mi się zdobyć. Możecie zaprosić kogoś jeszcze.

- Wiecie co, może zabierzcie ze sobą jakiś kolegów ja jakoś przeżyje - odpowiedziałam zdenerwowana.

- Chyba żartujesz?! - niedowierzał Liam.

- Niee. To nie są atrakcje dla mnie - odpowiedziałam, kręcąc głową.

- Musisz iść, będzie fajnie - przekonywał mnie dalej chłopak.

- Dodatkowo możesz zaprosić kogo tylko chcesz - dodał Paul, wręczając mi wolny bilet.

Było dwa do jednego, nie pozostawili mi wielkiego wyboru. Z jednej strony ogromnie się bałam, ale byłam też ciekawa, co ludzie widzą w tych lunaparkach, dlatego ostatecznie postanowiłam się zgodzić.

***

Właśnie byliśmy całą paczką w drodze do parku, jednak Liam całą drogę był nieswój.

- Naprawdę ze wszystkich ludzi musiałaś zaprosić moją siostrę? - spytał, gdy zostaliśmy na chwilę sami.

Rozważałam oczywiście inne opcje. Na początku chciałam wziąć Cat, ale ją można było zaprosić tylko w pakiecie z Chrisem, a miałam tylko jeden bilet, natomiast Caroline podobnie jak ja nie lubiła parków rozrywki i nie dała się namówić. Natomiast Ashley je uwielbiała i od razu się zgodziła. Cieszyłam się, że chociaż ona mogła spędzić dzień w miły sposób. Poza tym, nie mogłam się dalej oszukiwać, że wcale jej nie polubiłam. Wręcz przeciwnie, dziewczyna miała w sobie coś, co mnie do niej ciągnęło i poprawiało mi humor.

- Wybacz. Nie myślałam, że będziesz zły. Powinieneś się cieszyć, że dałam Ash drugą szansę. W końcu jesteście rodziną - odpowiedziałam.

- Dobra, w porządku. Masz rację. W końcu jesteśmy tutaj, aby się dobrze bawić, więc tak zróbmy. - Uśmiechnął się.

- Chodźcie na kolejkę górską - zawołał nas Paul.

Ustawiłyśmy się w odpowiedniej kolejce do wejścia. Z lekkim przerażeniem, obserwowałam krzyczących ludzi, którzy znajdowali się na górze, bojąc się jak to zniosę.

- Co na pierwszy ogień? - spytał Liam.

- Bat, czytałem, że rozpędza się ponad siedemdziesiąt kilometrów na godzinę, a dodatkowe doznania gwarantuje jazda tyłem - ucieszył się Paul, zacierając ręce.

- Będziemy jechać tyłem? - zmartwiłam się.

Może należało wspomnieć, że w dzieciństwie miałam chorobę lokomocyjną?

- Będzie dobrze - uspokajał mnie Liam, a jego ręka znalazła się na moich plecach.

Ashley, która stała przed nami, odwróciła się w moją stronę, dostrzegając gest chłopaka. Wyglądała jakby chciała się odezwać, ale ostatecznie milczała.

W tym momencie, poprzednia grupa zakończyła swój przejazd i wysiadła z wagoników. Paul i Ashley zajęli pierwszy rząd, a ja z Liamem usiedliśmy zaraz za nimi. Gdy uchwyty bezpieczeństwa się obniżyły, a kolejka powoli ruszyła, z całej siły zacisnęłam dłonie na metalowej rurze przede mną. Z każdą chwilą towarzyszył mi coraz większy stres. Modliłam się, aby mieć to już za sobą. Nagle kolejka wydała dziwny zgrzyt i się poruszyła, a my zaczęliśmy wspinać się do tyłu.

- Myślałam, że najpierw będziemy jechać przodem? - zmartwiłam się.

- Spokojnie, teraz tylko wjeżdżamy na górę, żeby się bardziej rozpędzić - wytłumaczył chłopak.

- To mnie wcale nie pocieszyło - powiedziałam.

W środku cała drżałam. Nagle kolejka się zatrzymała, a sekundę później zaczęliśmy jechać w dół. Kolejka rozpędzała się coraz mocniej, a przed nami znajdowała się ogromna pętla, przechylona w bok, która następnie przekręcała cały wagonik do góry nogami. Za sobą usłyszałam głośne piski, a moje włosy latały na wszystkie strony, zasłaniając mi widok. Gdy serpentyna była za nami, poczułam ulgę, jednak wtedy znowu zaczęliśmy wspinać się w górę, a po chwili zjechaliśmy odwróceni w dół, tym razem jadąc do tyłu, co jeszcze potęgowało dziwne odczucie w moim brzuchu. Kiedy kolejka wreszcie się zatrzymała, odetchnęłam z ulgą. Na miękkich nogach opuściłam swoje miejsce, ciesząc się, że znowu stąpam po ziemi. Cała atrakcja nie trwała dłużej niż pięć minut i w sumie nie była aż tak straszna jak się bałam, jednak wiedziałam, że to dopiero początek.

- Chodźmy teraz tam, do Leviathana. Wygląda grubo - wskazał Paul.

Gdy stanęliśmy w dosyć długiej kolejce do słynnego Leviathana, przed nami znajdowała się wielka tabliczka z historią tego rollercoastera.

- Tu pisze, że to najszybsza kolejka w całym parku, która osiąga maksymalną prędkość stu czterdziestu ośmiu kilometrów na godzinę, a kąt nachylenia to aż osiemdziesiąt stopni - przeczytała Ash.

Mi od razu zmiękły nogi, natomiast chłopaki byli w swoim żywiole. Liam był tak podekscytowany, że nie docierało do niego nawet to jak bardzo byłam przerażona.

- O chłopie, ja muszę tym pojechać z przodu - ucieszył się Liam.

- Ja też muszę jechać z przodu, nie ma innej opcji - zawtórował mu Paul

- Tutaj w jednym rzędzie są cztery miejsca, to akurat dla nas - zauważył Liam.

- Ja podziękuję - odpowiedziałam, czując jak zaczynam się trząść.

- No co ty Lea. Będzie super! Na przodzie są najlepsze odczucia - przekonywał mnie Paul. 

- Jeśli nie chce, to jej nie zmuszaj - obroniła mnie Ashley.

- Chcę się przełamać, ale się boję - wyznałam.

- Będę obok, nic ci się nie stanie - uspokajał mnie Liam.

- Dobra, pojadę, ale na waszą odpowiedzialność - zgodziłam się.

Gdy nadeszła nasza kolej, z brzegu siadł Paul, a obok niego, Liam. Ja siadła obok niego, a po drugiej stronie Ashley. Cieszyłam się, że przynajmniej siedziałam po środku, a nie z samego brzegu.

Kolejka zaczęła się powoli toczyć, a mój puls gwałtownie przyśpieszył. Początek drogi wydawał się spokojny, gdy stopniowo wtaczaliśmy się pod wielką górę. Jednak wiedziałam, że w drugą stronę będzie znacznie gorzej. Rozejrzałam się dookoła, podziwiając niemałą wysokość na jakiej się znaleźliśmy. Moje serce chciało wyskoczyć z klatki piersiowej, wygrywając niespokojny rytm, gdy niespodziewanie kolejka zaczęła gwałtownie zjeżdżać w dół. Odruchowo chciałam sięgnąć po czyjąś rękę, lub złapać się drążka, gdy nagle poczułam mocny uścisk dłoni ze strony Ashley, nie miałam nawet czasu, żeby się nad tym zastanawiać, gdy pędziliśmy z tak ogromną prędkością w dół. Natychmiast ścisnęłam jej dłoń, a drugą zacisnęłam na drążku, tak mocno, że końce moich palców zrobiły się białe. Wokół nas rozległy się głośne okrzyki i piski. Przez całą jazdę w dół towarzyszyło mi bardzo dziwne uczucie formujące się w moim brzuchu. Nieprzyjemne uczucie spadania przerodziło się w ogromny zastrzyk adrenaliny. To przeżycie nie mogło się równać z niczym innym. Kolejka ponownie zwolniła, aby po chwili znów nabrać rozpędu, jadąc po ogromnej pętli i kołysząc się na boki. Nim się zorientowałam było już po zabawie, a kolejka powoli dotoczyła się na dół. Od razu, gdy zeszliśmy na ziemię, chłopaki chcieli iść na kolejną atrakcję.

- To może teraz Flight Deck? - zaproponował Liam.

- Tak, słyszałem, że ma on imitować lot myśliwcem. Nie ma klasycznych wagoników, zamiast tego mocowanie jest od góry - podekscytował się Paul.

Chłopak naprawdę sporo wiedział na temat rollercoastreów. Widać, że się tym interesował przed wizytą w lunaparku.

- Wiecie co, może wy idźcie, a mi chyba na razie wystarczy wrażeń - powiedziałam.

- Jesteś pewna? - spytał brunet.

- Tak, serio, idźcie, a ja popatrzę na was z dołu.

- No dobra, to my idziemy do kolejki - poinformował mnie Paul.

Chłopaki poszli już na przód, a ja stałam, przez chwilę obserwując, jak się oddalają.

- Nie idziesz z nimi? - spytałam zaskoczona, patrząc na Ashley, która dalej stała obok mnie.

- Niee, wolę dotrzymać ci towarzystwa - odpowiedziała, uśmiechając się do mnie.

- Jestem dorosła, nie potrzebuję opieki, nie musisz czuć się zobowiązana.

- Wiem o tym, jednak jestem tu dla ciebie, nie dla chłopaków. - Brunetka ponownie się do mnie uśmiechnęła.

- Ok. To może pójdziemy coś zjeść? - zaproponowałam.

- W porządku.

Gdy siadłyśmy w restauracji wewnątrz parku, zabrałam się za czytanie menu. Po przeglądnięciu wszystkich pozycji, ciężko było mi się na coś zdecydować. Gdy zastanawiałam się co wybrać, mój wzrok mimowolnie uciekł na kelnerkę, która stała tyłem do nas, czyszcząc stół po gościach, którzy właśnie skończyli jeść.

- Widziałam to - odezwała się nagle Ashley, wytrącając mnie z zamyślenia.

- Hmm? - zdziwiłam się, nie mając pojęcia, o co jej chodziło.

Jednak dziewczyna mi nie odpowiedziała od razu, krążąc wokół tematu.

- Tak się zastanawiam... Dlaczego ty chodzisz z moim bratem?

- Co masz na myśli? - zdziwiłam się.

- Widziałam, jak się gapiłaś na te dziewczynę.

- Na kelnerkę? - upewniłam się.

- Tak.

- Ledwo spojrzałam - obroniłam się.

- Obcięłaś ją od góry do dołu i jestem prawie pewna, że twój wzrok zatrzymał się trochę dłużej na jej tyłku - zachichotała, dumna ze swoich obserwacji.

- Nie wiem, o czy mówisz - zaprzeczyłam natychmiast.

- Jasne... - Ash zamyśliła się. - Nigdy nie brałaś pod uwagę bycia z dziewczyną?

- O co ci chodzi? Jestem hetero - oburzyłam się.

- Właśnie widzę - odpowiedziała mi sarkazmem.

- Dlaczego jesteś taka irytująca? - powiedziałam, przewracając oczami.

- To moja najlepsza cecha - odpowiedziała z cwanym uśmiechem na ustach.

- Nie wątpię - odparłam, również z ironią.                                             

- Czyli rozumiem, że nie jesteś zainteresowana jej numerem? - spytała po chwili ciszy.

- Czy fakt, że chodzę z twoim bratem cokolwiek dla ciebie znaczy? - Zirytowałam się, zaczynając powoli żałować, że zaprosiłam ją, aby pojechała dzisiaj z nami.

- Daj spokój, tylko się droczę - odparła, szturchając mnie w ramie i pokazując mi wszystkie swoje zęby.

Między nami zapadła cisza, a po chwili obok naszego stolika pojawiła się ta sama kelnerka, aby przyjąć nasze zamówienie.

- Co podać? - spytała, wyciągając swój notesik z kieszonki w fartuchu.

- Razem z koleżanką trochę ciężko nam się zdecydować, może mogłabyś nam coś polecić - odezwała się Ashley.

Kelnerka nieco się speszyła, gdy brunetka rzuciła jej pewne siebie spojrzenie, a ja przewróciłam oczami, chowając się za kartą menu.

- Jasne, dużo ludzi zamawia pizzę, albo jeśli wolicie nasze burgery i grube frytki cieszą się sporym powodzeniem.

- Co ty na to? - spytała Ashley, rzucając mi pytające spojrzenie.

- Chyba skuszę się na burgera z grillowanym serem i colę - odpowiedziałam.

- A dla mnie burger z jalapeno, duże frytki i też cola - powiedziała Ashley.

- Świetnie, to wszystko? - spytała kelnerka.

- Chciałabym dostać jeszcze twój numer - odpowiedziała Ashley, patrząc na kelnerkę wyzywająco.

Przysięgam, że gdyby tylko było to możliwe, moja szczęka opadłaby teraz na stół, jak we wszystkich kreskówkach. Nie mogłam uwierzyć, że brunetka na prawdę to powiedziała i kelnerka chyba była podobnego zdania, wnosząc po jej minie.

- Będziesz musiała się bardziej postarać - odpowiedziała i czym prędzej odeszła od stolika.

- Wow - skwitowałam, śmiejąc się z brunetki. - Na prawdę dałaś czadu.

- No co? Jeśli nie ryzykujesz nie pijesz szampana - odpowiedziała mi, wciąż pewna siebie.

Po chwili inna kelnerka przyniosła do naszego stolika zamówione napoje.

- Chyba ją wystraszyłaś na dobre - zaśmiałam się, gdy ciemnowłosa kelnerka odeszła od naszego stolika.

- Jeszcze zdobędę ten numer - stwierdziła.

- Chciałabym to zobaczyć - zaśmiałam się.

- Tak? To patrz na to - odpowiedziała, natychmiast wstając od stolika i zmierzając w stronę jasnowłosej kelnerki.

Naprawdę nie wiedziałam skąd brała tą całą pewność siebie...

Obserwowałam jak Ashley rozmawia z nią przez chwilę, a dziewczyna się uśmiecha. Po chwili zobaczyłam, jak jasnowłosa wzięła długopis i napisała coś na skrawku serwetki. Brunetka uśmiechnęła się do niej i odebrała świstek papieru, po czym pożegnała się i wróciła do stolika.

- Jesteś pewna, że to jej numer? - odezwałam się, gdy Ashley wracała do stolika dumnie krocząc zadowolona, że dopięła swego.

Dziewczyna wyglądała na zbitą z tropu, ale już po chwili na jej twarz wrócił głupi uśmieszek.

- Zobaczę, jak zadzwonię - zaśmiała się.

- Mogę cię o coś zapytać?

- Tak jasne, pytaj.

- Skąd wiedziałaś, że... No wiesz - zawstydziłam się.

- Że lubię dziewczyny? - dokończyła za mnie.

- Tak.

- A dlaczego cię to interesuje? - spytała podejrzliwe.

- Po prostu jestem ciekawa jak to jest, skąd się to wie.

- Byłam stosunkowo młoda, gdy to do mnie dotarło, ale każdy ma swój własny czas i sposób.

- Ale skąd ty wiedziałaś?

- Cóż... Kiedy ja i Liam byliśmy dziećmi, niedługo po wyjeździe Jacksona, do ich domu wprowadziła się nowa rodzina. Też mieli córkę w naszym wieku, szybko się z nią zaprzyjaźniłam. Codziennie wracałyśmy razem ze szkoły i szłyśmy do mnie lub do niej do domu. Byłyśmy prawie nierozłączne. 

- Czekaj... - przerwałam jej. - Czy ostanio chłopaki nie mówili, że dałaś kosza Jacksonowi, bo wolisz dziewczyny?

- Tak, to prawda. Znaczy... Wtedy nie miałam jeszcze pewności. Dopiero gdy poznałam Charlie coś się wydarzyło... - Ashley uśmiechnęłam się delikatnie na wspomnienie, które pojawiło się w jej głowie. - Któregoś razu, przed szkolną potańcówką, Charlie zaczęła gadać o chłopakach i zaproponowała, że powinnyśmy przećwiczyć całowanie, żeby się przed nimi nie ośmieszyć. - Ashley przewróciła oczami, a z jej ust wydostał się krótki chichot. - Tak zrobiłyśmy... i wtedy stało się coś niezwykłego, poczułam te słynne motylki w brzuchu i tak dalej, od tej pory nie patrzyłam już na Charlie tak samo. Wtedy nabrałam pewności.

- I jak to się skończyło? Powiedziałaś jej?

- Tak, ale nie od razu - odparła poważniejąc.

- I jak zareagowała? - dopytywałam zniecierpliwiona jej odpowiedzi.

- Cóż... nie najlepiej.

- Co to znaczy?

- To długa historia.

- Mamy czas.

- Nie chcę cię zanudzić. To nie jest ciekawa opowieść - odpowiedziała.

Czułam, że z jakiegoś powodu nie chciała mi opowiedzieć, co stało się później.

- Macie jeszcze kontakt? - zapytałam tylko.

- Nie, od dawana nie.

Byłam ciekawa, co się między nimi wydarzyło, ale ze względu na swoje dobre wychowanie, nie chciałam drążyć tematu. 

***

Gdy kończyłyśmy jeść nasz posiłek, odezwał się mój telefon. Dzwonił Liam.

- Hej, gdzie jesteście? - spytał chłopak, gdy tylko odebrałam.

- Poszłyśmy zjeść.

- Ok, w takim razie zaraz tam będziemy. Też zgłodniałem.

- Ok, do zobaczenia - powiedziałam, po czym nacisnęłam czerwoną słuchawkę. - Chłopaki zaraz tu będą - poinformowałam Ashley.

Obie skończyłyśmy jeść w ciszy, gdy do stolik podeszli chłopcy.

- Żałujcie, że was nie było, jazda była mega! - ucieszył się Paul.

Jakoś nie było mi w ogóle żal... 

 Po chwili podeszła do nas ta sama kelnerka, nieśmiało spoglądając w stronę Ashley i starając się ukryć uśmiech. Był to obrót o sto osiemdziesiąt stopni. Ciekawiło mnie jakich sztuczek musiała użyć, aby przekonać ją do siebie. I czy w ogóle istniała dziewczyna, której nie umiała zbajerować?

- Co podać? - spytała.

- Co jadłaś? - spytał mnie Liam, na szybko przeglądając menu.

Wskazałam palcem na opis burgera, który jadłam, a Liam natychmiast prześledził tekst palcem, po czym zamknął menu.

- W takim razie ja poproszę taki sam zestaw jak moja dziewczyna - odparł, kładąc dłoń na moich plecach.

Ashley widząc jego gest, przewróciła oczami, ale nie powiedziała ani słowa.

- A dla ciebie? - zwróciła się kelnerka do blondyna.

- A dla mnie... cheesburger z podwójnym serem, frytki i piwo - odparł Paul, uśmiechając się do kelnerki zawadiacko.

Gdy odwróciła się i odeszła od stolika, chłopak wciąż wodził za nią wzrokiem. Coś mi mówiło, że Paul i Ashley mieli podobny gust. 

- Nie łudź się stary - odezwała się Ashley, najwyraźniej też to zauważając.

- O co ci chodzi? 

- Możesz zapomnieć o wyrwaniu tej kelnerki - powiedziała, nonszalancko unosząc do góry świstek z numerem telefonu i uśmiechając się zwycięsko.

- Dlaczego zawsze musisz mi sprzątnąć najlepsze laski sprzed nosa? - Paul się naburmuszył.

- Stary, skoro ona poleciała na moją siostrę to nie może mieć najlepszego gustu, nic nie tracisz - wtrącił się Liam, poklepując przyjaciela po ramieniu.

- Auć - odezwała się Ash, udając, że obeszły ją słowa brata, po chwili spojrzała na mnie tajemniczo się uśmiechając - Lea, nie masz ochoty na deser?

- Jestem pełna, ale chętnie bym się przeszła po tym obżarstwie - przytaknęłam, korzystając z okazji, aby rozdzielić Paula i Ashley i uciec od niezręcznej atmosfery.

Zaczynałam dostrzegać, że ta dwójka za sobą nie przepadała i spędzanie czasu z nimi nie było najlepszym pomysłem. Gdy już myślałam, że uda mi się uciec, Liam złapał mnie za rękę ciągnąc mnie w swoją stronę.

- Heeej, nie uciekaj mi znowu, dopiero co przyszliśmy.

- Ale ja z Ashley już zjadłyśmy i chciałabym teraz rozprostować nogi - powiedziałam, próbując zrobić jak najsłodszą minę.

- Ale...

- Nie martw się, nie porwę ci dziewczyny. Wrócimy nim zdążycie zjeść. - Ashley przyszła mi na ratunek.

Liam przeniósł wzrok ze mnie na Ashley, przyglądając się nam uważnie, jakby się namyślał.

- W porządku - zgodził się w końcu.

Miałam wrażenie, że za każdym razem, gdy na horyzoncie znajdowała się Ashley, Liam zaczynał się do mnie bardziej kleić, jakby chciał zaznaczyć swoje terytorium. Było to co najmniej dziwne.

- O czym tak myślisz? - zagadała mnie brunetka, podchodząc do mnie bliżej.

- O niczym konkretnym - skłamałam. Nie chciałam dzielić się z nią swoimi spostrzeżeniami, nie miałam pewności, co było tego powodem.

- Jesteś pewna? - spytała, mrużąc oczy.

- Tak.

- Ok. Chodź tam są jakieś lody - ucieszyła się brunetka, wskazując mi miejsce przed sobą.

Nasze dłonie na chwilę się spotkały, a ja poczułam dziwne mrowienie. Nim się zorientowałam, dziewczyna pociągnęła mnie w tamtym kierunku, a ja ciągle myślałam o przyjemnym cieple jej dłoni. Nie mogłam się skupić na niczym innym. Co się ze mną działo?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro