32. Ślub

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W sobotę rano szykowałam się w swoim akademiku. Na szczęście Cat była na miejscu, więc pomogła mi z makijażem oraz upięciem włosów. Na końcu włożyłam swoją sukienkę. Zdążyłam idealnie w momencie, gdy Liam napisał, że właśnie po mnie jedzie.

Zaciekawiona efektem stanęłam przed lustrzanymi drzwiami szafy w naszym pokoju, nerwowo wciągając oddech. Spojrzałam na swoje odbicie i moje oczy wydawały się o wiele większe niż zazwyczaj, otoczone cieniami i delikatnie wymalowane w kształt pięknych linii. Mój oddech się uspokoił, kiedy zaczęłam przyglądać się dokładniej. Upięte do tyłu włosy były starannie splecione w elegancką fryzurę, a kilka kosmyków swobodnie zwisało po bokach mojej głowy. Z ciekawości podniosłam rękę i delikatnie dotknęłam jednego z loków, zdając sobie sprawę, że wyglądałam zupełnie inaczej niż zwykle. Wreszcie spojrzałam na sukienkę. Ciemnozielony materiał o prostym i eleganckim kroju, przylegała do mojej sylwetki w taki sposób, że czułam się, jakby była stworzona dokładnie dla mnie. Dopasowana sukienka opadała swobodnie w dół, unosząc się lekko przy każdym moim ruchu. To było coś zupełnie nowego - zazwyczaj nie ubierałam się tak formalnie, ale dziś był wyjątkowy dzień. Moje ręce automatycznie zaczęły korygować krawędzie sukienki, choć wszystko wydawało się być już idealnie ułożone. Odetchnęłam głęboko i spojrzałam na swoje odbicie. Byłam zaskoczona. Czułam, że to ja, ale jednocześnie nieco inna. Ta sukienka, elegancki makijaż i upięcie sprawiły, że wydawało się, jakbym zobaczyła siebie w zupełnie nowym świetle.

Nagle usłyszałam dzwonek mojego telefonu. To był Liam.

- Hej, jesteś już gotowa? Właśnie podjechałem.

- Tak zaraz zejdę - powiedziałam. - To Liam już podjechał.

- Baw się dobrze kochana - odparła Cat.

- Dzięki. Do zobaczenia.

Założyłam buty, wzięłam torebkę i udałam się do wyjścia.

Liam czekał na mnie przed swoim autem, był ubrany w elegancki, idealnie skrojony garnitur w klasycznym czarnym kolorze oraz białą koszulę. Do tego miał dobrane czarne eleganckie buty. Wygadał naprawdę przystojnie.

- Wow pięknie wyglądasz - skomplementował mnie.

- Dziękuję. Ty też niczego sobie - odparłam, uśmiechając się zadziornie.

- A czy dostanę buziaka? Czy zniszczy ci się makijaż?

- Hmm muszę się zastanowić.

Liam uśmiechnął się do mnie, po czym dał mi delikatnego buziaka w policzek.

- Później sobie odbije - uśmiechnął się do mnie, po czym otworzył mi drzwi do auta.

***

Gdy zjawiliśmy się pod kościołem, parking był już pełny, a dookoła kręciło się masę ludzi. Weszliśmy do środka zajmując wolne miejsce obok rodziców Liama. Drewniane ławki lekko skrzypiały pod naszym ciężarem, a kościół wypełniały przeróżne szepty. Rozejrzałam się dookoła. Wnętrze było pięknie udekorowane białym wstążkami oraz kwiatami. Szklane witraże migotały w promieniach słońca, tworząc kolorowe obrazy na marmurowej podłodze. Pod ołtarzem stał już zdenerwowany pan młody, a w ławkach zbierało się coraz więcej osób.

Kiedy organista zaczął grać łagodną melodię, goście zwrócili uwagę w kierunku wejścia. Panna młoda zaczęła kroczyć po pięknym białym dywanie, prowadzona przez swojego ojca. Przesunęła wzrok po pięknej sukni ślubnej panny młodej. Wyglądała niczym księżniczka z bajki, a długi welon wił się za nią niczym tiulowa chmurka. Widziałam ją pierwszy raz w życiu, ale byłam pewna, że jej uśmiech promieniował pewnością i ogromnym szczęściem.

Gdy para młoda ustawiła się już przed ołtarzem, uklękli na modlitwie. Duszpasterz zaczął wygłaszać emocjonalne przemówienie o miłości i zaangażowaniu. Wciągnęłam powietrze głęboko, wchłaniając mowę jako inspirację dla mojego związku z Liamem.

Po przemówieniu nadszedł czas na wymianę przysięgi. Głos panny młodej brzmiał pewnie i czysto, kiedy przyrzekała wierność i miłość na dobre i na złe. Kiedy przyszła kolej na pana młodego, zobaczyłam, że jego usta drżą lekko, a wzrok ma utkwiony w oczach swojej przyszłej żony. Wymiana pierścionków była chwilą przepełnioną emocjami i nadzieją.

Ceremonia zbliżała się do końca, a para młoda wymieniła uroczy ślubny pocałunek. Kościół wypełnił się oklaskami i radością. Ciężki dźwięk dzwonów w tle ogłosił światu, że nowożeńcy właśnie zostali ogłoszeni mężem i żoną.

Poczułam, jak serce bije mi szybciej w piersi, oglądając ten piękny moment. Choć ceremonia ślubna była odmienna od tego, co zazwyczaj lubiłam, to nie mogłam oprzeć się magii tego wyjątkowego dnia. Patrząc na uśmiech pary młodej, miała nadzieję, że ich miłość przetrwa wszystkie trudności.

***

Po skończonej ceremonii ślubnej i złożonych życzeniach przenieśliśmy się do miejsca, gdzie miało odbywać się wesele. Sala weselna była urządzona w eleganckim stylu, tworząc atmosferę odpowiednią dla tak wyjątkowej okazji. Gdy goście wchodzili do sali, natychmiast odczuli magię tego miejsca. Wszystko było starannie przygotowane, aby stworzyć wyjątkową oprawę dla pary młodej i ich gości.

Pośrodku sali stał duży stół przeznaczony dla pary młodej. Stół ten był przystrojony pięknym białym obrusem, który opadał aż do ziemi. Centralnym punktem stołu były świeże kwiaty – piękne bukiety róż w odcieniach bieli i pudrowego różu oraz inne delikatne kwiaty, które nadawały temu miejscu niesamowity urok. Nad stołem pary młodej wisiał kryształowy żyrandol o finezyjnym wzorze, który rozpraszał delikatne światło po całym stole. To tworzyło magiczną aurę i nadawało odpowiedniego nastroju.

Reszta sali weselnej była równie elegancka. Okrągłe stoły dla gości były przykryte białymi obrusami, a na nich ustawione były kwiaty, świeczki i drobne ozdoby w złotym kolorze. Każdy detal był starannie dobrany, aby stworzyć spójny wystrój i atmosferę, która pasowała do stylu i gustu pary młodej.

Kiedy znaleźliśmy z Liamem swoje miejsca, okazało się, że siedzimy między rodzicami Liama, a jego siostrą, która jak zdążyłam zauważyć, także była zaproszona z osobą towarzyszącą. Moje serce zabiło mocniej.

- Z kim przyjdzie Ashley? - spytałam niewinnie Liama.

- Podobno zaprosiła jakąś laskę. Nie wiem, na oczy jej nie widziałem - odparł obojętnie, odsuwając mi krzesło.

Po chwili sala zaczęła się powoli zapełniać. Po mojej lewej usiadł Liam, a chwilę później ujrzałam także Ashley, która weszła do sali, prowadząc przed sobą jakąś blondynkę, która wyglądała niczym modelka. O głowę przewyższała brunetkę, za co odpowiadały bardzo wysokie szpilki, w których dumnie kroczyła przez pomieszczenie. Z każdym jej krokiem zwiewna pudrowa sukienka z rozcięciem do połowy uda odsłaniała jej zgrabną nogę. Nie wiedziałam, skąd Ashley ją wytrzasnęła, ale poczułam ukłucie zazdrości. Ja nie wyglądałam nawet w połowie tak dobrze jak ona.

- Dziękuję kochana - odparła blondynka, uśmiechając się do Ashley szeroko, gdy ta szarmancko odsunęła jej krzesło.

Dopiero teraz mój wzrok przeniósł się na Ashley, która zajęła miejsce obok mnie. Była ubrana w jasnoszary garnitur w delikatną kratkę. Był on w modnym teraz kroju oversize, co doskonale współgrało ze stylem brunetki. Pod obrysem jej szerokich nogawek ujrzałam, że zamiast eleganckich butów ubrała swoje czarne vansy. To było nawet bardziej w jej stylu i o dziwo znakomicie ze sobą współgrało. Wyglądała perfekcyjnie.

- Cześć piękna - odezwała się do mnie.

- Cześć, daj spokój, lepiej spójrz na siebie - również ją skomplementowałam, na chwilę zapominając o siedzących obok nas partnerach.

- Dzięki. Uwierzysz, że matka chciała mnie zmusić do założenia kiecki? Nie ma takiej opcji.

- Dobrze, że się jej postawiłaś, to bardziej w twoim stylu - przyznałam.

- Wiem, prędzej przyszłabym nago niż w sukience - zaśmiała się.

Nie, nie, tylko sobie tego nie wyobrażaj Lea! Stop!

- Bardzo śmieszne - zbyłam ją, próbując jakoś opanować rumieńce, które próbowały wkraść się na moją twarz.

Na szczęście przed dalszą rozmową uratował mnie jeden z gości, który zadzwonił w kieliszek, aby przemówić do zebranych. Zostaliśmy zaproszeni na pierwszy taniec pary młodej, a następnie podano pierwszy posiłek. Oczywiście już zaczął się lać alkohol, a zabawa powoli się rozkręcała.

***

- Chodź zatańczyć - zaproponował Liam, wstając od stołu.

Zgodziłam się i po chwili, byłam już na środku parkietu, kręcąc się dookoła w rytm muzyki.

Bawiłam się naprawdę dobrze, jednak po kilku piosenkach, podeszła do nas jakaś dziewczyna, która na oko była w naszym wieku i przerwała nam zabawę.

- Och Ana, poznaj moją dziewczynę Lea, Lea poznaj, to moja kuzynka Ana.

- Cześć miło mi cię poznać - odparłam.

- Mi również. Czy pożyczysz mi Liama na jeden kawałek? Zawsze był dobrym tancerzem.

- Tak jasne, nie krępujcie się, ja pójdę chwilę odpocząć - odparłam zmieszana.

Jednak gdy wędrowałam w stronę naszego stolika, zaczepił mniej wujek Liama, którego poznałam wcześniej i zaprosił do tańca. Nim się obejrzałam, byłam rozchwytywana przez kolejnych kuzynów i wujków Liama, którzy koniecznie chcieli mnie poznać lepiej i ze mną zatańczyć. Czułam się tym wszystkim lekko przytłoczona, jednak nie narzekałam. Wiedziałam, że Liam był bardzo rodzinną osobą i było dla mnie ważne, żeby zrobić na wszystkich dobre wrażenie. Niestety po jakimś czasie poczułam się ogromnie zmęczona i postanowiłam, że muszę się jakoś stamtąd wyrwać.

Aby trochę odetchnąć od tłumu, postanowiłam udać się na niewielki balkon, który znajdował się nad parkietem do tańca. Oparłam się o poręcz balkonu, obserwując wszystko z góry. Mój wzrok sunął po tańczących gościach na parkiecie, gdzie migoczące światła tworzyły tętniący kolorami wir. Było to idealne zaciszne miejsce, stworzone do obserwacji. Moje spojrzenie śledziło wszystkich gości tańczących na parkiecie, gdzie światła migotały niczym tęczowe iskry. Po chwili dostrzegłam Liam, który stał teraz obok parkietu, uśmiechając się do swojego kuzyna, który pewnie opowiadał jakąś zabawną historię. Ale nigdzie nie widziałam Ashley.

Nagle usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Obróciłam się delikatnie, dostrzegając brunetkę idącą w moim kierunku, a po chwili oparła się o balustradę obok mnie. Wspólnie spoglądałyśmy na tańczących, w zupełnej ciszy. Bez rezultatu próbowałam wypatrzeć gdzieś jej towarzyszkę, jednak nigdzie jej nie widziałam.

- Gdzie zgubiłaś dziewczynę? - spytałam, nie umiejąc się powstrzymać.

- Bawi się z wujkiem Adamem. On na pewno jest lepszym partnerem do tańca niż ja - zaśmiała się gorzko.

- Nie umiesz tańczyć? Nie uwierzę.

- Wesela to nie mój klimat. Co innego taniec w klubie - odparła, prezentując mi cwany uśmieszek.

- Ja też nie przepadam za weselami, dlatego musiałam chwilę odpocząć.

- Widziałam, że miałaś duże branie na parkiecie. Liam nie mógł się do ciebie dopchać - zaśmiała się.

- To prawda, wszyscy chcieli mnie poznać. W życiu nie uda mi się spamiętać wszystkich imion.

- Jeśli chcesz mogę ci wszystkich przedstawić - zaproponowała, nachylając się w dół.

- Jak? - zdziwiłam się.

Ashely przysunęła się do mnie bliżej, tak abyśmy patrzyły w to samo miejsce i wyciągnęła swój palec wskazujący w stronę parkietu.

- To jest nasz wujek Johnny, nazywamy go Królem Tanga - powiedziała, wskazując na starszego, nieco otyłego pana w smokingu, który wydawał się być w pełni zaangażowany w zaskakująco rytmiczny taniec.

- Król Tanga? - Wzruszyłam lekko ramionami i spojrzałam na Ashley z dezaprobatą, ale zaraz zaczęłyśmy się śmiać.

Ashley tylko kiwnęła głową i skierowała mój wzrok w inne miejsce.

- A teraz zobacz tamtą grupkę – to nasza dziwna cioteczna strona rodziny. Oni zawsze trzymają się na uboczu we własnym gronie i praktycznie nigdy z nami nie rozmawiają. Podobno dawno temu się o coś pokłócili z moimi dziadkami.

- Ale o co im poszło?

- Nie wiem, ale każda rodzina ma swoje tajemnice - odparła tajemniczo.

Nagle jej palec zatrzymał się na pewnym młodym mężczyźnie w kolorowej koszuli, który zdawał się rozmawiać z wieloma osobami na raz.

- A to jest nasz stryjek Bob, tak zwany Mistrz Rozmów Na Wielu Frontach. Rozmawia ze wszystkimi naraz, a potem nikt nie wie, o czym mówił.

- Mistrz Rozmów Na Wielu Frontach? Czyżby miał super moce? - Poderwałam brwi z zaciekawieniem.

Ashley się roześmiała.

- To niewytłumaczalne, naprawdę. Znajdzie sposób na rozmowę z tobą, kiedy rozmawia z kimś na przeciwległym końcu sali.

- To faktycznie dziwne...

Spędziłyśmy chwilę na obserwowaniu tej gromadki, złożonej z różnych indywidualności, a Ashley opowiadała mi zabawne historie o każdym z nich. Jednak po mojej głowie wciąż chodziło jedno pytanie.

- No dobrze, a kim ty jesteś w tej rodzinie?

- Cóż, jeśli miałabym się jakoś określić... To pewnie byłabym czarną owcą.

- Dlaczego?

- Cóż... Dla rodziców nigdy nie byłam wystarczająca, a po tej sprawie z niby odbiciem dziewczyny Liamowi, w ogóle przestali mnie wspierać.

- Nie próbowałaś udowodnić im, że się mylą?

- Oczywiście, że tak. Starałam się spełnić wszystkie ich oczekiwania i udowodnić, że też jestem coś warta, ale rodzicom nigdy to nie wystarczało. W pewnym momencie po prostu przestałam się starać i zaczęłam zachowywać dokładnie tak, jak oni mnie widzą. W końcu, po co się starać jeśli nikt tego nie docenia. Dla nich zawsze liczył się Liam. On był tym idealnym synkiem, a ja buntowniczą, z którą zawsze mieli problemy...

- To takie smutne... - odpowiedziałam, autentycznie czując jak ogarnia mnie współczucie dla Ashley, za sprawą tego co usłyszałam.

Między nami zapadła cisza. Po prostu obserwowałyśmy, jak inni się bawią, gdy zauważyłam, że Liam i jego kuzyni zmierzają w kierunku baru. Zdecydowanie wydawało się, że Liam trochę przesadził z alkoholem. Westchnęłam i spojrzałam na Ashley z pytaniem w oczach. Jednak ona tylko wzruszyła ramionami.

- Nie przejmuj się nim, tak to już jest na takich imprezach. Najwyżej będą mieli jutro kaca.

- Racja, to akurat nie mój problem.

Między nami zapadła na chwilę cisza, jednak zaraz Ashley znowu zabrała głos.

- Wiesz, trochę bałam się naszego dzisiejszego spotkania.

- Dlaczego? - zdziwiłam się. - Ty się czegokolwiek boisz?

- Bardzo śmieszne. Mówię poważnie. Nie wiedziałam, czy będziesz chciała ze mną gadać. Nie odpisałaś mi na ostatnią wiadomość.

- Tak faktycznie, miałam trochę mętlik w głowie, ale wierzę ci, wierzę w twoją wersję. Wydaje mi się, że i ty i Liam jesteście ofiarami tej nieszczęsnej historii.

- To znaczy, że nie uważasz mnie już za skończoną sukę?

- Nigdy tak nie uważałam.

- Jesteś pewna? Nawet gdy się poznałyśmy?

- No może faktycznie, wtedy nie miałam o tobie najlepszego zdania.

- Ale mimo to dałaś mi drugą szansę. Bardzo się z tego cieszę. - Ashley uśmiechnęła się do mnie ciepło, patrząc wprost w moje oczy.

Pod wpływem jej głębokiego spojrzenia, świdrujących błękitnych oczu, poczułam jak na moje policzki wkradają się rumieńce. Opuściłam lekko głowę, próbując chociaż trochę ukryć się za kosmykami włosów. Wtedy za plecami Ashley zauważyłam zbliżającą się do nas postać.

- Ash, szukam cię wszędzie od pół godziny. - To był głos pięknej blondynki.

- Och tak trochę się zagadałyśmy - odparła brunetka.

- Chodź ze mną zatańczyć, chociaż raz - poprosiła dziewczyna, ciągnąc Ashley za fragment marynarki.

- Przecież świetnie się bawiłaś z wujkiem Adamem.

- Owszem, ale teraz chcę zatańczyć z TOBĄ - powiedziała, kładąc nacisk na ostanie słowo.

- No dobrze, prowadź - zgodziła się wreszcie Ashley. - Przepraszam cię, ale pani wzywa - skierowała te słowa do mnie.

Westchnęłam ciężko, po czym odwróciłam się z powrotem w stronę parkietu, a mój wzrok utkwił na Ashley i jej partnerce, które właśnie weszły razem na parkiet. Muzyka zmieniła się na wolniejszą, tworząc odpowiedni nastrój do tańca w wolnym tempie. Widziałam, jak obejmują się i zaczynają tańczyć blisko siebie. Ich ruchy były płynne i harmonijne. Przytulone do siebie, z zamkniętymi oczami, zdawały się tworzyć swój mały świat na parkiecie. Obserwując je, poczułam, jak coś dziwnego ogarnia mnie w piersi. Zupełnie nie ufałam nowej dziewczynie Ashley. Było w niej coś sztucznego, nieprawdziwego. Nim się obejrzałam, moja pięść się zacisnęła. Nie chciałam, aby ta Barbie się do niej zbliżała, a tymczasem tańczyły tam obie, przytulone do siebie, jak w komedii romantycznej, a ja sterczałam sama na balkonie. Nie mogłam już na to patrzeć. Postanowiłam więc, że to już najwyższy czas, aby zejść na dół i odszukać Liama. Może mogłam chociaż trochę przystopować jego picie, zamiast stać bezczynnie i obserwować inne tańczące pary.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro