29. Mecz hokeja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez cały kolejny tydzień byłam zajęta nauką i zajęciami. Skutecznie udawało mi się ignorować wiadomości od Ashley, zbywając ją tym, że mam sporo na głowie. Sama nie byłam pewna, co mam robić, ale na ten moment miałam tak duży mętlik w głowie, że chciałam się od niej trochę zdystansować.

Niestety całkowite odsunięcie się od Ashley nie było takie łatwe, jako że w weekend miał odbyć się mecz hokeja, na który zaprosił nas stary przyjaciel Liama i Ashley, a oboje z rodzeństwa obiecali się tam pojawić, z resztą tak samo, jak i ja.

Wieczorem w dzień meczu Liam podjechał pod mój akademik autem i wspólnie pojechaliśmy pod stadion na którym miał rozgrywać się mecz. W normalnych okolicznościach pewnie zaproponowałabym Liamowi, aby wziąć ze sobą Ashley, ale tym razem tego nie zrobiłam. 

Wieczór należał do ciepłych, jak na tę porę roku. Gdy wysiadłam z auta, moją twarz owiał delikatny wiaterek. Razem z chłopakiem udaliśmy się do wnętrza budynku, aby zająć miejsca. Przed wejściem na halę, czekał ochroniarz sprawdzający bilety. Nasze miejsca znajdowały się mniej więcej po środku trybuny. Mieliśmy stąd doskonały widok, na lodowisko. To był mój pierwszy mecz hokeja, dlatego byłam mocno podekscytowana. Wszędzie unosił się dźwięk okrzyków, radości i gwizdków. Widownia była prawie pełna, a atmosfera wręcz elektryzująca. Moim jedynym zmartwieniem było to, że Ashley, na którą czekało wolne miejsce obok mnie, mogła się tutaj zjawić w każdej chwili. Byłam pewna, że Liam czuł podobnie. Starałam się jednak o tym nie myśleć i nie psuć nastroju.

- Możesz mi wytłumaczyć trochę zasady, póki czekamy na rozpoczęcie meczu? - spytałam Liama, aby czymś zająć swoje myśli. 

- Pewnie, postaram się. - Chłopak uśmiechnął się, po czym zaczął opowiadać. - Każda drużyna składa się z sześciu zawodników na lodzie - trzech napastników, dwóch obrońców i bramkarza. A celem gry jest strzelenie bramki przeciwnej drużynie. Mecz rozpoczyna dwóch zawodników przeciwnych drużyn, którzy stoją naprzeciwko siebie na środku lodowiska, a sędzia wrzuca krążek na lód. Nic trudnego. 

- A na jakiej pozycji gra Jackson?

- Jackson jest napastnikiem i to zdaje się najlepszym w drużynie, poza tym jest kapitanem drużyny, co oznacza, że pewnie będzie grał przez cały mecz.

- Rozumiem. Faktycznie nic trudnego.

Po chwili na widowni zrobiła się większa wrzawa, a my zobaczyliśmy jak na boisko wychodzą obie drużyny. Liam od razu wypatrzył Jacksona i wskazał mi go palcem. Chłopak miał na sobie strój w barwach swojej drużyny, a na ręku nosił czarną opaskę kapitana. Obie drużyny ustawiły się na odpowiednich pozycjach, dwóch zawodników ustawiło się na środku boiska z kijami w gotowości, a sędzia wrzucił krążek pomiędzy nich. Mecz się rozpoczął. Jakson od razu dopadł krążek. Był to piękny widok, jak zwinnie przemykał po lodzie, prezentując swoje niezwykłe umiejętności. Jego szybkość, precyzja i siła zapierały dech w piersi. Kiedy Jaskson zdobył swoją pierwszą bramkę, cała widownia eksplodowała radością.

Nagle usłyszałam jakiś hałas na trybunach obok nas, spojrzałam w tamtym kierunki. Ujrzałam tam Ashley, która niezgrabnie próbowała przepchać się między wkurzonymi kibicami, którym zasłaniała akcję na boisku.

- Uf, wreszcie jestem - powiedziała, z ulgą siadając na swoim krzesełku obok mnie. - Coś mnie ominęło?

- Jakieś dziesięć minut meczu i jedna bramka - wyburczał niezadowolony Liam.

- Kto strzelił?

-Jakson oczywiście, jest najlepszy, żałuj, że tego nie widziałaś - odparł dumny chłopak.

- Och, tylko się nie zakochaj - odparła sarkastycznie.

- Nie bądź złośliwa, skoro cię to nie interesuje, mogłaś w ogóle nie przychodzić - odburknął Liam.

- To tak samo mój przyjaciel, jak i twój. Chciałam przyjść. Po prostu myślałam, że przyjedziemy tu razem - odparła lekko zirytowana dziewczyna.

- Nikt nic ci nie obiecywał - powiedział chłopak, niemiłym tonem.

- Dobrze wiedzieć - powiedziała, odwracając wzrok w stronę boiska i krzyżując ręce na piersi.

Na lodowisku działa się właśnie kolejna akcja z udziałem Jacksona. Przeciwnicy zdobyli krążek i sunęli w stronę bramki, ale Jackson zwinnie przechwycił krążek od napastnika i podał do kolegi z drużyny. Na widowni rozległa się wrzawa. Liam i Ashley zaczęli krzyczeć, wspierając swojego przyjaciela. Mi także udzieliła się atmosfera stadionu i po chwili się do nich przyłączyłam. Zaskoczona zauważyłam, że wzajemne okrzyki rodzeństwa zaczęły wywoływać uśmiechy na ich twarzach. Chociaż nie rozmawiali ze sobą bezpośrednio, oboje tak samo mocno zaczęli przeżywać wspaniałą grę swojego starego przyjaciela i jego drużyny.

Gdy pierwsza połowa meczu dobiegła końca, drużyna zeszła do szatni na chwilę odpoczynku, a na stadionie zaczęła grać muzyka.

- To chyba dobry czas, żeby pójść po jakieś przekąski - odezwała się Ashley. - Chcecie coś?

- Nie dziękujemy - odparł Liam za nas oboje.

Jednak Ash chyba zauważyła lekki zawód na mojej twarzy, który próbowałam ukryć.

- Lea, a ty nic nie chcesz? - spytała Ash.

- Właściwie, to chce mi się trochę pić... - odparłam nieśmiało.

- Ok, wiec chodz ze mną do stoiska, kupimy coś, a pan maruda niech pilnuje nam miejsc, skoro nie ma na nic ochoty - zaproponowała Ashley.

Nie miałam wcale ochoty zostawiać Liama, ale chłopak jakby nie dostrzegał mojego wyraźnie błagalnego wyrazu twarzy.

- W porządku... - zgodziłam się w końcu.

Gdy zeszłyśmy po schodkach na dół i oddaliłyśmy się już od chłopaka na bezpieczną odległość, Ashley zaczęła mówić.

- Czy mi się wydaje, czy ty mnie ostanio unikasz?

- Ja? No co ty - odparłam, chociaż wydawało mi się, że wypadłam raczej mało przekonująco.

- Na pewno? Od wyjazdu do lunaparku w ogóle nie masz dla mnie czasu. Zrobiłam coś nie tak?

- Niee, po prostu mam sporo nauki. Pisałam ci.

- No niby tak, ale mam wrażenie, że to tylko wymówka.

- Nie, to prawda.

- Okej powiedzmy, że ci wierzę - odparła Ashley, chyba nieprzekonana.

Dotarłyśmy do budki z przekąskami. Ja wybrałam dla siebie dużą colę z lodem, a Ashley także wzięła colę oraz pudełko nachosów z sosem serowym, które naprawdę obłędnie pachniały. Zaopatrzone w jedzenie i napoje, wróciłysmy do Jaksona idealnie w momencie wejścia zawodników na lodowisko.

- No, już myślałem, że nie zdążycie na początek - odparł Liam.

- Przy stoisku była duża kolejka - wyznałam.

- Spokojna głowa braciszku. Nachosa? - rzekła Ash, wyciągając papierowe pudełko w stronę brata.

- Nie będę jadł tego świństwa. To sama chemia i puste kalorie.

- Ale jakie dobre - przyznała Ash, nic sobie nie robiąc z uwagi brata.

Spojrzałam tęskno na jedzenie, które śmignęło prosto przed moim nosem.

- Częstuj się - powiedziała Ash.

Nieśmiało sięgnęłam po jednego nachosa i zanurzyłam go do połowy w sosie. Pierwszy raz jadłam coś takiego, ale o matko, to było jak niebo w gębie.

- To jest obłędne - odparłam, jeszcze przeżuwając.

Ash zaśmiała się z apropbatą, a Liam przewrócił oczami.

- Weź jeszcze, jeśli chcesz.

Tym razem w ogóle się nie wahałam. To było strasznie uzależniające.

- Naprawde nie wiem, jak wy to możecie jeść - skomentował chłopak, zakładając ręce na piersi.

- Nudziarz - skomentowała Ash pod nosem, co mimowolnie sprawiło, że delikatnie się uśmiechnęłam.

Gdy mecz zbliżał się do końca, drużyna Jacksona wysunęła się na prowadzenie z tak miażdzącą przewagą, że prawie niemożliwe było odrobienie tych strat przez rywali. Mimo to spotkanie do końca trzymało nas w napięciu. Kiedy zegarł dobiegł do zera, co oznaczało koniec meczu, sędzia zagwizdał, a Jackson z kolegami rzucili się na siebie, świętując zwycięstwo. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu Liam i Ashley także skoczyli na siebie, poklepując się po plecach. Chyba emocje wywołane przez mecz pozwoliły im na chwilę zapomnieć o niewygodnej przeszłości. Po chwili, jakby oboje otrząsnęli się z transu i oderwali się od siebie z widocznym zakłopotaniem. Zamiast tego Liam obrócił się do mnie i zamknął w uścisku. 

- Jak ci się podbało? - spytał, wprost do mojego ucha, ponieważ na trybunach wciąż dało się usłyszeć liczne wiwaty, które zagłuszały wszystko inne.

- Świetny mecz. Jackson jest naprawdę wspaniały.

- Chodźmy do Jacksona - zarządziła Ashley, idąc w stronę wyjścia z trybun.

Poczekaliśmy pod szatnią, aż Jackson wyjdzie ze środka. Miałam wrażenie, że trwało to wieki, kiedy w końcu ze środka zaczęła się wylewać fala zawodników. Liam i Ashley podeszli do swojego przyjaciela i oboje go uściskali, gratulując mu wspaniałej gry.

- Wspaniały mecz! - powiedział Liam z radością w głosie.

- Tak, naprawdę jesteśmy z ciebie dumni! - dodała Ashley, patrząc na Jasksona z czułością.

Jaskson uśmiechnął się szeroko.

- Dziękuję wam, narawdę doceniam, że tutaj jesteście. Idziemy razem z zespołem świętować wygraną do knajpy. Idziecie razem z nami?

Liam popatrzył na mnie pytającym wzrokiem, a gdy zobaczył mój uśmiech, przytaknął.

- Pewnie, bardzo chetnie.

- A ty Ash? Masz jakieś plany?

- Właściwie to nie mam, chetnie pójdę z wami - odparła dziewczyna. - Mogę się z wami zabrać? - skierowała pytanie do Liama.

- Ok - odburknął chłopak.

Gdy Jakson podał nam adres restauracji, wsiedliśmy do auta, a Liam nastawił nawigację. Jednak Ashley, która siedziała z tyłu, nie zamierzała siedzieć spokojnie.

- Jeśli skręcisz tutaj w prawo, będzie szybciej - poleciła.

- A ty skąd wiesz?

- Wiem gdzie to jest, byłam tam kilka razy. Możesz mi zaufać.

- Wolę zaufać nawigacji - odparł brunet.

- Naprawdę, Liam? Ta droga jest znacznie krótsza i wydaje się być dużo mniej zatłoczona -  mruknęła Ashley, patrząc na mapę we własnym telefonie.

- Wiem co robię - odparł chłopak, próbując zachować spokój.

- Ty zawsze musisz mieć rację, Liam! Nie potrafisz nawet wysłuchać czyjegoś zdania! - zdenerwowała się Ashley. Na jej twarzy widziałam frustrację.

- A ty zawsze musisz mieć ostatnie słowo, Ashley! Twoje zdanie jest zawsze najważniejsze! -  odpowiedział Liam, z trudem kontrolując swój ton.

Czułam, że musze się wtrącić.

- Spokojnie, nie da się was już słuchać. Proponuje po prostu jechać tak jak pokazuje nawigacja - stanęłam po stronie Liama.

- Niech wam będzie, kierowca decyduje - odparła naburmuszona Ashley.

Wydawało mi się, że była nieco urażona tym, że nie stanęłam po jej stronie, ale nie uśmiechało mi się błodzęnie po bocznych uliczkach i słuchanie ich dalszych kłótni. Miałam w tym temacie podobne zdanie do chłopaka.

***

Gdy dojechalismy wreszcie na miejscie, wszyscy byli już w środku. Jackson pomachał do nas i wskazał wolne miejsca obok siebie, które dla nas zajął. Kiedy podeszlismy do stolika, przedstawił nam całą drużynę i chłopcy od razu zaczęli rozmowę na temat rozegranego meczu. Nie ukrywam, że trochę przysypiałam, gdy ciągle wałkowali ten sam temat, na którym nie znałam się zbyt dobrze. Wiedziałam jednak, że to ważne dla Liama, dlatego znosiłam to cierpliwie.

- Chyba musze się trochę przewietrzyć. Co ty na to? - odezwała się nagle Ashley.

- Nie, jest okej - odparłam, uśmiechając się delikatnie.

- Jakoś ci nie wierzę - powiedziała wstając od stolika i ciągnąc mnie za sobą.

Nawet nie zdążyłam powiedzieć Liamowi, gdzie idę, ale gdy odwróciłam się w jego kierunku, chłopak zdawał się nie zauważać mojego zniknięcia.

- Dobra, to może teraz powiesz mi, co się stało?

- Chyba nie rozumiem... - Zmarszczyłam brwi.

- Co się stało, że mnie unikasz.

- Już ci mówiłam, że...

- Dobra, proszę cię, nie wciskaj mi kitu - przerwała mi Ashley. - Nie odpisujesz na moje wiadomości, a jeśli już to zawsze wymawiasz się nauką, a dzisiaj ledwo ze mną rozmawiasz i trzymasz stronę Liama.

- Dalej jesteś zła o to, że nie poparłam twojej drogi?

- Nie o to mi chodzi. Dobrze wiesz...

- Eh, Liam pewnie będzie się zastanawiał, gdzie zniknęłam - próbowałam zmienić temat.

Jednak kiedy próbowałam odwrócić się i odejść, Ashley chwyciłam mnie za rękę. Oniemiałam. W miejscu gdzie stykała się nasza skóra, poczułam przyjemne ciepło, a moje ciało przeszył delikatny dreszcz. To znów się działo...

- Na pewno dalej omawiają mecz, nic nie zauważył - odparła. - Lea, powiedz mi o co chodzi. Wydawało mi się, że zaczynamy się przyjaźnić...

Na twarzy Ash dostrzegłam smutek, wydawała się być naprawdę zraniona. Gdy trochę się otrząsnęłam, zaczęłam mówić.

- Ehh, no dobrze... Liam opowiedział mi dlaczego się nie dogadujecie.

- Co dokładnie ci powiedział?

- Że ukradłaś mu dziewczynę.

- Co takiego?! - zdziwiła się Ashley.

- No... to co słyszałaś.

- On kłamie. Opowiedz mi, co ci dokładnie powiedział.

- Nie rozumiem po co miałby...

- Lea, proszę... - znowu mi przerwała, ale jej ton wyrażał, że bardzo jej na tym zależało, a ja miałam miękkie serce.

- Dobrze.

Usiadłyśmy na krawężniku przed wejściem, a ja postarałam się dokładnie opowiedzieć jej wszystko, co przekazał mi chłopak.

- To stek bzdur - powiedziała, gdy tylko skończyłam mówić.

- Co dokładnie?

- Yyyy większość tego, co ci powiedział. To wyglądało zupełnie inaczej.

- Dobrze, więc opowiedz mi swoją wersję historii.

- Pamiętasz jak opowiadałam ci o naszym pierwszym pocałunku?

- Zgadza się.

- No więc tak właśnie było. Ona chciała przećwiczyć całowanie, żeby lepiej wypaść przed chłopakami. Nie skończyło się tylko na tym jedym razie, zaczęłyśmy ćwiczyć regularnie... W końcu zebrałam się w sobie, żeby wyznać jej swoje uczucia, a ona mnie zbyła. Później okazało się, że ten chłopak przed którym chciała tak dobrze wypaść był moim bratem. Zaczęli razem chodzić. A ja głupia myślałam, że łączy nas coś wyjątkowego. Okazało się, że oboje zadużyliśmy się w tej samej dziewczynie, a ona nas po prostu wykorzystała... Całowała się ze mną, gdy już z nim chodziła, ale ciągle trzymała to przede mną w tajemnicy. Spotykali się po kryjomu, a mi mówiła, że mama kazała jej się przyłożyć do nauki i nie pozwalała jej przyjść do nas. Któregoś razu faktycznie Liam przyłapał nas na pocałunku w moim pokoju, nie miałam pojęcia o tym wszystkim, a on umyślił sobie, że to była moja zemsta na nim.

- To strasznie pokręcone - przynałam zdumiona.

- Nie musisz mi mówić. Wtedy straciłam i najlepszą przyjaciółę i brata.

Między nami zapadła cisza na kilka długich minut.

- Dlaczego miałabym uwierzyć w twoją wersję historii? - spytałam, przerywając dudniącą w uszach ciszę.

- Myślisz, że mogłam to wszystko zmyslić na poczkeaniu? - spytała, a w jej oczach dostrzegłam smutek.

- Ja... Nie, chyba nie, nie wiem. - Zakłopotałam się.

- Myślałam, że masz o mnie lepsze zdanie - odparła smutno, po czym wstała z krawężnika i wróciła do środka, nie dając mi szansy na reakcję.

Zostałam sama, a moją twarz owiał zimy wiatr. Miałam mętlik w głowie i wciąż nie miałam ochoty wracać do środka. Jednak po chwili usłyszałam jak otwierają się drzwi restauracji, a obok mnie przykucnął Liam.

- Hej, co tu robisz? - spytał, gładząc mnie ciepłą reką po plecach.

- Musiałam chwilę odsapnąć od tych rozmów - powiedziałam, uśmiechając się delikatnie.

- Wszystko w porządku? - zmartwił się.

- Tak, jak najbardziej. Wiesz...

- Tak?

- Tak sobie pomyślałam, że może wreszcie powinniśmy odziewdzić moich rodziców. 

- Naprawdę? - chłopak był wyraźnie ucieszony.

- Tak, ciągle to przekładamy, a oni już dawno nas zapraszali do siebie, poza tym już bardzo dawno nie byłam w domu.

- To świetnie, z chęcią poznam twoim rodziców. Ale teraz wracajmy do środka, zrobiło się zimno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro