39. Rendez-vous

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kolejnego dnia byłam cała w nerwach, ponieważ umówiłam się z Ashley na pierwszą oficjalną randkę. Dziewczyna przyszykowała dla nas jakąś niespodziankę. Zupełnie nie udało mi się wyciągnąć z niej informacji w jakie miejsce pójdziemy. Jedyne co wiedziałam, to że miałam się ciepło i wygodnie ubrać, najlepiej warstwowo. Niewiele mi to mówiło, ale mój mózg nie mógł się i tak opanować i wymyślał przeróżne możliwości od tych najzwyklejszych po najbardziej nierealne. Jednak rodzeństwo miało ze sobą coś wspólnego, jeśli chodziło o tego rodzaju niespodzianki. Natychmiast skarciłam się w głowie za takie myśli. Obiecałam sobie, że nie będę ich ze sobą porównywać. To było zupełnie nie w porządku, ale mój mózg nie chciał mnie słuchać w żadnej kwestii. 

- Cat, powiedz mi w co ja mam się ubrać? - spytałam, chodząc zestresowana po pokoju i wyciągając z szafy wszystkie ubrania. - Nic się nie nadaje.

- Przede wszystkim trochę wyluzuj. Jestem pewna, że dla Ashley twój strój nie będzie najważniejszy.

- Skąd wiesz?

- Jakoś do tej pory chciała spędzać z tobą czas, więc... - zażartowała, uśmiechając się dumnie ze swojego żartu.

Słysząc jej słowa, natychmiast spoważniałam. Wzięłam pierwsze lepsze ubrania, które akurat miałam pod ręką i rzuciłam nimi w przyjaciółkę.

- Pożałujesz.

- Ej, ja tylko żartowałam. 

- Przecież wiem, że nie mam twojego wyczucia stylu - odparłam i zrezygnowana usiadłam na łóżku, podpierając swoją głowę na rękach.

- To nieprawda, po prostu masz inny styl, ale wszystko z nim w porządku. Ubierz się tak, abyś czuła się swobodnie.

Ostatecznie postanowiłam pójść za radą Cat i postawiłam na coś w czym czułam się po prostu dobrze. Włożyłam na siebie zwykłe czarne jeansy, a na górę założyłam podkoszulek oraz różowy sweterek z niskim golfem.

- I świetnie, wyglądasz ładnie i czujesz się dobrze, a to najważniejsze. 

W tym momencie usłyszałam swój telefon.

- Hej, gotowa? Ja już idę w stronę twojego akademika - odezwała się Ashley.

- Tak, jestem gotowa, zaraz zejdę - odpowiedziałam.

- Super, będę czekać.

Rozłączyłam się, a następnie zabrałam się za ubranie butów i kurtki, na koniec na głowę założyłam czapkę i sprawdziłam, czy do kieszeni spakowałam wszystko, co mi potrzebne.

- Baw się dobrze Lea. - Cat pożegnała mnie tymi słowami.

Zestresowana wyszłam z akademika. Musiałam uważnie stawiać swoje kroki, ponieważ dopiero co spadł nowy śnieg i podłoże było dosyć śliskie i zdradliwe. Kiedy zobaczyłam przed sobą Ashley poczułam jak serce podchodzi mi do gardła. Dziewczyna miała na sobie czarną puchową kurtkę, ciemne jeasny, a na jej głowie znajdowała się czerwona czapka, która zdecydowanie rozjaśniała cały zestaw. Spojrzałam w jej oczy, dostrzegając, że jej cała twarz jest rozpromieniona w uśmiechu. Automatycznie ja też zaczęłam się uśmiechać. To niesamowite jak przez ostatnie miesiące sama stawałam sobie na drodze do własnego szczęścia. Z drugiej strony pewnie, gdyby nie Liam, w ogóle nie poznałabym Ashley, więc zakładałam, że tak po prostu musiało być. Na razie wolałam nie myśleć o konsekwencjach moich wyborów, tylko skupić się na tej chwili.

- Witam piękna - przywitała się ze mną, składając na moim policzku czuły pocałunek.

Co prawda chciałam więcej, ale w końcu szłyśmy dopiero na pierwszą randkę, wiedziałam, że na wszystko przyjdzie czas. Nie chciałam się spieszyć.

- Gotowa? - spytała. 

- Jeszcze nie wiem na co mam być gotowa.

- Spokojnie niedługo się dowiesz. Chodźmy - powiedziała, uśmiechając się tajemniczo. - Masz rękawiczki?

- Tak w kieszeni.

- A dlaczego nie na rękach? Już, zakładaj je.

Posłusznie wyciągnęłam rękawiczki i założyłam je na dłonie. Kiedy to zrobiłam, Ashley natychmiast chwyciła moją dłoń, splatając nasze palce razem. Liam nigdy tak nie robił. To było przyjemne.

- Czy to w porządku? Mogę zabrać rękę, jeśli nie chcesz.

- Nie, nie... Jest w porządku.

- Na pewno? - Upewniła się, uważnie obserwując moją reakcję.

- Na pewno. - Uśmiechnęłam się delikatnie na potwierdzenie.

- Dobrze. Mów od razu, jeśli zmarzną ci palce.

- Jasne. - Przytaknęłam, a dziewczyna poprowadziła nas w tylko sobie znanym kierunku.

Po kilku minutach marszu dotarłyśmy pod lokalne boisko, które teraz zostało przekształcone w lodowisko. Mimo wczesnej pory było tutaj sporo osób. Od razu ogarnęło mnie zdenerwowanie, ponieważ nie byłam dobra w tym sporcie, a właściwie to w żadnym sporcie.

- Zaskoczona? - spytała Ashley.

- Szczerze mówiąc to tak.

- Mam nadzieję, że umiesz jeździć?

- Chyba.

- Chyba? - zdziwiła się.

- Ostatni raz jeździłam jakoś w podstawówce, nie wiem, czy coś jeszcze pamiętam.

- Tego nie da się zapomnieć, to jak z jazdą na rowerze.

- No nie wiem.

- Oj daj spokój, będzie dobrze, zobaczysz. Chodź, wypożyczymy łyżwy.

Gdy miły pan pomógł nam już dobrać odpowiednie rozmiary, usiadłyśmy na ławeczce z boku, aby je ubrać.

 - Proszę - powiedziała Ashley, podając mi parę grubych skarpet. - Pomyślałam, że może ci się przydać dodatkowa ciepła para do jazdy. 

- Dziękuję - odparłam, bezzwłocznie przyjmując skarpety, ponieważ byłam odwiecznym zmarźluchem. - Widzę, że o wszystkim pomyślałaś.

- Drobiazg - powiedziała, jednocześnie stając na swoich łyżwach. - Gotowa?

- Chyba bardziej nie będę - odparłam, dopinając swoje buty.

Trzymając się barierki, powoli dotarłyśmy na lodowisko. Gdy tylko postawiłam swoje łyżwy na śliskiej powierzchni, poczułam, jak opuszcza mnie cała pewność siebie. Ashley zgrabnie przemykała po gładkiej tafli, podczas gdy ja kurczowo trzymałam się jedną ręką barierki, niezdarnie przesuwając swoje nogi do przodu. Przez chwilę po prostu stałam w miejscu, obserwując jej zgrabne ruchy i ubolewając nad swoim losem.

- Gdzie nauczyłaś się tak  jeździć? - spytałam.

- Wiesz, że mój brat i Jackson trenowali od dzieciństwa hokej? Ja też trochę z nimi grałam, ale bardziej dla zabawy.

- Szkoda, że ja nie jeździłam częściej w dzieciństwie.

- Musisz się puścić, jeśli ma z tego coś być - zachęciła mnie.

- Nie ma opcji.

- Puść tę barierkę i spróbuj podjechać do mnie - poprosiła, wyciągając rękę w moją strone.

Niechętnie wykonałam jej polecenie. Niestety gdy wykonałam kilka delikatnych ruchów, potknęłam się o własne nogi, natychmiast tracąc równowagę. Na szczęście Ashley szybko zareagowała, ratując mnie przed upadkiem. 

- Jest dobrze, trzymam cię. 

Dziewczyna cały czas trzymała mnie za ręce, jednocześnie odpychając się do tyłu i tym samym zmuszając także mnie do ruchu. Byłam pod wrażeniem jej zgrabnych ruchów i naprawdę załamana swoją koordynacją.

Nagle dziewczyna mnie puściła bez żadnego ostrzeżenia, gdy znajdowałyśmy się na samym środku lodowiska. Stanęłam w miejscu jak wryta, zupełnie sparaliżowana strachem, a inni co jakiś czas przejeżdzali obok mnie. 

- Lea, dasz radę. Chodź tu do mnie - Ashley zachęciła mnie ponownie.

Gdy zobaczyłam jej rękę, kilka centymetrów przede mną ruszyłam w jej kierunku, jednak gdy już wydawało mi się, że jej dosięgnę, dziewczyna ponownie zaczęła się cofać.

- Gdzie mi uciekasz?  - spytałam.

- No chodź do mnie. - Uśmiechneła się.

Lekko podirytowana jej zabawą, zaczęłam przesuwać się w jej stronę, jednak nie miałam z nią żadnych szans. Dziewczyna była dla mnie za szybka i zbyt sprawna, żebym mogła z nią konkurować. Wiedziałam, że nie dogonię jej tak długo, jak ona sama tego nie zechce. Po kilku minutach takiej gonitwy bez sensu, poczułam, że więcej już nie zniosę. Byłam już naprawdę zmęczona, ze wszystkich sił próbując ustać równo na nogach, poza tym moje łydki porządnie dawały mi już o sobie znać. Nie wiedziałam, kiedy ostatni raz używałam takich partii mięśni. Podczas gdy Ashley w najlepsze kręciła kółka wokół lodowiska, ja powolnym tempem udałam się w stronę wyjścia.

- Hej, masz już dość? - spytała, pojawiając się obok mnie.

- Tak, zaraz odpadną mi nogi. 

- Dobrze, więc kończymy na dzisiaj - zgodziła się. - Podobało ci się chociaż trochę?

- Trochę. Podobałoby się bardziej, gdybym mogła cię kiedyś dogonić.

- Spokojnie, trening czyni mistrza, ale jeśli chcesz to kolejnym razem dam ci się złapać - powiedziała, przybliżając się do mojej twarzy, a z jej ust nie schodził cwany uśmieszek.

Spojrzałam na jej twarz, a mój wzrok trochę zbyt długo zatrzymał się na jej ustach. Walczyłam sama ze sobą. Jednak wtedy dziewczyna postanowiła skrócić moje męki i skradła mi szybki pocałunek.

Gdy oddałyśmy nasze łyżwy, wyszłyśmy z lodowiska ponownie trzymając się za ręce.

- Jakie zimne - zmartwiła się Ashley. - Mówiłam ci, żebyś dała znać, gdy zmarzniesz.

- To nic takiego. Wiesz, że zawsze szybko marzną mi ręce.

- Chyba przyda ci się porządne rozgrzanie.

- To nic takiego...

- Nie ma dyskusji. Zabieram cię na ciepłe kakao.

- Przydałby się jeszcze ciepły kocyk.

- Mówisz i masz. Jedziemy do mnie.

- Czekaj, co? Nie chciałam się do ciebie wpraszać.

- Spokojnie, nigdzie się  nie wpraszasz. To ja zapraszam ciebie. Zrobię nam ciepłe kakao z piankami i obejrzymy jakiś film pod kocem. Co ty na to?

- Brzmi jak plan idealny - ucieszyłam się.

Dziewczyna zaprowadziła nas na parking pod moim akademikiem, a następnie jej autem pojechałyśmy do mieszkania. Byłam bardzo podekscytowana, że zobaczę jak mieszka Ashley. Szczerze mówiąc nigdy wcześniej nie rozmawiałyśmy na ten temat i byłam bardzo ciekawa tego jak mieszkała.

Kiedy Ashley otworzyła przede mną drzwi mieszkania, moim oczom ukazała się jasna i dobrze oświetlona przestrzeń. Na jednej ścianie znajdowała się duża szafa z lustrem, a na drugiej, obok drzwi, wieszak na ubrania i niewielka pufa. Rozebrałyśmy się ze swoich kurtek, wtedy Ashley zaprowadziła mnie dalej do salonu. Panował tutaj bardziej industrialny klimat, na jednej ze  ścian znajdowała się cegła pomalowana na jasny kolor, a druga była w butelkowo-zielonym kolorze. Meble były utrzymane w białej kolorystyce, z domieszką drewna, które ocieplało pomieszczenie. Na tle reszty wyróżniała się ciemno szara kanapa, ozdobiona kolorowymi poduszkami w różnych odcieniach zieleni i beżów. Całość prezentowała się naprawdę dobrze i była naprawdę w stylu Ashley.

- Skąd masz takie mieszkanie? - zdziwiłam się.

- Po mojej ukochanej babci, zostawiła mi je w spadku. Zmarła dwa lata temu.

- Przykro mi. Byłyście blisko?

- Och tak, moja bunia była kochaną kobietą. Myślę, że by cię polubiła.

- Skąd ta pewność?

- Babcia najlepiej znała się na ludziach. Od razu nie polubiła Charlie i okazało się, że miała rację.

- Babcia wiedziała o twojej orientacji? Nie przeszkadzało jej to?

- Nie, mówiłam ci, że była wspaniała. Zawsze stała po mojej stronie.

Między nami zapadła chwila ciszy. Nie wiedziałam, co mogłabym jeszcze dodać. Naprawdę żałowałam, że nie mogłam poznać osoby, która była dla Ashley taka bliska i najwyraźniej stała się ważną częścią jej dzieciństwa.

- Możesz sobie tu usiąść i włączyć telewizję, a ja pójdę zrobić kakao - odezwała się po chwili.

- Pomogę ci - zaproponowałam, podążając za nią do kolejnego pomieszczenia.

Dotarłyśmy do kuchni, która była oddzielnym pomieszczeniem. Ona także nie odbiegała od wystroju reszty mieszkania. Szafki były białe, a blat drewniany. Podczas gdy reszta sprzętów miała czarny kolor. Z tego co zauważyłam w każdym pomieszczeniu położono jednolitą podłogę.

- To dlatego babcia zapisała mieszkanie właśnie tobie?

- Cóż, ktoś musiał je wziąć. Liam i tak nie chciał ze mną mieszkać. Wolał wynająć coś z kumplem. A to ja zawsze byłam bliżej z bunią. 

Patrzyłam jak dziewczyna tłumaczy mi wszystko, jednocześnie wyciągając kakao z szafki i stawiając rondelek z mlekiem na kuchennej płycie. 

- Chcesz ekstra śmietanę i pianki na wierzchu?

- Nie spodziewałam się takiego wypasu.

- U mnie nie ma półśrodków kochana.

- Świetnie - ucieszyłam się.

Kilka minut później siedziałyśmy już na wygodnej kanapie w salonie, okryte kocem, w ręku dzierżąc kubki z wypasionymi napojami. Siedząc tak blisko Ashley poczułam, że ponownie ogarnia mnie skrępowanie. Ze wszystkich sił starałam się skupić na filmie, który włączyłyśmy, jednak nie potrafiłam się opanować. Byłyśmy tak blisko siebie, prawie dotykając się udami. Dopiero teraz do mnie dotarło, że to naprawdę się działo. Byłam razem z siostrą Liama na randce i siedziałam w jej domu. Wtedy poczułam jak dziewczyna wyciąga swoją rękę i oplata ją wokół mojego ramienia. Przysunęła mnie jeszcze bliżej siebie, a ja lekko obniżyłam się na kanapie i oparłam swoją głowę na jej klatce piersiowej. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Wydawało się, że to zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe i że zaraz obudzę się z tego snu. A jednak to była prawda. To wszystko działo się tu i teraz.

- Ciepło ci?

- Tak, bardzo. 

Czy było mi ciepło? Przy niej czułam, że moja skóra wręcz płonie. Zdecydowanie było mi zbyt gorąco.

Nagle nasz spokój przerwał mój telefon. Sięgnęłam po urządzenie, które leżało obok mnie na kanapie, a na wyświetlaczu zobaczyłam napis MAMA. Nie miałam ochoty z nią rozmawiać, napewno nie teraz.

- Nie odbierzesz? - spytała Ashley, wciskając pauzę na pilocie.

- Nie, oddwonię później - powiedziałam.

Wtedy telefon odezwał się ponownie.

- Jesteś pewna? Może to coś ważnego.

- Nie, zaraz napisze mamie, że jestem u koleżanki i oddzwonię później. Żeby się nie martwiła.

- Kiedy zamierzasz powiedzieć rodzicom? - spytała.

- Jeszcze nie wiem... Ale chyba nie będę miała wyjścia, kiedy wrócę do domu na święta.

- Jak myślisz, jak to przyjmą?

- Szczerze mówiąc nie mam pojęcia. Rodzice raczej są otwarci, ale mama od zawsze liczyła na zięcia i dużo wnuków, pewnie ciężko będzie jej się z tym pogodzić.

- To twoje życie, nie ich. Najważniejsze, żebyś ty była szczęśliwa - powiedziała Ashley, biorąc moją dłoń w swoje ręce i patrząc mi głęboko w oczy. - Masz moje wsparcie, nie ważne, co się stanie.

- Dziękuję, to dla mnie bardzo ważne.

- A skoro już mowa o zbliżających się świętach... - Ashley nagle wstała z kanapy i poszła do innego pokoju, zostawiając mnie samą.

Po chwili wróciła, w rękach niosąc niewielki pakunek w świątecznej torbie.

- Chciałam dać ci coś od siebie - powiedziała, wręczając mi torebkę.

- Ale... Ja nie mam nic dla ciebie - zmartwiłam się.

Dopiero co zaczęłyśmy się spotykać, zupełnie nie myślałam jeszcze o takich rzeczach jak prezenty na święta. Byłam zupełnie zaskoczona i zmieszana gestem Ashley. Na mojej twarzy pojawiły się soczyste wypieki ze zdenerwowania.

- Nic się nie stało. Nie oczekuje niczego w zamian. Otwórz - poprosiła.

Posłusznie zaglądnęłam do środka, gdzie znajdował się jedynie biały rulon, obwiązany czerwoną wstążeczką. Rozwiązałam kokardkę i rozwinęłam pakunek, a moim oczom ukazał się plakat sporych rozmiarów. Grafika przedstawiała malowniczą wiejską scenerię Francji. Na pierwszym planie rozciągały się  lawendowe pola, które falowały niczym fioletowa mozaika, łagodnie uginając się pod wpływem letniego wiatru. Światło zachodzącego słońca nadawało lawendzie intensywność koloru, sprawiając, że cała scena wydawała się jak obraz z bajki. Unoszące się w oddali góry wypełniały horyzont, tworząc malowniczy kontrast z lawendowymi polami. Jasnoniebieskie niebo było odbiciem spokojnej atmosfery, podkreślając magiczny klimat tego miejsca.  Wśród pól lawendy można było dostrzec urocze francuskie chatki, które z białymi okiennicami wyglądały jakby były zebrane z marzeń.

Ten krajobraz był magiczny i wprawiał mnie w ogromny zachyt. Na jego widok nie mogłam przestać się uśmiechać.

- Sama to namalowałaś?

- Zgadza się, narysowałam grafikę na tablecie i wydrukowałam w dużym formacie. Chciałam, abyś zawsze miała kawałek Francji przy sobie. Mam nadzieję, że to sprawi, że będziesz czuła się jak w magicznym zakątku świata, z dala od codziennego zgiełku.

- To jest absolutnie niesamowite. Dziękuję Ashley!

Nie mogłam się napatrzeć na ten obraz. Sam gest był już wspaniały, ale to, że sama go namalowała, dodawał temu prezentowi coś wyjątkowego i niepowtarzalnego.

- Na pewno powieszę go sobie nad łóżkiem,

- Cieszę się, że ci się podoba - odpowiedziała Ashley, całując mnie w czubek głowy.

Resztę wieczoru spędziłyśmy oglądając telewizję i przytulając się pod kocem. Gdy zrobiło się naprawdę późno Ashley odwiozła mnie do akademika. Od razu tak jak obiecałam, przykleiłam plakat na ścianie i położyłam się do łóżka, podziwiając magiczny krajobraz. Po emocjonującym dniu, moje oczy od razu zrobiły się ciężkie i bardzo szybko zasnęłam.

______________

Rozdział dedykuję mojej ukochanej babci 🥹✨🌹[*]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro