43. Jak mogłaś?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Myślałam, że już gorzej być nie może. Jednak z nadejściem nowego roku wróciłam do swoich obowiązków na uczelni. Kiedy przyszłam pod salę, gdzie miały odbyć się moje pierwsze zajęcia, Paul ponownie zmierzył mnie swoim zimym spojrzeniem. Myślałam, że przez święta zdążył już trochę ochłonąć, ale najwyraźniej moje błagania o odrobine normalnosci zdały się na marne.

- Jak mogłaś Lea? - przywitał mnie tymi słowami.

- Co takiego? - Zdziwiłam się.

- Wiem wszystko o tobie i Ashley, nie musisz udawać zaskoczonej - odparł przez zęby. - To naprawdę podłe.

Zamarłam. Czy on wiedział? Ale skąd?

- O czym ty mówisz?

- O tym, że spotykasz się z Ashley. Rzuciłaś Liama tylko dlatego, że ona cię omotała.

- To nie tak... Daj mi wszystko wytłumaczyć, ale właściwie skąd ty o tym wiesz?

- Nie chcę słuchać twoich tłumaczeń i sam nie zamierzam ci się z niczego tłumaczyć. Cokolwiek powiesz, nie da się usprawiedliwić twojego zachowania - odparł, po czym odszedł na drugą stronę korytarza.

- A teraz tłumacz mi się Lea, czy to prawda co powiedział Paul? - Wtedy obok mnie zjawiła się Caroline.

- Może nie tutaj... - poprosiłam, rozglądając się po ludziach, ponieważ nasza wymiana zdań wzbudzała coraz większe zainteresowanie wśród innych studentów.

Niestety niebawem miały się rozpocząć nasze zajęcia, na domiar złego obecność na nich była obowiązkowa, więc nasza dalsza rozmowa musiała nieco poczekać. Dwie minuty później przyszedł nasz prowadzący i wpuścił nas do sali. Jednak gdy tylko rozpoczęliśmy zajęcia do naszej sali ktoś zapukał. Po chwili w drzwiach zjawiła się grupka uczniów.

- Przepraszam panie doktorze, czy możemy zająć chwilkę? - spytała jedna z dziewczyn.

- Tak oczywiście.

- Jesteśmy z samorządu uczniowskiego i przychodzimy do was z małym ogłoszeniem - mówiła, zwracając się do całej grupy w sali. - Jak pewnie wiecie, co roku na uczelni są organizowane wymiany studenckie. Niestety w ostatniej chwili jedna z naszych studentek musiała zrezygnować z wyjazdu, dlatego szukamy kogoś, kto chciałby ją zastąpić. Mowa tutaj o wyjeździe na cały przyszły semestr do Paryża. Gdyby ktoś był zainteresowany, prosimy o kontakt pod tym adresem. - Dziewczyna wzięła mazak i zapisała na tablicy adres e-mail samorządu. - Na zgłoszenia czekamy do końca tygodnia. To wszystko.

Słuchałam tego ogłoszenia jak przez mgłę. Nawet gdy uczniowie z samorządu opuścili już sale, a pan doktor kontynuował nasze zajęcia, wciąż nie mogłam się skupić na jego słowach. Po mojej głowie wciąż chodziły słowa Paula oraz wiadomość od Ashley. To wszystko nie dawało mi spokoju.

Kiedy zajęcia nareszcie dobiegły końca, razem z Caroline udałyśmy się do pobliskiej kafejki, w której mogłyśmy porozmawiać, Caroline wyznała mi, to co wcześniej powiedział jej Paul.

- Podobno w święta Liam zobaczył wiadomości, które wymieniałaś z Ashley i się zdenerwował, ostro się pokłócili i Ashley wyznała mu, że od dawna coś między wami jest, mimo że tego nie planowałyście. Czy to prawda Lea? - W jej spojrzeniu nie widziałam tej samej wściekłości, którą od razu dostrzegłam u Paula, zamiast tego widziałam jedynie ciekawość.

- Tak, to prawda... To znaczy, to i tak nie ma już znaczenia, ponieważ Ashley ze mną zerwała przez sms. Teraz ma to dla mnie więcej sensu, pewnie musiała podjąć taką decyzję po tym jak Liam i zapewne reszta rodziny się dowiedzieli...

- To okropne... Naprawdę zerwała z tobą przez sms?

- Tak, niestety... Nie masz pojęcia, jak bardzo chciałabym cofnąć czas i postąpić inaczej. Ja naprawdę nie chciałam nikogo zranić. Nie miałam pojęcia, że jestem... - To słowo dalej nie chciało mi przejść przez gardło, ale wiedziałam, że muszę się z nim oswoić. - Że wolę dziewczyny.

- Lea, nie ukrywam, że było mi trochę przykro, że nie powiedziałaś mi o wszystkim wcześniej, ale jednego jestem pewna, wiem, że umyślnie nie chciałaś nikogo zranić, jesteś dobrym człowiekiem. Każdy czasami popełnia błędy.

Szkoda, że przez mój błąd musiało cierpieć tak wiele osób. Sama namawiałam Ashley do tego związku, mimo że ona była przeciwna. Teraz lepiej rozumiałam dlaczego. To na nią wylała się cała fala żalu i krytyki ze strony rodziny. To ona musiała spojrzeć w oczy własnemu bratu i przyznać, że coś ją łączy z jego byłą dziewczyną. To ona musiała spotkać się z potępiającym wzrokiem rodziców i świadomością, że po raz kolejny ich zawiodła. Najgorsza w tym wszystkim była świadomość, że zapewne nikt nie wierzył w jej dobre intencje, tak jak poprzednim razem, gdy rzekomo ukradła dziewczynę bratu. A to wszystko było moją winą. Mogłam od razu uszanować jej wolę i nie namawiać ją do tego związku. Na co ja właściwie liczyłam? Przecież to było oczywiste, że obie zachowałyśmy się nieuczciwie i nie w porządku w stosunku do Liama. Takich rzeczy po prostu się nie robi. Jak ja mogłam liczyć na to, że chłopak to zrozumie i da nam wolną rękę? Nie, to nie było możliwe. Nasz związek nie był możliwy. Ashley miała rację. To ja się myliłam. Byłam zwykłą egoistką, która myślała tylko o swoim szczęściu, a nie o tym kogo mogę zranić po drodze. Dłużej tak nie mogłam. To było nie w porządku. Bardzo, z całego serca chciałam móc to jakoś naprawić, ale jedyne rozwiązanie, jakie widziałam to usunąć się w cień. Nie chciałam, aby ktokolwiek więcej musiał cierpieć. Nie przeze mnie. Nie mogłam być szczęśliwa, kosztem czyjegoś szczęścia. 

Cały wieczór spędziłam, leżąc na swoim łóżku w akademiku i snując podobne myśli. Przy tym bezmyślnie wgapiałam się w plakat wiszący nad moim łóżkiem. Lecz jego widok przyprawiał mnie o jeszcze większe wyrzuty sumienia. Obecnie chciałam po prostu zniknąć, zapaść się pod ziemie i zejść wszystkim z drogi. Czułam, że właśnie tak będzie najlepiej.

Gdy tak wgapiałam się w malowniczy krajobraz Francji, przypomniały mi się dzisiejsze zajęcia. Pod wpływem chwili, weszłam na stronę uczniowskiego samorządu i odnalazłam ogłoszenie o studenckiej wymianie. Kliknęłam podany link i zaczęłam czytać szczegóły. Może nie myślałam zbyt trzeźwo, ale uznałam, że to dla mnie idealna okazja. Mogłabym wyjechać do innego kraju i zacząć od nowa. Może to było głupie, ale w końcu studiowałam francuski. Nie było lepszej okazji, niż ta, aby podszlifować język i zmienić otoczenie. Poza tym zawsze chciałam lepiej zapoznać się z ojczyzną ojca. Nim zdążyłam to dobrze przemyśleć, otworzyłam formularz zgłoszeniowy i go wypełniłam. Po wszystkim wysłałam go na wskazany adres. Pozostało tylko czekać na rezultaty. 

Gdy do pokoju wróciła Cat, opowiedziałam jej o wydarzeniach z uczelni i o tym, co powiedziała mi Caroline. Przyjaciółka słuchała mnie uważnie i z zatroskaniem.

- Strasznie mi przykro Lea.

- To wszystko moja wina. Mogłam nie pchać się w ten związek, powinnam wiedzieć, że tak to się skończy. 

- Wiem, że jest ci ciężko, ale zobaczysz, że z czasem będzie łatwiej. Jeszcze poznasz kogoś nowego i jeszcze nie raz się zakochasz. 

- Może...

- Wiesz, co dobrze by ci teraz zrobiło?

- Nauka zaklęcia znikania? - spytałam ironicznie.

- Niee. Zamiast znikać, możemy trochę odmienić twój wygląd. - Cat wydawała się podekscytowana.

- Co masz na myśli?

- Może mała zmiana włosów?  To zawsze mi pomaga. Jestem zapisana na jutro do mojej fryzjerki, ale myślę, że tobie bardziej się to przyda.

- No nie wiem Cat, nigdy nie robiłam nic z moimi włosami.

- To czas to zmienić...

- Nowa ja, nowe włosy co? W sumie zawsze się zastanawiałam, jak wyglądałabym w jasnym blondzie.

- Myślę, że by ci pasował.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro