Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kilka miesięcy wcześniej

- Marta!

- No przecież idę! - zbiegam po kręconych schodach. Aż dziw, że nigdy się nie potknęłam i jeszcze karku nie złamałam.

     Kieruję swoje kroki do przestronnej kuchni, która utrzymana jest w odcieniach bieli i szarości. Białe, marmurowe blaty, szare płytki. Kuchnia jak z okładki czasopisma.

    W przedpokoju mijam ojca wychodzącego, jak co rano, do pracy. Wystrojony, jakby szedł co najmniej na galę rozdania Oscarów, a przecież idzie do swojej firmy. Mógłby nawet dres założyć, a i tak nikt nie odważyłby się zwrócić mu uwagi. Staje przed wielkim lustrem w holu i przeglądam się, żeby zdenerwować matkę. Bądźmy szczerzy, ona nie lubi mnie, a ja jej. Raczej nie zostaniemy przyjaciółkami. Z uśmiechem na ustach podziwiam swój kwiecisty kombinezon, który idealnie podkreśla moją figurę. Pofalowane, brązowe włosy tylko dodają mi dziewczęcego uroku. Jakie buty by do tego pasowały? Sandałki na koturnie czy może na słupku? Albo najlepiej białe tenisówki. Tak, chyba tenisówki to dobry wybór.

- Marta! Chodź tu!

- No przecież idę - przewróciłam oczami. - Co chcesz?

- Ile można iść z góry do mnie - spojrzała na mnie oskarżycielskim wzrokiem. - Rozmawiałam z tatą na temat twoich urodzin. Masz zakaz robienia imprezy, nie zamierzam zastać domu w kawałkach. Wyjeżdżamy z ojcem na Bali. Nie próbuj nawet do mnie dzwonić w tym czasie. Będę wypoczywać, zrozumiałaś? - kiwnęłam nieznacznie głową.

- Wyjeżdżajcie sobie, ale chcę prezent - skrzyżowałam ręce na piersiach i buntowniczo spojrzałam na rodzicielkę.

- Czego mogłam się po tobie spodziewać - matka wsparła ręce na biodrach. - Czego chcesz?

- Skoro już zrobiłam prawo jazdy to chcę najnowsze bmw i sto tysięcy złotych. Taki skromny prezent na osiemnastkę.

- Dobra, dostaniesz je w dniu urodzin - matka machnęła ręką. - Idź już.

     Z uśmiechem na ustach zeszłam matce z oczu. Teraz pewnie myślicie, że jestem rozpieszczoną gówniarą, która ciągnie kasę od rodziców. Dla nich sto tysięcy to jak dla innych sto złotych. A mi te pieniądze są bardzo potrzebne. Dzięki nim zrobię to, na co od dawna miałam ochotę. Założyłam ulubione białe tenisówki, złapałam torebkę i wyszłam. Po dwudziestu minutach spaceru dotarłam na strzelnicę. Ojciec zapisał mnie, gdy tylko skończyłam 16 lat. I to była najlepsza rzecz, jaką dla mnie zrobił. Tam mogłam się zrelaksować, nikt nie dziwił się, że przychodzę sama. Byłam w klubie dobrze znana, a poza tym tata był głównym sponsorem ich zawodów.

Strzelnica znajdowała się w budynku, który należał do Leona. Był dość nietypowy. Miał z pięćset metrów długości i jakieś pięćdziesiąt metrów szerokości. Wcześniej tutaj były magazyny firmy transportowej, ale gdy firma zbankrutowała, Leon odkupił budynek za bezcen.

- Cześć Lena - uśmiechnęłam się do rudowłosej kobiety za ladą. - Sala wolna? - Lena była współwłaścicielką strzelnicy, ale że nie chcieli zatrudniać niepotrzebnych osób, sama zajmowała się recepcją i całą dokumentacją.

- Cześć złociutka. Jasne, że wolna. Możesz sobie postrzelać. Wiesz, co gdzie leży - uśmiechnęła się pogodnie. - Aaa, zapomniałabym. Leon kazał ci przekazać, że dzisiaj go nie będzie, ale zostawił dla ciebie prezent. Przyszedł nowy pistolet. Chciał, żebyś go wypróbowała. Druga szafka po prawej - puściła mi oczko i nacisnęła guzik otwierający drzwi, po czym wróciła do wypełniania papierów.

    Byłam podekscytowana. Jaką nową broń mógł zamówić? Strzelałam już z wiatrówki, glocka, z PPK (czułam się wtedy jak żeńska wersja Jamesa Bonda) i jeszcze z karabinu szturmowego AEG H&K. Byłam wdzięczna Leonowi, że tak mi ufa i pozwala strzelać z ostrej broni pod jego nieobecność. Przez te dwa lata nauczył mnie wszystkiego i wie, że nie musi się o nic martwić, gdy zostawia mnie sam na sam z pistoletami.

   Otworzyłam szafkę i zobaczyłam istne cudo. Na dnie szuflady leżał SIG Sauer 550. Opowiadał mi o nim, ale nie myślałam, że postanowi go sprowadzić. Wzięłam karabin do ręki i obejrzałam go dokładnie. Obok zauważyłam krótką notatkę od Leona. Dowiedziałam się z niej, że to karabin szwajcarski, 30 - nabojowy, kaliber 5,6mm. Jeszcze raz obróciłam w dłoniach broń i zastanowiłam się, jak załadować magazynek. Wyjęłam kilka z pudełka i załadowałam. Przeszłam do sali, w której można było strzelać z większych odległości.

    Ułożyłam się wygodnie dwieście metrów od tarczy. Zbliżyłam oko na mniej więcej osiem centymetrów od celownika i skupiłam się. Teraz byłam w innym świecie. Liczył się tylko cel. Oddychałam miarowo i spokojnie. Wycelowałam, wzięłam głęboki wdech, pociągnęłam za spust i dopiero, gdy usłyszałam wystrzał, wypuściłam powietrze. Powtórzyłam te czynności jeszcze czternaście razy.

    Wstałam i podeszłam do tarczy. Na piętnaście strzałów trzynaście trafiłam w sam środeczek. Teraz czas zwiększyć odległość. Zajęłam pozycję trzysta metrów od tarczy. Ponownie się skupiłam i zrobiłam dokładnie to samo, co kilka minut wcześniej. Po ostatnich piętnastu strzałach podeszłam ponownie do tarczy. Byłam mniej zadowolona niż poprzednim razem. Trafiłam tylko dziesięć razy w sam środek. Nie był to najlepszy wynik, ale nie ma co się oszukiwać. Jak na pierwszy raz to i tak nie jest źle. Odłożyłam broń z powrotem do szafki. Chciałam wyczyścić sig sauera, ale niestety nie wiedziałam, jak go rozłożyć. Tego Leon mi nie napisał. Zrezygnowana schowałam broń do szafy.

    Postanowiłam jeszcze przećwiczyć strzały z glocka. Po zakończeniu rozłożyłam go, wyczyściłam porządnie i złożyłam na nowo. To mnie odprężało. Pozamykałam wszystkie szafki, upewniłam się, że wszystko jest na swoim miejscu i wyszłam z sali.

- I jak? Postrzelane? Prezent się spodobał? - Lena uniosła głowę nad ladę i spoglądała na mnie z zaciekawieniem.

- Wiedziałaś, że Leon zostawił mi SIG Sauera?

- Oczywiście kochanie, myślisz, że kto z nim załatwiał tę broń?

- Jesteście najlepsi - roześmiałam się. - Lena, nie wiem czy dalej będę mogła przychodzić na strzelnicę. Pogadam jeszcze z Leonem, ale chyba znajdę jakiś klub, który przygotuje mnie do zawodów sportowych.

- O to świetnie skarbie. Szkoda, że Leon chce trenować młodych tylko do tych zawodów powiatowych. No ale ty jesteś najlepsza, więc wróżę ci świetlaną przyszłość.

- Oj ja sobie też - roześmiałam się i po krótkim pożegnaniu wróciłam do domu.

    Założyłam sportowe spodenki, krótki top i zeszłam do piwnicy na siłownię. Starałam się ćwiczyć przynajmniej dwa razy w tygodniu. Po godzinie dałam sobie spokój i wskoczyłam do basenu, który był obok. Po przepłynięciu trzech długości wyszłam się osuszyć. Rodziców dalej nie było w domu, ale kogo to obchodzi. Przyzwyczaiłam się. Co tydzień latali na Maltę na weekend, a w tygodniu siedzieli w pracy jak najdłużej, tylko żeby się ze mną nie spotkać. Chociaż nawet będąc w domu trudno się zauważyć mieszkając na powierzchni czterystu metrów kwadratowych. Miałam tylko dwa dni na dopracowanie mojego planu. Kiedy dostanę prezent, a rodzice wyjadą, będę mogła go zrealizować. Pomyślałam o wszystkim. Wszystko mam zaplanowane. Jeszcze tylko pieniądze i samochód.

                                                                        🖤🖤🖤🖤🖤🖤

    Jeszcze tylko jeden dzień. Od rana chodziłam podekscytowana. Skarciłam się za to w duchu. Muszę być opanowana, nie mogę przecież pokazać rodzicom, że się cieszę z czegoś. Wymówka, że to z powodu urodzin nie przejdzie.

     Ubrałam się i zabrałam się za pakowanie. Wystarczy mi torba sportowa. Ułożyłam w niej kilka par spodenek, spodni, koszulek i przede wszystkim bieliznę. Resztę rzeczy dokupię na miejscu. Teraz została mi jedna niewiadoma. Pieniądze. Nie wiem czy rodzice dadzą mi je do ręki, czy zdecydują się przelać je na moje konto. Zdecydowanie wolałam pierwszą opcję, ale musiałam być gotowa na wszystko. Wyjęłam drugą, mniejszą torbę. Kasa powinna się zmieścić. Włączyłam laptopa. Usunęłam konta na wszystkich portalach społecznościowych i na poczcie. Zadzwoniłam do Leona. Miałam nadzieję, że mi pomoże.

- Cześć, widziałaś prezent? - po drugim sygnale usłyszałam jego przyjemny, męski głos.

- No jasne, zarąbisty. Ale ja nie w tej sprawie. Potrzebna mi twoja pomoc. Możesz przyjść? Powiedzmy za godzinę.

- Wpadnę - tyle wystarczyło. Rozłączył się, a ja już wiedziałam, że mi pomoże.

Ogarnęłam w salonie i zaparzyłam kawę. Z niecierpliwością czekałam na swojego przyjaciela. Przez te dwa lata, mimo sporej różnicy wieku, zaprzyjaźniliśmy się. Mogłam na niego liczyć w każdej sytuacji. Otworzyłam drzwi, gdy tylko usłyszałam dzwonek. Uściskałam mocno Leona i wpuściłam go do domu.

- Też się cieszę, że cię widzę Tygrysico. Co to za pilna sprawa? - uśmiechnął się szeroko. Zaprowadziłam go do salonu i podałam kawę.

     Wzięłam ulubiony kubek do ręki i co chwilę spoglądałam na mężczyznę. Był z niego przystojniak. Trzymał się całkiem nieźle jak na swoje trzydzieści pięć lat. Jego krótkie, czarne włosy i jednodniowy zarost wręcz odejmowały mu parę lat, a błękitne oczy hipnotyzowały. Gdyby był trochę młodszy pewnie bym się za niego chętnie zabrała. Ale na razie wyglądało na to, że to on ogląda się za mną, a nie ja za nim.

- Co mi się tak przyglądasz? Brudny jestem? - palcem potarł kącik ust, a ja lekko się roześmiałam.

- Nie, ale myślę czy dasz radę dla mnie coś zorganizować.

- Co zechcesz Tygrysico - odstawił filiżankę i przyjrzał mi się badawczo. Lubiłam, gdy się tak do mnie zwracał. Przyzwyczaiłam się do swojego nowego pseudonimu.

- Nadal masz kontakt z Ramzesem?

- Tak, a co? - spojrzał na mnie podejrzliwie. Domyślał się już o co chcę go poprosić. Rozmawialiśmy na ten temat chyba z milion razy.

- Potrzebuję nowej tożsamości.

- Bałem się, że to powiesz. Nie mów, że się zdecydowałaś.

- Tak. Wiem, co robię. Jak mi się uda to na pewno się o tym dowiesz. Tylko załatw mi te papiery. Dowód osobisty, paszport, prawo jazdy.

- Załatwię. Na kiedy potrzebujesz?

- Na wczoraj.

- Kobieto ty mnie wykończysz - potarł czoło ręką. - Nie mogłaś wcześniej mi tego powiedzieć? - spojrzał na mnie spod przymrużonych oczu. - No jasne, że nie mogłaś. Lubisz robić wszystko na ostatnią chwilę. Nie wiem czy Ramzes będzie tak samo pozytywnie nastawiony jak ty.

- Powiedz, że zapłacę mu podwójnie, ale wszystko musi być najwyższej jakości i najpóźniej na osiemnastą, na jutro.

- Masz jakieś preferencje co do nowej tożsamości?

- Tak. Mam nazywać się Miriam Krotovska. I mam być Rosjanką urodzoną w Polsce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro