Rozdział 19
- No chodź już - usłyszałam zniecierpliwiony głos Sergieja. No przecież idę już. Nie rozdwoję się.
- Idę, idę - przecież musiałam się jakoś ubrać. W końcu idziemy do banku. Nie mogę wyglądać jak obdartus z ulicy, bo widząc mnie i walizkę z pieniędzmi, zadzwonią na policję. Założyłam granatową spódnicę ołówkową. Do tego biała bluzka i żakiet do kompletu. Czarne szpilki pasowały idealnie. Wzięłam walizeczkę, kopertówkę i zeszłam na dół. W połowie schodów zatrzymałam się i zlustrowałam Siergieja krytycznym wzrokiem.
- Kochanie, chciałeś wpłacić dzisiaj swoje pieniądze tak? - kiwnęłam palcem wskazując jego strój.
- No tak - stropił się lekko i przejechał dłonią po włosach. Stawał się wtedy taki męski.
- I ty zamierzasz iść... tak? - po raz drugi pokazałam na niego ręką, żeby się upewnić czy dobrze usłyszałam. Założył standardowo dżinsy i jakąś koszulkę z napisem " I'm a rude boy"
- Yyyy...nooo - mówił coraz mniej pewnie. Patrzył na mnie nic nierozumiejącym wzrokiem. Prawdopodobnie szukał teraz odpowiednich słów, jednak nie odezwał się tylko spuścił wzrok na podłogę.
- Masz jakiś garnitur w szafie? - podniósł wzrok na mnie i patrzył, jakbym właśnie uciekła z oddziału psychiatrycznego. - Dobra, jedziemy do galerii. Natychmiast - postawiłam na ziemi walizkę i Sergiej włożył do niej swoje pieniądze.
Pojechaliśmy jego autem do galerii w centrum. Od razu skierowałam się do odpowiedniego sklepu.
- Potrzebny mi na już garnitur na mojego chłopaka - powiedziałam do sprzedawczyni i popchnęłam mężczyznę lekko do przodu. Obejrzał się do tyłu wystraszony, ale nie cofnął się. Stawił czoła problemowi. W tym momencie nikt by nie powiedział, że ten wystraszony mężczyzna, może na co dzień pozbywać się zwłok.
- Jaki kolor?
- Granatowy. Biała koszula. Jeśli macie to buty też.
Po pół godzinie przymierzania, Sergiej wyglądał jak poważny biznesman. Granatowy garnitur, biała koszula, krawat i do tego zamszowe buty.
- Niech pani nie pakuje. Proszę tylko mu metki poucinać. Spieszymy się na spotkanie biznesowe i szczerze mówiąc to już jesteśmy spóźnieni. Ile się należy?
- Dwa tysiące sto pięćdziesiąt złotych - zapłaciłam gotówką i wyszliśmy ze sklepu.
- Zostaw ten krawat.
- Kiedy ja nie lubię nosić krawata - majstrował przy szyi próbując poluzować supeł. Po kilku sekundach dał sobie z tym spokój i prychnął pod nosem.
- Za godzinę go zdejmiesz. Jedziemy.
Po chwili staliśmy już w kolejce w banku. Sergiej trzymał walizkę w ręce a ja swoją kopertówkę. Gdy nadeszła nasza kolej usiedliśmy przy biurku.
- W czym mogę pomóc?
- Chcemy wpłacić pieniądze na swoje konta - odezwałam się.
- Dobrze. To najpierw pani. Poproszę dowód osobisty - podałam jej. - Ile chce pani wpłacić?
- Dwieście tysięcy - mężczyzna położył na biurku walizkę, otworzył ją i przesunął w stronę kobiety. - Proszę odliczyć, reszta jest na konto mojego chłopaka.
Ta kobieta nie była tak zdziwiona jak ta poprzednia, która mnie obsługiwała. Zręcznie przeliczyła za pomocą maszyny odpowiednią kwotę i wpłaciła na moje konto. Oddała mi dowód i wzięła dokument od Siergieja.
- Ile?
- Trzysta pięćdziesiąt tysięcy - odparł poważnie. Jeśli tym razem ją zaskoczyliśmy, nie dała tego po sobie poznać. I to się nazywa profesjonalizm.
Po pół godzinie wyszliśmy z banku z pustą walizką. Jak tylko wsiedliśmy do auta, mężczyzna zdjął krawat i westchnął z ulgą. Pokręciłam głową i roześmiałam się. W domu mogłam przebrać się w dużo wygodniejsze ubrania. Lubię chodzić w spódniczkach, ale w domu wolę legginsy albo spodenki.
Zaczęliśmy z Sergiejem trening. Standardowo dwie godziny boksu, godzina samoobrony, trzy godziny na strzelnicy i godzina na koniec na basenie. Po kolacji padłam na łóżko.
- Jestem padnięta - ułożyłam ręce wzdłuż ciała. Nie miałam nawet siły podnieść głowy do góry.
- I na nic nie masz siły? - Sergiej usiadł obok mnie i włożył rękę pod mój top sportowy. Złapał delikatnie moją pierś i zaczął ją pieścić. Jęknęłam.
- Na to zawsze znajdę siłę - wstałam z uśmiechem i pocałowałam go.
Szybko pozbyliśmy się swoich ubrań. Tym razem Sergiej nie był delikatny, nie chciałam tego. Wszedł we mnie gwałtownie. Jęknęłam na zgodę takiego posunięcia. Poruszał się we mnie szybko i energicznie. Odepchnęłam go lekko i zmusiłam do wyjęcia penisa z mojego wnetrza. Usiadłam na nim. Ujeżdżałam go szybko, z trudem łapałam oddech. Odchyliłam głowę do tyłu rozkoszując się tą chwilą. Sergiej podniósł mnie i zeszłam z niego.
Stanęłam na czterech i bez uprzedzenia wszedł we mnie jednocześnie klepiąc mnie w pośladek. Poruszał się szybko. Słyszałam jego oddech. Sama ledwo oddychałam. Tak bardzo go pragnęłam. Osiągnęłam orgazm dokładnie kilka sekund przed nim. Oboje padliśmy obok siebie na łóżku.
- To było niesamowite - westchnęłam i przytuliłam się do niego.
- Ty jesteś niesamowita - pogładził mnie po włosach i pocałował w czoło. - Kocham cię.
- Ja też cię kocham - przymknęłam oczy.
✩✩✩✩
- Dzień dobry śpiochu - otworzyłam oczy. Nade mną stał Sergiej z tacą w rękach. Pewnie przyszykował śniadanie. Byłam ciekawa czy mnie dzisiaj zaskoczy.
- To dla mnie? - zapytałam siadając na łóżku i opierając się o zagłówek.
- Zgadza się - uśmiechnął się i położył mi tacę na kolanach. - Rogaliki, dżem, sok jabłkowy.
- Jesteś kochany - wzięłam się za konsumowanie. Po pół godzinie oddałam mu pustą tacę. - Było pyszne - podziękowałam mu i pocałowałam. - To ja lecę się ubrać i widzimy się na siłowni? Trzeba teraz to spalić.
- Dobrze kochanie - wyszedł z pokoju i usłyszałam jak schodzi na dół.
Ubrałam się i weszłam na siłownię. Mężczyzna już tam był i podnosił ciężary.
- Może się zmierzymy? - zapytałam.
- W podnoszeniu ciężarów? - posłał mi spojrzenie z serii "chyba nie wiesz na co się porywasz".
- Jasne.
- Tylko, że ja podnoszę sto pięćdziesiąt kilogramów.
- A ja pięćdziesiąt. Każdy założy obciążenie jakie podnosi zazwyczaj. Zobaczymy, kto zrobi więcej.
- Okej. Damy mają pierwszeństwo - założył mi pięćdziesiąt kilogramów. Położyłam się i wzięłam do rąk sztangę. Ostatnim razem udało mi się podnieść tylko trzy razy. Tym razem udało mi się podnieść cztery razy. Sergiej pomógł mi odwiesić sztangę na haczyki. - No nieźle. Teraz ja.
Dołożył sobie ciężarków i położył się. Wiadomo, że był dużo lepszy ode mnie.
- Pięć - uśmiechnął się do mnie. - Co ty chciałaś dzieciaku? - roześmiałam się i poszłam poćwiczyć na bieżni.
Po dwóch godzinach poszliśmy do szopy. Wybrałam sobie karabin i ustawiłam się za szopą. Zaletą mieszkania na takim odludziu było to, że nikt nie usłyszy hałasu. Żadne dzieciaki się też tu nie zapuszczają.
Sergiej przygotował mi kilka tarczy. Strzelałam z różnych odległości. Było bardzo dobrze. Wszystkie strzały w sam środeczek. Byłam bardzo zadowolona z siebie.
- Moja Tygrysica - zabrał mi karabin i schował go.
Po obiedzie obejrzeliśmy bajkę. Akurat leciała w telewizji, a ja uwielbiam oglądać bajki. Sergieja jakoś do tego namówiłam. Trochę marudził, ale w końcu uległ. Na dzisiaj mieliśmy już wolne, nie było przewidzianych więcej treningów, więc mogłam spokojnie odpocząć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro