Rozdział 21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Rano wszystko było przygotowane. Baretta leżała w bagażniku mojego bmw. Upewniłam się, że glock dalej leży schowany w schowku. Sergiej też zaopatrzył się w broń. Wpisałam adres do nawigacji i ruszyłam. Podczas jazdy musieliśmy raz stanąć, żeby rozprostować nogi. Ja oczywiście musiałam jeszcze zahaczyć o toaletę.

     Po trzech godzinach siedzieliśmy już w pokoju hotelowym. Niczym się nie martwiłam. Na spokojnie zjadłam obiad, który dowieziono nam do pokoju na specjalne życzenie. Byłam całkowicie opanowana. Zostałam w pokoju i jeszcze raz w myślach analizowałam, co mam zrobić. W tym czasie Sergiej poszedł na zwiady.

- Nasz cel mieszka pod podanym adresem - oznajmił, gdy tylko przekroczył próg pokoju. Zdjął kurtkę, powiesił na wieszaku i podszedł do okna. Rozejrzał się i zaciągnął rolety.

- To dobrze. Co jest naprzeciwko?

- Blok. Z tyłu są schody przeciwpożarowe. Można wejść nimi na dach, sprawdzałem. Stamtąd będziesz miała idealny widok. Mieszka na ostatnim, trzecim piętrze, czwarte okno od lewej. Ty będziesz na dachu budynku czteropiętrowego. Nikt cię nie zobaczy. Wieczorem powinien być w domu. Nie będziemy ryzykować, zostawimy zwłoki w mieszkaniu. Mam nadzieję, że za szybko go nie znajdą. Będę czekać na parkingu, pięćdziesiąt metrów dalej. Tam cię wysadzę.

- Dobrze, to teraz czekamy, aż się ściemni - spojrzałam na zegarek. Była już połowa sierpnia więc koło dwudziestej drugiej powinno zacząć się ściemniać.

     Cały dzień przeleżeliśmy w wielkim, małżeńskim łóżku oglądając jakieś komedie i filmy akcji. Szczerze mówiąc w pewnym momencie oczy mi się zamknęły i przespałam ze dwie godzinki. Po przebudzeniu byłam taka głodna, że Sergiej musiał zamówić mi z restauracji dużą porcję naleśników z nutellą i dżemem.

     Gdy nadszedł odpowiedni czas, wzięłam torbę i wyszliśmy z hotelu. Sergiej wysadził mnie na parkingu i odtąd byłam zdana na siebie. Założyłam kaptur na głowę i przeszłam na tył budynku. Oglądając się na wszystkie strony czy nikt nie patrzy wspięłam się po drabinie na dach. Nie było to zbyt łatwe patrząc na to, że przez ramię miałam przewieszoną torbę z ciężką zawartością.

     Weszłam na dach i zaczerpnęłam świeżego, letniego powietrza. W taką pogodę, aż człowiek się rwie, żeby wyjść z domu na spacer. Potrząsam głową, żeby wyrwać się z zamyślenia i szukam dogodnego miejsca na ulokowanie się. Kładę torbę na ziemi i odpinam.

     Uspokajam oddech. Muszę się skoncentrować na swoim zadaniu. Jestem pewna siebie i wiem, że mi się uda. Przygotowuje sobie teren, Obserwuje bacznie otoczenie w poszukiwaniu najmniejszego elementu, który może nie pasować do reszty. Nic nie może mnie zaskoczyć. Jestem najlepsza w tym, co robię. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Przeglądam zawartość swojej torby i wyjmuję z niej broń. Oglądam dokładnie w świetle księżyca i zaczynam ją czyścić, zresztą, jak zawsze przed robotą. Nie przerywając swojej czynności rozglądam się uważnie. Nikt nie może mnie zauważyć. Miejsca nie wybrałam przypadkowo. Żaden przechodzień nie powinien się tutaj zapuścić. Uśmiecham się do siebie. Wszystko jest już gotowe. Lokuję się wygodnie i czekam. Czekanie mi nie przeszkadza. Jestem cierpliwa. To ważna cecha u takich osób jak ja. Na szczęście nie dane jest mi siedzieć bezczynnie dłużej niż dwie minuty. W jednym z okien budynku widzę cel. Przykładam oko do celownika na odległość około ośmiu centymetrów. Mam czysty strzał. Mężczyzna spokojnie przemierza pokój. Nagle odwraca się i spogląda przez okno. Prosto w moją stronę. Zastygam w bezruchu. Niemożliwe, żeby mnie zauważył. Odzyskuję spokój. Biore głęboki wdech, wstrzymuję oddech. Naciskam spust i strzelam. Szybko odsuwam głowę od broni. Z niedowierzaniem spoglądam przed siebie. Obiekt patrzy na mnie z uśmiechem na twarzy. Spudłowałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro