Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Po niecałych czterech godzinach jazdy zaparkowałam przed ekskluzywnym klubem ze striptizem. O ile takie kluby można było nazwać ekskluzywnymi. Spojrzałam w wewnętrzne lusterko, poprawiłam swój makijaż i wysiadłam. Założyłam kurtkę, bo pomimo lata, o tej godzinie zaczęło już się robić chłodno. Torbę schowałam w bagażniku, a na ramię założyłam małą torebkę. Zamknęłam auto i ruszyłam do klubu. Na wejściu ochroniarz otaksował mnie wzrokiem. Uśmiechnęłam się zalotnie, zamrugałam oczkami i po chwili kręciłam się już po wnętrzu klubu. Czasami jednak bycie ładną ma swoje zalety. 

  Na podestach tańczyły dziewczyny w bikini. Faceci ślinili się na ich widok jakby ktoś postawił im przed nosami udka z kurczaka. Nie interesowała mnie ta sala. Rozglądałam się za lożą, ale nigdzie nie mogłam jej dojrzeć. Podeszłam do baru i poprosiłam o shota. To na odwagę. Nie zaszkodzi. Wypiłam i odstawiłam kieliszek.

- Chciałabym pogadać z twoim szefem - zwróciłam się do barmana. Chłopak nie miał więcej niż dwadzieścia pięć lat. Wysoki szatyn o zielonych oczach. Można było uznać, że jest przystojny, a nawet pociągający.

- Szefa nie ma - skłamał bez mrugnięcia okiem. W takim klubie alfons zawsze przebywa wieczorami i obserwuje swoje podopieczne. Szczególnie w takich godzinach, gdzie do budynku przychodzą grube ryby biznesu.

- A ja wiem, że jest. Zaprowadź mnie do niego - zażądałam. Starałam się opanować emocje. Przybrałam kamienny wyraz twarzy. Nie mogłam pokazać, że w głębi duszy cała się trzęsę ze strachu.

- Szefa nie ma - powtórzył jak mantrę.

- Słuchaj, ktoś mnie oczekuje. Prawdopodobnie jest to któryś z ochroniarzy twojego szefa - tu musiałam zablefować. Nie wiedziałam kogo znajomego Ramzes ma w tym klubie. - Więc z łaski swojej zaprowadź mnie do loży, gdzie twój szanowny szef siedzi na tyłku i pali cygara.

- Karolina zastąp mnie - zawołał do tlenionej blondynki. - A ty chodź za mną - wyszedł zza lady i skierował się na schody. Podążałam za nim, dopóki nie doszliśmy do kotary. Odsunął ją i przepuścił mnie przodem. Przeszłam ze dwa metry i drogę zastąpił mi zwalisty mężczyzna.

- Czego chcesz? - warknął.

- Może grzeczniej - syknęłam. - Ja do szefa.

- Szefa nie ma - kolejny tępy osiłek na usługach alfonsa. Ja nie wiem, ci bez mózgu są tańsi w utrzymaniu czy jak?

- Słuchaj, skoro tu weszłam to wiem, że tu jest. Nie rób ze mnie idiotki - ofuknęłam go. Podałam mu wizytówkę. Ochroniarz wyjął z kieszeni mały przedmiot, który okazał się być podręczną lampką na ultrafiolet. Poświecił na mały kartonik i moim oczom ukazały się litery, których dotąd nie widziałam.

"Zaprowadź ją do szefa. Dalej sobie poradzi. Twój dług zostanie spłacony. Ramzes"

      Mężczyzna zamyślił się i po chwili poprowadził mnie do loży alfonsa. Wskazał mi drzwi, a sam wrócił na swoje miejsce. Weszłam do oświetlonego pokoju. Wokół stołu siedziało pięciu mężczyzn. Pięć par oczu zwróciło się na mnie. Nagle poczułam się wyobcowana, ale nie pora na emocje. Przyszłam coś załatwić.

- Który z was jest szefem? - potoczyłam wzrokiem po zebranych.

- Czy któryś z was zamówił nam panią do towarzystwa? - roześmiał się facet z prawej strony. Szpiczasty nos, wysokie czoło, cały na czarno. W sumie wszyscy byli ubrani na czarno, ale ja już zlokalizowałam szefa. Mężczyzna pośrodku, mniej więcej czterdzieści pięć lat. Dobrze zbudowany. Całe ramię miał wytatuowane, a na szyi złoty łańcuszek. Bingo.

- Wszyscy wynocha - powiedziałam spokojnie.

- No, no, dziewczynka ma tupet, a do tego jaka śliczna. Nie mówiłeś Wasyl, że masz tu takie ostre sztuki na stanie. Już wcześniej bym wpadł i przetestował towar - łysy roześmiał się i oblizał wargi. Mogłam zauważyć przerwę między górnymi jedynkami.

- Ostatni raz mówię - ostrzegłam znużonym głosem. Próbowałam grać ostrą laskę i nie trząść się ze strachu. Mam nadzieję, że chociaż trochę mi to wychodziło.

- Niech wszyscy wyjdą, zostaje tylko szef.

- Dziewczynko my też się chcemy zabawić. Szefa będziesz miała na później - łysy wstał zza stołu. Na więcej nie mogłam sobie pozwolić.

- Nie ruszaj się - powiedziałam ostrożnie w jego stronę. Postąpił krok naprzód i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Jednym zwinnym ruchem wyszarpnęłam pistolet zza spodni i wycelowałam w niego. Już przed domem Leon dał mi do ręki PPK i kazał na siebie uważać. Miałam tego użyć tylko w ostateczności, no ale czemu się trochę nie zabawić. Wiem, odważna jestem, machać pistoletem przed nosami pięciu barczystych facetów. - Wynocha - powtórzyłam już dobitniej, wskazując bronią drzwi do wyjścia.

      Mężczyzna siedzący pośrodku dał znać kolegom, że mają opuścić pomieszczenie. Jeden za drugim zaczęli wychodzić. Gdy zostaliśmy sami schowałam broń.

- Czego chcesz?

- Och niczego wielkiego - odparłam wymijająco. - Maniery wymagają, abyś się przedstawił.

- Wasyl Nikołajenko - uśmiechnął się szeroko. - A kim ty jesteś skoro myślisz, że możesz wejść do mojego klubu i wymachiwać mi bronią przed nosem w mojej loży?

- Och, ale ja wcale nie wymachuje bronią. Żadnej tutaj nie widzę.

- Jak się nazywasz i czego ode mnie chcesz?

- Och, jak już wspominałam, to drobnostka dla ciebie Wasylu. Mogę ci mówić Wasyl? - nie czekając na jego przyzwolenie kontynuowałam. - Och jasne, że mogę. A więc zacznijmy od początku. Nie chcę, żebyś pomyślał, że rodzice nie nauczyli mnie manier. Nazywam się Miriam Krotovska i chcę zostać płatnym zabójcą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro