Rozdział 35

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

LEON

      W ogóle nie czułem, że noszę soczewki. Zdawałem sobie sprawę, że Marta i Pablo patrzą teraz tam gdzie ja. Zaparkowałem auto, wziąłem głęboki oddech i wysiadłem. Wszedłem do restauracji, ale nie zobaczyłem Weroniki. Byłem pierwszy. Wybrałem ten sam stolik co poprzednio. Poprosiłem o wodę mineralną i czekałem. Spojrzałem nerwowo na zegarek. Niby wiem, że soczewki są przezroczyste, ale byłem pełen obaw, że Weronika jakimś szóstym zmysłem je zauważy i zacznie zadawać pytania. Głupie, ale nie mogłem się pozbyć tego uczucia. Miałem jeszcze jakieś pięć minut na rozmyślania.

     Tak jak podejrzewałem, Weronika zjawiła się punktualnie o osiemnastej, jakby stała za rogiem i czekała, aż zegar wybije równą godzinę. Wstałem, przywitaliśmy się i usiedliśmy.

- Herbaty?

- Poproszę - przywołałem kelnera i zamówiłem herbatę dla kobiety.

- Jak ci minął dzień? - rozpocząłem rozmowę. Byłem ciekawy czy kamera nagrywa również głos. Muszę o to zapytać, gdy wrócę do hotelu.

- Koszmarnie - kobieta zdjęła cienką kurtkę i powiesiła na oparciu krzesełka. - Cały dzień siedziałam w biurze z nosem w fakturach. Jedna z firm zatrudnia mnie jako główną księgową i jeszcze jedną dziewczynę jako pomocnicę. Ta dziewucha zrobiła wielki błąd w dokumentach. Gdy firma przekazała mi papiery, nie wiedziałam o tym. Oni sami chyba nie byli tego świadomi. Dopiero w biurze się zorientowałam. Ile ja się musiałam namęczyć, żeby ten błąd odkręcić. Matko. Dzwoniłam cały dzień do firm pośrednich. Okazało się, że to beznadziejne dziewczę wysłało fakturę do zagranicznego kontrahenta. Musiałam tłumaczyć siebie, firmę. Gdy ich ubłagałam, żeby nas nie pozwali, zabrałam się za korektę faktury. Męka.

- Matko, współczuję ci. Dlatego nienawidzę wszelkiego rodzaju papierów. Jak mam wypełniać jakąś dokumentację, to dostaję palpitacji.

- Z tego żyję - roześmiała się. - Zarabiam na wypełnianiu i korygowaniu druków - uśmiechnęła się szerzej.

- Dobrze, że to lubisz, inaczej byś zwariowała - roześmiałem się.

- Tak. Zamówmy coś - uniosła rękę i po chwili kelner był przy naszym stoliku. Przy okazji postawił przed kobietą zamówioną przed momentem czarną herbatę.

- Oczywiście. Na co masz ochotę?

- Może - otworzyła kartę dań. - Poproszę sandacza smażonego na wykwintnych gruszkach, do tego sałatka z wędzonym łososiem i grzanką. Na deser jabłecznik - zamknęła menu.

- A co dla pana? - kelner odwrócił się do mnie.

- Ja poproszę - spojrzałem na kartę - poproszę sielawę smażoną, sałatkę z kurczakiem, opiekane ziemniaki, a na deser karpatkę - oddałem kartę kelnerowi.

- Już podaję - ukłonił się i zniknął z pola widzenia.

- A tobie jak minął dzień? - zręcznym gestem złapała filiżankę, podmuchała gorący napój i upiła mały łyk.

- A szczerze mówiąc dzisiaj nie robiłem praktycznie nic. Kumpel ma w domu bilard i wstyd się przyznać, ale zamówiliśmy pizzę i graliśmy praktycznie cały dzień na zmianę z ping - pongiem - odparłem udając zawstydzenie, co nie było zbyt trudne.

- Każdemu należy się dzień odpoczynku - próbowała mnie pocieszyć, jakbym popełnił niewybaczalną gafę i miał to przeżywać dzień i noc przez pół roku.

- A ty jak spędzasz dzień kiedy chcesz się zrelaksować? - upiłem łyk wody i spoglądałem wyczekująco na kobietę. No powiedz coś ważnego.

- Raz w tygodniu chodzę pograć w tenisa. To mnie odpręża. A jak chcę odpocząć w domu, to idę popływać w basenie.

- Masz basen w domu? - otworzyłam oczy ciut szerzej niż zazwyczaj.

- Oczywiście. Odziedziczyłam dom po ojcu. Był biznesmanem. Pracował długo w USA.

- No to musi ci się dobrze mieszkać. To on wybudował dom na wsi? - próbowałem podpytać. Kodowałem wszystkie informacje w pamięci, żeby później je zweryfikować, chociaż dałbym sobie rękę uciąć, że kłamie.

- Tak. Lubił spokój. Denerwowały go auta ciągle jeżdżące za jego oknem.

- Ach tak.

- Państwa zamówienie - kelner wszedł w niewłaściwym momencie. Właśnie miała powiedzieć coś więcej. Życzyliśmy sobie smacznego i zabraliśmy się do jedzenia. Muszę przyznać, że mają tutaj naprawdę dobre jedzenie. Na pewno warte swoich pieniędzy.

    Rozmawialiśmy jeszcze dobrą godzinę. Gdy zbliżała się ósma, Weronika tak jak poprzednich wieczorów, oznajmiła, że robi się późno i musi się zbierać.

- Miło było znowu się spotkać - posłałem jej uwodzicielski uśmiech numer dwa.

- Och tak, bardzo. Spotkajmy się tutaj jutro o osiemnastej. Przyjedź taksówką. Wypijemy coś i pojedziemy do mnie - wstała, pocałowała mnie w policzek i wyszła. Nie spodziewałem się, że nastąpi to tak szybko. To ja miałem nieśmiało zaproponować pobyt w jej domu. Otrząsnąłem się z chwilowego szoku i wstałem od stołu.

Tak jak poprzednich wieczorów zapłaciłem przy barze, wyszedłem i ruszyłem do hotelu.


MARTA

- Szkoda, że kamera nie nagrywa dźwięku - Morales przeciągnął się na łóżku.

- Za niecałą godzinę Leon streści nam przebieg rozmowy.

- Wiem, wiem. Po prostu nie przywykłem do takiej roboty. Zawsze działałem w terenie, a teraz siedzę i gapię się w monitor.

- Niedługo weźmiesz udział w akcji, zapewniam cię - odparłam i zamknęłam klapkę laptopa.

- Jak się między wami układa? - Mężczyzna usiadł na łóżku i podparł się rękami. Czułam jak jego wzrok przewierca mnie na wylot.

- Noo, normalnie - odwróciłam wzrok czując, że policzki mi się czerwienią. Odłożyłam laptop na szafkę nocną niepewna czy powinnam się odwrócić z powrotem twarzą do gangstera.

- Tylko normalnie? Może rozwiniesz?

- Noo, rozmawialiśmy ostatnio szczerze - postanowiłam stawić temu czoło. Z uniesioną brodą obróciłam się przez ramię i spojrzałam na Pabla. - Postanowiliśmy dać sobie szansę, ale dopiero po tej akcji.

- No to superowo. Od razu wiedziałem, że do siebie pasujecie. Chociaż nie powiem, że jakby wam nie wyszło to bym płakał. Wtedy mógłbym na legalu do ciebie podbić - błysnął bielutkimi zębami.

- Oj, daj spokój - rzuciłam w niego poduszką. Pochwycił ją zanim dotknęła jego twarzy i odrzucił we mnie. Zaskoczona nie zdążyłam się uchylić i dostałam nią w twarz. Uśmiechnęłam się wrednie i zaczęliśmy wojnę na poduszki.

     Gdy usłyszałam kroki na korytarzu wyczerpani leżeliśmy na łóżku obok siebie. Dyszałam ciężko. Było warto, wojnę wygrałam. Pablo błagał o litość.

- Jes... - Leon wszedł do pokoju i urwał w pół zdania. Spojrzał najpierw na mnie, później na Moralesa. - Co tu się do cholery dzieje? Czemu tak dyszycie? - podszedł bliżej, ale trochę się uspokoił, kiedy zobaczył, że jesteśmy kompletnie ubrani. Ale tylko trochę. - Nooo? - ponaglił nas. - Co tu się do cholery działo jak mnie nie było? Czy wy... - nie był w stanie wykrztusić z siebie nic więcej.

- Ej, ej, spokojnie - leniwie podniosłam się z łóżka i podeszłam do Leona.

    Chciałam położyć mu dłoń na policzku, ale nieznacznie się odsunął. Ściągnęłam brwi i wlepiłam swoje zimne spojrzenie w jego oczy. - O czym ty myślisz? Nic nie robiliśmy. To była zwykła wojna na poduszki - wydęłam usta jak mała dziewczynka i założyłam ręce na piersi. Brakowało tylko, żebym tupnęła nogą i obrażona odwróciła się od niego. Ja jednak ciągle się w niego wpatrywałam i nie miałam najmniejszej ochoty odwracać wzroku.

- Przepraszam - skruszony opuścił głowę i całą swoją uwagę skupił na swoich butach. Rozkrzyżowałam ręce i spojrzałam na niego nieco łagodniejszym wzrokiem. Bez słowa podeszłam i objęłam go w pasie. Wtuliłam twarz w jego umięśniony tors i trwałam tak przez chwilę. Dopiero po kilku sekundach poczułam na plecach jego dłonie. Jeszcze mocniej wtuliłam się w niego.

- Nic się nie stało - powiedziała zduszonym głosem. Odsunęłam się od mężczyzny, posłałam mu lekki uśmiech i poszłam na łóżko.

- I co tam? Widzieliście wszystko? - Leon odzyskał rezon i spojrzał na Moralesa. Odpiął bransoletę i położył ją na biurku. Umościł się na krześle i czekał.

- Widzieliśmy, opowiadaj.

- Jutro mam się z nią spotkać w restauracji o osiemnastej. Zasugerowała, żebym przyjechał taksówką. Mamy wypić coś w restauracji i jechać do niej.

- Idealnie - klasnęłam w dłonie. - Chociaż nie myślałam, że ta propozycja wyjdzie od niej. Mam nadzieję, że nic nie przeczuwa.

- Szykuję się wieczorne dyman... - Morales uświadomił sobie swoją gafę, gdy zauważył nasze spojrzenia. - Znaczy wieczorna kolacja. Chciałem powiedzieć kolacja - wyszczerzył zęby w uśmiechu. Pokręciłam głową, wywróciłam oczami i skupiłam ponownie swoją uwagę na Leonie.

- Co jeszcze mówiła?

- Wspominała, że ma basen w domu. O i jeszcze, że jej ojciec wybudował ten dom na wsi, bo długo pracował w USA.

- Pablo, sprawdź to - wydałam mu polecenie. Mężczyzna natychmiast wyjął telefon i wyszedł na korytarz. - Już wiem wszystko - ponownie wrócił do pokoju. - Jej ojciec nazywa się Andrzej Łebek i pracuje w markecie. Ma pięćdziesiąt dwa lata i nigdy nie wyjechał poza granice Polski.

- Kłamała, jej pierwszy błąd. O czym jeszcze wspominała?

- Nie mieliście obrazu z dźwiękiem?

- Nie da się mieć wszystkiego - wzruszyłam ramionami. - Więc?

- Opowiadała mi o swoim dniu. Musiała korygować jakąś fakturę.

- Znaczy nic więcej ciekawego nie powiedziała.

- Nie.

- To i tak dobrze. Oddaj soczewki, schowam - Leon stanął przed lustrem, wyjął soczewki i podał mi. Umieściłam je w pudełeczku i schowałam w szufladzie biurka.

- Dobra, sprawozdanie zdane, na dzisiaj koniec - odprawiłam Moralesa machnięciem ręki. Pospiesznie wyszedł starannie zamykając za sobą drzwi.

    Wzięłam szybki prysznic i ubrałam swoją satynową koszulę nocną. Leon już leżał w łóżku, jak się domyślałam, w samych bokserkach. Przeniósł wzrok z telewizora na mnie, a kąciki jego ust powędrowały niezauważalnie do góry.

    Odgarnęłam kołdrę z łóżka i wsunęłam się na swoją połówkę. Przejrzałam pobieżnie pocztę i ułożyłam się wygodnie na łóżku. Leon w tym czasie zdążył już wyłączyć telewizor. Wahałam się przez chwilę, ale bardzo krótką chwilę. Przysunęłam się do mężczyzny. Ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej, a rękę przerzuciłam przez brzuch. Po kilku sekundach, chociaż dla mnie to równie dobrze mogły być minuty, Leon objął mnie i ułożył dłoń na moim kręgosłupie. Z uśmiechem na ustach mogłam spokojnie zasnąć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro