Rozdział 36

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

MARTA

- Pamiętaj, od dzisiejszego wieczoru bardzo dużo zależy - poprawiłam Leonowi włosy. Za dziesięć minut miała przyjechać taksówka. Mężczyzna założył soczewki i mrugnął dwa razy.

- Działa - Morales pokazał kciuk do góry.

- Okej. Wszystko jest w porządku - przyjrzałam mu się. Dzisiaj Leon był ładnie ogolony. Ani źdźbła zarostu. Jak przystało na tak ważny wieczór założył ciemne, materiałowe spodnie i granatową koszulę. Zapięłam mu na lewym nadgarstku drogi, markowy zegarek na skórzanym, czarnym pasku. Pomogłam mu podwinąć rękawy koszuli do łokci. Odsunęłam się nieznacznie i zlustrowałam od góry do dołu.

     Wyglądał bardzo atrakcyjnie i seksownie. Pod koszulą widziałam zarys jego mięśni. Na bicepsy ledwo weszła koszula, a i teraz opinała jego wyraźne muskuły. Wyobraziłam sobie, jak te umięśnione ręce błądzą po moim ciele i z każdą chwilą odkrywają niedozwolone dla niego dotąd, zakamrki. Szybko przegoniłam tą wizję i uśmiechnęłam się do przyjaciela. - Teraz jesteś już gotowy.

- Trzymajcie kciuki - rzucił i wyszedł. Wyjrzałam przez okno. Zobaczyłam Leona wsiadającego do taksówki. Wróciłam na łóżko i zaczęłam obserwować obraz na ekranie.


LEON

      Chyba tak się jeszcze nigdy nie denerwowałem. Spojrzałem na zegarek. Siedemnasta dziewiętnaście. Zdążę na spokojnie. Wyjrzałem przez okno. Musi się wszystko udać. Dobrze, że mam mocną głowę i nie upijam się szybko. Nie wiem, ile alkoholu Weronika będzie chciała we mnie wlać.

- Jesteśmy na miejscu - usłyszałem. Coś szybko to minęło. Rozejrzałem się. Faktycznie, byliśmy przed restauracją. Podałem kierowcy banknoty i wysiadłem. Wszedłem do środka i zobaczyłem Weronikę. Siedziała przy stole, a na sobie miała krótką, kwiecistą sukienkę. Na oparciu zauważyłem brązową, skórzaną kurtkę. podszedłem do niej.

- Znowu ostatni - dałem jej buziaka w policzek.

- Nie możesz być wiecznie pierwszy - kobieta roześmiała się i zawołała kelnera. - Poprosimy wasze najlepsze wino. Jacquart coś tam - nie zapamiętała całej nazwy wina, które piliśmy ostatnio.

- Jacquart Mosaique Burt, proszę pani - kelner pospieszył jej z pomocą.

- Dokładnie - posłała mu lekki uśmiech i na nowo skupiła swoją całą uwagę na mnie. - Wypijemy butelkę i pojedziemy do mnie. Co ty na to?

- A ja na to jak na lato - roześmialiśmy się. Kelner przyniósł nam wino, nalał do lampek i odszedł.

- Mam nadzieję, że dzisiaj nie miałaś tak koszmarnego dnia.

- Nie, dzisiaj było spokojnie. Tak spokojnie, że aż wiało nudą. A ty grałeś w bilarda?

- I tu cię zaskoczę - oparłem się wygodnie na krześle. - Dzisiaj bardzo ciężko pracowałem.

- Ach tak? - kobieta uniosła brwi. Czekała na ciąg dalszy.

- Oczywiście. Jestem poważnym człowiekiem, więc muszę robić poważne rzeczy. Dzisiaj na przykład sprzątałem mieszkanie kolegi, u którego mieszkam.

     Weronika nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem. Po krótkiej chwili dołączyłem do niej, a para, która siedziała dwa stoliki dalej, spojrzała na nas z konsternacją. Nie przejmowałem się tym. Oni nie mają dla mnie znaczenia. Jedynym celem jest Weronika.

- Oj Leon, Leon. A miałam cię za takiego poważnego człowieka - powiedziała z rozbawieniem.

- Ależ ja jestem bardzo poważny - posłałem jej uśmiech i upiłem łyk wina.

- Właśnie widzę - kobieta próbowała stłumić swój śmiech. Rozbawiłem ją. To dobrze.

- To jak? Jedziemy do mnie? - zapytała, gdy tylko opróżniliśmy całą butelkę.

- Oczywiście madame - kobieta zamówiła taksówkę przez telefon i po dwudziestu minutach wyszliśmy z restauracji.

     Droga na wieś zajęła nam niecałe pół godziny. Pierwsze, co ujrzałem, to ogromna willa. Tak jak mówił Morales, góra była przeszklona. Pomogłem Weronice wysiąść i poszedłem za nią na werandę. Wyjęła klucz z kieszeni kurtki i weszliśmy do domu. Światło się zapaliło i mogłem obejrzeć wnętrze.

     Przez korytarz poprowadziła mnie do dużego salonu. Był tu parkiet dębowy, sofa pokryta kremową skórą. Nad kominkiem wisiał chyba sześćdziesięcio calowy telewizor. Kobieta włączyła kominek i teraz zauważyłem, że jest elektryczny. Przed kanapą stał nieduży, przeszklony stolik. Zauważyłem tylko jedną szafkę w kącie. Weronika skierowała się tam i wyjęła dwie szklaneczki.

- Szkocka czy bourbon? - zapytała mnie.

- Szkocka - odparłem zdecydowanie. - Bardzo tu ładnie - rozglądałem się po salonie.

- Dziękuję. Pomagałam urządzać - podeszła i podała mi szklankę z whisky. - To wypijmy za nasze spotkania.

- Tak, wypijmy za spotkania - wypiłem zawartość szklanki na raz. Poczułem pieczenie w przełyku. Dawno nie piłem szkockiej. Jak tylko to wszystko się skończy, kupię sobie najlepszą szkocką, jaką można kupić w Warszawie, obiecałem sobie.

- Jesteś głodny?

- Jak wilk.

- To dobrze. Przed spotkaniem zrobiłam kolację. Wystarczy włożyć do piekarnika - poprowadziła mnie przez salon do kuchni. Nie było tu drzwi, zapamiętałem.

     Kuchnia urządzona była bardzo nowocześnie. Czarne meble, wyspa, a przy niej hokery. Usiadłem na jednym z nich i obserwowałem krzątającą się gospodynię. Zastanawiałem się, gdzie teraz jest Wasyl. Nie było nawet dwudziestej.

- Co tam przygotowałaś? - wyciągnąłem szyję do przodu.

- Mam nadzieję, że lubisz owoce morza.

- Uwielbiam.

- To dobrze. Bo przygotowałam tofu z sosem pomidorowym, krewetki curry i kalmary.

- Brzmi bardzo apetycznie. Za ile będziemy mogli to zjeść?

- Pół godzinki, chodź, napijemy się jeszcze - wróciliśmy do salonu. Weronika włączyła telewizor i nalała nam jeszcze szkockiej. Usiedliśmy na kanapie.

      Dużo rozmawialiśmy i dużo się śmialiśmy. Dyskretnie rozglądałem się po salonie a później po kuchni. Próbowałem robić zdjęcia tak, żeby obejmowały miejsca, w których są kamery. Nie pytałem dlaczego ma w salonie kamery, nie musiałem. Byłem ciekaw, gdzie jest ochrona i czy ktoś właśnie przegląda nagrania z kamer. Na razie nie wpadł tutaj żaden oddział gangsterów gotowych mnie zabić, więc chyba wszystko jest w porządku albo kamery są wyłączone.

- Masz kamery w domu? - zdecydowałem się jednak ją o to zapytać.

- Ach to - machnęła ręką, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. - Ostatnio miałam włamanie, ukradli mi obraz Picassa. Od tej pory mam kamery w kilku pomieszczeniach i kilka wokół domu.

- To straszne. Policja złapała włamywaczy? - udałem przerażenie , troskę, ale i zainteresowanie.

- Niestety nie, dlatego zainstalowałam kamery.

- Rozumiem. Przykro mi z powodu obrazu. Musiał być cenny.

- Owszem był drogi, ale miał dla mnie również wartość sentymentalną. Dostałam kiedyś od ojca.

- Piękny prezent dla córki.

- Tak - odparła i zmieniła temat. Nie mogłem zapytać jej o ochroniarzy. Była księgową, więc po co jej ochrona? Zaczęłaby coś podejrzewać. Mogłaby zapytać skąd to wiem, skoro nic nie mówiła.

     Zjedliśmy przygotowaną przez panią domu kolację, która według mnie, była dość dobra. Dalszą część wieczoru spędziliśmy w salonie. Raczyliśmy się szkocką, koniakiem. Wszystkim tym, co zawierało w sobie więcej niż dwadzieścia procent czystego alkoholu. W sumie, nawet miło spędziliśmy ten wieczór. O ile można tak nazwać wieczór spędzony z żoną mafiosa.

- Och, ale już jest... późno - spojrzałem na zegarek. Wskazówki trochę mi się rozmazywały przed oczami, ale udało mi się odczytać godzinę. Było dobrze po północy. Chyba troszkę za dużo wypiłem. Weronika była na szczęście w dużo gorszym stanie niż ja.

- Faktycznie. Muszę... się wy...wyspać na jutro. Zamówię ci taksówkę.

- Już ja... dzwonię, tylko jakbyś mogła, to... podaj mi adres - próbowałem mówić wyraźnie podczas zamawiania taksówki. Miałem poczekać piętnaście minut, więc kobieta uraczyła mnie jeszcze szklaneczką whisky. Nie wiem, ile jej dzisiaj wypiłem, ale zdecydowanie za dużo. Na szczęście nie wypiłem tyle, żeby nie pamiętać o misji. Może i byłem wstawiony, ale pamiętałem, po co tutaj przyszedłem. Zapamiętałem dużo i tylko musiałem wytrzymać jakoś drogę do hotelu. Byłem pewien, że Marta siedzi i mnie obserwuje. Ale skoro ja widziałem niewyraźnie, to ona zapewne też, chociaż nie wiem jak to do końca działa. Może Marta z Pablem widzą wszystko wyraźnie. W końcu to jakaś tam super hiper kamerka mikro.

- Taksówka przy...jechała - Weronika wstała i chwiejąc się lekko odprowadziła mnie do drzwi. Stanęliśmy na werandzie, a kobieta w tym czasie podeszła do mnie kołysząc zmysłowo biodrami i pocałowała mnie w usta. Głęboko, zmysłowo. No to jestem w dupie, przemknęło mi przez myśl. - Jutro przyjedź o...o dwu..dziestej. Adres znasz - skinąłem tylko lekko głową, dałem jej całusa w policzek i wsiadłem powoli do taksówki.

- Cholera - zakląłem. Najlepsze, że gdy rozmawiałem to bełkotałem, ale przeklinanie przychodziło mi zbyt łatwo. I wyraźnie było słychać te przekleństwa.

- Niezła kobitka co? - zagadał do mnie kierowca.

- T...tak, tak - podałem mu adres docelowy. Nie miałem zamiaru z nim gadać. Leon, nie możesz teraz zasnąć, myśl, jak ty to wytłumaczysz Marcie?


MARTA

    Morales wstał, żeby rozprostować nogi, ale ja dalej czujnie obserwuje ekran. Leon zrobił parę zdjęć, które natychmiast kamerka przesłała do mnie. Miałam je już otwarte w drugim okienku.

- Pablo chodź tu, Leon chyba już wychodzi - widziałam wszystko wyraźnie. Widziałam też jak pił szklankę za szklanką. Whisky zbyt łatwo mu wchodziła.

- Idę - usiadł obok i spojrzał na ekran. Z tego, co się zorientowałam, Weronika szła z nim na zewnątrz. Chyba mieli się pożegnać. Leon odwrócił się tak, że przed nim stała kobieta. Nagle ona podeszła i...

- Co jest do cholery?

- O kur... Chyba się całują - Morales tak jak ja nie mógł oderwać wzroku od ekranu.

- Zabiję go - dałam mężczyźnie komputer i wstałam. - Niech tylko przyjedzie.

- Chyba nasz plan zakładał, że Leon ma uwieść Weronikę, a to się wiążę z...

- Cicho. Nic nie mów - wycelowałam w niego palec. - Nic nie mów - usiadłam na łóżku i czekałam. Po czterdziestu minutach usłyszeliśmy, jak ktoś wchodzi do pokoju. W progu stał Leon i się chwiał.

- I jak mi poszło? - uśmiechnął się, zamknął drzwi i wszedł do środka.

- Jesteś pijany - wstałam spokojnie i podeszłam do niego. Cuchnął alkoholem.

- Wypiłem kilka szklaneczek whisky - uśmiechnął się.

- No i z czego się cieszysz tuku jeden? Całowałeś się z nią?

- Niee - pokręcił głową. - Nie ca...łowałem się z nią - zdecydowanie zaprzeczył.

- Miałeś rozejrzeć się po domu, zlokalizować kamery, a ty się upiłeś i całowałeś z tą kobietą - powiedziałam spokojnie i uderzyłam mężczyznę w twarz. Leon złapał się za policzek.

- Marta - Pablo złapał mnie za ramię i pociągnął na łóżko. - Spokojnie.

- Ależ ja jestem spokojna - ponownie podeszłam do przyjaciela. - Oddaj mi soczewki - wyciągnęłam rękę. Leon podszedł do lustra i spróbował je wyciągnąć. Udało mu się to dopiero po kilku minutach. Schowałam je do szuflady. - Dzisiaj śpię u Pabla - zabrałam telefon i wyszłam z pokoju zostawiając obu mężczyzn w osłupieniu.

- Ej Marta - Morales wparował do swojego pokoju i spojrzał na mnie.

- Spoko, wezmę sobie koc i będę spać na ziemi. Nie będziesz spał na dwóch poduszkach?

- Nie.

- To jedną sobie wezmę - rzuciłam poduszkę na ziemię obok łóżka. Położyłam się i przykryłam kocem.

- Marta - Pablo podszedł do mnie i ukucnął. - Nie będziesz spać na ziemi. Może i jestem gangsterem, ale mam serce. Chodź - podał mi rękę. Odłożyłam koc i wstałam. - Ja się prześpię na ziemi, a ty idź na łóżko.

- To twój pokój.

- Kładź się, bo zmienię zdanie - posłał mi lekki uśmiech.

- Dziękuję, ale nie będziesz spał na ziemi. Łóżko jest duże. Zmieścimy się.

- Mam z tobą spać? - Pablo otworzył szeroko oczy. Widziałam ten błysk. Jakby ziściło się jego długo skrywane marzenie.

- Tak, na jednym łóżku, ale ręce przy sobie.

- Tak jest - puścił mi oczko i zdjął koszulkę i spodnie. Położyłam się na prawej stronie łóżka i przykryłam kołdrą. - Weź całą kołdrę, ja mam koc - położył się obok i przykrył kocem.

- Dziękuję.

- Spoczko mała - zamknęłam oczy. Nie zdążyłam zasnąć, minęło może kilka minut, gdy ktoś zaczął walić do drzwi. Usiadłam na łóżku i w ciemności spojrzałam na Pabla. On też już zdążył się podnieść.

- Otworzę - wstał ostrożnie, zapalił światło, wyjął broń z szuflady i trzymając ją przy boku, otworzył powoli drzwi. Leon wpadł do pokoju jak huragan. Chyba wytrzeźwiał. Zapomniałam, że tutaj są kamery.

- Co tu się wyprawia?! - stanął na środku pokoju i patrzył na zmianę na mnie i na Moralesa. - Co tu się do cholery wyprawia?! Czemu śpicie razem?!

- Opanuj się - Pablo podszedł do niego. - My nic...

- Zamknij się!

- Leon, jesteś pijany - wstałam i podeszłam do niego. - Idź spać.

- Śpicie ze sobą, a może jeszcze się piep...

- Dość! - pierwszy raz usłyszałam, jak Pablo krzyczy. - Wypierdalaj z mojego pokoju - złapał jego rękę, wykręcił ją i wyprowadził na korytarz. Zamknął drzwi na klucz i wrócił. - Teraz widzę, jak bardzo jest pijany - Pablo usiadł na łóżku.

- Chodźmy już spać - wzruszyłam ramionami i położyłam się. Jutro już jest nowy dzień. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro